VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Doceniamy, co tracimy. 

Mało co jest droższe niż to, co właśnie straciliśmy. 

Prawda ta jest dobrze znana - a rzadko kiedy brana w rozwagę, aż koniec końców coś nie prześlizgnie się przez palce. Szczęśliwi, w których przypadku nie jest to życie - ich lub im bliskich. 

Istnieją takie osoby, które wspierają, lecz nie rzucają się w oczy. Prawie zapominamy, że tam są, zupełnie jak ze słońcem czy powietrzem, a naprawdę ich potrzebujemy. Są ważne w swej skromności.

Do tego typu osób należała moja babcia, więc gdy jej zabrakło, poczułam się, jakby mojej psychice odjęto jeszcze jeden filar. Być może już ostatni? 

Świadomość zstępowała na mnie powoli. Do pogrzebu funkcjonowałam w szoku na tyle głębokim, iż zachowałam spokój. Rozpłakałam się nad trumną. Tylko na krótko. 

Wiesz, nie umiałam nazwać rodziców rodziną. Moją jedyną uznaną rodzinę właśnie wtedy pochowałam.

Samotność.

Nic więcej, niż mniej. 

Moja właściwa żałoba zaczęła się jednakże dopiero w odosobnieniu, które zapewnił mi własny pokój i zamknięte na klucz drzwi. 

Byłam samotna. Byłam zdesperowana. Byłam rozchwiana. Byłam zrozpaczona. Byłam gotowa na wszystko.

Lecz ostatecznie bardziej niż kolejnej śmierci potrzebowałam otuchy. Potrzebowałam ciebie, rozmowy z tobą i choć wyszłam na ryzykowną przechadzkę okrężną drogą, zakończyła się ona wizytą u ciebie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro