Brakujące puzzle

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy odjeżdżał padłam na kolana i zaczęłam wymiotować. Ta szaleńcza jazda przez miasto, nerwy i kolejny napad paniki przyprawiły mnie o mdłości. Żołądek mi się skręcał z nerwów, cała dygotałam. Przewróciłam się na chodnik, wszystko wirowało, rozmazywało się widziałam jakieś twarze nachylające się nade mną. Przechodnie pytali czy coś mi się stało. Pozbierałam się więc żeby nie robić widowiska i poszłam przed siebie próbując się zorientować w której części miasta jestem.

Paliła mnie ohydna żółć w gardle, szampan i inne trunki już dawno ze mnie wyparowały a szpilki boleśnie obcierały stopy do krwi. Weszłam do jakiegoś otwartego sklepu i nie zastanawiając się wiele chwyciłam pierwszą lepszą butelkę alkoholu z półki. Ekspedientka obsłużyła mnie bez słowa ale patrzyła na mnie dziwnie. Wychodząc zobaczyłam w szybie swoje odbicie. Brudny płaszcz i wystający z pod niego sponiewierany tren sukienki i te absurdalnie błyszczące drogie buty na obtartych stopach. Starłam rękawem już i tak rozmazany makijaż i pociągnęłam z butelki. Musiałam znieczulić swoje ciało ale przede wszystkim umysł. Zapomnieć na chwilę o tym całym gównie. Nie wiem jak i kiedy po godzinach błąkania się po mieście dotarłam do domu.

- Co ci się stało?! – przywitała mnie w progu przerażona Clair, którą wyrwałam brutalnie ze snu tłukąc się w korytarzu.

- Nic się nie stało – wybełkotałam i weszłam próbując z całych sił utrzymać równowagę ale wciąż przegrywałam z grawitacją i musiałam przytrzymać się ściany. Nie wiele to dało i po chwili runęłam z hukiem.

- Monico jesteś pijana?!

Clair próbowała mi pomóc się podnieść. Odtrąciłam ją.

- Jestem pijana i co z tego?! A ty nie byłaś kiedy mnie ciął ten skurwysyn?! – wyplułam z siebie w pijackim bełkocie.

Jej przerażona i przepełniona bólem twarz będzie mnie prześladować do końca życia. Zamknęłam się w swoim pokoju, zrzuciłam płaszcz i te cholerne buty.

Kurwa znowu to robię! Znów krzywdzę jedyną mi bliską osobę. Czułam jak pętla przeszłości zaciska mi się na szyi a dawne potwory znów wychodzą z szaf ale tym razem jestem jednym z nich. Stałam się potworem, który nie miał prawa istnieć. Potworem, którego trzeba było w końcu zabić!

Podeszłam do ściany i w amoku zaczęłam zrywać tapetę składającą się z przyklejonych przeze mnie wcześniej plakatów, wycinków z gazet, kartek papieru z nagryzmolonymi notatkami i wierszami aż dotarłam do tej jednej z trzynastoma punktami, tymi które tak kurczowo trzymały mnie jeszcze przy życiu. Znałam je na pamięć ale musiałam znów zobaczyć na własne oczy. Chwyciłam flamaster, który przyturlał mi się pod nogi. Przepisałam wszystko na ścianę i zaczęłam skreślać punkt po punkcie. Zostało mi już tak niewiele...

Po wszystkim padłam wyczerpana na materac i zasnęłam.

*

Przemierzałam szkolne korytarze jak w letargu od czasu do czasu odbijając się od kogoś. Byłam jak pusta skorupa człowieka wypruta z emocji. Jeśli cokolwiek do mnie wróciło w ostatnich miesiącach i cokolwiek znów czułam a serce pompowało mocniej krew to wszystko zniknęło jednej nocy. Pstryk i tak po prostu mój włącznik znów się przełączył na tryb wegetacyjny, melancholijny i depresyjny, taki mój szaro bury zwykły stan.

Kiedy spotykałam przyjaciółkę nakładałam na twarz maskę uśmiechu, starałam się i udawałam na przemian to zwykłe zmęczenie po wczorajszym wieczorze to zainteresowanie jej słowami. To ostatnie było naprawdę podłe ale nie mogłam się skupić, przestać o nim myśleć. Wciąż widziałam tą twarz, ten obleśny uśmiech Lestera Carltona. Kiedy dziś rano się obudziłam miałam nadzieję, że to był tylko koszmar ale niestety Hannah potwierdziła wszystko dziękując mi za zmuszenie jej do rozmowy z matką na balu. Czyli byłam tam i ten wieczór był faktem i zakończył się tak jak się zakończył. Z Colemanem mijaliśmy się na szkolnym korytarzu jak dwójka nie znających się ludzi ale to akurat mnie najmniej obchodziło.

Na lekcjach kładłam głowę na ławce, ciążyła mi niemiłosiernie od natłoku myśli. Udawałam sen ale prawdziwy sen nie nadchodził. Zresztą i tak bałam się zamykać oczy bo widziałam ciągle jego wstrętny uśmiech i obślizgłe spojrzenie mierzące moje ciało centymetr po centymetrze.

Nawet nie wiem kiedy Hannah zaciągnęła mnie na basen. Było tam mnóstwo ludzi. No tak to dziś te wyczekiwane przez wszystkich zawody pływackie przemknęło w moim umyśle. Wykręciłam się złym samopoczuciem. Już prawie byłam wolna ale dopadła mnie Samantha Theodor.

- Ty dziwadło! Zaczekaj! – krzyknęła.

Byłam naprawdę zmęczona wszystkim a już najbardziej jakimkolwiek zainteresowaniem z jej strony.

- Czego znowu chcesz? Odpuść sobie bo nie jestem dziś w nastroju... – wymruczałam.

- Stój jak do ciebie mówię! – szarpnęła mnie za rękę i wyrwała mi z niej trzymaną przeze mnie bluzę. – Wytłumacz mi jedno jakim cudem Zack zostawił mnie na balu a pobiegł za tobą? Za takim śmieciem?!

- Oddaj mi moją bluzę!

- Wejdź mi jeszcze raz w drogę a mnie popamiętasz! – popatrzyła na to co trzyma w ręku – Chcesz ją? To ją sobie weź! - i rzuciła sfatygowany materiał do basenu a ja rzuciłam się za nim żeby zgarnąć go zanim pójdzie na dno ale nie zdążyłam.

*

Byłem już rozgrzany i siedziałem na miejscu dla zawodników czekając na moją kolej. Wkurzały mnie te rozwrzeszczane fanki machające do mnie z każdej strony i Daniel łypiący na mnie swoim fioletowym okiem. Cały dzień się odgraża, że mnie dziś pokona. A próbuj szczęścia kutasie, będzie ci potrzebne. 

Zsunąłem na twarz czapeczkę i zamknąłem oczy ale nie mogłem się skupić. Moje myśli krążyły wokół jednej denerwującej osoby ale nie był to Daniel Fuller. Przywołałem w pamięci jej wściekłą i przerażoną twarz. Wiem, że przegiąłem. Zdałem sobie z tego sprawę jak tylko odjechałem zostawiając ją na środku drogi ale kiedy ochłonąłem i zawróciłem już jej tam nie było. Hannah wiedziała co się stało bo sam się jej przyznałem do wszystkiego, nawet Laura zadzwoniła rano ze swoimi pretensjami co do wczorajszego widowiska w moim wykonaniu. Było mi podwójnie głupio zwłaszcza kiedy Han powiedziała mi o tym co Vicat dla niej zrobiła.

Usłyszałem krzyki i zobaczyłem jak Sam wrzuca coś do basenu a Vicat rzuca się za tym, później jedną z bliźniaczek, tych psiapsiółek Samanthy wpychającą dziewczynę do basenu. Kurwa przecież ona nie umie pływać! To były sekundy, wszystko działo się tak szybko. Wskoczyłem do wody ale ktoś mnie ubiegł. Fuller wypłynął z Vicat w objęciach.

- No weźcie mnie kurwa wkońcu utopcie! – krzyknęła w kierunku ulatniających się szybko dziewczyn, wypluwając przy tym resztki wody. Hannah się nią zajęła, odciągając w kierunku wyjścia i nie pozwalając żeby rozpętała się większa awantura.

Fuller działał mi na nerwy zawsze ale teraz to już mu nie odpuszczę. Wziął Vicat na celownik. Tyle zachodu tylko po to żeby ją przelecieć i zostawić?! Popapraniec! Uśmiechnąłem się pod nosem na swoje myśli bo kim w takim razie byłem ja? Czy nie chciałem tego samego?

*

Wysuszyłam się u Hannah i wróciłam do domu. Weszłam po cichu bo nie wiedziałam czy Clair jest a nie byłam gotowa na spotkanie z nią. Po tym co jej wykrzyczałam po powrocie z balu nie byłam jej w stanie spojrzeć w oczy. Czemu do cholery upojenie alkoholowe jest tak niesprawiedliwe i nie urywa filmu kiedy nie chcesz go pamiętać. Unikałyśmy się na razie z Clair skutecznie. 

Usłyszałam głosy, W domu oprócz ciotki były jeszcze jakieś obce osoby. Nie miewałyśmy gości, nie miałyśmy nikogo bliskiego oprócz siebie. Sytuacja nie była więc normalna. Zakradłam się powoli i ostrożnie bliżej żeby sprawdzić co się dzieje.

- Nie wierzę! To nie prawda! – usłyszałam zdenerwowaną Clair.

- Clair naprawdę nic nie zauważyłaś? O niczym nie słyszałaś? – pytała jakaś kobieta.

- Nie! – zaprzeczyła raz jeszcze z mocą ciotka.

- Zapewne nikt nie miał odwagi żeby z panią rozmawiać na ten temat wiedząc, że jest pani narzeczoną Lestera Carltona – odezwał się mężczyzna.

Nogi zrobiły mi się jak z waty kiedy znów usłyszałam to nazwisko.

- Clair mamy dowody, że Amanda zabiła się przez niego, zostawiła list w którym wszystko opisała, jej siostra go znalazła i zrobiła kopię zanim oddała go policji. Mogę ci pokazać. Clair on naprawdę zmuszał nas do takich rzeczy...

- Przestań nie chcę tego słuchać! To kłamstwa! Byłyście zawsze wszystkie zazdrosne to dla tego wymyśliłyście te bzdury – odparła lodowatym tonem Clair.

- Proszę się uspokoić. Proszę spojrzeć na te zdjęcia. Zna pani tego mężczyznę?

- Tak to Tony Suter. Ale co on ma z tym wspólnego?

- Ten mężczyzna pracuje dla Lestera Carltona, tu są razem na zdjęciu.

Kurwa co się dzieje?! Zasłoniłam swoje usta rękami żeby nie krzyknąć. Miałam wielką nadzieję, że cały czas jeszcze tkwię w jednym z tych pierdolonych koszmarów z którego wybudzę się za chwilę zlana potem i z urywanym oddechem.

- Ale co on... dla czego... oni razem? – dukała Clair.

- O to właśnie chcieliśmy zapytać panią.

- Nie mam pojęcia.

- Myśleliśmy, że może pani wie dla czego ten mężczyzna śledzi pani siostrzenicę?

- Co takiego?! – krzyknęła Clair.

Kurwa a więc to prawda a ja wmawiałam sobie, że mam jakąś paranoję. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Zbliżał się kolejny napad paniki. Pochyliłam się i wbiłam paznokcie w swoje uda. Nie mogę teraz odpłynąć. Szumiało mi w uszach ale walczyłam z tym. Potrzebuję powietrza. Wyszłam ostrożnie na klatkę schodową i zeszłam na dół.

Postanowiłam poczekać na nich na zewnątrz. Pierwszy pojawił się mężczyzna. Chwyciłam go za rękaw.

- Kim pan jest i co pan robił w moim domu?!

- Monique? - upewnił się zdziwiony.

- Skąd pan mnie zna?

- Rubio Montoya prywatny detektyw. Nie tutaj. Możemy porozmawiać gdzie indziej? – kiwnęłam głową na zgodę. - To moja wizytówka – wyciągnął z kieszeni wizytówkę i mi ją szybko wręczył. - Zadzwoń za 15 minut. Muszę sprawdzić teren, spotkamy się gdzieś później.

Odszedł rozglądając się wokół jak jakiś tajniak.

Kobieta, która z nim była wyszła po chwili z budynku, wsiedli razem do auta zaparkowanego po drugiej stronie ulicy i odjechali. Oparłam się o mur i kucnęłam. Wyciągnęłam telefon z plecaka i sprawdziłam godzinę, całe szczęście wrzuciłam go tam dzisiaj na lekcji i nie skończyło się jak po poprzednim spotkaniu z wodą na imprezie u Colemana gdzie musiałam go oddać do serwisu.

Po 15 minutach, które zdawały się być godzinami, zadzwoniłam pod numer z wizytówki.

W słuchawce usłyszałam:

- Jesteś przed budynkiem?

- Tak.

- Skręć w prawo, idź prosto aż miniesz przystanek, później w lewo w taką wąską uliczkę prowadzącą do parku tam zobaczysz zaparkowanego czarnego suva w środku czeka Paul mój współpracownik zawiezie cię do małego bistro przy autostradzie, będę tam czekał.

Rozłączyłam się i postępowałam zgodnie ze wskazówkami mężczyzny. Starałam się zachowywać normalnie, nie rozglądać nerwowo ale po tym co usłyszałam czułam się jakbym była cały czas obserwowana. Serce dudniło mi w piersi a zimy pot rosił moje czoło. A w głowie tłukło się tysiące myśli. Tylko krok dzielił mnie od szaleństwa.

*

- Czy to prawda to co mówił pan Clair? – przeszłam od razu do rzeczy jak tylko usiadłam na wprost poznanego dopiero co mężczyzny.

- Paul uprzedził mnie, że wróciłaś do domu ale nie słyszałem kiedy weszłaś.

Zignorowałam to co powiedział czekałam na odpowiedź na moje pytanie.

- Nie wiem czy powinienem z tobą rozmawiać na ten temat...

- Nie jestem już dzieckiem, jestem pełnoletnia. – Zrobiłam pauzę. - I może będę mogła pomóc – zachęciłam go do rozwiązania języka.

- Czy ty coś wiesz?

- Chcę najpierw usłyszeć wszystko od pana? Kim była ta kobieta z panem?

- No dobrze. - Westchnął zrezygnowany i zaczął mówić. - Rebecca Romney pracowała z twoją ciotką w firmie Carltona. Ona i kilka innych kobiet chcą oskarżyć Carltona o molestowanie, szantażowanie, zmuszanie do obcowania płciowego a nawet gwałty i zastraszenia. Po tym jak jedna z kobiet Amanda Hall popełniła samobójstwo skontaktowały się ze mną. Amanda Hall zostawiła list pożegnalny, który zaginął w dziwnych okolicznościach. Całe szczęście siostra Amandy zanim przekazała go policji zrobiła kopię. W liście tym oskarża o wszystko Carltona.

Słuchałam markując spokój na twarzy a pod stolikiem nerwowo zaciskałam palce na podrygujących nerwowo udach. Ręce mi się trzęsły i pociły. Starałam się jednak myśleć jasno.

- Czy wiesz coś, coś słyszałaś o tym kiedy mieszkaliście razem? – zadał mi pytanie.

- Jestem pewna, że to wszystko co mówią te kobiety to prawda. O co chodzi z Tonym?

- Tony Suter pracuje dla Carltona. - Zrobił pauzę, jakby dla lepszego efektu, chrząknął i powrócił do wyjaśnień. - Może zacznę od początku. Nie zdziwiło was, że po rozstaniu z Carltonem i odejściu z pracy twoja ciotka wykształcona, piękna kobieta, ze świetnymi referencjami nie może znaleźć równie dobrej pracy a jak już się gdzieś zaczepi nigdzie nie może zagrzać miejsca? I te rozpadające się szybko związki? – nie czekając na moją odpowiedź kontynuował. - Otóż popytałem i okazuje się, że Carlton maczał we wszystkim palce. Myślałem, że nie rozstali się z twoją ciotką w najlepszych okolicznościach i to rodzaj jego zemsty albo jakaś chora zazdrość o ex? – Ciągle milczałam więc mężczyzna mówił dalej. - Zobaczyłem go kiedyś jak rozmawia z byłym twojej ciotki, z Tonym. Sprawdziłem tego typa i okazało się, że odkąd zaczął się z spotykać z Clair spłacił wszystkie swoje długi. Po tym jak Clair z nim zerwała i oskarżyła o nachodzenie już i tak miał złą passę trochę mu się nazbierało w kartotece i policja zgarnęła go za jakieś drobne machloje. Zaraz jak tylko wyszedł znów skontaktował się z Carltonem i wrócił ale co mnie zdziwiło nie zbliża się do Clair tylko śledzi ciebie zakładam więc, że Carltonowi nie chodziło o odegranie się na byłej. Zgaduję, że ty coś wiesz i możesz nam pomóc tak? Monique?

Miałam wrażenie, że mężczyzna podaje mi wszystkie brakujące puzzle, które teraz składały się w całość. Nie odzywałam się. Ponowił więc pytanie.

- Dlaczego Lester Carlton kazał cię śledzić? Monique czy ty coś wiesz?

Ocknęłam się z zamyślenia.

- Muszę się zastanowić, muszę pomyśleć! Mam pana...

- Rubio, mów mi po prostu Rubio.

- Mam twoją wizytówkę Rubio, pozwól mi się nad tym wszystkim zastanowić. Muszę sobie to wszystko na spokojnie poukładać w głowie. Jak będę gotowa zadzwonię – powiedziałam wstając nerwowo od stolika.

- Zdajesz sobie oczywiście sprawę, że wszystko co ci powiedziałem musi pozostać między nami jeśli nie będziesz chciała ze mną rozmawiać nie musisz ale zachowaj to wszystko co dziś usłyszałaś dla siebie dla dobra tych kobiet i własnego. Wierz mi Carlton to niebezpieczny człowiek.

- Wiem.

Bo przecież wiedziałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro