I.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trawa sztywna od mrozu i rozjaśniona szronem skrzypi pod ciężarem butów Erzsébet, zasłania swoją lśniącą połacią nierówne, przemarznięte na kamień grudy ziemi, na których łatwo się potknąć i skręcić sobie kostkę. Zima nisko zwiesza się nad łąką, jakby miała jej dotknąć lada chwila, za dzień-dwa, a tymczasem spuszcza na nią ostre igiełki szadzi i rozwiewa szarawe mgły, zastępując je powietrzem tak przezroczystym, że aż kłującym w policzki. Pachnące odległym o zaledwie kilka dni śniegiem podmuchy uderzają kobietę prosto pomiędzy zgarbione łopatki. Prostują jej plecy, pomagają iść, dodają odwagi, tak jak zrobiłby to przyjaciel, jakiego teraz przy Erzsébet nie ma.

Szkoda, że nie zabrała z domu rękawiczek; ale w październiku, kiedy to wszystko się zaczynało, nie były jeszcze potrzebne.

Siatka dzieląca łąkę na pół jest przecięta w kilku miejscach, umożliwiając przemknięcie na drugą stronę, co – jak wie Erzsébet – wielu zrobiło już przed nią. Do samego końca nie spodziewała się, że pójdzie ich odciśniętym w szronie śladem. Wyrwa, rzecz jasna, kiedyś zostanie naprawiona, ale najbliższe zabudowania ludzkie to wieś niewidoczna nawet z drogi; minie więc trochę czasu, zanim natknie się na nią służba pogranicza. Ucieknie przez nią może jeszcze kilka osób, może już nikt; Węgry najpewniej jest jedną z ostatnich. W końcu zaczyna się już grudzień, a plamy krwi, które splamiły jesień, wkrótce zasłoni pierwszy śnieg.

Druty siatki mimo zadanych im ran usiłują jeszcze spełnić swoją rolę i zatrzymać uciekinierkę po właściwej stronie pastwiska. Chwytają ją za nogi, zaczepiają o rękaw płaszcza, Erzsébet jednak pełnym politowania uśmiechem kwituje tę ostatnią próbę uwięzienia jej w miejscu, dokonaną jak gdyby dla formalności.

Nie ma kontroli, nie ma celnika, nie ma pasiastych budek pograniczników; po tej stronie wita ją tylko skromny żółty znak z austriackim orłem, nieprzygotowany do roli przewodnika i nie kłopoczący się nawet informowaniem, że oto jest terytorium Austriackiej Republiki. Węgry składa mu niezbyt zręczny ukłon, chcąc godnie podziękować jedynemu świadkowi jej przestępstwa. Po raz pierwszy zwraca uwagę na resztki rozerwanych kajdan wokół cienkich, ptasich nóg.

- Guten Morgen, Herr Adler – wita się nonszalancko z dawna nieużywanym niemieckim. – Wissen Sie vielleicht, wo ich ihn finde?

Żółta tabliczka milczy, zdziwiona, nienawykła do widoku gości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro