State Of Grace

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*rok później*

// Przechodzę szybko przez światła
Ruchliwe ulice i zabiegane życia
I wszystko, co wiemy, jest niepewne//

Nowy Jork wiosną... Nie trzeba nic więcej dodawać.

I chociaż na pierwszy rzut oka mogło by się zdawać, że wysokie, oszklone budynki i zakorkowane ulice wyglądają dokładnie tak samo, coś w środku mnie, wie, że nowy duch został tchnięty w te aleje. Słońce wreszcie przedziera się zza zachmurzonego nieba i pokazuje się pierwszy raz od naprawdę długiego czasu. Zima była w tym roku długa i wszyscy mieliśmy jej dość. 

To był 2 kwietnia, a ja właśnie skończyłam udzielać wywiadu dla jakiegoś pisemka, a potem szybko wróciłam do mojego apartamentu, żeby się przebrać i udać się świętować 24 urodziny Chloe Ryan. Nie mogłam uwierzyć, że wszystkie robiłyśmy się takie stare, w dalszym ciągu miałam wrażenie, że mamy po 12 lat i całe lato przesiedzimy na huśtawkach obok naszych domów. 

Dzisiejszej nocy miałam spotkać wiele osób, chociaż nie mogłam zaprzeczyć, że jednej wyczekiwałam bardziej niż pozostałych. Prawdopodobnie wszyscy zdążyli się domyślić, że miałam na myśli Harry'ego.

//Jesteśmy sami z naszymi zmiennymi zdaniami
Zakochujemy się, aż to rani lub krwawi
Albo przemija z czasem//

Czasami, gdy przypominałam sobie, czego właściwie dokonałam rok temu, nie mogłam w to uwierzyć. Jakim cudem, Misty Day zdołała przerwać ślub? Ale udało jej się, i chyba nawet wyszło to na dobre. Co prawda, Emma trochę próbowała mnie nękać na Twitterze wiadomościami i cały świat się dowiedział o tym "incydencie", ale w porę przestała. Nie sposób było opisać jak na ten fakt zareagowały media. Moja mama, której sądziłam, że lepiej będzie nie mówić w co bawi się jej córka za granicą, zadzwoniła do mnie tego samego dnia i powiedziała: "Myślałam, że malujecie z Camille ściany!". Ale po pewnym czasie wszystko ucichło, a ten występek nazwano "ikonicznym". 

Nasza relacja z Harry'm nieco się poprawiła od tamtego czasu. Spotykaliśmy się raz, albo trochę więcej w miesiącu, potrafiliśmy normalnie rozmawiać i od czasu do czasu też dzwoniliśmy do siebie. Żadnej presji, luźna znajomość. Chociaż tak naprawdę nie sądziłam, żeby moje uczucia względem niego uległy zmianie. Mogłabym rzucić wszystko, jakbym znowu miała osiemnaście lat i znów z nim być. Ale wolałam zostawić sprawę taką, jaką jest. I pozwolić jej się rozwijać powoli.

W końcu minęłam ostatnie skrzyżowanie i znalazłam się na miejscu. Chloe postanowiła urządzić swoje urodziny w jednym z klubów, jako manifest jej udanego wejścia w 24. Cały zeszły rok była w trasie z Seleną Gomez, a to chyba było spełnieniem jednego z jej największych marzeń. A ja miałam nadzieję, że zostanie właśnie w taki sposób doceniona jeszcze nie raz.

Oczywiście przed wejściem kręciło się wiele osób, więc jeden z ochroniarzy mnie niemal przetransportował do środka, a ja mu podziękowałam i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu tej postrzelonej dziewczyny.

Światła były nieco przyciemnione a lasery rzucały wiązki promieni na przeciwległą ścianę tworząc ciekawą mozaikę. W tle leciała jakaś piosenka, ale nie zdołała ona przebić się przez tłum rozmów i śmiechów, które co jakiś czas dobiegały moich uszu.

Od razu zauważyłam wielką stertę prezentów, którą Chloe potem dokładnie ogląda, a większość rzeczy, które jak twierdzi "nie są jej aż tak potrzebne" przekazuje na rzeczy charytatywne. Jedynymi prezentami, których nigdy nie zwracała były te od Zayna, chłopaków(jako idealnej fanki 1D), ode mnie, Crystal i Camille. Do nich zawsze miała sentyment. Miałam nadzieję, że i w tym roku stwierdzi tak samo. Położyłam małe pudełko tuż przy innych ładnie zapakowanych prezentów.

-Nareszcie jesteś!- sama zainteresowana znalazła się przy moim boku, zanim ja zdążyłam ją znaleźć- Myślałam, że nie przyjdziesz

-No fakt, miałam lepsze plany- przyznałam- Ale w końcu stwierdziłam, że będę tak dobra i wpadnę na chwilę- wywróciłam oczami

-Nie chcę ci nic mówić, ale gdyby dzisiaj był twój ślub to bym nie przyszła...- odparła naszym typowym tekstem, który wymyśliłyśmy z Camille w pewny upalny dzień

Westchnęłam i przyjrzałam się jej.

-Dobrze, że umiesz się malować. Możesz ukryć to, że się starzejesz.

-Dobra dzieciaku, dobranocka już była

-Wszystkiego najlepszego, Chloe- uśmiechnęłam się w końcu i ją mocno przytuliłam do siebie- Żebyś nigdy nie próbowała zmieniać tej spontaniczności i kreatywności w sobie. Może nie wiesz, ale kocham to jak jesteś postrzelona...- mówiłam dalej ją przytulając

-Wiem, mówisz mi o tym w każde urodziny- powiedziała rozbawiona- To, ze mam już dwadzieścia cztery lata, to nie znaczy, że nagle stanę się nudna jak Camille. Jeszcze sporo ze mną przejdziecie

-Wiem- odpowiedziałam odsuwając się od niej i łapiąc ją za ręce- I cieszę się z tego, i naprawdę jestem z ciebie dumna. Dziękuję ci, za bycie tak wspaniałą przyjaciółką przez długi długi czas- kiwnęłam głową

-Nie trudno jest się z tobą przyjaźnić- stwierdziła-Czasem potrzebujesz tylko kopa w dupę- wzruszyła ramionami

-Wszystkiego najlepszego po prostu

-Dziękuję, twoje życzenia zawsze sprawiają, że czuję się taka lekka

-Staram się być oryginalna... Widzę, że masz kolejkę do składania życzeń- zauważyłam kilka osób kręcących się wokół- Spotkamy się za jakiś czas?

-No wiesz, nigdzie się stąd nie ruszam- zaśmiała się i pocałowała mnie w policzek, miała doskonały humor- Poza tym dobre wieści nadchodzą, Misty

Spojrzałam na nią zdziwiona i już chciałam zapytać, o co jej chodzi, ale wtedy ona szybko odeszła i zaczęła rozmawiać z jakimiś dalszymi znajomymi.

Pomyślałam, że może znowu zaproponowano jej pracę z jakąś znaną osobą, czy coś i po prostu odeszłam.

//Pojawiasz się i zbroja opada
Przecinasz pokój jak kula armatnia
A teraz wszystko, co wiemy, to nie odpuszczać//

Znowu zaczęłam się rozglądać wokół, niby dla zabicia czasu, ale tak naprawdę szukałam jego. W końcu dostrzegłam go na drugim końcu pokoju. Rozmawiał z Crystal, co mnie nieco zdziwiło, ale nie potrwało to długo, bo jego wzrok szybko odnalazł mój, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

Powiedział coś do Crystal, a ta skierowała wzrok w moją stronę i z uśmiechem kiwnęła głową.

W ciągu kilku najbliższych sekund Harry przeciął całą długość pomieszczenia i pojawił się tuż przede mną z uśmiechem, który ani trochę nie uległ zmianie od sześciu lat.

-Świetnie wyglądasz, Day

-Nigdy tak stylowo jak ty, Styles

-Nadal trzymasz się tych słabych żartów?

-Nadal zapisujesz swoje w zeszytach?

***

Minęły dobre trzy godziny imprezy, a ja większość czasu spędziłam z Harry'm. Chloe pojawiała się wokół nas tylko, kiedy chciała wyciągnąć nas na parkiet, albo pytając czy mamy wystarczająco drinków. Tej nocy była jeszcze bardziej postrzelona niż zwykle. 

Jak się okazało najlepszy prezent dostała od Zayna(co za niespodzianka), który kupił ich dwójce dom na przedmieściach Nowego Jorku i dopiero teraz ją o tym poinformował. Skoczyła wtedy na niego, zupełnie zapominając, że ma zdmuchnąć świeczki i pomyśleć życzenie.

-Wygląda na taką szczęśliwą, jakby nie potrzebowała więcej życzeń- stwierdziłam przyglądając się tej scenie i opierając się o ramię Harry'ego.

Alkohol trochę zaczął mi już uderzać do głowy, a fakt, że wewnątrz było gorąco tylko potęgował to odczucie.

- A ty?- zapytał cicho Harry, a ja tylko spojrzałam na niego rozbawiona, pytając czy coś proponuje

Nie zdążył jednak nic odpowiedzieć, bo Camille zaczęła poganiać Chloe do myślenia życzenia i zdmuchnięcia świeczek.

-Na Boga! Chloe dmuchaj te świeczki, bo jestem głodna.

Chloe wróciła na ziemie i pokazała język Camille, ale w końcu przeszła do swoich powinności. 

Chwilę po tym wszyscy ponownie zaczęli tańczyć i krzyczeć słowa piosenek, a chociaż nie mieli sprzętu do karaoke, chwycili mikrofony w dłonie i śpiewali z pamięci, pomijając co drugie słowo.  Przed północą już wszyscy byli nieźle pijani.

Nawet Camille trochę odpuściła i włączyła się z Niallem w dyskusje odnośnie jedzenia.

-Obiecuję, jeśli on nie wyrwie jej dzisiaj- powiedział Harry, a ja się zaśmiałam

-Jasne, ty miałeś mnie w jedną noc. 

-I mam cię do dzisiaj- stwierdził przekręcając zabawnie głowę

***

Nasza najbliższa paczka została zaproszona do nowego domu Chloe i Zayna na noc po jej urodzinach. Co prawda nie mieli aż takiej ilości pokoi, ale Zayn stwierdził, że jakoś damy radę, a Chloe powtórzyła swoje sławne powiedzenie: "jak się popieści to się wszystko zmieści". 

Podzieliliśmy się więc jakoś, chociaż Louis zasnął już na wejściu do salonu, nawet nie pofatygował się położyć na kanapie. 

Wcale mnie też nie zdziwiło, gdy Chloe wepchnęła mnie i Harry'ego do jednego pokoju i zamknęła za nami drzwi. Dziwiło mnie jedynie, że nie użyła klucza.

Ale my nie mieliśmy nic przeciw temu. Zdawało się, że alkohol już prawie całkowicie się ulotnił, więc z przyjemnością oglądaliśmy tą całą upitą zgraje. Żałowałam, że moja pamięć nie zapamięta dokładnie wszystkiego.

//Jesteśmy sami, tylko ty i ja
Na górze w twoim pokoju, z czystymi kontami//

-Wiesz, że ostatnio minął równy rok odkąd wtargnęłaś na mój ślub?- spytał Harry, a ja rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie i położyłam się na łóżku

Patrzyłam na sufit i zastanawiałam się, jaka ta sytuacja jest absurdalna. Po wszystkim co przeszliśmy, po ostatnich latach, które były szaleństwem znowu wylądowaliśmy w jednym miejscu. Czy to kiedyś stanie się normalne?

-Nie wtargnęłam- poprawiłam go-Ja tylko przyszłam porozmawiać

-Zawsze znajdzie się jakieś usprawiedliwienie- zaśmiał się- Możesz uwierzyć, że minęło już sześć lat odkąd się poznaliśmy? Tyle czasu...

-Przez większość nawet nie rozmawialiśmy- wtrąciłam- Ale nie wyobrażam sobie tego, że miałbyś być teraz z Emmą. Nie, po prostu nie- pokręciłam głową, jakbym w ogóle chciała wyrzucić tą absurdalną myśl z głowy.

- Chyba mi kompletnie odbiło. Chciałbym wiedzieć, co tak naprawdę działo się wtedy w mojej głowie, ale naprawdę nie wiem.

Przyjrzałam się dokładnie jego twarzy, prawie mogłabym uwierzyć, że faktycznie w tamtym momencie byliśmy młodsi. Harry zmienił się tylko trochę, spoważniał, ale za każdym razem, kiedy ze mną przebywał, pokazywał mi, że jego spontaniczność nie została kompletnie zabita.

-Jasne, dzieciaku- mruknęłam i zanim zdążyłam się powstrzymać moja ręka zaczęła przeczesywać jego włosy.

Chyba nigdy się od tego nie uwolnię, pomyślałam.

-Jestem prawie pół roku starszy od ciebie- zmarszczył brwi- dzieciaku

Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Prawda była taka, że wciąż czuliśmy się jak dzieciaki, chociaż nie było możliwości, żebyśmy przestali dorastać.

//Więc, nigdy nie byłeś święty
I ja kochałam niewłaściwie//

-Hej, jest czwarta nad ranem- powiedział, spoglądając na zegarek leżący na nocnej półce- Powinniśmy iść

-Spać?- spytałam

-Jeśli tylko chcesz- uśmiechnął się i poruszał brwiami

-Dokładnie wiesz o co mi chodziło- odparłam, ale też się uśmiechnęłam

Chwyciłam jedną z poduszek i go nią uderzyłam. 

-Nie chciałaś ze mną zaczynać... - pokręcił głową

I tak zaczęła się bitwa na śmierć i życie, na wszystkie możliwe poduszki i całą pościel, którą znaleźliśmy w pokoju, aż próbując dopaść siebie nawzajem, nie zaplątaliśmy się w jakiś koc i nie runęliśmy na podłogę, śmiejąc się tak głośno, że myśleliśmy, że zaraz Chloe do nas wpadnie i zaklei nam usta taśmą klejącą. 

-To był bardzo zly pomysł- stwierdziłam- Ten pokój wygląda teraz naprawdę źle

Usiadłam i przyjrzałam się bałaganowi, który zrobiliśmy w niecałe kilka minut. Było blisko a ucierpiała by nawet ta nocna lampka, jedyne źródło światła. 

-Masz racje, chodźmy stąd, zanim Zayn nas zje

-Dokąd chcesz iść o 4 rano?

-Czy ja wiem?  Może przejdę się po moście Brooklyńskim czy coś?

-Powodzenia. Brooklyn jest po drugiej stronie miasta

-Ja nie dam rady? Idziemy, Day, mam nadzieję, że masz swoje najlepsze ubrania

-O czym do cholery ty mówisz?

Zamiast jednak dostać odpowiedź, Harry tylko się zaśmiał, a ja wiedziałam, że to nigdy się nie zmieni. 

***

  //Uczymy się żyć z bólem
Mozaiką złamanych serc
Lecz ta miłość jest odważna i dzika//

-Chyba nie sądzisz, że wpuszczą nas o tej porze do Empire State Building- powiedziałam patrząc na Harry'ego z przerażeniem

A jednak udało mu się dotrzeć do centrum, a co więcej, wcale nie miał zamiaru na tym poprzestać. 

Staliśmy chyba pod najsławniejszym budynkiem Nowego Jorku, a Harry uparł się, że powinniśmy wejść do środka

-Chyba nie sądzisz, że ktokolwiek mógłby mi odmówić?- udał, że poprawia ubranie, a potem wywrócił oczami i chwycił mnie za rękę- Byłaś tu kiedyś?

-No wiesz, mieszkam w Nowym Jorku od urodzenia...

-A na sekretnym balkonie?

-Sekretnym balkonie? Nie słyszałam o tym...

-No widzisz, a ja nawet tu nie mieszkam

Nie pomylił się, mówiąc, że nikt się nie oprze jego urokowi osobistemu, bo wpuszczono nas do środka chociaż była dopiero piąta rano i tylko niektóre biura zaczynały swoją pracę tak wcześnie. 

Byłam zdezorientowana. Zresztą kto by nie był. 

Nie miałam pojęcia dlaczego Harry przywlókł mnie tutaj tak wcześnie rano. Nigdy nie mówił nic o zwiedzaniu Nowego Jorku i byłam pewna, że coś za tym stało. Przeczuwałam, gdy coś kręcił. Nie mogłam tylko odgadnąć co.

-Idziemy 103 piętro- oznajmił teatralnie Harry, gdy weszliśmy do windy

-Co ty gadasz? Empire State ma tylko 102 piętra- spojrzałam na niego

-Tak sądzisz?- rzucił mi tajemnicze spojrzenie, a ja już myślałam, że mu kompletnie odbiło.

Może jednak nie do końca wytrzeźwiał, albo po prostu oszalał. Przy mnie to nie było szczególnie trudne. 

Nie jechaliśmy zbyt długo, chociaż dziwny niepokój zaczął we mnie narastać. W końcu winda zatrzymała się na ostatnim 102 piętrze, a ja spojrzałam na Harry'ego, który twierdził, że znajduje się coś ponad to.

-Nie mogę uwierzyć, że tak mi nie ufasz

-Ufam tobie bardziej niż komukolwiek innemu- odparłam

W tym samym momencie wyszliśmy z windy i znaleźliśmy się w jakimś dziwnym korytarzu z niskim sufitem.

 // Oto są dłonie losu
Jesteś moją piętą Achillesa//  

-Jesteś pewna?

Przystanął na chwilę i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. 

Przypatrzyłam mu się dokładnie i odnalazłam coś niesamowitego w jego oczach. 

Byłam pewna. Ufałam mu nawet wtedy, kiedy nie odzywaliśmy się do siebie. Harry  był po prostu tego typu osobą, która zostawała ci lojalna, nie ma znaczenia co by się nie działo. 

-Jestem- odpowiedziałam

-W takim razie, nie ma już odwrotu

Złapał mnie za rękę, a ja wcale nie protestowałam. Dało mi to dziwne uczucie, ale nie mogłam mu dać się ponieść, bo wiedziałam, że jedyne co mi to przyniesie to tęsknotę za czymś co już nie istnieje. I po wszystkim co się działo, wątpiłam, żeby jeszcze kiedyś zaistniało. 

Patrzyłam na nasze złączone dłonie tak długo, że nawet nie zauważyłam, kiedy stanęliśmy przed masywnymi drzwiami. Harry chwycił za klamkę, ale zanim za nią pociągnął, popatrzył na mnie i powiedział:

-Tylko się nie przestrasz, i nie rób żadnych gwałtownych ruchów, tak tylko ostrzegam

Myślałam, że żartuje i lada chwila znowu zacznie się śmiać, ale wydawał się całkiem poważny. 

Pociągnął za klamkę, a we mnie od razu uderzył podmuch wiatru. 

  //To jest złoty wiek czegoś dobrego, właściwego i prawdziwego..

-Trzymaj mnie- polecił-Jeśli spadniemy to razem

Moim oczom ukazał się widok na cały Nowy Jork. Tysiące wielkich budynków, które wyglądały na takie malutkie pionki.  Cała zatoka, i malutkie wysepki. Wielkie miasto marzeń na tle wschodzącego słońca. Moje serce nagle zastygło na ten zapierający wdech widok. Trudno było uwierzyć, że mogę objąć to wszystko wzrokiem.

-Wiedziałeś o tym wcześniej?

-Dziwię się, że ty nie wiedziałaś- przyznał- Większość znanych osób ma tu zdjęcia

-Czasami nie wierzę w siebie- pokręciłam głową- Naprawdę mogłeś mi powiedzieć wcześniej...- zerknęłam na niego i podeszłam do barierki

-Czekałem do na odpowiedni moment

-Teraz jest dobry?

Harry wyjął telefon, a potem się uśmiechnął.

-Misty Day, jest 3 kwietnia 2018 roku, godzina 5:21 rano, dzielnica Midtown, Empire State Building, 103 piętro- oznajmił, a potem schował telefon- Jest najwyższy czas, żeby to zrobić.

-Hej, dobrze się czujesz? 

//I nigdy nie widziałam, że nadchodzisz
I nigdy nie będę taka sama//

-Odpowiem ci za minutę- odparł, a potem zrobił coś czego kompletnie się nie spodziewałam. 

Wyjął coś z kieszeni, a kiedy uklęknął na jedno kolano, potrafiłam się domyślić, że było to pudełko z najśliczniejszym pierścionkiem jaki kiedykolwiek widziałam.

-Wiem, że jestem tylko zwykłym chłopakiem z '94, proszącym o rękę najjaśniejszą gwiazdę Nowego Jorku, ale Misty Katelyn Day, czy ze względu na te wszystkie lata, w których nieustannie cię kochałem, wyjdziesz za mnie? 

Nie mam pojęcia jak wyglądałam, ale musiałam być zaszokowana i przeszczęśliwa jednocześnie. W moich oczach w końcu zebrały się łzy, a ja uświadomiłam sobie, że tutaj na 103 piętrze w porannym powietrzu, mężczyzna mojego życia czeka na odpowiedź, a ja próbuję uspokoić gonitwę myśli.

-Mój Boże- przemówiłam w końcu- Tysiąc razy tak- kiwnęłam głową

Twarz Harry'ego rozjaśniła się uśmiechem, a mnie wypełniło takie światło, jak nigdy dotąd. Wstał i włożył na mój serdeczny palec pierścionek, który pasował jak ulał. 

-Teraz mogę ci powiedzieć, że czuję się wspaniale- odpowiedział i objął mnie w pasie- Miałem zamiar zrobić to już jakiś czas temu, ale chciałem, że wszystko będzie idealnie

-Jest, ale w życiu nie wiedziałam, że tak się skończy ta noc, że tak to wszystko się skończy

-Jak mogłaś? Nasza kłódka czeka na Long Island.

-Już nie tak długo- stwierdziłam.

Oparłam obie ręce na jego ramionach i przysunęłam go do siebie. Nie mogłam uwierzyć, że całowałam go pierwszy raz od prawie czterech lat. Gdy dotknęłam jego ust, miałam wrażenie, że wcale nie minęło aż tak sporo czasu. W dalszym ciągu, wpasowywał się do mnie, a jego pocałunki były nieporównywalne z niczym innym. Obejmował mnie mocno w pasie, a ja chociaż znajdowaliśmy się tyle setek metrów nad ziemią, wcale tego nie odczuwałam. 

-Kocham cię, Misty Day

-Nie wiedziałam, że znowu do tego wracamy, panie Gwiazdo.- uśmiechnęłam się- Kocham cię na zawsze- odpowiedziałam i ponownie złączyliśmy się w pocałunku.

I tak zaczęła się cała wieczność dla nas. Dzieciaków z '94, którzy jakimś cudem widywali swoje imiona na okładkach gazet i kochali się cały czas, chociaż wszyscy mówili im, żeby przestali.

//To jest stan wdzięczności
To jest warte walki
Miłość jest bezwzględną grą
Chyba, że grasz w nią dobrze i uczciwie//

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro