Style

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mój wewnętrzny dylemat i hipokryzja nie trwały tak długo,bo tylko kiedy wróciłam z mini wakacji z Harry'm, które ciągle próbowałam przedstawić w jak najlepszy sposób, James pojawił się w moim apartamencie w Nowym Jorku, a z jego miny potrafiłam wyczytać wszystko.

Nie byłam pewna, czy patrząc na jego zafrasowanie, czułam się bardziej winna czy lekka.  

-Misty, wiesz, że bardzo cię lubię i naprawdę mi zależy na tobie, ale mam wrażenie, że ciągle cię tu nie ma. Jest w tobie jakieś miejsce, do którego nie dajesz mi wstępu- postawił w końcu sprawę jasno

Właśnie to miałam na myśli, gdy mówiłam, że James był naprawdę dobrym facetem. Zamiast mieć do mnie pretensje, że wyjechałam na prawie tygodniowe wakacje ze swoim byłym, on najłagodniej stwierdzał, że po prostu do siebie nie pasujemy.

Zdecydowanie poczułam się winna. Powinnam była rozegrać to w inny sposób.

-Przepraszam cię za to, James. Jesteś naprawdę świetnym facetem, i całą winę biorę na siebie- westchnęłam

-Rozumiem to, czasem tak po prostu jest. Jutro zaczynamy zdjęcia, nie wpłynie to na naszą pracę, prawda?

-Nie, przynajmniej nie z mojej strony

-To dobrze, jesteś jednym z dwóch przyjaciół, których tam mam...

-Naprawdę jest mi przykro- powtórzyłam, żeby miał tego pełną świadomość

-Wyluzuj, Misty, po to są randki, co nie? Żeby wiedzieć, gdy coś nie klika. - uśmiechnął się, a mnie wyrzuty zżerały niesamowicie- Rozchmurz się, to może zabiorę cię na dobre lody

-To moje miasto- założyłam ręce na piersiach

-To prowadź, prawowita mieszkanko NYC

I na tym skończyło się cały temat mnie i Jamesa. Znowu wróciliśmy do bycia przyjaciółmi, którzy żartują ze wszystkiego i nie mogą być poważni obok siebie dłużej niż pięć minut.

Następnego dnia ruszyły zdjęcia w San Francisco, a ja wróciłam do swojego żywiołu. Nie było żadnych napięć między mną a Jamesem, chociaż pomimo wszystkiego myślałam, że się pojawią. 

Spotkałam się z Kayą, i wiele nowych osób dołączyło do naszej ekipy. Z tego co udało mi się zauważyć w ciągu tygodnia, byli całkiem w porządku. Zawsze jest ktoś kto się rządzi bardziej i ktoś kto przeważnie siedzi cicho. Wiedziałam to wszystko i wbrew wszystkiemu nie każdy był moim ulubieńcem. Z Victorią, dziewczyną, która grała moją najlepszą przyjaciółkę, dalej nie mogłam znaleźć wspólnego języka, chociaż próbowałam. Ale nie mogłam się oprzeć uczuciu, że po prostu mnie nie lubi, albo jest do mnie uprzedzona.

Jedyne co mi przeszkadzało gdzieś na końcu głowy było to, że od czasu powrotu do Nowego Jorku, nie miałam żadnej wiadomości od Harry'ego, ale nie miałam zbytnio czasu się tym przejmować. Zajęłam się pracą.

Po tygodniu zdjęć, wypadły mi dwa dni wolnego, które i tak musiałam spędzić w San Francisco, bo od razu po nich, mieliśmy przejść do części głównej. Stwierdziłam, że wykorzystam ten czas, żeby zwiedzić trochę miasto, które widziałam jedynie w jakiś małych przebłyskach, ale rano dostałam ostatnią poprawkę do scenariusza i musiałam się do niej naprawdę przyłożyć.

Johnowi i całej ekipie producentów zależało, żeby druga część była tak dobra, albo i lepsza niż pierwsza. Czułam sporą presje, ale sama też ją sobie wyznaczałam. Chciałam być lepsza, chciałam, żeby zobaczyli we mnie kogoś więcej niż aktorkę seriali dla nastolatków i głupawych komedii romantycznych. Kochałam wszystkie filmy, w których wystąpiłam, ale potrzebowałam iść dalej.

Skróciłam więc nieco moją podróż po mieście i wróciłam do hotelu chwilę przed szóstą. Miałam jeszcze kilka godzin, żeby poćwiczyć kwestie, ale prawdą było, że jakoś mi schodziło zanim do nich usiadłam. Nastała ósma.

Oczywiście wtedy żałowałam, że nie zrobiłam tego wcześniej, bo byłam już zmęczona, a zmian było więcej niż przypuszczałam. Ale nie miałam wyjścia, nie chciałam zostawiać wszystkiego na jutro. 

  //Północ                                                                                                                                                                       Przychodzisz i zabierasz mnie na przejażdżkę                                                                                        Żadnych reflektorów//

Nie miałam pojęcia, kiedy zrobiło się tak późno, ale zorientowałam się, że tak jest, gdy ktoś zapukał do drzwi, a ja odruchowo zerknęłam na zegarek. Była północ, kogo mogło nieść o tej porze?

Byłam pewna, że Kaya znowu pomyliła pokoje, albo wprowadzone zostały poprawki i postanowili mnie właśnie o nich poinformować.

Podniosłam się z krzesła i podeszłam do drzwi, nie myśląc dwa razy i je uchylając.

Za nimi nie było ani Kai, ani Johna, ani Jamesa. 

Harry był chyba ostatnią osobą, która mogłaby się zjawić w moim pokoju w San Francisco w środku nocy. A jednak stał przede mną. Ubrany w biały t-shirt i ciemne spodnie. Pasmo włosów, które zawsze spadało mu na oczy, odkąd jego włosy stawały się dłuższe, zostało przerzucone do tyłu. Co do cholery tu robił, wyglądając tak dobrze?

-Co...

Miałam już zadać to pytanie, ale w tym samym momencie, Harry jakby nic wparował mi do pokoju i zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie w osłupieniu. 

-Słyszałem, że oficjalnie poddałaś się z Jamesem- powiedział dopiero po chwili stając na przeciw mnie- Więc przyjechałem tu prosto z Los Angeles

-To jakieś sześć godzin drogi- uświadomiłam sobie

Przypatrywałam mu się z niedowierzaniem. Czy to było takie normalne, że pokonał tyle drogi, tylko po to, żeby się ze mną zobaczyć? Tym razem zamiast słabego "być może" w mojej głowie płonął wielki neon z napisem : "cholera tak". 

-Dlatego jestem dopiero teraz- wzruszył ramionami

//Długa droga,
Mogłaby zakończyć się w płonących płomieniach lub w raju//

-Czy kiedyś przestaniesz mnie zadziwiać, Styles?

-Akurat jestem bardzo przewidywalny, Day

Harry miał kilka zestawów uśmiechu. Te, które sprawiały ,że miękło mi serce, te, które były tak urocze, że nie wiedziałam, co jest lepsze, te, które były niepewne i mnie śmieszyły, a także te, które były zniewalające, pewne siebie i miękły mi od nich kolana. Właśnie tym ostatnim obdarował mnie w tamtym momencie, a jego oczy zdradzały, że wreszcie jest pewien czego chce.

Nie czekaliśmy nawet sekundy dłużej, kiedy przywarliśmy do siebie w pocałunku, który skrywał o wiele więcej uczuć niż ten w Holmes Chapel. Tamten był przelotnym wspomnieniem, a ten był wybuchającym płomieniem tęsknoty. 

Jedną ręką trzymał moją twarz, a druga znajdowała się na moim biodrze, a wszędzie tam czułam skrzenie. Tak bardzo tęskniłam za jego dotykiem.

Chwyciłam za jego koszulkę i przyciągnęłam bliżej siebie, choc nie byłam pewna, czy to jeszcze możliwe. Ale potrzebowałam go za te wszystkie miesiace. 

//Minęło już trochę czasu odkąd ostatni raz miałam od ciebie wieści//

-Nie zadzwoniłeś- stwierdziłam między pocałunkami, bo nie dawało mi to spokoju

-Nie chciałem mieszać w twoim życiu, znowu

-Za późno...

-Wiem, ale sprawy się same rozwiązały. Nie mogę dać ci teraz odejść

//Powinnam ci po prostu powiedzieć, abyś odszedł,                                                                                       Bo wiem dokładnie, dokąd to prowadzi,                                                                                                         Ale obserwuję, jak wciąż kręcimy się w kółko//

Odsunęłam się nieco i przyjrzałam mu dokładnie. Nie powinnam do tego wracać, ale było za późno, a ja kochałam go przez cały ten czas, kiedy nie byliśmy razem. I nie wydawało mi się, żeby w najbliższym czasie to uległo zmianie. 

Wiedziałam, że znowu wchodzę w ten sam problem, ale nie obchodziło mnie to. Jakoś musiałam dać sobie radę z resztą świata. Dla osoby jaką był Harry Styles i tak wydawało się to niską ceną. Byliśmy w tym samym miejscu znowu.

-Masz szczęście, że jutro mam jeszcze wolne- uśmiechnęłam się i na chwilę spuściłam wzrok, ale potem szybko go uniosłam- Przebiorę się i jedziemy podbić San Francisco

-Wiedziałem, że to zaproponujesz...- uśmiechnął się i z ociąganiem puścił moją dłoń, gdy odchodziłam

//Więc tak to idzie:
On nie może skupić swojego dzikiego wzroku na drodze//

Dwadzieścia minut po północy wymykałam się z hotelu, mając nadzieję na zostanie niezauważoną przez resztę ekipy, ale naprawdę nie obchodziło, czy dowiedzą się o tym z jutrzejszych gazet. Nie chciałam już nigdy się ukrywać. Ani myśleć co jeśli. Ani w ogóle przejmować się zdaniem każdego tylko nie moim.

-Piętnaście rzeczy, które trzeba zrobić w San Francisco- przeczytałam na głos nagłówek jednej ze stron internetowych.

-Czytaj dalej...- polecił 

Zerknęłam przelotnie na niego. Jedną rękę trzymał na kierownicy, a wzrok utkwiony miał w drodze, dopóki nie poczuł, że mu się przyglądam i nie odwrócił głowy w moją stronę, żeby obdarować mnie kolejnym zniewalającym uśmiechem i przenieść swoją drugą rękę na moje udo. Westchnęłam, ale nie skomentowałam tego, tylko zaczęłam czytać:

-Castro.

-Czy to ta dzielnica dla gejów i lesbijek? Misty myślałem, że spędzimy trochę czasu sami...

-Bardzo jesteś zabawny. Tak jest napisane. - wzruszyłam ramionami- To może Union Square, na zdjęciu wygląda całkiem nieźle

//Ja mówię: słyszałam, że umówiłeś się z jakąś inną dziewczyną//

W rzeczywistości miejsce robiło jeszcze lepsze wrażenie. Czułam ciarki na swoich plecach, gdy staliśmy pośród wielkiego placu, otoczonego przez wysokie budynki, których dobiegało ciepłe białe światło, dzięki, któremu było zupełnie jasno, chociaż panowała noc. 

San Francisco było podobne do Nowego Jorku pod tym względem, że żyło i dniem i nocą. Wokół nas kręciło się sporo osób, a kilka nawet, jak nam się zdawało, rozpoznały nas i szeptały między sobą. Ale tamtej nocy było nam to obojętne.

Weszliśmy do małej knajpki przy placu, w którym właśnie odbywało się karaoke. Zajęliśmy stolik gdzieś w głębi i obserwowaliśmy jak niektórzy ludzie sobie radzą. Było to całkiem zabawne zajęcie- w końcu śpiewać każdy może. 

-Powinnaś zarapować, zmiotłabyś ich wszystkich- stwierdził w końcu Harry, opierając się na krześle

-Poczekam, aż pokażą wszystko co mają w zanadrzu- kiwnęłam głową

W końcu na scenę weszła dziewczyna o ostrej urodzie, z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi i długimi blond włosami. Od razu mi kogoś przypomniała.

-Hej, czy ona nie wygląda jak....- zaczęłam zadawać pytanie, ale chwilę musiałam pomyślec nad imieniem- Cara?

//On mówi: to co słyszałaś to prawda, ale ja
Nie mogę przestać myśleć o tobie i o mnie//

- Czekałaś aż będziesz mogła o to zapytać, co?

- Zdecydowanie za długo- przyznałam, bo nie było sensu kłamać.

Nie często zdarzało mi się siedzieć zbyt długo na portalach społecznościowych, bo po jakimś czasie człowiek może wyjść stamtąd inny niż był przedtem, ale w tamtym czasie, jakoś długo przekopywałam Twittera. Najbardziej w oczy rzuciło mi się zdjęcie Harry'ego z jakąś modelką z jakieś imprezy. Chwilę później doszłam do wniosku, że była to Cara Delevingne. 

-Cara jest ostatnią osobą, o którą możesz być zazdrosna. Jakoś moja płeć niespecjalnie ją interesuje. Nie masz się czym stresować

-Będę to robiła później- machnęłam ręką- Wiem, jak to wszystko wygląda

//Powiedziałam: już parę razy przez to przeszłam//

W końcu postanowiliśmy po prostu przejść się ulicami San Francisco, jak każda inna zakochana para. Trzymając się za ręce, z uśmiechami na twarzach, tak pewnymi, jakbyśmy byli pewni wygranej. 

//Masz to fantazyjne spojrzenie Jamesa Deana
A ja mam te klasycznie czerwone usta, tak jak lubisz//

Jasne światła i neony różnych klubów odbijały się w naszych oczach, a Harry'ego nigdy nie błyszczały tak jak tej nocy. 

Jacyś przypadkowi ludzie błysnęli nieplanowanym fleszem w naszą stronę, ale wtedy i dla nich byliśmy "łaskawi". Byliśmy za bardzo zajęci sobą i za bardzo zakochani w powrocie do miłości. W tym, że nie muszę udawać, że wcale mnie do niego nie ciągnie i podejmować kolejną próbę pójścia do przodu, co sądziłam, że i tak było niemożliwe.

-Powinnaś nosić częściej czerwoną szminkę. Kocham ją- powiedział, kiedy mijaliśmy kolejnych ludzi, którzy krzyczeli do nas po imieniu.

Jakie mogło być w końcu prawdopodobieństwo, że spotkasz w środku nocy Harry'ego Stylesa i Misty Day, którzy w końcu nie byli razem od dobrego pół roku? Musieliśmy wywrócić internet do góry nogami tamtej nocy.

-Mogłabym to robić każdej nocy- stwierdziłam obserwując kolory miasta

W jednym z budynków wyświetlany był teatr cieni i na chwilę przystanęliśmy, żeby na niego popatrzeć. Zawsze byłam pewna, że światła i neony to jedne z tych rzeczy, które upiększają światła. Może niekoniecznie zaliczały się do nich reklamy McDonalda, ale i one miały jakiś swój urok, prawda?

-Nosić czerwoną szminkę, czy szpanować nowo odzyskanym chłopakiem?- podpuścił mnie i objął mnie rękami w pasie, przytulając do siebie


//Masz te długie, zaczesane do tyłu włosy i biały t-shirt
A ja mam tę wiarę grzecznej dziewczynki i obcisłą, krótką spódniczkę//

-Właściwie to oglądać San Francisco nocą. - odparłam- I to ty mną szpanujesz- uśmiechnęłam się złośliwie

-Jasne, że tak- szepnął mi do ucha- Wyglądasz olśniewająco, może skoczymy na jakąś galę po drodze?

-Myślę, że i tak zrobiliśmy wszystkim niezły czerwony dywan

//Masz to fantazyjne spojrzenie Jamesa Deana
A ja mam te klasycznie czerwone usta, tak jak lubisz//

Hazz musiał stwierdzić, że jednak nie wystarczający, bo sam wyciągnął komórkę i ustawił przednią kamerkę. Pokręciłam głową, ale nie miałam nic przeciw. Chciałabym przewijać ten moment wiecznie. Bylismy tacy nieustraszeni.

Wyglądaliśmy jakbyśmy zeszli z okładki magazynu, który ma pomóc w zachowaniu związku. Uśmiechaliśmy się pewnie siebie, jakbyśmy faktycznie tacy byli cały czas. Pierwsze co zauważyłam w tej fotografii, gdy w końcu została zrobiona, były zniewalające oczy Harry'ego i moja wyraźna szminka. 

-Prawdopodobnie powinniśmy wrócić do hotelu- powiedziałam

-Możemy wynając coś obok- wzruszył ramionami- Ale musimy przejść ostatni wybieg, dajmy im zrobić dobrą sesję- uśmiechnął się

Szybko chwyciłam go za rękę i przygryzając wargę, ruszałam za nim w dół kolejnej oświetlonej ulicy.

//I gdy się rozpadamy, za każdym razem wracamy do siebie
Bo nigdy nie wyjdziemy z mody
Nigdy nie wyjdziemy z mody //

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro