Been trying hard not to get into trouble

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

{Połączyłam dwie części w jedno :) }

__________________________________________________________________________

Czasami, czytaj zawsze, czas mnie śmieszy.

Wiecie co mam na myśli. Dobro zawsze mija, ale zło ciągnie się w cholerę, bo to jest coś co chcesz wyminąć.

Jak też wiecie jestem osobą nerwową i buntuję się przeciw definicji czasu, ale cóż to pojęcie względne i pieprzyć to, choć nawet tego nikt nie jest w stanie zrobić.

Lekcje w piątek zazwyczaj ciągną się niemiłosiernie długo, jako, że weekend jest czymś na co cały czas czekam, jak sama zdązyłam zauważyc moje życie nie ma sensu. Nie żeby to było dla mnie nowością.

Tego dnia, pierwszy raz po dwóch tygodniach, Candice wróciła do szkoły.

Myślałam, że zrobi wielkie przedstawienie z tego, co się ostatnio wydarzyło, ale ona wolała uniknąc tematu. Punkt dla niej. Ludzie czasami, zabili by sami siebie tylko po to żeby zdobyć rozgłos. Boże, jak ja nienawidzę ludzi.

Cóż, policja potraktowała sprawę niczym zabawę na halloween. Dała upomnienie kilku osobom, które się nieźle schlały, bo większość jakoś się ulotniła i nie było z tego szumu.

Ciało zamordowanego chłopaka zidentyfikowali, jednak nie był to nikt znany nam, a nawet Candice. Był więc to jakiś przybłeda. Chyba, że został celowo zabity, i to by do siebie pasowało,ale, nie

Irwin nie mógł mieć wtedy racji

Absolutnie, prawda?

Oczywiście głównym podejrzanym jest Haunter, ale nikt nie ma dowodów, poza tym do cholery... Nikt nie wie kto to tak naprawde jest i gdzie przebywa. Jest pieprzonym cieniem i nic z tym nie zrobisz, a już na pewno nie policja wokół nas. Stał jednak za tymi ostatnimi morderstwami w Sydney i kto wie..

Zgaduję więc, że większość z nas żyje po prostu z dnia na dzień, ewentualnie do weekendu, choć dziś lepiej żeby go nie było.

Przykro było nie podzielać entuzjazmu Jen, ale miałam się spotkać z Irwinem na rzekomo randce, więc miałam ochotę wyskoczyć przez pierwsze lepsze okno, które znajdzie się obok mnie, zjechać autem z klifu, zrobić napad na bank ewentualnie pozabijać wszystkich wokół. Choć właściwie to też nie było jakąś nowością dla mnie.

Zaczynam się przerażać moim obrazem Ashtona we mnie.

Byłam w trakcie mojej drogi do domu, zastanawiając się jak to będzie. A może wpadnę pod auto? Rozejrzałam się wokół niestety nie dostrzegając żadnego auta wokół. Tędy chyba zresztą nic nie jeździ oprócz deskorolki mojego sąsiada, która też swoją drogą mnie denerwuje. Ugh, mój sąsiad mnie denerwuje, ale to zupełnie inna długa historia.

W końcu dotarłam do domu, tak bardzo niechcąc, chyba pierwszy raz  w życiu. I od razu dostałam porażenia. Nie, nie trafił mnie piorun

- Alison, dobrze cię widzieć

- Cześć Mike - odparłam nieco zbita z tropu, nie zbyt wiedząc jak mam się zachować widząc mojego brata w domu

Poczułam się dziwnie, bo przypomniało mi się to o czym mówił Ashton, jednak szybko pokręciłam głową, bo przecież sama uznałam to za niedorzeczność. Było coś jednak nie tak.

- Wszystko ok? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha - uśmiechnął się i przyjrzał mi dokładnie

- Tak, po prostu zmęczył mnie ten dzień - i nadal trwa, dodałam w myślach - Muszę odpocząć, pogadamy później ok?

W sumie to nie zadałam mu pytania, ja mu dałam to do zrozumienia. Choć to też mogło być podejrzane, bo nie jesteśmy jakoś bardzo zżyci i oprócz typowych niezbędnych związków słownych nie rozmawiamy za dużo

Poszłam więc na górę sama niewiedząc co mam myśleć o Jake'u, o całej sprawie z Ashtonem, ah i o mojej teoretycznej randce z nim.

Czy ten dzień może być gorszy?

***

Może.

Całkowicie może.

- Mamy 5 lat, czy co?

Z politowaniem spojrzałam na wielkie oczy Jennifer, które wskazywały wielkie wesołe miasteczko. Matko, jesli jeszcze raz zgodzę się na taką głupotę, załatwcie mi ładną trumnę, bo nie mam zamiaru aż tak ogłupieć. Choć po dzisiaj, kto wie..

- To najlepsza forma, sama mówiłaś, że kino to raczej słaba opcja, bo nie ma kontaktu... - nawiązała do jakieś rozmowy pewnie sprzed 39239 lat.

O, tak. Wspominałam, że Jen ma cholernie dobrą pamięć i wie kiedy co wyciągnąć. Jej umysł może być jeszcze bardziej pokręcony niż szatański umysł Irwina. To jest możliwe.

Przewróciłam oczami, co było moim stałym punktem każdej sytuacji i pociągnięta, jak małe dziecko przez matkę, za rękę ruszyłam w stronę kolorowych, oczojebnych światełek, które zdobiły każdą atrakcje. Może popływamy gądolą.Oh

Brakowałoby mi tylko kowbojskich butów i dwóch kucyków, żeby stać się Hannah Montaną i dać wielki występ przed publicznością. Boże, tęsknie za tym show, jak cholera.

Żałuję, że Jen ma taki dobry wzrok i potrafiła od razu dostrzec Nasha i Ashtona. Do cholery.. Od kiedy oni się tak przyjaźnią? Czy pominęłam jakiś ważny etap w życiu naszego psychopaty.

Może spadnę z jakieś karuzeli, albo pójdę na bungee i przetnę sobie linkę...

Takie sadystyczne.

- Uroczo wyglądasz, Jen - zanim dobrze zdążyłyśmy dojść Nash przywitał nas firmowym uśmiechem

Mam serce z kamienia, bo jestem pewna, że gdyby nie ja to musiałby zbierać resztki Jennifer z ziemi, tej brudnej ziemi

- Aw, dziękuję

Boże, miejmy miłosne trajkotanie za sobą

- Nie sądziłem, że przyjdziesz

- Ja też nie sądziłam, Irwin

Wpatrywaliśmy się w siebie na tyle długo, że nawet nie zauważyłam jak Nash i Jen się gdzieś oddalili. Irwin serio mógłby cię okraść, ale i tak być tego nie zauważyła. Głupi psychol.

- Nie rób tak więcej - mruknęłam do niego, kiedy rozejrzałam się wokoł i nie mogłam nigdzie dostrzec przyjaciółki.

Cholera.

- Czego nie robić, Sparks?

Pewny uśmiech pojawił się na jego twarzy, a po chwili stanął obok mnie i pociągnął gdzieś w tłum. Poczułam się dziwnie, ale jednocześnie nadal byłam na niego zła. Nie sądzę, aby to uczucie się jakoś nazywało. Może coś jak zdezorientowane, chyba przegapiłam tą  lekcje w szkole.

Oh, nie, tego nie uczą w szkole

- Tu jest mnóstwo ludzi, jeśli zrobisz coś nie tak, zacznę krzyczeć - oznajmiłam od razu

- Co uważasz za ''nie tak" Alison? - rzucił mi szybkie spojrzenie, a zanim zdążyłam coś odpowiedzieć oplótł swoją rękę wokół mojej talii

- Na przykład to, Ashton. Łapy przy sobie

Wyrwałam się, ale na mojej twarzy pojawił się jakiś dziwny uśmiech. Matko, to jest cholernie nie tak.

- Aw, pierwszy raz użyłaś mojego imienia właściwie - zrobił teatralny gest, udając dzie... udając mnie

- Przestań to robić do cholery

- Udajesz, że jesteś na mnie zła, ale wcale nie jesteś. Widzę to.

- Absolutnie nie, naprawdę jestem zła. Wiesz jakie to uczucie czuć się dziwnie wobec własnego brata w domu? A wiesz przez kogo to? - obrzuciłam go dobitnym spojrzeniem

- Mike jest u ciebie w domu?

Nagle się zatrzymał, w samym środku tłumu ludzi, przez co i ja zatrzymałam się w pół kroku i o mal nie zabiłam. Ja to się potrafię potknąć o własne nogi, nie oceniajcie mnie.

- A to jakaś różnica? Mówiłam ci, że mam dość tych żartów

- Alison, proszę cię - na chwilę zamknął swoje powieki, po czym znów spojrzał na mnie

- Nie licz na to, że ci zaufam

- Sama tak wybrałaś - wzruszyl ramionami i wyciągnął telefon, spojrzałam na niego ze zdziwieniem zastanawiając się co znów uderzyło mu do głowy, wszystko możliwe - Cal? Możesz zapewnić obstawkę? Wyłącz Beyonce, Calum... Calum do cholery. To bardzo dobrze - szybki uśmiech - Tak, dobrze wygląda.

Automatyczne przekręcenie oczami. Oczywiście, Irwin ma świat w garści. Zobaczymy jeszcze

- Co ty kombinujesz? - spytałam od razu kiedy się rozłączył

- Panuję nad sytuacją, możesz spać spokojnie

- Możesz sobie nie żartować proszę

- Absolutnie, nie żartuję

- Nieważne, jeśli już muszę spędzić z tobą tyleee czasu, to możemy o tym nie gadać

- Więc o czym chcesz rozmawiać

Jestem szczęśliwa, że zapytałeś, pomyślałam od razu. O takk

- O Luke'u - wyszczerzylam sie niczym rasowy pedofil

Taki byl plan.

Ashton wywrocil tylko oczami na caly moj komentarz.

- Mowie powaznie. - ciagnelam moja wypowiedz - Data urodzenia, ulubiony kolor, może dziewczyna? - spojrzałam na niego spod ukosa rozkoszując się jego mękami.

W sumie nie wiem kto zasiał te sadystyczność we mnie. Być może moja była nauczycielka matmy, to była niezła psycholka, dlatego też teraz nie uczy. Głupio z nią wyszło.

- Jeśli jesteś taka ciekawa to do niego zadzwoń - wzruszył ramionami, ale widziałam ten wyraz twarzy

O tak, to było to. Ten punkt. Jestem popieprzona

- Wcale mnie to nie interesuję - pokręciłam głową

Spojrzałam w dół, jasna cholera, ja nie będę czyścić tych butów z tego dymu. Nie ma pieprzonej mowy. Jen mnie tu zaciągnęła- choć tera gdzieś zniknęła i pewnie powinnam się tym przejąć - i Jen mnie z tego wyciągnie.

Moze nie tak konkretnie, bo pewnie szlaja się gdzieś z Nashem uśmiechając się do niego i poćwierkując jak dwa zasrane gołąbki na pustym polu w piękne wiosenne po południe.

Dziwne niedobrze mi, a nawet jeszcze na niczym nie jechałam.... Ciekawe czemu

- Jesteś dziwna - stwierdził po chwili Irwin patrząc na mnie, jak obserwowałam swoje buty

- Tak wiesz to jest to co chciałam od ciebie usłyszeć od momnetu, w którym podjechałeś swoim autem pod moją szkołę

- Nie było moje - uśmiechnął się szelmowsko

- Zgaduję, ze mogłam przewidzieć - mruknęłam - Po prostu mam dobry humor

Tak możecie to ogłosić światu, napisać o tym pare tweetów dorzucając hashtag #ŁałTaPsycholkaMaDobryHumor, czy cokolwiek. Świat musi wiedzieć, że czeka go zagłada, tak czy inaczej ...

-Zawsze jak masz dobry humor to patrzysz na buty?

- Nie. Czasem patrzę też na ręce

Żartowałam w tamtym momencie oczywiście, ale niektórzy głupi ludzi nie rozumieją mojego poczucia humoru, bo jest to kolejna rzecz, której -ups- nie nauczycie się w szkołach. Wiecie lekcja jak odróznianie prawdy od sarkazmu czy coś

Irwin od razu wyciągnął swoje ręce przed siebie.

Co?

Czemu jego dłonie są takie duże, a najmniejszy palec jest spokojnie dłuższy niż mój najdłuższy palec. Czy to jakaś objawa psychozy? Czy zgłosił się z tym do lekarza?

Mam nadzieję, że to niezaraźliwe, bo ja już naturalnie dziwnie wyglądam, a to.. Nie mam słów. Może jedno, monstrum.

- Palce - przyjrzałam się im dokładniej

- Ta, wiesz, są połączone  z moją dłonią. Mam ich dziesięć. - zaczął mówić jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem, albo się z niego rozpłakać, coś pomiędzy

- Łał, serio, nie miałam pojęcia, Irwin dzięki tobie jestem bardziej doedukowana teraz - kiwnęłam z podziwem głową

Nie no, ja naprawdę nie mam pojęcia, czemu wszyscy mnie uważają za taką idiotkę. Być może nie jestem geniuszem zła jak Ashton, ale wiecie, uczę się od najlepszych. Nie ma co.

- Czy możemy nie rozmawiać o moich dłoniach?

- Ja też uważam, że są dziwne

- Tak jak ty

Uśmiechnął się i spojrzał na mnie, a ja miałam wrażenie, że jego skóra na twarzy tak się rozciągnie, że pęknie.

- Może, zadzwonię do psychiatryka będzie naszym na zawsze?

Patrzyłam na niego, przypuszczam, jak większość osób patrzyła na mnie. Toretycznie tak samo jak na każdego, ale praktycznie byłam gotowa do biegu w każdej sekundzie.

Tylko mówię.

- Zadzwonię do psychiatryka.

- Nope, to znów był sarkazm Irwin

- Czy oprócz obrzucania mnie żartami, których znaczenia nie rozumiem, masz zamiar tu coś zrobić?

- Nie raczej nie. Nie lubię takich cyrków

- Tu nie ma zwierząt, Sparks

- To matafora, analfabeto - mruknęłam i przekręciłam oczami.

Dureń, głupek, psychopata. Serio jak można tak żyć, ja bym umarła. Tak samo jak umieram każdego dnia w szkole, czasem nawet kilka razy, masakra powiadam wam.

Ashton zaczął się śmiać i przystając spojrzał na mnie, na pewno byłam komiczna, jestem taka fajna.

Chciałam spojrzeć na niego jak na idiotę, ale tymczasem, zaraz po przewróceniu oczami, uśmiech sam wpełznął mi na twarz, jak robaki fu.

Irwin śmieje się jak dziewczyna, serio, ale to jest urocze.

O ja pierdolę, za dużo czasu obok niego w ciągu dnia. Może to czas żeby zastować praktykę?

Kiedy tak patrzyliśmy na siebie przez chwilę rozbawieni moją, ale bardziej jego głupotą, coś zaczęło się dziać w okół.

Ludzie krzyczeli coś niezrozumiale i z ich tonu wywnioskowałam, że raczej nie z zabawy. A ja bardzo dobrze odczytuję mowę ciała, nie chwaląc się.

- Ewakuujcie ludzi, szybko

Jakieś strzępki brzmiały jak to, ale nie byłam pewna

- Co się dzieje?

Stałam zmieszana pośrodku wielkiego tłumu, który nagle zagęstniał gdy wszyscy zaczęli opuszczać wesołe miasteczko.

Po chwili jednak przeniosłam wzrok na jedną z atrakcji, łatwo zauważalną, bo największą z nich wszystkich. Stanęła w płomieniach i momentalnie wielkie elementy konstrukcji zaczęły upadać z hukiem na dół, miałam wrażenie, że rozrywając moje uszy.

- Alison - Ashton szybko obudził mnie z tej chwili i złapał za rękę, próbując pociągnąć w swoją stronę.

Udało mi się przepchnąć przez ludzi, którzy wychodzili coraz pośpieszniej, a krzyki właścicieli atrakcji stawały się coraz bardziej donośne i pośpieszne.

Może oszalałam w tamtym momencie, bo postępowałam całkowicie w niezgodzie ze sobą i trzymałam się najbliżej Ashtona jak mogłam.

Czułam się bezpiecznie, ale jednak z pewną luką, bo całkowicie nie znałam go i być może, że to właśnie przez niego jestem skazana na to całe szaleństwo.

CHciałam jednak po prostu ujść stąd żywa więc trzymałam jego dłoń najmnocniej jak mogłam. Zapewne wbijając mu swoje długie paznockie zbyt głeboko, biedaczek.

Dotarliśmy poza ogrodzenie, a tam od razu usłyszeliśmy krzyki Jennifer.

Boże, tak się cieszyłam, że nic jej nie jest. To było jakby połowa zła na świecie zniknęła. Masakra.

- Jen? Co się stało? Gdzie jest Nash? - spytałam od razu puszczając Ashtona i łapiąc ją za ramiona

Trochę oszalałam wtedy i pewnie wyglądałam jakbym zjadła kilka grzybków halucynków, ale załóżmy, że byłam po prostu w szoku.

- Nie wiem, chwilę przed tym wszystkim kazał mi tu zostać i powiedział, że zaraz wróci..

Spojrzałam na Ashtona, bo zabrzmiało to trochę dziwnie i .. nieprzemyślanie?

- Raczej dziwne - przyznał, jakby wyczytując to z mojej twarzy - Przyjechałem autem, chodźmy stąd

Rafaello, zresztą nieważne.

Pokierował nas obie do najbliżej ulicy, gdzie stało to samo autko, którym zajechał pod szkołę pierwszego dnia. Czyli nie było jego, nadal, zresztą nieważne.

Przyłapałam się na tym, że trzesły mi się ręce i już wiedziałam, że coś jest nie tak.

Ashton obszedł auto, aby wsiąść od strony kierowcy i wtedy od razu usłyszałam głośne:

- Kurwa

Jak to słowo dziwnie zabrzmialo w jego ustach.

Zdziwiona podeszłam z Jen, aby spojrzeć na obiekt docelowy tego przekleństwa, jakkolwiek to brzmi.

- Cholera - mruknęłam

Na czarnej masce widniał wielki czerwony napis wykonany sprayem

                               Uważaj gdzie chodzisz, suko. Haunter

****

Właściwie niewiele stało się po samym zajściu, jeśli chcecie wiedzieć.

Byłam na tyle wstrząśnięta i pewnego rodzaju świadoma, że symulowałam chrobę przez cały tydzień, tylko po to żeby nie pójść do szkoły, bo nie byłam w stanie. Znaczy, zazwycaj też nie jest on najlepszy, ale ostatnio wolałam nie wychodzić z łóżka.

Jedyną osobą, z którą utrzymywałam kontakt, oprócz mamy oczywiście, była Jennifer, która teoretycnie przynosiła mi lekcje. Cóż z tatą ogólnie nie rozmawiam zbyt dużo, jego zresztą często nie ma. Mówię na wypadek, gdybyście mieli wątpliwości co do jego egzystencji. Mike został tylko do weekendu i w niedziele się zmył, co było bardzo korzystne dla mnie, bo sama nie wiedziałam jak się mam zachować.

Nic już nie wiedziałam.

To jest smutne, w jakieś części i chyba sama jestem smutna, co było całkowicie nowe dla mnie, bo zazwyczaj wszystko działo się tak, że jakoś nie było mnie w stanie to złapać. Prawdopodobnie nie ma to sensu,  ale leżałam przez prawie całe dnie w łóżku i przeprowadziłam z samą sobą tysiące rozmów.

Nawet nie wiedziałam, że jestem taka inteligentną osobą.

Był piątek, równo tydzień po tym incydencie i siedziałam całkowicie umazana w tuszu, nad tą książką, którą wszyscy się tak podniecali jakiś czas temu. Wiecie, ja muszę poczekać aż wszyscy przestaną mieć na tym punkcie szał i wtedy mogę zacząć. Typowa ja.

Miałam wrażenie, że staję się typową tumblr girl z depresją.

Ale wtedy nie dane mi było o tym myśleć.

Było po trzeciej, kiedy Ashton Irwin nagle wparował do mojego pokoju, chamsko rzucając swój plecak gdziekolwiek i kładąc się na moim łóżku mrucząc jakieś: masakra. I jedyne co chciałam wtedy zrobić to go zabić.

- Pomyliłeś domy czy jak do cholery?! - wrzasnęłam próbując zetrzeć mój tusz spod oczu, to był jeden z powodów.

Czy sąd mógłby mi zmniejszyć karę jeśli wspomniałabym mu o zaistniałej sytuacji?

Irwin tylko odwrócił głowę i przyglądając się mi przez chwilę natychmiast poderwał się do góry

- Co się stało?

- Ja tak zawsze wyglądam - wzruszyłam ramionami - Głupie jak cholera, kocham tą książkę

Ashton stanął nade mną i przypatrzył się egzemplarzu Gwiazd naszych wina, który zeszłego dnia przyniosła mi Jennifer. Całkowicie walnięte.

- Masz na tyle interesujące życie, że nie musisz tego czytać - natychmiast zamknał książkę

- Bo tak mówisz? Wiesz nie musisz mi tego na każdym kroku przypominać - zaczęłam się denerwować - Możesz po prostu dać mi spokój? I co ty tu robisz? Kto cię do cholery wpuścił?

- Twoja mama, powiedziałem jej, że jestem twoim chłopakiem - wyszczerzył się jak niespełna rozumu, zresztą taki i był.

- Z każdą sekundą nienawidzę cię coraz bardziej, nie pogarszaj sytuacji

Przeklęłam, przez przypadek znajdując swoje odbicie w telefonie, wstałam z krzesła i skierowałam się do łazienki, żeby zmyć to coś.

Makijaż to wcale nie jest taki cud, i ja jestem tego świadoma, bo przez drugą połowę dnia noszę na sobie po prostu maskę na halloween. Masakra

- Jen mnie do ciebie wysłała z lekcjami

- A ja dziś spotkałam Justina Biebera. Też nieźle

- Mówię poważnie, musiała iść do jakieś ciotki

- Fakt wspominała coś wczoraj

- No widzisz

Niefortunnie Irwin oparł się o futrynę drzwi i obserwowal moje ruchy przed lustrem

- Czy możesz przestać to robić, to niezręczne

Patrzyłam na nasze odbicia w lustrze, jak z zwyczajnej miny zmienia ją na bezczelny uśmiech i na wpół przekręcając oczami, wraca do pokoju.

Czy on nie ma ciekawszych ofiar, czy czego kolwiek. Jest tyle ciekawych rzeczy, które można robić nawet nie ruszając się z łóżka i nie marnując przy tym niepotrzebnie energii czy coś.

Jakoś doprowadziłam moją twarz do naturalnego koloru i nie chcę o tym gadać.

Na moje nieszczęście Irwin nadal był w moim pokoju.

- Nie możesz po prostu wyjść jak cię o to prosiłam?

- Pójdę jeśli przekażę to co muszę, potrzebuję cię Sparks

- Przykro mi, ale nie jestem na twoje usługi, więc możesz po prostu wyjść

- Oh tak, ale wrócę o 8, musisz coś zobaczyć. Założę się, że wtedy będziesz zmuszona mi zaufać - poderwał się z łóżka,jakby doznał całkowitej euforii,albo napadu jakieś choroby, groźnej choroby

- To się nigdy nie stanie

Przekręciłam oczami, gdy Irwin był w połowie drogi do wyjścia

- Nie chcę cię tu widzieć

- Jak powiedziałem, będę o 8

Czy on w ogóle słucha tego co mówię? Nie zadałam tego pytania na głos, bo odpowiedz była oczywista. Nie.

- Irwin?

-Hm? - odwrócił się i spojrzał na mnie zdziwiony, że w ogóle czegoś od niego oczekuję,

Oczekiwałam, jakby nie było.

- Jakieś książki czy coś? - spytałam opierając się o próg moich drzwi

W odpowiedzi dostałam jednak tylko rozbrajający uśmieszek Ashtona, po czym nie powiedział już nic i po chwili usłyszałam jak żegna się z moją mamą i trzask drzwi.

Cóż, ja, Alison Sparks, mogłam się spodziewać, że Ashton Psychopata Irwin wcale nie jest takim pilnym uczniem, a lekcje to był tylko kolejny pretekst, żeby po prostu mnie potorturować.

Aleś ty głupia Sparks, aleś ty głupia.

Z małą psychozą rzuciłam się po telefon i wybrałam numer do Jen, do licha, w co ona mnie pakuje? Ja jej dam ciotki,babki i inne wymówki, dobrze wiedziała, że Irwin przyjdzie tu tylko po to żeby mnie wkurzyć. Nie trzeba być wróżem Maciejem żeby to wiedzieć

- Zabiję cię - powiedziałam kiedy usłyszałam, ze zostalam przekierowana

- Oh, widzę, że już się dobrze czujesz - Jennifer przemówiła głosem pełnym sarkazmu, a ja chciałam ją rozszarpać.

Nie wiem wejść do telefonu i wyjść po jej stronie i zrobić jej coś bardzo niedobrego. Bardzo

- Nie mogłaś po prostu odpuścić te lekcje dziś? Niekoniecznie chciałam się widzieć z tym durniem. 

- Nie jest taki głupi, rozwiązał mi dziś zadanie z matematyki, a siedziałam nad nim dziesięć minut.

A to nowość, Jennifer, jestem poruszona

- Wiesz, jest psychopatą, zabójcą, złodziejem i Bóg wie co jeszcze, musi myśleć matematycznie.... Czekaj, rozmawiacie?

W sumie po krótkim namyśle wydało mi się to dziwne, zwłaszcza, że Jen była tak samo zaniepokojona tym napisem jak i ja. Albo postanowiła iść na studia aktorskie.

Poza tym byłam przekonana, że pała do Ashtona takim samym uczuciem jak ja. Pospolitą nienawiścią, albo cos w rodzaju: denerwujesz mnie, ale jesteś mi potrzebny do przetrwania.

Nie, on nie jest, prawda?

- No trochę

Poznałam to przeciąganie wyrazu. I nie podobało mi się to , jak cholera

- Jennifer, serio?

- Jesteś zazdrosna? - po chwili zachichotała mi do słuchawki

- Nie, ale naprawde mam ochotę cię zabić - oznajmiłam

- Cieszę się, ale muszę kończyć zanim mój kuzyn wymaluje całe mieszkanie farbami, widzimy się o 8

- Że co?

- Ashton ci na pewno powiedział

- Powiedział, widzę, że dobrymi przyjaciółmi się staliście

- Nie było cię cały tydzień

No tak, całe pięć dni szkolnych mnie nie było więc zaprzyjaźnienie się z przestępcą było całkowicie usprawiedliwione. Obie rzuciłyśmy krótkie pa i rozłączyłam się.

Tylko ją dopadnę.

Odłożyłam telefon na biurko i spojrzałam na Gwiazd Naszych Wina i pomyślałam o Augustusie, a potem natychmiast o Ashtonie, ugh, niezręczne.

Właśnie, przypomniało mi się, że muszę sprostować mamie, że ten psychol nie jest moim chłopakiem. Choć szczerze, to miałam nadzieję, że z tym żartuje.

Pokręciłam głową i zeszłam na dół.

Moją mamę znalazłam w kuchni, wyjmowała naczynia ze zmywarki. Postanowiłam więc być dobrą córką, choć ten jeden raz, i jej pomóc.

- Miły się wydaje ten twój chłopak  - mama spojrzała na mnie rozbawiona, wiecie, znacie ten wzrok

- Mamo, to nie mój chłopak, on jest po prostu dziwny, coś jak choroba psychiczna - westchnęłam, ale wiedziałam, że i tak mi nie uwierzy

- Tak tak - pokiwała głową, a ja standardowo wywróciłam oczami.

***

Irwin spełnił swoją groźbę, tak groźbę, bo to było coś co mnie w jakiś sposób torturowało.

Chciałam się jakoś dowiedzieć o co chodzi i czemu właściwie Jen o wszystkim wie, ale chyba uznano mnie za głupią, albo obłąkaną, bo Ashton, ten dupek, mnie zbywał.

No szlag mnie trafiał, całą drogę, gdziekolwiek jechaliśmy, tym kradzionym autem. Zapewne, że nie było jego.

Planowałam już mój wysok z auta, kiedy jaśnie pan raczył mi oznajmić, że jesteśmy.

Poznałam to miejsce.

Widocznie zajechaliśmy za miasto, bo po drugiej stronie rzeki mieścił się ogromny plac, ogrodzony murem tylko z jednej strony. Nikt nie wiedział w sumie co to było i czemu służyło i czym ogólnie było, ale słyszałam, że urządzają sobie tu sobie wyścigi za kasę i inne świństwa.

Gdy byliśmy młodsi, Mike zabierał mnie tu na rowery, udając, że jest to czymś w rodzaju toru wyścigowego. Nigdy go nie dogoniłam

- Co tu robimy? - spytałam wysiadając

- Przekonasz się

- Mam nadzieję, że nie zostanę zabita - mruknęłam

Irwin tylko skinął głową,wskazując abyśmy poszli dalej.

Powoli zaczęły do mnie docierać jakieś głośne dzwięki, krzyki i takie inne. Może jakiś zbiorowy gwałt, czy coś. Nie podoba mi się to.

Zresztą zawsze jak jestem z Irwinem, to dziwnym przypakiem coś się dzieje.

Po chwili zobaczyłam mnóstwo ludzi.

Chłopaki w skórzanych kurtkach, szpanersko stojąc przy swoich, choć może niekoniecznie, motorach czy czymś. I dziewczyny, w nieco wyzywających strojach i prawdopodbnie za dużej ilości makijażu. Fu, to źle wygląda. To tak jakby się szmaciły żeby się przypodobać tym aroganckim typkom z kradzionymi rzeczami. Ich życie też jest kradzione.

Może Irwin właśnie w takie sposoby zdobywa nowe auta, no i ten dom. Biedni właściciele na Syberii.

Nakierował mnie w stronę jednego z aut.

Przez sekundę miałam nadzieję, że mój kiepski wzrok, po prostu zawodzi. Boże, jak chciałam mieć racje. Ale nie... po co?

Jeszcze pogadamy..

Czy mówienie do swoich oczu to jeden z objawów choroby psychicznej? Zwariowałam jak cholera ostatnio. To przez te szatańskie książi i Hello Kitty. To na pewno to.

Zobaczyłam Jennifer, oto tę Jennifer ze średnią niemal 7.0, siedzącą na jakimś pokaźnym aucie. Myślałam, że przez przypadek wpadłam do lustra rano.

Po chwili jednak zauważyłam też Luke'a i dwójkę pozostałych przyjaciół, czy kogo tam Ashtona

Czekajcie... Czy jeden z nich nie miał zielonych włosów ostatnio? Tak się zastanawiam, bo dziś były one ciemnoniebieskie i było to niezręczne i zastanawiałam sie czy ma może różową farbę i byłby na tyle hojny się nią podzielić.

Matko, Alison.

- Boże, błogosław mnie, bo zaraz zgrzeszę - powiedziałam unosząc wzrok ku niebu obserwując całą piątkę. - Co to do cholery jest?

- Musisz coś zobaczyć - oznajmiła Jen nieco poważnie i mnie to zastanowiło przez chwilę

- Słuchaj fakt, że zaprzyjaźniłaś się z tymi dziwnymi ludźmi nie oznacza, że będę się podniecać nielegalnymi wyścigami czy coś

- Uwierz mi, nie o to chodzi - Ashton coś powiedział co ledwie uformowało się w zdanie

- Więc o co?

Ponownie zostałam olana, a to tylko przez jakiegoś gościa, który do nas podszedł. W sumie wyglądał dość podejrzanie, ale na tle tych wszystkich ludzi wokół pasował jak ulał. Oni wszyscy to dziwacy. Gdzie ja w ogóle jestem?

- Robimy zakłady? Mike Sparks ma dziś całkiem duże poparcie - oznajmił

Patrzyłam na niego przez chwilę, zanim dotarł do mnie sens słów

- Zaraz, co? - prawie wrzasnęłam i spojrzałam na tego faceta, jakby był jedyną osobą, która łaskawie mi odpowie

- Nowa, co? Wprowadzić się w kręgi - spojrzał na mnie tak, że miałam ochotę zrobić spacer twarzą po asfalcie.

Dosłownie

- Żebym ja cie zaraz gdzieś nie wprowadził - obok mnie stanął Ashton - Spadaj stąd - kiwnął głową, a facet się zmył

I bardzo dobrze.

Wulkan, chodzący wulkan od urodzenia.

Odwróciłam się w stronę Ashtona

- Powiedz mi, że nie przesłyszałam - spojrzałam na niego.

- Oh, dear - złapał mnie za ramię i wskazał kogoś w oddali ręką odpowiednio mnie nakierowując.

Mój wzrok ponownie nie zawiódł, to był Mike

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro