Cause these words are knives and often leave scars

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak już zdązyłam wspomnieć grunt osunął mi się spod stóp, i pewnie wylądowałabym gdzieś w piekle za moją naiwność, gdyby nie ziemia, oczywiście.

Związałam się z synem Hauntera. Zaraz, co ja kurwa zrobiłam? Myślę, zaczynam od nowa, coś mi nie pasuje i nie mogę w to uwierzyć. Pierdolone błędne koło. Chciałabym zapomnieć o którymś z fragmentów i iść dalej.

Ale o którym?

O Ashtonie? Tym psycholu,który widocznie ma to w genach, ale też wiele razy udało mu się zachować mnie przy życiu?

Czy może o fakcie, że to Haunter, większy oszołom niż sam Ashton jest jego ojcem. Zaraz kim?

Odsunęłam się nieco od niego, chcąc zachować dystans.

Zmroziło mnie, mój mózg przestał działać, jakby przestawił się na tryb szkolny i zrobiło się bardzo duszno. Resztki mojego sarkazmu oraz czarnego humoru, którymi obdarzyłabym tą scenę, ulotniły się gdzieś daleko i nie podobało mi się to.

- Alison- przemówił w końcu, a ja zaniepokojona podniosłam wzrok

Znałam to spojrzenie, bał się mojej reakcji, tak samo jak ja obawiałam się jego. Pierdolony paradoks, co? Niecodziennie masz takie sytuacje, bilet wstępu kosztuje tylko jedno życie, warto się poświęcic....

- Chyba powinnam wrócić do domu- powiedziałam bardzo wolno, jakbym sprawdzała, czy zaraz nie zacznie robić czegoś co mordercy zwykle robią.

Żałuję, że nie oglądam horrorów, miałabym jakieś ubezpieczenie co robić, czy cokolwiek.

- Zostań, proszę. Musimy porozmawiać

- Jestem w szoku, powinniśmy dać temu odpocząć

Ashton pokręcił jednak głową i podszedł do mnie, co sprawiło, że odruchowo ruszyłam do tyłu. Niefortunnie drzwi były po drugiej stronie pokoju. Oczywiste,że nie było jak uciec. Musiałabym być Spidermanem, czy woman, jakkolwiek.

Irwin widząc to zatrzymał się w pół kroku i natychmiast odszukał moich oczu.

Zakładam, że nawet wtedy, gdy Nash próbował mnie złapać nie byłam tak przerazona.

- Dobra, w porządku- westchnął i odsunął się- Rozumiem wszystko, ale Alison,boję się, że musisz mi zaufać, już teraz.

- Oczekujesz trochę za dużo, jak na te okoliczności

- Wiem, kochanie, wiem, ale Nash jest tu i sprawa nie wygląda zbyt dobrze.

Kochanie, słowo zabrzęczało w moich uszach i pomimo mojej emo duszy, złagodziło trochę całą tą sytuacje.

Nie.

Pokręciłam głową, to jest to co chciałby osiągnąć, prawda?

Ale psychol nr3 aka Nash, jest tutaj i nie sądzę, aby to był dobry znak, a on zwyczajnie świętuje urodziny Jen. Zwłaszcza po tym jak próbował nas zabić w wesołym miasteczku, no i po tym, jak próbował mnie porwać ostatnio.

-Musisz mi zaufać - powiedział z naciskiem.

Spojrzałam na niego.

Czy którą drogą bym nie poszła i tak pójdę złą?

Mam na myśli, że jeśli teraz wyjdę, Haunter bez problemu mnie namierzy. Z drugiej strony jeśli zostanę, to Ashton wbije mi nóz w plecy.

Żadna z opcji nie jest kolorowa. No kurwa, w testach bynajmniej są jeszcze odpowiedzi C i D.

Mam nadzieję, że trzecią opcją jest szczerość Irwina i szansa na wyjście z tego cało.

Kiwnęłam więc głową i spuściłam głowę.

- W porządku.- westchnął i chwycił moje ręce- Jest dobrze.

W pierwszej chwili chciałam szybko zabrać ręce, ale resztki poczucia bezpieczeństwa, które kiedyś dawał mi Ashton, a teraz zostały one rozwiane, dały mi się we znaki. A to było wszystko czego mi potrzeba.

- Może wróćmy na dół, Jen zaraz zauważy, że mnie nie ma. - stwierdziłam- Przy okazji masz strasznie duże dłonie

- Ta powiedziałaś mi już coś takiego

- Naprawdę?

Jeśli czegoś nie pamiętam to wiedz, że coś się dzieje...

- O wiele bardziej wolę jak jesteś niemiła, jeśli mam być szczery

Patrzę na niego spod ukosa, dając mu do zrozumienia, że nie mam siły na jakiekolwiek żarty.

Nie odebrał jednak tego jak normalny człowiek tylko uśmiechnął się bardziej i wyciągnął mnie za rękę z pokoju.

I właśnie, kiedy wydawało się, że kolejna z wielu tysięcy gór została pokonana jebany Mount Everest wyrósł przed nami.

Nagle muzyka cichnie i słyszę uderzenie. Nie wiem co się dzieje, ale jednocześnie w mojej głowie powstaje szum i potrafię stwierdzić, że już nic nie będzie w porządku.

Patrzę na Ashtona i widzę całkowitą zaciętość na jego twarzy. Też nie ma pojęcia co robić, a ten fakt mnie przeraża. Gdy on czegoś nie jest pewien, to ja już jestem wrakiem człowieka.

Coś się we mnie dzieje, ale szybko przytomnieje, bo wiem, że Jennifer została na dole.

-Ashton, musimy iść po Jen, szybko! - niemal wrzeszczę, choć nie wiem po co.

Jest cicho, jakby wszyscy zostali na raz zabici. Ale tak nie mogło być prawda?

Zastanawia się przez chwilę, a potem łapie mnie mocno za rękę.

- Słuchaj, idziesz za mną, nie wybiegasz nigdzie, rozumiesz? -pyta mnie, a jego powaga jest śmiertelna.

Kiwam głową, choć niczego nie obiecuję. I tak będę na tyle głupia, żeby zrobić coś za co przyjdzie mi płacić. Może gdybym była mądrzejsza przychodziło by mi to z większą łatwością, ale niestety, nie wszyscy zostaliśmy tak hojnie obdarzeni.

Kiedy inni stali w kolejce po mózg, ja stałam w kolejce po psychopatów.

Patrzymy się na siebie przez chwilę, po czym zaczynamy po cichu schodzić na dół.

Jest o wiele gorzej niż mogłam sobie to wyobrazić. Mówię o mnie oczywiście. Nogi nie chcą iść,a umysł każe biec, o sercu nie wspomnę. Jeśli nie zaliczę zgonu tu, to będzie wystarczający cud.

Widzę wielkie zbiorowisko, jednak nie zauważyłam nikogo kto byłby ranny. Martwi mnie jednak, że nie widzę Jennifer i Nasha i mam nadzieję, że nigdzie z nim nie poszła. Nie sądzę, żeby była na tyle nieświadoma, modlę się o to, żeby była trzeźwa.

-Ash, nigdzie ich nie widzę - mówię

- Kurwa - klnie patrząc gdzieś i szybko ciągnie mnie przez środek.

Zastanawiam się, gdzie podziało się tyle osób, które tu wszystkie były jeszcze 20 minut temu. Teraz było ich o wiele mniej. I wydawali się strasznie przymuleni, jakby coś łykali przez ostatnie 20 dni, ewentualnie jakby wyszli z fizyki. Ale to kurwa nie było zabawne.

Dopiero, kiedy dostałam oczywisty i jasny obraz tego co się stało, połączyłam wszystkie fakty.

Ktoś wybił szybę, wrzucając do środka duży kamień, do którego była przyczepiona kartka.

Gdyby nie Ashton, upadłabym na tych wszystkich ludzi, którzy i tak by się tym mnie przejęli.

Już znasz stawkę. Drzwi zamykają się o 9.

_____________________
God, zblizamy sie do konca :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro