I thought I saw you in the summer sky

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po tym jak wszyscy się wyściskaliśmy i skonczyliśmy nagrywać ten odcinek Teletubisiów Na Zebraniu, jednak postanowiliśmy dowiedzieć się, czy Jennifer i Luke są bezpieczni, bo kurwa ona była nieprzytomna, a on wywoływał we mnie matczyne odczucia.

Wiem, że jestem jebnięta.

Ale naprawdę byłam szczęśliwa, że to wszystko się skończyło i wreszcie będę mogła prowadzić normalne życie. W miarę normalne. Takie jak Alison Sparks może prowadzić.

-Co zrobicie z tymi ciałami, i tym?- spytałam, gdy schodziliśmy na dół.

Nie to, żeby coś, ale nadal byłam cholernie dumna  z tej szyby. Ale co oni z nią teraz zrobią? Raczej to nie jest rzecz, którą mogłabym skleić taśmą klejącą.

-Cóż, możliwe, że damy policji cynk, że Hunter próbował wysadzić centrum, czy coś. Calum jest dobry w takich dramach- Ashton wzruszył ramionami, jakby niewzruszony, że w godzinę rozpierdolili całe centrum handlowe.

Ahh ta codzienność.

Cokolwiek oni będą chcieli z tym zrobić, oby mieli dobrą wymówkę, bo to wygląda serio źle.

Mój psychopata, jednak widocznie był na tyle szczęśliwy co ja, bo wydawał się taki nieporuszony i trzymał mnie za rękę, jak jeszcze nigdy. Przed chwilą przypominałam mu o tym, że zaraz mi zmiażdży rękę, ale chyba wziął sobie piosenkę Pierce The Veil za bardzo do serca...

Mniejsza o to, miałam nadzieję, że Jen nic nie będzie i wszyscy będziemy się cieszyć, jak pojebane dzieci.

***

Następnego ranka, gdy obudziłam się na niewygodnym szpitalnym krześle, miałam wrażenie, że to wszystko to jakiś popieprzony sen, który można mieć, gdy coś zjesz, a nie powinieneś.

Podniosłam głowę znad ramienia Ashtona, który widocznie nie miał już nic ciekawego do roboty i postanowił zostać ze mną, czekając aż Jennifer się wybudzi. Całe szczęście, lekarze stwierdzili, że to tylko omdlenie wywołane stresem i zmęczeniem. Gdyby tylko wiedzieli... W każdym razie mam nadzieje, że postawili odpowiednią diagnozę. Bo wiecie....

-Miałem nadzieję, że nasza pierwsza noc razem, będzie bardziej upojna czy coś..- powiedział od razu, gdy zobaczył, że wyciągnęłam nogi i ręcę

-Idź spać, bo debilizm ci uderza nadal do głowy- mruknęłam

- W nocy byłaś milsza....

-Ty chory pojebie!

Usłyszałam głośny krzyk i oboje, zresztą nie tylko, odwróciliśmy nasze glowy, aby obserwować jak wkurwiona Beyonce płci męskiej przemierza główny korytarz niczym modelka na wybiegu, a za nim podąża dzieciaczek Luke. Mój biedny.

-Niech się pan uspokoi

Wiedziałam, że przyjdzie lekarz i musiałam zatkać sobie usta żeby nie zacząć się śmiać, nie ma nic lepszego jak dobra drama na początek dnia.

Ah, już czuję się orzeźwiona bardziej niż po kubku kawy.

-Jakie spokojne? Rozumiesz człowieku, że on pożyczył moją kurtkę i upaćkał ją krwią czy jakimś gównem? Była nowa i kosztowała więcej niż twój....

-Przepraszam za kolegę, nie wziął chyba pigułek dziś - Ashton wkroczył do akcji i oderwał Caluma od biednego doktorka, który pewnie lada moment kazałby szykować dla niego kaftan.

-A do ciebie się nie odzywam- mruknął jeszcze do Luke'a, z gracją strzelając focha.

Banda zjebów, pomyślałam i skierowałam się do sali Jennifer.

Spojrzałam przez szybę i postanowiłam ostatecznie wejść do środka. Wielki kamień spadł mi z serca, niczym ta donica wczoraj, gdy zauwazyłam, że siedzi i jest całkiem przytomna.

-Cieszę się, że żyjesz- powiedziałam, gdy otworzyłam drzwi

-Ali!- wrzasnęła i z prędkością mojej mamy, która widzi ubrania po przecenie w Orsay'u wstała z łóżka i podbiegła, ściskając mnie tak, że prawie nie mogłam oddychać.

Nie wiem co bym bez niej zrobiła...

-Myślałam, że już coś wam się stało....Boże, nie wiem co w ogóle się wczoraj działo.. CO z Hunterem? Czy z resztą wszystko w porządku?

Zadawała setki pytań, patrząc na mnie tymi swoimi brązowymi oczami pełnymi troski i musiałam ją zmusić, żeby wróciła do swojego szpitalnego łóżka, zanim znowu zemdleje od natłoku myśli. I pytań, które sama zadała.

Streściłam jej powoli wszystko co się stało, tak, żeby kawałek po kawałku dokładała tych poplątanych informacji. Raczej nie życzę jej zawału serca.

-Więc jak widzisz, wszyscy żyjemy, mamy się dobrze, a Hemmings zaraz będzie miał obitą mordę- Calum uśmiechnął się najsztuczniej jak mógł i spojrzał na blondyna.

Ashton wykręcił oczami, a Luke tylko wzniósł ręce do góry, jakby błagając, żeby jego przyjaciel w końcu się ogarnął. To nie było do wykonania.

-Odwal się od niego, Luke jest słodki - mruknęłam - Adoptuje go, jeśli go nie chcecie - wyszczerzyłam się do nich

-Hm, to dziwne- stwierdził Ashton- Wolałbym wychowywać nasze dziecko...

Wywróciłam oczami i ponownie spojrzałam na Jen. Nareszcie wydawała się być spokojna i nawet szczęśliwa. Znaczy na tyle na ile może być osoba, która leży w szpitalu, bo zeszłego dnia rozprawiła się z największym mordercą w Sydney.

-MAAM PIZZE!- krzyknął oczywiście Michael, nagle zjawiając się również  w sali

On był chyba najbardziej ucieszony z nas wszystkich. Nie wiem czemu, ale jego radość to też moja radość. Jego też mogę adoptować. I pffff, będę ich wychowywać bez Ashtona.

Bez łaski człowieku.

- Jeszcze ciebie tu brakowało- mruknął Calum, ale pierwszy dorwał się do pizzy

-No więc- zaczęłam- Za naszą zajebitosć

- A CO TU SIĘ DZIEJE? NIE ZA DUŻO WAS TU?

- Ja pierdole- mruknęła Jennifer, co było dla niej dziwne i znów zaczęliśmy się śmiac.

***

-Kurwa jego mać- wrzasnęłam pewnie na tyle głośno, że moja cała rodzinka zaraz się tu zjawi i będzie mi prawić kazanie, że nie wypada mi przeklinać.

Oh może poza moim braciszkiem, który spierdolił z kraju i słusznie, bo chyba go zabije jak go spotkam.

Mój telefon dzwonił i nie było to dla mnie wyjątkiem, ale naprawdę potrzebowałam snu po wszystkim co się stało.

-Czego?- warknęłam odbierając

Dobrze zdawałam sobie sprawę, że to mógł być tylko Ashton.

-2 rano, kogo kochasz?

I momentalnie, w jakiś dziwny, psychiczny, pokręcony sposób, którego nigdy nie zrozumiem, bo nie wypadłam z wózka, gdy byłam mała...Albo wypadłam, a reszta społeczeństwa nie i dlatego jestem taka dziwna, na mojej twarzy pojawił się uśmiech rozbawienia i poczułam jak całe spięcie znika

-Idiotę, który wykonuje ten telefon.

-Też cię kocham, Sparks. Mogłabyś nie pakowac się w kłopoty nigdy więcej

-Mógłbyś do mnie nie dzwonić, teraz, gdy jesteś jedynym psychopatą wokół

Podniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam o ścianę, wiedziałam, że czeka mnie teraz długa rozmowa. I nie miałam nic przeciw.

Kochałam tego chłopaka, który wprowadził do mojego życia tyle zamętu, jak jeszcze nikt. I naprawdę, pomimo wszelkich sprzeczności, cieszyłam się, że go mam.


________________________________________________________

Tururur tum tum. KONIEC.

W sumie jestem zdziwiona, że udało mi się ten psychicznie pojebany fanfic doprowadzić do końca i chciałabym podziękować każdemu z osobna, który czytał moje bzdety, gwiazdkował i nawet komentował. Bez was nie miało by to sensu i prawdopodobnie stałabym w piątym rozdziale.

DZIĘKUJĘ WAM BARDZO JESZCZE RAZ, ILY






bo żeby to przeczytać trzeba mieć naprawdę silną wolę....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro