it's the devil that trying to hold me down

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszyscy rzuciliśmy się biegiem, choć nie jestem pewna, czy którekolwiek z nas wiedziało w jakim konkretnie kierunku. Ruszyliśmy do przodu i w końcu zorientowałam się, że dotarliśmy do schodów. Oczywiście byłam najmniej poinformowaną osobą.

Nie wiem, czy to dlatego, że nie myślałam jak facet, czy dlatego, że mój mózg był ogólnie uszkodzony.

Wow, biegłam naprawdę nieźle, pomyślałam, gdy już dostałam zadyszki na schodach, ale widziałam jaki dystans dzielil mnie od tego martwego działa. To był chyba najgorszy widok, jaki miałam szansę oglądać. 0/10 nie polecam.

-Alison, żyjesz?- spytał nagle Luke

Oh, dzięki, że zauważyłeś, że prawie umarłam.

Może właśnie taki był plan Hauntera? Zabiega mnie na śmierć? Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej wiem, że dla mnie byłaby to chyba największa katorga na świecie.Ten psychol dobrze wie co robi.

Kiwnęłam do niego głową, będąc zbyt zmęczoną i leniwą, żeby odpowiedzieć mu coś niemiłego, albo czegokolwiek co było by w moim stylu. Boże, co się ze mną dzieje? Pytałam siebie na każdym schodku, a było ich... w chuj dużo, załóżmy.

Wbiliśmy z gracją żółwi ninja po poważnym wypadku samochodowym na kolejne piętro. Bynajmniej ja. Tym dwóm obok z nogami modelek szło całkiem nieźle. Normalnie pomyślałabym, że to niesprawiedliwe, ale szybko odepchnęłam od siebie te myśl.

Muszę się kurwa skupić na ratowaniu Jennifer.

Nagle poczułam jak Calum gwałtownie szarpie mnie za ramię, przez co ledwo mogę utrzymać się w pionie. Jakby to w normalnych sytuacjach było proste! Syknęłam cicho, ale się nie odezwałam, tylko spojrzałam na niego. Patrzył przed siebie. Wtedy zorientowałam się też, że Luke gdzieś zniknął. Moje serce zabiło szybciej, ale poczułam mocniejszy uścisk, co oznaczało, żebym nie dawała tego po sobie poznać. To coś jak wymienianie się czakrami. Tego też nie polecam.

Ktoś tu był.

Wytężyłam mój i tak już słaby wzrok  i dostrzegłam postać, która powoli zbliżała się do naszej dwójki. Cholera. Nash, wszędzie bym poznała ten specyficzny chód. Kij w dupie i te sprawy.

Adrenalina skoczyła mi zdecydowanie i Calum musiał mnie szybko złapać za obie ręce, bo prawie skoczyłam na Nasha, chcąc go zabić gołymi rękami. Dopiero z czasem zaczęłam uświadamiać sobie, że byłaby to istna głupota.

-Uspokój się- Cal, warknął mi cicho do ucha- Posłuchaj, zajmiemy się nim, a ty musisz biec. I uważać, bo inaczej Ash nas zabije. Mike jest gdzieś w okół, a oni prawdopodobnie są gdzieś na górze. I cholera, pamiętaj, że musisz Ashtonowi ufać, choćby nie wiem co, jasne? - spojrzał na mnie, a jego oczy zaświeciły się w ciemności.

Wzięłam wdech i postarałam się myśleć trzeźwo. Kurwa, i tak nic innego mi nie zostało. Kiwnęłam głową.

Przeraził mnie fakt, że teraz będę musiała działać na własną rękę, ale nie miałam innego wyjścia. To moja pierdolona wina i będę za to płacić.

Z momentem, kiedy Cal odczytał moją zgodę, na Nasha napadł Luke od tyłu, który dotychczas chował się w cieniu i przytrzymywał go przy ziemi. Calum podszedł bliżej, żeby mu pomóc, a ja zrozumiałam, że to już czas.

Pędem rzuciłam się z powrotem w stronę schodów. Adrenalina dawała mi niezłego kopa, przesłaniała zdrowy rozsądek i wszystko we mnie. Nie mam pojęcia jak tak szybko udało mi się minąć jeszcze jedno piętro i dostać na samą górę. Wszystkie te schody zlewały się ze sobą, ale cieszyłam się, że mniej więcej moje oczy przyzwyczaiły się do mroku i potrafiłam je odróżnić. Jako tako.

Rozejrzałam się w okół, próbując jakoś uspokoić swój oddech. Opanuj się skurwielu. Kurwa, kurwa, kurwa.

Niczego nie słyszałam i nie widziałam, choć na samej górze było o ton jaśniej. Dziękuję, kurwa.

Zaczęłam gorączkowo myśleć. Gdzie oni mogą być?

Piętra pode mną odpadały, byliśmy tam przecież. Natychmiast spojrzałam w górę.

Kurwa.

Nie.


~~~~

Jedyną drogą prowadzącą na dach, którą znałam( bo moi przyjaciele są walnięci) prowadziła przez taras widokowy właśnie na ostatnim piętrze.

Pobiegłam więc dalej, modląc się, żeby serce nie wyskoczyło ze mnie i nie pobiegło hen przed siebie. Takie miałam wrażenie.

Stanęłam przed tarasem. Idealnie oszklony, zamknięty na 22 spusty i żadnej innej drogi.

Poczulam metaliczny smak w ustach i dopiero wtedy zauważyłam, że nerwowo przygryzam wargę. Rozejrzałam się w okół. Musiałam jakoś przejść przez tą szybę, ale kurwa, nadal nie dostałam mojej sowy z Hogwartu. Nie zostało mi więc nic innego.

Pociągnęłam za jedną z wielkich donic ozdobnych, w których stały jakieś kwiatki. Mało mnie to obchodziło. Wywaliłam z nich to całe tałatajstwo i poturlałam ją w stronę drzwi najmocniej jak potrafiłam. Nie sądzę bym była w stanie to unieść. Ani że to zadziała.

Szkło natychmiast prysnęło, łamiąc się na milion kawałków, przez co szybko musiałam ochronić się ręką, aby nie dostało się do mojej twarzy. Wydało też charakterystyczny dźwięk

Syknęłam, gdy poczułam małe odłamki na mojej skórze. Nie mogłam jednak dłużej zwlekać i dać się złapać, przez spowodowany hałas.

Jakoś udało mi się przecisnąć przez tą dziurę, pięknie wyrządzoną przeze mnie. Powinnam byc dumna. Pewnie w innym wypadku bym była.

Obiecuję, że zacznę ćwiczyć na wf. Od września.

Chwyciłam się drabinki i momentalnie opanowały mnie wspomnienia, gdy Ashton pierwszy raz zabrał mnie na 7-eleven. Tak bardzo chciałam, żeby był tu teraz ze mną.

Szybko też powstały kolejne pytania.

Czy on jest cały? Co z Jen? Czy oni są tam na górze? Czy to pułapka? Co robi teraz Haunter?

Potrząsnęłam głową i zaczęłam wspinać się szybciej. Nie mogę dać myślom dostać się do mnie za bardzo, bo chyba bym zwariowała.

Nie chciałam się nawet przejmować ohydnością tej drabinki, z czego byłam dumna.  Nieważne.

Starałam się utrzymać równowagę i czujność, gdyby nagle wyskoczyli na mnie. Nie wiem dokąd miałabym uciekać, ale lepiej być ubezpieczonym. Nie ukrywam, że kurewsko przerażał mnie fakt, że nie wiem jak to będzie wyglądało.

Alison, najwyżej umrzesz, pocieszał mnie mój mózg.

Dzięki Alison, tego mi było trzeba, również sama sobie odpowiedziałam.

Wynurzyłam się i próbując nie myśleć o tym jak wysoko się znajduje stanęłam na dachu.

-No proszę, mamy naszą główną atrakcje- usłyszałam głos i musiałam trzymać się mocno, aby nie zemdleć.

Objęłam to wszystko wzrokiem.

Haunter stał obok Ashtona, niczym pierdolony ojciec z synem, którymi przecież kurwa byli, a kilka kroków od nich siedziała Jennifer przywiązana do krzesła z taśmą na ustach. Wyglądała tak beznadziejnie i przerażona.

W oddali zauważyłam też jakiś zegar, chuj wie co i miałam głeboką nadzieje ,że to nie żadna pierdolona bomba.

Zwróciłam całą swoją uwagę na Jennifer, która chciała mi coś rozpaczliwie powiedzieć, ale nie było na to sposobu. Chciałam się rozpłakać i po prostu ją stamtąd zabrać i uciec, gdzieś gdzie nikt nas nie znajdzie.

Rzuciłam się do niej biegiem, ale w połowie drogi ktoś złapał mnie za obie ręce do tyłu, a w tle rozbrzmiał przerażający śmiech Hauntera.

Moje serce zamarło, gdy odwróciłam głowę, aby zobaczyć kto to.

-Ashton? - mój głos zaczął się łamać, a z oczy szybko popłynęły łzy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro