Late at night it's kind of early for making promises

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Niesprawdzony, za wszelkie bledy przepraszam)

Właściwie nie wiem jak zacząć, bo do cholery sama nie wiem co mam czuć. I uwierzcie to nie jest to samo "nie wiem" co pod tablicą od matmy patrząc na te cyferki i literki, które wyglądają jak chińskie znaczki i dają po oczach prawie, że mówiąc: hehe, ale jesteś durna.

I jestem durna, do cholery.

Mało tego, siedzę obok Irwina teraz jakby nigdy nic, ale ten specjalnie mnie wkurza rzucając jakiś tajemniczy uśmiech, bo wie, że jestem skołowana jak cholera.

A on jest walnięty i dlatego nie powinniśmy przebywać tak blisko.

Woah, tak blisko, mówię sobie w myślach i przypominam scenę sprzed dosłownie paru minut.

- Możesz mi to łaskawie wyjaśnić, czy będziesz mnie tak denerwował co 5 sekund? - w końcu przerwałam tę cholerną ciszę.

Robi się niezręcznie. Jak na filmikach tego gościa na you tube.

- Coz, nie wiem jaka wersje ty utrzymujesz, ale mam zamiar powiedziec Jennifer w poniedziałek,  że nagle rzucilas sie na mnie I zaczelas całować. To wszystko

- Zartujesz sobie ze mnie Irwin, cały czas,  prawda? - spojrzalam na niego dobitnie

Pieprzony kretyn.

Ashton nic nie powiedział,  tylko patrzyl przed siebie na droge, trzymając jedna rękę na kierownicy.

- Oczywiście - mruknelam I osunelam sie na fotel.

- O co ci znów chodzi?  - spytal jakby zmęczony,  kiedy po paru chwilach stanęliśmy na czerwonym świetle.

- O nic - wzruszylam ramionami i spojrzalam przez okno.

Jasne, przeciez to takie naturalne,  że Ashton przywala chłopakowi,  z ktorym akurat jestem,  porywa mnie, wliczajac w to moja misję samobojcza, doprawdza mnie do płaczu,  po czym twierdzi,  że, mnie kocha i zaczyna całować.

Nie, prawdopodobnie to ze mna cos jest nie tak.

Przecież to jest takie normalne.  Zwlaszcza w naszych realacjach.

- Alison - powiedział,  pewnie,  zeby przykuć moją uwagę.

Oho, takiego wala jak Rosja cala.

Byłam na niego cholernie zla i miałam ochotę go zabić.  Ale to byla inna chęć zabicia. Jakas bardziej osobista,

On sie mną do cholery bawił.  A ja sobie na to nie pozwolę.

- Alison, do cholery!

- Zielone,  jedz - skinelam glowa wskazujac na sygnalizację.

Im prędzej znajdę sie w domu tym lepiej. Łatwiej jest kogoś ignorować,  gdy jest sie daleko. Poza tym, nie podobało mi sie to towarzystwo.

- Nie rusze dopóki ze mną normalnie nie porozmawiasz

Oznajmił to,  po czym przekrecil kluczyki w stacyjce i wyłączył silnik.

Swietnie więc będziemy teraz blokować ruch, na jednym ze skrzyżowań w Sydney,  bo jakis dupek uznał,  ze hej moze jednak porozmawiamy.

Ale obok niego siedziała dziewczyna,  która próbowała wyjaśnić sprawę wczesniej, jednak on byl totalnym kretynem i jej nie posłuchał.

- To postoimy - stwierdzilam

- To ja zacznę - westchnął i zrobił krotka pauze - To o czym chcesz rozmawiac?

- Jestem o krok od wezwania policji i dwa kroki od próby zrobienia ci jakies krzywdy,  nie pogrywaj ze mną Irwin. 

- To w tobie kocham, Sparks. Probujesz mnie nastraszyc, ale chcesz ze mną rozmawiać

- Gówno prawda,  Irwin,  mam ochotę ci cos zrobić

- Nie pytam co - zachichotal

- I słusznie,  bo to nic miłego

- Ali, ja nie żartowałem,  wiesz?

- Nie mow do mnie Ali do cholery,  jestem zła na ciebie,  okay? Nie licz, ze przejdzie szybko

- Mogę chociaż wiedzieć o co?

Czy płeć przeciwna ma problem z pamięcią?  Coz to by wyjaśniło zdrady, bo przecież można by powiedzieć,  że się zapomniało,  ze sie ma żonę.

W sumie nawet nie wiem czemu jestem taka zła?  Chce wierzyc, ze to przez to, ze Irwin kręci mi w głowie,  ale nie wiem.

- Za to, ze jesteś podgladaczem, psychopata, złodziejem i kłamcą

- Mogę ci przysiąść,  ze nigdy cie nie oklamalem

- Mogę ci przysiąść,  ze robisz to nawet teraz

Wreszcie odwróciłam na niego wzrok i spojrzalam mu w oczy. Taka prawda

- Zawiez mnie do domu i zapomnijmy o sprawie, co ty na to?

- Za daleko zabrałem,  zeby teraz zapominać i wracać do tego jeszcze raz. Do jasnej cholery,  mogłabyś choć raz odłożyć swoją dumę na bok i pomyslec o tym teraz

- Myślę,  ty nie chcesz o tym rozmawiać, a ja jestem zmieszana i nie wiem.

- Czego nie wiesz?

- Nie odpowiem ci na to,  bo nie wiem, mówię,  ze jestem zmieszana

- Cóż,  nie byłaś taka zmieszana gdy Cię calowalem - lekki uśmiech pojawol sie ma jego twarzy.

Nie można o tym za dużo myśleć,  bo to zaprowadza cie w zakątek twojego umysłu,  do którego nie chciałaś dotrzeć,  i nadal go blokujesz.

- Bylam zbyt zdziwiona.

- Jak możesz byc dziewczyną i tego nie zauważyć,  Sparks? 

- Może jestem ślepa,  albo zbyt mądra żeby ci uwierzyć - całkowicie moje oczy spotkały sie z jego

Chcialam widziec reakcje,  chcialam dostać odpowiedz i chciałam w nią wierzyć.  Ale podobno nie mozna miec wszystkiego.

- Zgaduje,  ze dochodzimy znow do tego samego momentu - westchnął i prawdopodobnie chcial ruszyć.

Sparks, ja pierdziele,  zachowuj sie jak na Sparks przystało.  Lapiesz ta sytuacje,  i albo masz co chcesz,  albo umierasz. Nie ma nic pomiędzy.  Cóż,  moze czas to wypróbować.

- No pocaluj mnie ty glupku

Patrzę na Ashtona. Widoczne nie umrę.

Tem sam uśmiech,  te same doleczki w policzkach. Po czym odrywa ręce od kierownicy i przenosi je na mnie.

Nie umarłam, ale czy dostałam, co chciałam? Zakładam, że to jest coś czego mogłam się spodziewać, życie jest cholernie przedwidywalne

- Nagle mi wierzysz? - spytał, gdy się ode mnie odsunął

- Widzę przebłyski - odparłam, po czym spojrzałam na elektryczny zegarek w aucie Ashtona, albo nie Ashtona. Była 2:43 - A teraz zawieź mnie do domu - ponagliłam go

-Szybko załatwiasz sprawy, Sparks

Ponownie zachichotał, a ja się po prostu uśmiechnęłam

- Jak zawsze

Pomimo, że reszta drogi upłynęła raczej w milczeniu, ta cisza była jakaś inna. Wiecie, zawsze byłam przekonana, że jest tylko albo cisza, albo niecisza. W każdym razie odkryłam jeszcze dwa rodzaje tej pierwszej i stwierdziłam, że jestem po prostu głupia.

To jest to co myśli normalna dziewczyna po tym wszytskim? Hell no, ale całe szczęście ja nie jestem normalna i pewnie da sę to wliczyć w moją chorobę psychiczną czy coś

W końcu po tej jakże wyczerpującej podróży i tym wszystkim po drodze zobaczyłam przez szybę mój dom i uznałam: Boże, jak ja kocham ten budynek.

- Mam nadzieję, że dotrzesz do właściwego pokoju - zaśmiał się

- Ja mam nadzieję, że trafię do właściwego domu - stwierdziłam

- Słodkich snow, Sparks

- Oby takie były

Uśmiechnęłam się i szybko zmierzyłam w stronę domu. W między czasie udało mi się odszukac klucze, juhu.

Usłyszałam, że Ashton rusza dopiero gdy stanęłam przed drzwiami i przekręcałam kluczę w zamku. Urocze.

Bleh, nie, mój umysł chyba nie zniesie tego słowa.

Najciszej jak umiałam zamknęłam za sobą drzwi i odwróciłam się, a w tym samym czasie światła rozbłysły się w całym korytarzu.

Do jasnej cholery.

Tyle razy mi się udawało, czemu teraz nie mogło być inaczej?

Zauważyłam mamę i tatę, stojących na przeciw mnie z niezbyt ciekawymi minami. Umre, normalnie zabiją mnie za takie coś, jestem tego pewna. A ja jeszcze nie zdążyłam spisać testamentu.

Boże, ratuj.

- Alison Caroline Sparks, możemy wiedzieć gdzie byłaś?

Ught, taty zazwyczaj nie ma, ale jak już jest to dosłownie ma problemy ze wszystkim. Jest chyba trochę znerwicowany przez pracę, przynajmniej tak mi się wydaję.

Poza tym nienawidzę jak mówi do mnie pełnym imieniem.

Brzmi to tak , jakby napadała na bank, rzuciła szkołę, zabiła prezydenta USA i przy okazji zaszła w ciążę. Serio, tak to brzmi.

Ale przecież za rok będę już pełnoletnia, więc, nie mogą sobie odpuścić?

- Um, byłam u Jennifer? - raczej marna wymówka, jeszcze gorzej jak zadzwonili do niej wcześniej

Ale chyba powiedziałam Jen, żeby mnie kryła, bo przecież sama mi odradzała tego spotkania z Jake'm.

- Nie kłam, widzieliśmy chłopaka przed chwilą - moja mama była niemniej zdenerowana - Ashton, prawda? Twój chłopak

Ught, nie.

Tata spojrzał zdziwiony na mamę, a potem na mnie.

Tak, tatku, nawet pomimo tego, że jestem dziwna i zryta, komuś nawet chcialo się żartować, że jest moim chłopakiem.

- Mówiłam ci mamo, on nie jest moim chłopakiem - pokręciłam głową

- Więc mało, że wymknęłaś się w nocy z domu bez poinformowania nas, wróciłaś dopiero o 3 to jeszcze byłaś z chłopakiem?

- Tato, mam 17 lat, jest sobota - niedziela, już niedziela.

- Nieszkodzi, od teraz jesteś uziemiona, do końca roku szkolnego, a potem się zobaczę

Ja pierdzielę, pewnie wyślą mnie na jakiś obóz przetrwania. Umrę chyba.

- Dobra - mruknęłam, bo nie chciałam się z nimi kłócić.

Podobno a) rodzice mają zawsze racje b) nauczyciele mają zawsze racje c) nawet jak nie mają racji patrz punkt a i b.

Poszłam więc na górę, zupełnie niepodłamana, i tak uda mi się jakoś stąd wyjść. No chyba, że zamontują mi kraty w oknach.

O tym nie pomyślałam.

***

- Zostałam przez ciebie uziemiona, ty dupku - krzyknęłam od razu, gdy tylko w poniedziałkowy poranek spotkałam Irwina na swojej drodze życiowej

To jest w szkole, niestety.

Ale w sumie po calej tej szopce z rodzicami to i tak dobrze, ze mnie tu puscili. Nie wiecie jakie pieklo mialam niedzielnego poranka.

No trudno, jesli Peeta przezyl dwa razy igrzyska to ja tez to moge przezyc. Tak mysle.

- Nie latwiej bylo by powiedziec zwykle czesc? - Irwin podszedl do mnie blizej, na twarzy majac tens swoj pewny usmieszek

- Musialbys bardzo zasluzyc - stwierdzilam - A tego nie zrobiles

- O ile mnie pamiec nie zawodzi... To ty chcialas zebym cie pocalowal

Przewrocilam oczami, zaczyna sie. To jak z deszczu pod rynne. Zycie nie jest zabawne, ani troche

-Niech zgadne zaraz bedzie to w szkolnej gazetce...

- W rzeczy samej - kiwnal glowa

Spotkalismy Jen tuz pod szkola, na Boga przysiegam jesli Irwin zaraz zacznie gadac...

Choc w sumie czego moglam sie obawiac? Ah, tak.

Dalej nie ufam temu psychopacie, a to, ze dobrze caluje i to jest jakies niebezpiecznie pociagajace to juz inna sprawa.

Chwila, co ja wlasciwie pomyslalam?

Oh, do cholery. Czas wziac moj mozg w stan uspienia, zdecydowanie za duzo mysle.

- Zle wygladasz - mowie do niej zreszta jak zawsze

- Ale zgadnij kto nie jest uziemiony - usmiechnela sie szeroko i kciukami wskazala na siebie - JA!

Wygladala jak Rico z Hannah Montany, przysiegam. Jestem pewna, ze Jen gdy jest bardzo zdesperowana oglada i to. Ona w sumie oglada wszystkie seriale. Mode na sukces pewnie tez. A co tam.... Jesli masz wolne najblizsze 15 lat to mozesz spokojnie zaczac.

- Absolutnie nie jestes zabawna - odparlam nadzwyczaj powanie

Zadzwonil dzwonek.

Jedyna mysl, ktora mnie powstrzymywala przed zabiciem ich wszystkich w okol to fakt, ze jeszcze tylko ten i nastepny poniedzialek i nie bede musiala patrzec na tych wszystkich ludzi przez dwa miesiace... Niby malo, ale polowa z dziewczyn pewnie znow z glupoty zajdzie w ciaze, albo wyleci w jedna strone do NY wiec zgaduje, ze po prostu mi sie podoba.

- Porozmawiamy pozniej, Sparks - mowi po chwili Ashton i odchodzi

- Mhm

Jennifer natomiast chce prawdopodobnie wykrecic mi reke i lapie za nia tak mocno, jakby odpalala pile.

Jak ten gosciu, ktody stoi na stadionie i mowi, ze jego najwiekszym marzeniem byla pila. Po czym wyciaga pile motorowa i zaczyna masakre. Nie wiem czemu cos takiego w ogole dopuszczono do udzialu.

- Opowiadaj

- Co?

- Co sie wtedy tak naprawde stalo?

- Mowilam ci przeciez, ze po prostu odwizol mnie do domu

- Znam cie od przedszkola, nie sklamiesz mnie.

- Nie probuje - moze troche.

Jen oprocz swojej cholernie dobrej pamieci- zalezy do czego, i zelaznego uscisku ma zainstalowany jakis wykrywacz klamstw w mozgu, ja jestem tego pewna. Zupelnie jej nie oszukasz, jak swojej mamy. One zawsze wiedza. Zawsze.

Odwrocilam glowe specjalnie zeby nie mogla patrzec mi w oczy, ale ona odczytala to zupelnie inaczej

- O Boze, tobie podoba sie Ashton - pisnela

- Co? Nie, Jen to nie tak - pokrecilam glowa

- Widzialam to - zastrzegla od razu i sie zasmiala - Wiedzialam, ze tak bedzie - stwierdzila pswnie

-Oh tak? Moglas mi to powiedziec

- Wiem tylko od zeszlego wtorku - mruknęła podczas drogi do klasy

Nienawidzę tych korytarzy.

- Co wiesz? - spytalam bo poczulam sie zdezorientowana ta rozmowa

- Ze podobasz sie Ashtonowi - z dumnym usmiechem weszla do klasy przede mna, nawet nie pozwlajac mi sie dowiedziec skad.

Na nieszczescie nauczycielka zjawila sie szybciej niz powinna. Do cholery, zawsze sie spoznia, a teraz musi byc na czas? To sa jakies pieprzone zarty. Czy ja oby rano nie wpadlam do lustra?

Ja umre jak sie nie dowiem. Umre tu, albo umre w domu.  Od kiedy oni znaja sie tak dobrze ze powierzaja sobie sekrety? Od kiedy Ashton stal sie ''przyjaciolka" Jen? Jakby nie bylo to, gdyby nie moj psychopatyczny umysl to wcale by sie nie znali. 

O Boze, czy to zabrzmialo jakbym byla zazdrosna?

Cholera, Sparks wdech

Skad to wiesz?

Wydech.

Napisalam na kartce i podsunelam Jennifer.

Blagam nich ona nie ma teraz jednego z tych swoich godnych momentow, w ktorych bedzie sie ze mnie znecala az po kres moich dni. Ale chwila. Piec, szesc, siedem, to chyba jeszcze nie jej pms.

Ale mam troche nadzieje ze moj, mialabym na co zwalic to wszystko co we mnie siedzi. Mozna by z tego ugotowac zupe.Uczućnice, czy coś.

Jen sie usmiechnela i chwycila swoje pioro przez chwile piszac odpowiedz

- A do odpowiedzi przyjdzie - nuaczycielka cos tam gadala, als byly swiatowe wazniejsze sprawy - Montgomery

Cos ty taka ciekawa?

Tak jak myslalam, bedzie czekaka az wybuchne

Ty tez bys byla, no skad?

Tym razem zmarszcyła swoj nos i juz wiedzialam, ze napisze to co ma napisac. Oby

Od Luke'a

Sedno. Ale nadal to było dla mnie ciemne jak moja dusza.

Hemmingsa? Skad go znasz?

...

Z wyscigow, podpytalam go troche, nie masz za co dziekowac. Poza tym Luke jest goracy....

Usmiechnelam sie

To wiem, nie wiem czy mam dziekować, to dziwne....

Bylo.Cholernie dziwnie, nawet bardziej niż Irwin. Czy to jest aby możliwe?

Zamknij sie Ali, twoj wzrok wcale nie mowil: chcę cię zabić, bo cię nienawidzę, tylko chcę cię zabić, bo jesteś gorący i nikt nie może cię mieć

Jak cholera, doslownie....

Ta kartka musi ulec spaleniu

*****

Dożyłam jakoś do końca lekcji, choć było trudno, nawet jak na mnie, a jak już wiecie ja jestem niesamowita i niezniszczalna i  w ogóle mam tyle pieprzonych epitetów, że można by sie załamać.

- Nie powinnaś tego zepsuć - powiedziała do mnie nagle Jennifer

- Czego? - odwróciłam się do niej i spojrzałam, jakbym nie wiedziała o czym mówi.

Wiedziałam, i to nie wcale dlatego, że byłam mega hiper ultra mądra i wszechmocna, tylko dla tego, że to była to sprawa o której myślałam całe pieprzone 45 minut. I nie, nie zniknię o  tak...

- Tego z Ashtonem...

- Nie będziesz psychologiem, mówiłam ci - przekręciłam oczami.

Szybko przeszłam przez korytarz i pokonałam te schody, które ciągnęły się jak do nieba. Wpadłam na parę przypadkowych osób, których nienawidzę, ale co zrobisz? No nic, a ja nawet nie znam ich imion. Nie lubię ich dla zasady. Bo tak mi się podoba.

Ale kiedy tak szłam, schodami do nieba myślałam czy to wszystko ma jakiś sens i czy jest jakiś ciąg przyczynowo skutkowy, który mnie doprowadził do tego tu momentu. Dobrze zgadujecie, miałam literature przed chwilą.

Czy naprawdę podoba mi się Ashton?

Umysł szybko krzyczał mi nie, ale coś to zgłuszało. Ależ to było cholerne.

Czy, nawet jeśli czysto teoretycznie, przecież ja o tym wcale nie myślę, jeśli byłaby taka możliwość, czy ten związek miałby jaki kolwiek sens. Przecież my się nienawidzimy.

Bynajmniej tak mi się wydawało.

- O czym myślisz? - spytała Jen i zrobiła to celowo.

Nie pomagała, czemu ja się w ogóle z nią przyjaźnię?

Ah tak, trzyma mnie z dala od więzienia. Ale z drugiej strony, czy to nie ona poszła na wyścigi z kucykami pony, uważa Luke'a za gorącego, a Ashton to jej nowy BFF.

- O niczym

Minęła kolejna przerwa i przerodziła się w długą i bezsensowną wolną lekcje.

WIecie w normalnym przypadku, cieszyłabym się, że nie ma geografii, ale świat mial ważniejsze problemy.

Geografia? E tam. Szkoła? Nieważne. Nauczycielki, które chcą cię zabić psychicznie? Zabij i je.

Nękająca cię przyjaciółka? Minie. Jakaś blond laska siedząca na blacie ławki Ashtona? Kogo to..

MNIE.

Myślałam, że mnie krew zaleje, gdy tylko zauważyłam, że jakaś blondynka, której imienia nie znam, wypina się i wije, na tym małym blacie przed Ashtonem. Boże jak jej było, ught, czy to ważne. Ashton wyglądał z jednej strony na niewzruszonego( albo po prostu chciałam żeby taki był), a z drugiej uśmiechał się do niej szeroko.

Po prostu.... Po prostu...

Po prostu bylam zazdrosna.

- Zaraz ją zabijesz wzrokiem - szepnęła do mnie Jen z tajemniczym uśmiechem i pchnęła mnie z przejścia do przodu - Nie stój tak.

Nie jestem pewna czy chcodziło jej o blokowanie drzwi, czy o to, że powinnam tam pójść i coś zrobić.

Ale nie mogłam nic zrobić, bo A. moja duma B. nie byliśmy nawet przyjaciółmi ( i cholera mózgu, nie możesz być o niego zazdrosny) i C. co?

Ruszyłam więc do swojej ławki, która stała przy oknie i z westchnięciem położyłam torbę.

Czy jest możliwe, żeby nagle się tak wszystko komplikowało po jednym wieczorze? Nie, to była wina Irwina.

Usiedliśmy, po prostu czekając aż ktoś do nas przyjdzie i powie co mamy zrobić ze swoim życiem. Rzecz jasna nie liczyłam, że wejdzie jakaś nauczycielka, która da mi jasną odpowiedz co robić, ale miło by bylo. Wiecie to jest coś czego nie nauczysz się w szkole.

Raczej jestem słaba z życia, ale Bogu dzięki wiem jak odżywia się ameba. Tak to bardzo istotne.

Szybko więc weszła do naszej klasy v-ce dyrektorka, jednak nie dała mi odpowiedzi na moje pytanie. Jaka szkoda.

Powiedziała coś, że ma trochę roboty papierkowej na dole i jeśli posiedzimy tu sami spokojnie to nie będziemy musieli nic robić. Okay.

Ogólnie jej egzystencja na lekcji była znikoma, czasem w ogóle nawet się nie zjawiała na lekcjach. WIęc jeśli dyrektor chce mianować cię swoim zastępcą, nigdy się nie zgadzaj. To oznacza, że nie ma nikogo innego do wykonywania wszystkich tych prac w tej szkole. Bo ogólnie nasza dyrektorka to nic nie robi.

- Dobra - powiedziało parę osób trochę głośniej, aby dać jej odpowiedź jakiej oczekiwała

Po chwili juz zniknęła a drzwi się zamknęły z hukiem, na co westchnęłam. Powalone

Wyjęłam telefon i zaczęłam się nim bawić, prawdopodobnie taki tik nerwowy.

Wtedy też Jennifer i Candice na mnie napadły od tyłu

- Czego chcecie? - mruknęłam, nie odrywając wzroku od we heart it

Bleh z tą miłością która jest tam w nakładzie zdecydowanie za dużym. Czy nie istnieją jacyś anty-ludzie? A jeśli istnieją, czy da mi ktoś linka do ich strony, lub bilet na ich planete?

- Zrób coś z tą tapeciarą

Zaśmiałam sie, "tapeciara" w ustach Candice brzmiało niemniej dziwnie. Kolejna z rzeczy, która się nie łączy. Jak Jennifer i te kucyki pony.

- Alison, nawet Candice to widzi

Zabiję ją potem za to, że ta informacja obiegła już pewnie całą szkołe ze trzy razy i dobrze będzie, jeśłi ta woźna, która jest na zwolnieniu nie będzie o tym wiedziała. Szaleństwo.

Spojrzałam w ich strone i tego pożałowałam.

Mogę to uznać za stratę kontroli, bo natychmiast wybrała numer Ashtona, zapisany jako Pieprzony Podglądacz Irwin, i bez zastanowienia napisałam krótką wiadomość i od razu ja wysłałam.

Mógłbyś tego tak nie robić, proszę?

Nie myślałam, że odpowie tak szybko. W ogóle nie myślałam, że odpisze. Albo w ogóle nie myślalam.

Mogłabyś tu przyjść i coś z tym zrobić, mówię poważnie

- My też mówimy poważnie - Candice i Jen nadal stały za moimi plecami próbując mnie jakoś zachęcić do walki

Ponownie rzuciłam im spojrzenie, a wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały.

Czemu zawsze ja muszę brać sprawy w swoje ręce? Dobra, Sparks, rusz swój tyłek i - znów - rób to czego chcesz.

- Wygraliście wszyscy - stwierdziłam

Zostawiłam wszystko jak leży łącznie z dziewczynami i podeszłam do ławki na której wywijała się niedoszła gwiazda porno.

Boże, czemu zsyłasz takich ludzi na moją drogę. Przecież wiesz, że zgrzeszę

- Możesz łaskawie ruszyć swój tyłek stąd? Wiesz zanim zrobię coś za co będę miała kłopoty... - zaczęłam mówić

- Spóźniłaś się kochanie - mrugnęła swoimi ultra- sztucznymi rzęsami - Prawda Ash? - następnie spojrzała na niego i udawała, że naciąga swoje czarne rajstopy wyżej.

- Nie zrozumiałaś Ashlee - Irwin pokręcił głową z dezabrobatą.

Typowe, dla niego.

Ale od teraz moje zycie bylo dowartosciowane, miala na imie Ashlee

- Wypad raz - powiedziałam z przymkniętymi powiekami. - Nie zartuje, idz

Ashlee tylko przerzucila swoje platynowe blond wlosy, ktore wygladaly o niebo gorzej i uwierzcie mi, tu nie chodzi o mnie. Spojrzala na mnie, coz, moze mnie uznac za wariatke, ale moje nowe hobby to rymowanie jej imienia z rzeczami.

- Zadzwonisz prawda, Ash? - spytala usmiechajac sie i Bog wie skad wyrwala jakas mala karteczke i wziela dlugopis z lawki obok i zaczela wypisywac numer.

Pewna siebie zostawila odcisk swojego blyszczyka na kartce, tylko informuje, ze zaraz zwymiotuje.

Czy ona zyje w jakims filmie? Zakladam, ze gra glowna role, a jej ojciec spi na forsie. Naprawde zalosne.

Uamiechnela sie, mrugnela do niego i poszla gdzies plotkowac ze swoimi BFFs jakie to "ciacho wytropila". Czy one wszystkie sa glupie, czy glupie?

- Nie zadzwonisz i jestes denerwujacy jak cholera - wywrocilam oczami - Co ja tu w ogole robie? - pokrecilam glowa

Nagle ta sytuacja stala sie abaurdalna, zachowujemy sie jak dzieci w pierwszej klasie, co z nami nie tak? Co ze mna nie tak?

- Zakladam, ze jestes zazdrosna o przypadkowa blondynke, ktora byla znudzona - stwierdzil - Mozemy gdzies pogadac?

- O czym chcesz gadac? Z jednym moge cie ubiec, Hemmings sie wygadal. - wzruszylam ramionami, nie bylam pewna.

Ashton uniosl glowe pod katem i spojrzal na mnie swoimi brazowymi oczami.

Choc jakby sie tak zastanowic, nie byly takie brazowe, cos jak jasny brazowy z domieszka szarego albo zieleni. Bog wie. Jestem dziewczyna ale czuje sie zupelnie obco w wymyslaniu nazw kolorom. Dla mnie po prostu jest cos czarne i biale, ale nie rozowe i czerwone. Jesli wiecie co mam ma mysli.

Taka mam nadzieje

- O ile pamietam powiedzialem ci to w sobote w nocy, co sie zmienilo od tego czasu ? - spytal smiejac sie

Wywróciłam oczami, potrzebuję czegoś na uspokojenie.

- Znam Jen odkad skonczylam 3 lata, poza tym Hemmings nie mogl by klamac, gdyz planowalismy slub i niefortunnie stanales nam ma drodze

- A to ci dopiero, Luke oberwie jeszcze dzis

- Coz, on o tym nie wiedzial ale ok, podziekuj mu za informacje

- A co masz zamiar z ta informacja zrobic?

Przygladal mi sie uwaznie i dla mnie samej byl to ciekawy widok. Nie pomyslcie ze tak od razu zwariowalam. Nie, nadal mialam ochote go dreczyc, choć trochę.

To jest juz czescia mnie.

- Sama nie wiedzialam, ale wiesz skoro ty masz towarzystwo Ashlee, to moze...

- Nie mow o Jake'u , bo go zabije nastepnym razem - stwierdził wyciągając się na krześle

- Nie lubisz goscia, nie? - zachichotałam

To był mój ulubiony sposób torturowania go, zazdrość bywa okrutna. A wiecie co rymuje się z zazdrością? Zabójstwo.

Taki sadystyczny żarcik, Jen ma racje uważając, że jestem okropna.

- Nie przepadam - kiwnal glowa,- Ale wiesz Ashlee tez nieszczegolnie lubię

Na twoje szczęście, Irwin

- Ja tez

- Mozemy o tym otwarcie porozmawiac?

- Ale nie tu - stwierdzilam rozglądając się wokół, ta oni wszyscy czekali na miłosną scenę, niczym z High School Musical.

We're all in this together, albo cokolwiek.

- 7- eleven dzis po 6?

- Yup

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro