Now I don't wanna feel a thing anymore

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Druga w nocy to nasz czas, nie sądzisz?

- Irwin od razu przechodzisz do takich pierdół, które nikogo nie obchodzą - mruknęłam

Znów leżałam na łóżku, znów o 2 w nocy i znów z głosem Ashtona po drugiej stronie. Właściwie przywykłam do tego, ale po prostu dalej lubiłam go denerwować. Choć w sumie, rzadko mi się to udawało.

On całe życie zbywa śmiechem, to chore, prawda?

Nie czekałam długo, aż usłyszałam chichot. A nie mowilam?

- Po pierwsze: nie próbuj się tak zachochywać o drugiej w nocy - powiedziałam, przypominając sobie, że przecież miałam jasno określić warunki.

Wszystko ma jakieś zasady, nawet zasada, że nie ma zasad. To zasada, w każdym razie, tak? Pogubiłam się. Cokolwiek. Wieczne niezdecydowanie.

- Po drugie: nie nazywaj mnie Irwin

Uhoh, więc teraz próbuje grac w mój sposób. Nie lubię ustalania reguł, więc jestem hipokrytką i to oczywiste, ale teraz wiedziałam, że to będzie ciekawe.

Nie wiem czemu jednocześnie tak bardzo nie cierpiłam Ashtona, ale jednocześnie mnie tak pociągał i nienawidzę tego słowa, ale to musiałam przyznać.

Miałam to uczucie, że gdy rano wstanę, znów go spotkam i, że to będzie jakieś ekscytujące.

Um, no tak.

Wreszcie to przyznałam, ale jest druga w nocy więc zrzucę to na zmęczenie. Alison Sparks zawsze znajdzie wyjście. I jeszcze nie wiecie jak przydatne to jest, bo gdy trafię do psychiatryka(lub do więzienia, bo ostatnio ta możliwość stała się bardzo prawdopodbna) to też znajdę wyjście.

O czym to ja?

-Po trzecie: nie ustalaj reguł

- Po czwarte: teraz wszystko działa w obie strony

- Radzę ci się głeboko nad tym zastanowić, Ashton. Naprawdę... - oznajmiłam najpoważniej jak potrafiłam, po czym od razu, nie dając mu nic powiedzieć, dodałam - Po piąte: Alison Sparks ma zawsze racje, nawet gdy racji nie ma

- Sranie w banie, Sparks - mruknął Ashton i brzmiał na zrezygnowanego

Roześmiałam się głośno i przewróciłam na plecy.

Tak dokladnie.

***

Zapowiadał się taki wspaniały dzień.

Wstałam z moją myślą, podenerwowałam Ashtona i spokojnie wróciłam do domu.

Wszystko szło jak w pieprzonej bajce, teoretycznie jeśli nie masz nic przeciw psychopatom wokół ciebie, przecież to takie normalne, ale póki co to pojęcie było pozytywne. Nie mam pojęcia co się dzieje wokół mnie. Nie przejmowałam się tym większość czasu, ale teraz pomyślałam, że może było by to konieczne, żeby zrozmieć tą sytuacje.

Nie, nie da się.

Rozejrzałam się po moim pokoju, ale nie dostrzegłam nic wyjątkowego, oprócz syfu, który nie był jednak wyjątkowy. Potem pomyślę, żeby pozbierać te magazyny z dywanu. Albo w ogóle pomyślę. Przecież zupełnie nie mam o tym pojęcia.

Spojrzałam sobie na kartkę, na której było napisane: dzisiaj o 12 jak ostatnio, albo już nie spotkasz braciszka, i poczułam się dziwnie rozbudzona, ale jakbym była uwięziona w jakimś chorym śnie. I nie chodzi mi tu o świadomy sen, w którym Bóg wie co robisz. Chodziło mi bardziej o paraliż senny.

Alison, uspokój swoje myśli, do cholery.

Czym prędzej wyważyłam drzwi z mojego pokoju(wcale nie) i zabiłam się o schody, kiedy śpieszyłam się do mamy. Musiałam po prostu wiedzieć, czy znów wpuściła tu kogoś, choć nie powinna. Jak powiedzieć twojej mamie, żeby nie wpuszczała do domu psycholi, którzy podają się za twojego chłopaka: rozdział 1.

Zastałam ją w kuchni,a jej mina była godna uwiecznienia. Jak w ogóle można ze mną życ pod jedym dachem?

- Mamciu, był tu ktoś, gdy byłam w szkole? - spytałam, co brzmiało całkowicie sztucznie i nienaturalnie

W tamtej chwili porzuciłam moje marzenia o zostaniu aktorką, zapomnijmy o tym, będę siedzieć w psychiatryku. Nie opłaca się. Zresztą do cholery, to mało istotne. Mam problem ze skupieniem, zdecydowanie.

- Niee - spojrzała na mnie podejrzliwie - Nie spotykasz się z tym Ashtonem, prawda?

- Jak mówiłam mamo - uśmiechnęłam się - Dobra nieważne, idę... zrobić zadanie - którego oczywiscie nie ma, dodałam w myślach

Kto niby odrabiałby cokolwiek w ostatnim tygodniu szkoły, to cud, że w ogóle tam chodzę.

No kurwa, skoro jest ostatni tydzień to może oznaczać tylko jedno, zbliżają się urodziny Jennifer. Powinnam iść na zakupy, czy dać się porwać Haunterowi? Czego mi Irwin dorzucił dzisiaj do kawy? Czemu jestem taka pobudzona? Czemu zadaję tyle pytań? Czy Ashton zawsze się tak czuje?

Jestem pewna, że on zachowuje się podobnie. No dobra. To cholerne

Wróciłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Musiałam zresetować mój umysł, co było nieco trudniejsze niż inne rzeczy w moim pieprzonym życiu.

Czy powinnam zadzwonić do Ashtona? Zakładam, że tak.

Ale zakładam też, że jestem zbyt dumna żeby to zrobić. Żeby zrobić cokolwiek w ogóle. Poza tym, czy naprawdę potrzebuję go w tym wszystkim(tak). Szybko też wpadł mi do głowy fakt, że Ashton mówił o jakimś związku Mike'a z Haunterem, więc zakładam, że nie pozwoliłby mi się mieszać. A ja musiałam coś zrobić.

Westchnęłam.

Sparks sama się zaciągniesz do grobu

***

Jestem skończoną idiotką, odkąd poznałam Ashtona, uświadomiłam sobie, gdy otworzyłam garaż, najciszej jak mogłam i spoglądałam na stary motor Mike'a.

Czy on mnie zabije?

Nie, są trzy możliwości, ale Mike na pewno mnie nie zabije, gdyż: albo zabiją jego,albo mnie, albo nas oboje.

Kompletnie zwariowałam i to wcale nie dlatego, że wypiłam 3 kawy o 11. I nie dlatego, że zabrałam stary motor Mike'a i ruszyłam nim w stronę wyścigów.

Brawo dla mnie.

Nie mam prawa jazdy, nigdy nie jeździłam, rozumiem jeśli wpadnę do rowu po drodze. Droga, czy ja znam drogę?

Nie sądzę, ale zrobię to, tak jak robie wszystko w życiu- na czuja. Tego sposobu nauczyłam się od Jennifer. Uczyłaś się? Na czuja się zrobi....

Jezus, jak się tym kieruje? Co to za szatański wynalazek?

Zamknęłam oczy i pozwoliłam, żeby zimne nocne powietrze mnie owiało. I może wpłynęło chłodząco na mój mózg.

Przypomniałam co sobie, co robił Jake za ostatnim razem i spróbowałam zrobić to samo. Tylko, że ja tych prób miałam kilka- naście.

Dobra, udawajmy, że to sen, świadomy sen. Więc nawet jeśli się zabiję to nie umrę.

Pamiętaj, że jeśli sen będzie się rozmywał, zacznij kręcić się w okół, powiedziałam sama do siebie w myślach.

O ja pierdole, Alison.

Jakoś udało mi się ruszyć i byłam chyba najbardziej szczęśliwe pokręconą osobą, w tamtej chwili. Miałam nadzieję, że moja mama zaraz nie wybiegnie z wałkiem do ciasta i mnie nie złapie. To było by niezręczne.

Stopniowo jak zaczynałam mieć kontrolę nad tym ustrojstwem, przyśpieszałam i wydawało mi się, że jest nawet w porządku. Było ciemno i nic nie widziałam- tak, tak, powinnam mieć okulary teraz, ale kontynowałam jazde na czuja, na obrzeże miasta.

Gdzieś tak w połowie drogi zaczęłam się zastanawiać: co ja cholera robię? Nie odpowiedziałam jednak, bo byłam zajęta udawaniem, wszech mocnej dziewczyny, która ma wszystko pod kontrolą. Ale nie miałam. Po prostu udawałam, ze wszystko jest w porzadku, podczas, gdy nie wiedzialam czego sie spodziewać.

Raczej nie ma co liczyć na balony I tort.

Wiec jaki jest Twój plan, Sparks, co?
Zastanawiałam się, zatrzymując motor. Raczej nie uda mi sie nic zrobic. Wiedzialam, ze trzeba bylo zadzwonić do Ashtona.

Ale cholera, teraz już nie było wyjścia.

- Pojawiła się nasza zbawczyni - od razu usłyszałam głos, który sprawiał, że chciałam zatkać uszy najgłośniejszą piosenką Bring Me The Horizon.

Głos przeszywający mnie wtedy bardziej niż igła na pobieraniu krwi. Bleh.

Zsiadłam z tego ustrojstwa, próbując udawać, że mam wszystko pod kontrolą. Momentalnie zrobiło mi się jakoś dziwnie zimno.

Co się dziwisz, głupia babo? Wplątujesz się w takie bagno, że nawet egzorcysta ci teraz nie pomoże.

Jeśli za głupotę zamykaliby w więzieniu...

Pocierałam dłonie zdenerwowana jak cholera i miałam ochotę po prostu zostać w domu tej nocy, zamiast bawić się w bohatera. To jest ten moment, kiedy uświadamiasz sobie, że nie działasz do końca racjonalnie i sama ściągasz na siebie nieszczęscia. Co do jednego byłam pewna, granica absurdu została osiągnięta.

Nash, wiedziałam.

Ale do cholery? Jaki on miał w tym pieprzony interes?

Znałam go od dziecka, rodzinne obiadki i inne gówna i teraz co? Chce mnie zabić, czy wydać Haunterowi? Cóż na jedno wychodzi, ale czy naprawdę w swoim byciu okrutną i złośliwą posunęłam się do tego by być psychopatką i robić takie rzeczy?

Cóż znalazło by się kilka ciekawych sytuacji, ale nie przesadzajmy.

Odwróciłam się i zobaczyłam go we własnej osobie, z pewnym uśmiechem i pewnie jakimś niesamowitym planem w szatanskim umyśle.

Sytuacja mi się zaczęła wymykać z rąk. Cholera, to niezręczne.

- Dobra, o co ci chodzi? - spytałam sfrustrowana

- Alison, nie jesteś taka głupia, oboje z Ashtonem wiedzieliście, że siedzę w tym wszystkim...

- Nie pytam cię kurwa o to, daj mi odpowiedź, której chcę

- Nie mam zamiaru streszczać ci mojego życiorysu, Sparks. Haunter będzie zadowolony, a ja będę miał spokój i satysfakcje, więc zgaduję, że pozbęde się sentymentów.

- W takim razie o co chodzi z Mike'm?

Nash się zaśmiał i pokręcił głową, przez chwilę nic nie mówiąc,

Moje sfrustrowanie i zdenerwowanie osiągnęło pewną granicę i miałam po prostu ochotę rzucić się na niego i bić, dopóki nie straci odstatniego wdechu. To była dość sadystyczna myśl, ale nic na to nie poradzę, miałąm ochote to zrobić.

To kurwa nie było zabawne, a ja byłam wytrącona z równowagi.

Resztki rozsądku jednak mi podpowiadały, że i tak bym na tym gorzej wyszła, więc nie próbowałam.

- Twój brat bardzo długo próbował cię ukrywać i chronić. Nawet przez chwilę pomyśleliśmy, że naprawdę jest takim skurwielem - ponownie się zaśmiał - Ale zgadnij co? To była tylko zmyłka, a ten chuj dostanie to, na co zasłużył.- syknął, a ja miałam wrażenie, że jad, który znajdował się w tym tonie i słowach, może niemal samodzielnie zabijać.

W moich oczach, słitaśny, Nash, którego dziewczyny jak Candice nazywały OW stał się jakimś walniętym idiotą, który nawet sam nie wie o co mu chodzi,a co dopiero inni by mieli to wiedzieć. Wiecie o co mi chodzi.

- Nash, człowieku, dobrze z tobą? Co niby Mike ci takiego zrobił, żebyś się musiał na nim mścić?- krzyknęłam

Byłam przekonana, że to "partner życiowy" mojej cioci to człowiek absurdu, ale teraz byłabym skłonna się nad tym zastanawiać. A ten człowiek to naprawdę jakaś patologia.

- Czy ty w ogóle znasz swojego brata Alison? Wiedziałaś ile rzeczy ma na sumieniu?

- Cóż byłam zajęta psycholami w moim życiu....

- Przykro mi, ale upewnię się, że dostanie to na co zasługuje

Podszedł do mnie bliżej więc odruchowo się cofnęłam.

Ale, że jak?

On mnie teraz złapie, zwiąże i zawiezie do Hauntera. Kurwa, nie byłam na to gotowa, nie teraz.

W ułamku sekundu zrobiło mi się gorąco, ale chwilę przedtem mogłabym zamarznąć i serce zaczęło mi bić szybciej, niż powinno. Po prostu miałam wrażenie, że zaraz wybiegnie mi z ciała i będę musiała je gonić.

To by było niezręczne.

- I tak już nie uciekniesz, Alison. Jego tu nie ma. Nikt cię nie obroni.

To nie było okej.

To było psychologiczne posunięcie, a jeśli chodzi o psychikę to ja leżę i to dosłownie, bo jestem zrujnowana, zarysowana, nazwijcie to jak chcecie. Jestem zwykłą psychopatką, która próbuje ukryc to przed światem i przy okazji nie umrzeć.

Ale miał racje i mnie to przerażało.

Nawet gdybym zaczęła uciekać, nie dałabym rady. Dobre miejsce, środek zadupia i dziewczyna, która nie pobiegnie, bo się zabije. Werdykt?

Biegnij, Alison, biegnij.

Wypadłam z tego kręgu, zupełnie zapominając o motorze, za co od razu miałam ochotę się zabić, bo byłam taka głupia.

Biegłam w środek samego placu, choć wiedziałam, że to nie jest najlepszy pomysł. Nie wiem może miałam nadzieję, że spotkam Jake, a ten okaże się Bogiem i okaże mi łaskę. No i może uratuje moje życie. Nie to żeby coś, ale byłabym wdzięczna, w każdym razie.

- Ja pierdole - mruknęłam, kiedy Nash przegonił mnie i zastąpił mi drogę.

Kurwa, jak mogłam przeoczyć fakt, że Nash był najlepszym biegaczem w szkole? Jak, jak,jak?

Zatrzymałam się szybko i stanęłam jakby wieżowiec wyrósł tuż przede mną.

Nash przelotnie się uśmiechnął po czym chwycił moje nadgarstki.

Mój umysł natychmiast jakby przestał działać, a wielki napis Game Over przesłonił moje myśli. Myślałam, że to naprawdę koniec.

- Nie radzę, stary - usłyszałam znany głos, ale nie potrafiłam zlokalizować do kogo należy.

Nash'owi natychmiast zrzędła mina i to było coś z czego mogłabym się panicznie smiać. Gdybym tylko nie była panicznie przerażona.

Nie wiedziałam co się dzieje, znów wszystko działo się za szybko niż mój umysł był zdolny to jakoś logicznie ułożyć.

Nash stoi, Nash leży, Michael wybawca, kucyki pony.

Miałam wrażenie, że zaraz upadnę i całkowity mrok mnie ogarnie, o ile można się tak czuć. Kręciło mi się w głowie i po prostu chciałam wrócić do domu.

Przed upadkiem jednak zatrzymało mnie ramię Michaela. Podniosłam wzrok i próbowałam odzyskać równowagę. Psychiczną i fizyczną.

- Wszystko ok? - spytał

Chwila, czy to ze mną coś nie tak, czy on wyglądał jakoś inaczej ostatnim razem? Oh, to pewnie przez te włosy. Wydawało mi się, że są albo ciemno niebieskie, albo fioletowe, bo było zbyt ciemno, aby to precyzyjnie określić. Poza tym nie miałam do tego głowy.

Myślałam, że umrę.

Potrząsnęłam głową, ale znów mi zawirowało przed oczami.

- Dobra, widzę, chodz zawiozę cię do Asha - oznajmił nadal mnie trzymając i kierując gdzieś w stronę aut.

- Nie, on mnie zabije - zatrzymałam się i spojrzałam na niego, mając nadzieję, że nie wyglądam na pomyloną

Przecież ja zawsze tak wyglądam...

Skoro tak myślę, to oznacza, że strach, adrenalina i cała ta paranoja zaczęła opuszczać umysł. Zrobiło się jakby jasno.

- I prawidłowo - stwierdził - Masz szczęście, że cie lubię - uśmiechnął się

- Jestem ci winna życie

I może on nie wiedział, ale byłam pewna, że mówię serio. A wiecie, jeśli ja coś wiedziałam i jeszcze byłam tego pewna... To było poważne i niezręczne.

Tak, niezręczny to mój nowy ulubiony przymiotnik. To określenie na życie, nie ma co więcej mówić.

- Zamówisz dużą pizze i załóżmy, że jesteśmy kwita - stwierdził otwierając mi drzwi

Spojrzałam na niego, jakby był jakimś kosmitą, ale on wydawał się być całkiem poważny.

Pizza? Więc istnieją jeszcze tacy ludzie jak ja?

Mam na myśli, że gang Ashtona czyli kucyki pony są całkiem podobni do mnie. To było dość dziwne, ale w ten dobry sposób.

Wzięłam głeboki wdech i spróbowałam się całkowicie uspokoić.

Przeżyłam. To jeszcze nie teraz. Powinnam się cieszyć, ale byłam sparaliżowana własną głupotą. Teraz to jest jasne.

Gdzie ja miałam głowę?

Na pewno nie tam, gdzie teoretycznie ona powinna być, bo kurna, jednak tu byłam. I to była najbardziej przerażająca lekcja, w jakiej wzięłam udział.

- Wiesz Alison to było dość...

- Głupie, naiwne, niezręczne... Wiem- ubiegłam go i spojrzałam przed siebie

Nigdy chyba się tak nie cieszyłam obserwując jak droga powoli zbliża się do mojego domu. To był stan euforii, której nie w sposób opisać.

Miałam ochotę wyrwać się z auta Michaela i tanecznym krokiem wrócić do domu. Wiedziałam jednak, że popisu głupoty mi jak na dzisiaj wystarczy więc po prostu próbowałam zachować spokój.

- Też, ale pod jakimś względem to było odważne.

- Oh tak, trzeba mieć odwagę, żeby w środku nocy pojechać na motorze, aby ratować swojego brata, który pewnie ma cię w dupie. Ale wiesz czego trzeba wtedy nie mieć? Mózgu.

- To jest dobre, zachowaj to dla Ashtona

- Nie, błagam cię, zawieź mnie do domu - spojrzałam na niego.

Nie byłam gotowa na tą konfrontacje, a czułam, że Ashton mi nie popuści. Ja byłam tego świadoma. Już sama umiałam się w sobie przyznać, że nie jestem odpowiedzialna, nie potrzebuję tego usłyszeć głośno.

- Przykro mi Alison, ale poza tym,tam też będziesz bezpieczniejsza

Westchnęłam.

To nieuniknione, a ta noc i tak jest zniszczona.

Przygotowywałam się więc w moich myślach na koniec świata, zagładę Alison Sparks i wszystko co mnie może jeszcze spotkać. Warto rozważyć każdą opcje.

Próbowałam znaleźć jakiś spokój w drzewach, a potem w sennych domach i dobrze znanych mi ulicach, ale czułam się jak tykająca bomba. Tylko nie wiedziałam czym wybuchnę.

Ogniem raczej nie, więc bałam się, że mogę się rozpłakać.

A to jak wiecie, było by niezręczne.

Westchnęłam kiedy wysiadłam z auta i spojrzałam na dom Ashtona.

- Będziesz miał mnie na sumieniu - mruknęłam

- Um, już cię raz uratowałem.

- I jestem ci za to cholernie wdzięczna, więc mógłbyś to zrobić drugi raz

- Właściwie

Naszą krótką wymianę zdań przerwał Ashton otwierając drzwi.

- Michael, nie miałeś być na wyścigach?- spojrzał zdziwiony na chłopaka- Alison?

- Niech zacznie się drama

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro