Trying not to lose my head but I have never been this scared before

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miałam wrażenie, że wszystko w co wierzyłam gdzieś w głębi siebie, pękło i rozsypało się jak szkło, które zostawiło mi poranioną skórę. I tylko to. Zupełnie jak ta cholerna szyba przed chwilą.

- Jak do cholery mogłeś?- wrzasnęłam próbując mu się wyrwać i jednocześnie spojrzeć w oczy.

Czemu byłam na tyle głupia by mu ufać, kiedy coś we mnie krzyczało, żebym uciekała tak daleko jak mogę? Czemu? Znów byłam na tyle omotana moją nieomylnością, że nie dostrzegłam tego, że zadawanie się z osobą, która spada z kurewskiego drzewa jak Ashton nie przyniesie pierdolonych motylków.

Mogłam jednak być już jednego pewna, nie opłaca sie walczyc, bo z nimi dwoma i pewnie reszta pierdolonych kucykow pony, nie miałam szans. Po co było to całe ciągłe ratowanie mojego tyłka?

Po to, żebyś czuła się bezpiecznie, idiotko, natarczywie przypominał mi umysł.

-Naprawdę myślałaś, że zjawie się jak książę z bajki i zacznę cię ratować, bo się w tobie zakochałem?- krzyknął z ironią, a ja dopiero tym dobitnym tonem zrozumiałam na czym polegało moje szaleństwo.

Zaczęłam płakać z tej całej zdrady, aczkolwiek nigdy nie myślałam, że Ashton zdradzi mnie z własnym ojcem.

Z bezradności, beznadziejności tej sytuacji i faktu, że wszyscy umrzemy. Nie wspominanie piosenek Lany mi tu teraz nic nie da.

Nie chciałam postradać zmysłów, ale nigdy jeszcze nie byłam tak przestraszona. Przeszły mnie dreszcze i miałam wrażenie, że sekundy dzielą mnie od całkowitej spazmy. Albo kolejnego ataku mojej niezdiagnozowanej choroby psychicznej.

Dokąd poszło moje życie?

Próbowałam się zamachnąć i wymierzyć cios Ashtonowi, ale było to całkowicie bezcelowe, bo był gdzieś sto razy silniejszy ode mnie i tylko niepotrzebnie zmarnowałam siłę. I tak stracę to wszystko, szybko pomyślałam.

-Wspaniałe przedstawienie, synu- Haunter zbliżył się do nas i położył swoją dłon na plecach Ashtona.

Myślałam, że zwymiotuję. Nigdy nie widziałam nic bardziej obrzydliwego, nawet obiady szkolne nie były choć w połowie tak ohydne. Kolejne ciarki. Spazma. Od nowa.

-A pomyśleć, ze wszystko mogłoby być w porządku, gdyby nie twój pierdolony braciszek, który pewnie ratuje swoją dupę i jest już na innym kontynencie. - warknął, a każde słowo wbijało się we mnie jak ostry nuż- Show czas zacząć.- stwierdził klaskając w ręce. Psychol.

Ashton pchnął mnie na ziemie i jednym szybkim ruchem kucnął obok mnie, wiążąc moje ręce. Nie wierzyłam, że to się dzieje.

-Jak mogłeś?- szepnęłam ponownie, choć nawet nie oczekiwałam odpowiedzi.

Ashton Irwin był po prostu pierdoloną marionetką Hauntera, która wykorzystała mnie w każdym możliwym aspekcie. Poznał, rozkochał i dał jakieś- niepewne, ale tak- poczucie bezpieczeństwa. To było nie do zniesienia.

-Na twoim miejscu byłbym wdzięczny, że tak sie z tobą pieszczę. Bez problemu zrzuciłbym cię teraz z tego budynku- syknął, a ja wolałam tego nie słyszeć.

Odwróciłam głowę i zatrzymałam łzy, nie mogłam pozwolić by banda zjebów to wszystko widziała.

Uniosłam swoją głowę i spojrzałam na Jennifer. Jej wzrok był taki smutny, współczujący, że łamało mi to serce. Fakt, że ona myśli o tym co ja czuje, a nie o sobie zabijał mnie.

Moje serce zaczyna bić szybciej, gdy kilka sylwetek pojawia się na dachu.

Zwalnia jednak, gdy widzę, że to Calum i Luke, z Nashem, jak gdyby byli przyjaciółmi i stwierdzili, że to idealna pora i miejsce na hang out. Kurwa. Gońcie się wszyscy.
Chciałam ich wszystkich pozabijać, tu na miejscu, czymkolwiek.

Fakt, że byłam związana zwalniał mnie z więzienia i nieco utrudniał to zadanie.

-No, skoro już jesteśmy wszyscy, możemy zaczynać. - chwycił pistolet, który leżał gdzieś w pobliżu i podszedł z nim do Jen. Prawie się zerwałam, ale Nash natychmiast przycisnął mnie mocno do ziemi- No, księżniczko, tradycyjnie, czy bardziej wykwintnie? - spytał przystawiając jej pistolet do głowy- Jesteś jej przyjaciółką, dlatego pozwolę ci wybrać- uśmiechnął się szyderczo- Najpierw pokażę ci jej zwłoki  w każdy możliwy sposób, potem będę cię torturował, aż się wycieńczysz na śmierć. Zapowiada się świetna zabawa,  prawda synu? - dumnie zwrócił się do Ashtona.

Prawie zwymiotowałam. Znowu.

Miałam jeszcze nadzieję, że Michael wpadnie jakimś cudem tu i pomoże mi się stąd wydostać z Jennifer. Choć będąc jedynie z nim, wątpie, czy to by wypaliło. To złudne śnienie na jawie.

Ale kolejny raz nie pozostało mi nic innego.

Usłyszałam jak Haunter pociąga za spust i chciałam się odchylić do tyłu, żeby uderzyć głową w beton, ale Nash trzymał mnie mocno, każąc patrzeć prosto na tą okropną sytuacje. Nawet trudno było to ująć w słowa.

W głowie pojawiły się wszystkie urywki mojego życia, które spędziłam z Jennifer i łzy zaczęły płynąć mimowolnie. Nie. To nie mogło się dziać naprawdę.

Chciałam krzyczeć, wić się, zrobić cokolwiek, a nie mogłam. I to było w tym wszystkim najgorsze.

Wiedziałam, że dzielą nas juz tylko sekundy, kiedy nagle sytuacja się odwróciła.

Ashton chwycił Hauntera za rękę z pistoletem i odciągnął daleko próbując mu go wytrącić. Szarpał się z nim przez chwilę, a siły były wyrównane. Nie wiem dlaczego nadal obchodzil mnie ten dupek, ale bałam się że za chwilę Haunter wypchnie go z tego dachu.

Bo kurwa. Co tu się tak naprawdę dzieje?

-Nash!- wrzasnął Haunter, na co chłopak, który był obok mnie natychmiast się poderwał i chwycił Ashtona próbując utrzymać go przed wyrwaniem się.

Ashton był o wiele od niego silniejszy, więc Haunter natychmiast złapał łańcuch i go nim skuł.

- Mogłem się tego spodziewać. Zajmij się jeszcze tą dwójką - wskazał pośpiesznie na Caluma i Luke'a

-Biegnijcie - wrzasnął na nich Ashton- TERAZ!- powtórzył, a oni w momencie pobiegli w stronę wyjścia

Co?

Że kucyki pony go zostawiają i idą ratować swoje dupy? Co do kurwy nędzy się tu dzieje?

-Jesteś taki słaby, synu. Cholernie, ale nic po tym. Zabiję całą waszą trójkę- ponownie się uśmiechnął- A jako, że twoi wspólnicy uciekli, nie będę mógł rozwodzić się tak długo. Możecie mi dziękować, wasza śmierć będzie szybka.

Spojrzałam natychmiast na Ashtona. Siedział ze spuszczoną głową i nie mogłam dostrzec jego oczu, ale wyglądał na tak przegranego.

Podsumowując, powiedział mi tyle niemiłych słów tylko po to, żeby mnie chronić i wmówić Haunterowi, że jest po jego stronie? Czy dobrze to rozumiałam?

Jeśli było tak naprawdę, jakaś część tego całego szaleństwa zniknęła ze mnie, ale i tak mieliśmy umrzec, bo kurwa utknęliśmy w środku nocy na dachu z psycholem. Nic z tego nie mogło skończyć się dobrze.

Haunter odwrócił się, żeby uruchomić swoją bombę, czy inne dzieło i poczułam, że musimy dzialać.

- Nie zdążysz stąd uciec, jeśli uruchomisz to teraz- mówię i wiele mnie to kosztuje

Spogląda na mnie z rozbawieniem,

-Nikt nie powiedział, że muszę wyjść z tego żywy. Karą dla każdego z was będzie zginąć tu ze mną. Szczególnie dla ciebie, Ashton. Ty i twoja matka zasługiwaliście na taki koniec

Przeniosłam natychmiast na niego wzrok. Czy Haunter zabil matkę Ashtona? Po jego zachowaniu mogłam wywnioskować, że ten temat raczej nie nalezy do najprzyjemniejszych, a młodszy Irwin chętnie skopał by dupę temu starszemu.
Nie odezwał się jednak ani słowem, co mnie zdziwiło.

Wszyscy zamilkliśmy, a Haunter skupił się na zabijaniu nas.

Szczęście jednak jest po stronie głupich.

Nie rozumiałam dlaczego Nash nagle rozwiązał Ashtona. Byłam cholernie zamglona. Obserwowałam więc resztkami sił i trzeźwości umysłu, jak idzie, aby stanąć obok Hauntera, a za nim najciszej i najzwinniej jak potrafi porusza się Ashton.

-Ile nam zostało? - spytał patrząc gdzieś w dal

-Niewiele, chcesz się wymigać dzieciaku?

-To banda, którą trzeba wytępić- prychnął

Czy oni naprawdę szkolili się w teatrze wielkim w Moskwie,czy tylko mają rozdwojenie jaźni? Bipolarność nadal w modzie.

- Od teraz zaliczasz się do niej

- Czasem warto się poświęcić- wzrusza ramionami, jednak jego mina zostaje nieporuszona

Przeniosłam wzrok na Ashtona i zauważyłam jak chwyta nóż.

Wszystko co stało się potem działo się za szybko jak no mój obolały umysł i ciało.

Ash rzucił się na Hauntera, a ten gwałtownie się obrócił, na nieszczęście udało mu się uruchomić zegar. W napadzie wściekłości otrzymuje cios nożem powyżej klatki piersiowej, jednak pomimo bólu jakoś go wyjmuje i próbuje cisnąć go w syna. W tym samym czasie na dachu zjawiają się Michael, Calum i Luke.

Rainbow dash natychmiast podchodzi do Nasha i zajmuje się rozbrojeniem bomby, która wyznacza jedynie 20 sekund i wydaje się, że nas udupi, pomimo faktu, że na chwilę wydawało mi się, że nie wszystko jest stracone. Calum podbiega do Hauntera, który wymachuje histerycznie nożem i zabiera go mu, a Luke podbiega do mnie i pomaga mi uwolnić ręce.
W między czasie spoglądam n a Jennifer, która wpatruje się w posadzkę zabrudzoną krwią i widzę na własne oczy,jak powoli mdleje i traci swiadomość.

- Musisz wziąć auto i ją zawieść do szpitala- nakazuję Luke'owi i jestem bardziej zdeterminowana niż kiedykolwiek

Nie dyskutuje ze mną dłużej, ani nie próbuje się stawiać, tylko rzuca się, żeby pomóc Jennifer.

15 SEKUND.

Jeśli chłopakom nie uda się rozbroić bomby, a nadal wątpię w dobroduszność Nasha, nawet gdybyśmy teraz zebrali się do ucieczki, wybuch zabiłby nas w promieniu kilometra. I wszystkich niewinnych ludzi też.

Haunter jest wszystkiemu winien.

Cała frustracja, złość, smutek, żal i mieszanka wszystkich innych  uczuć wychodzą na wierz i w ich najsilniejszym przypływie jaki mogę poczuć, z rozpędu rzucam się na Hauntera i popycham go tak, że prawie stoi na krawędzi. Szybko jednak chwyta się Ashtona.

-Jeśli pójdę do piekła, pójdziesz tam ze mną- syczy- Tak długo próbowałeś stać przeciw mnie, że powinieneś zginąć w męczarniach i tego ci życzę.

Nie wiem jakbym się zachowała, gdybym usłyszała takie słowa od mojego ojca, ale przypuszczam,że było by to jedno z najgorszych doświadczeń w relacji dziecko- rodzic, ewentualnie ty i świat. Złapałam go za rękę, bo nawet jeśli wyglądał na nieporuszonego, wiem, że gdzieś w środku musiało go to dotknąć.

- To już koniec, Haunter. Nie jesteś moim ojcem- wzruszył ramionami - Pomóż mi- zwrócił się do mnie wskazując na ręce własnego ojca trzymające się jego nadgarstków.

-Ashton, jeśli...

- Nie- przerwał mi zanim zdążyłam na dobre zacząć to zdanie- Tu nie ma respektu dla osoby, która zabija ludzi- pokręcił głową

Złapałam ręce Hauntera i wbiłam w nie swoje paznokcie orząc skórę aż do krwi i żałując przy tym, że nie wiem, gdzie znajduje się nóż. Szarpnęłam i wbiłam się mocniej będąc  z nich dumna, gdy pozostawiały po sobie długie czerwone paski. Ashton wykręcił swoje ręce, a słaby uścisk Hauntera poluzowal się całkiem.

-Nie możesz...- szepnął i pierwszy raz zauwazyłam w jego oczach coś innego niż dominacje. Nie był to jednak strach, bardziej zdziwienie, że Ashton może się do tego posunąć

W ułamkach sekundy obserwowałam, jak syn popcha własnego ojca z krawędzi budynku i prowadzi go na zapomnienie. Hunter zaczął upadać i znikać w ciemnościach, przez co coś we mnie się poruszyło.

Kurwa, zabiliśmy człowieka.

4 SEKUNDY

- Kurwa, Michael- wrzasnął szybko Ash, obudziwszy się z transu

- Jeden kabel. Miło było was poznać jak coś- odparł widocznie zdenerwowanym głosem

Obserwuje go i nastawiam się na najgorsze. Bynajmniej nie Haunter nas zabił.

Ashton szybko przyciąga mnie do siebie za ręce, a ja nie protestuje. Ile musiało go kosztować zabicie własnego ojca? Nawet pomimo wszystkich tych okropieństw, nadal byli połączeni więzami krwi i tym wszystkim. Poza tym udało mu się nas uratować. W najbardziej pojebany sposób, ale owszem.

-Przepraszam cię za wszystko ok? Kocham cię- mówil bardzo szybko przyciskając mnie do siebie, a ja oplotłam ramiona wokół niego.

Strach wrócił, jednak fakt, że Ashton nadal był tu i walczył po mojej stronie odciążał go nieco. Niecałkowicie, ale znośnie.

Drżałam i odliczyłam ostatnią sekundę.

Nic się nie stało.

Policzyłam więc jeszcze raz do 5 i otworzyłam oczy odchylając się od Ashtona i spoglądając w stronę Michaela i Nasha.

-Udało się? - Mike spojrzał na maszynę, ale nie działała, zegar zniknął, a wszystkie kontrolki się wyłączyły - IRWIN JESTEM PIEPRZONYM GENIUSZEM! - wrzeszczał w niebo głosy, a ja zaczęłam się śmiać, nie wiedząc co innego mogłabym zrobić.

-Proszę tylko nie spadnij- Ashton spróbował uspokoić przyjaciela.

-Boże, Irwin stary kocham cię- Michael był chyba bardziej ucieszony nawet niż ja. Ashton spojrzał na niego z dziwną miną, a ja nadal się śmiałam- Ciebie Ali też kocham- dodał po chwili- Nawet ciebie Nash, za to, że się nawróciłeś.

- Nie mogłem zostawić przyjaciół w potrzebie- ponownie wzruszył ramionami.

- Jasneee, a wesołe miasteczko i wyścigi?- spytałam, chcąc mieć pełną jasność

- Przecież nie podpaliłem tego. Fakt, że zrobiłem pare złych rzeczy, no i próbowałem cię dopaść...

- LUDZIE ŻYJEMY, oh Calum ty też tu jesteś- dodał Mike trochę spokojniej

- No dzięki...- mruczy Beyonce udając obrazę.

Zostawiłam ich samych na dalsze rozmowy i odwróciłam się do Ashtona, który nadal mnie obejmował.

-Przepraszam, że tak cię wystraszyłem, ale chciałem, żeby to wyglądało naprawde źle. Cóż, trochę nie wyszło...

- Jestem z ciebie dumna- weszłam mu w słowo- I wdzięczna, że się nie złamałeś,a przecież ja myślałam, że naprawde to zrobiłeś, powinnam ci ufać.

-Jest w porządku jeśli chodzi o to- kiwnął głową - I oprócz tego, że wykazałaś się kompletną głupotą uciekając Calumowi- spojrzał na mnie dobitnie i zaakcentował wyraźnie imię, na chwilę przenosząc na niego wzrok - to nawet nie masz pojęcia, jak zajebiście jestem dumny z tego, że to zrobiłaś.

Zdziwiłam się, jednak poczułam jak uśmiech wraca na moją twarz.

A sarkazm do mojego umysłu.

Jak ten pieprzony podglądacz mógł tak poprzestawiać w moim życiu? W ciągu dosłownie jednej nocy bałam się o niego, potem bałam się właśnie niego, a teraz boję kim mam być bez Ashtona Irwina.

Jakie było życie, zanim pojawił się w mojej szkole na początku maja? Tak trudno będzie teraz wrócić do normalności.

- Kocham cię, Alison- powiedział pierwszy raz od jakiegoś czasu nie unikając mojego spojrzenia.

-Ja ciebie też Ashton, ja ciebie też.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro