When your heart says: run away, run away

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszystko wydaje się łatwe dopóki nie zaczniesz działać.

Musiałam się czegoś dowiedzieć o Ashtonie, niczym Bella o Edzie, tak czy inaczej, mam nadzieję, że Irwin jednak nie będzie wampirem. Wampiry są już niemodne...

Chodziłam jak oparzona po całym pokoju, co powinnam zrobić?

Czy naprawde nie może być pieprzoną nastolaką, która zwierza się najlepszej przyjaciółce? Albo niech chociaż prowadzi konto na twitterze. Naprawde cokolwiek.

Zazwyczaj w takiej sytuacji zadzwoniłabym do Candice, ale nie chciałam jej zajmować głowy takimi pierdołami. Miałam związne ręce.

Pieprzyć moją nienawiść do poznawiania nowych ludzi.

Wtedy nagle jakbym dostała oświecenia, błogosławiństwa, lapeczka, cokolwiek. Przyjaciółka!

Candice musiała o nim gadać z.... Jak jej tam.... Emma, Emily, Hannah Montana, cóż, Jen będzie to wiedzieć. Nie chcąc włączać się z nią w kolejną długą - i bez sensowną - dyskuje wysłałam jej krótkiego sms-a. Błagałam żeby odpisała jak najszybciej.

Jak na szpilkach wyczekałam te pięć długich minut, które dłużyły się jak na biologii, aż w końcu los się nade mną zlitował i dostałam moją odpowiedz. A więc Veronica... No tak, próbowałam, mój błąd.

Bez zastanowienia wybrałam jej numer z myślą, że nieładnie było by spać o tej porze. Nie zważając na to, że sama niedawno wstałam.

Peep peep peep,odbierz to noooo.

- Halo? - usłyszałam głos po drugiej stronie - nareszcie

- Hey, tu Alison. Wybacz, że tak bez niczego i nagle - aż sama się zdziwiłam za tą grzeczność - Ale Candice mówiła ci może coś o Ashtonie? - westchnęłam

Czułam się jak hot 16 zbawiająca świat i jednocześnie próbująca wyciągnąć informacje o największym ciachu w szkole.

Wait.

Czy ja właśnie utożsamiłam Ashtona Pieprzonego Psychopate Irwina do największego ciacha w szkole?

To pewnie, dlatego, że niedawno wstałam. Ja nawet nie używam takiego określenia.

- Um,  w sumie niewiele - zaczęła niepewnie

- Chodzi mi głównie o jakieś miejsce gdzie może bywa

- Oprócz szkoły to nic nie wiem. Choć podobno Amy z D zarzekała się, że widziała go ostatnio w tym klubie z bilardem przy centrum

- Okay, mogę sprawdzić. Dzięki - odparłam - Rozmawiałaś może z Candice? - spytałam nieco poważniej

- Tak. Nie mają nic na nią. Był to ktoś z zewnątrz. Wszyscy są czyści, więc największym problemem zostaje alkohol.

- To okropne, musi być roztrzęsiona

- Boi się spać. Martwię się o nią. To jest coraz bardziej dziwne. Podejrzewają, że to może być ten, kto nałogowo morduje w Sydney,słyszałaś?

- Tak, okropne- dreszcz mnie przeszedł już na samą myśl, że Ashton może mieć z tym jakieś powiązanie - To trzymajcie się obie i dzięki

Więc ruszamy w miejsce, w którym rzekomo może przebywać Ashton Irwin...

- Ali zejdziesz na obiad? - usłyszałam głos mojej mamy z dołu

Ashton poczeka.

***

Postanwiłam poczekać az nastanie wieczór, bo stwierdziłam, że jedynie ktoś strasznie zdesperowany bywa w klubie w czasie po południowym.

Oznajmiłam mamie, że idę do Jen zrobić jakis projekt, który mamy oddać na poniedziałek. Oczywiście żadnego projektu nie ma, w rzeczy samej.

Jaka ja jestem głupia, pomyślałam stojąc pod klubem Acord, powinnam teraz być w domu oglądając nowy odcinek Plotkary, który ominęłam w zeszłym tygodniu, a nie uganiać się za jakimś psycholem, który nawet nie raczy odpowiedzieć mi na ani jedno pytanie.

Dorwę go w swoje ręce, rozszarpię na kawałki, albo porozcinam nożyczkami, po czym posklejam jego części taśmą klejącą i przyczepie nad kominkiem, upewniając się, że ogień będzie dotykał jego stóp, powoli pochłaniając go w całości...

- Alison

Usłyszałam swoje imię, a moje sadystyczne plany rozwiały się, gdy zauważyłam samego wyżej wspomnianego.

- Irwin - mruknęłam ze sztuczną ekscytają - Brzmi fantazyjnie, ale liczyłam, że cię tu spotkam

- Nie bardzo, wiem, że trudno ci beze mnie życ - uśmiechnął się bezczelnie i przecisnął się między ludźmi, aby dotrzeć do stołu do bilarda.

Przekręciłam oczami, ale chcąc nie chcąc poszłam za nim.

- Panownie, mam moją zgubę - oznajmił Ashton trzem chłpakom na około stołu, po czym chcwycł kij i zręcznie go ułożył

- Nie mów tak o mnie. Nie jestem pieprzonym kluczem do drzwi - warknęłam i szturchnęłam go, aby spudłował

- Sparks! Zepsułaś moją dobra passe - syknął i odwrócił się w moją stronę

- Ty zepsułeś mój sen

- Uuu, Ash będziesz miał problemy z tą dziewczyną - powiedział jeden z nich

Miał wlosy odcienia jasnej zieleni i było to dość ciekawe. Nie wyglądali na osoby, które chodzą do fryzjera, aby farbować włosy na kolory tęczy. Może to taka subkultura.

Przefarbuję się na różowo, yeah

- Więc czego ode mnie oczekujesz? - oparł się o stół i spojrzał na mnie wyczekująco.

- Odpowiedzi

-  Tak ta bluzka na tobie dobrze leży - uśmieszek podobnie pojawił się na jego twarzy

Przewróciłam oczami, w duchu zastanawiając sie dlaczego?

Nienawidzę dzwonienia o 2 w nocy, nienawidzę zmuszania mnie do chodzenia na imprezy, nienawidzę uciekania przed policją, nienawidzę nie widzieć nić o chłopaku który to robi, nienawidzę Ashtona Irwina

- Jesteś taki denerwujący - mruknęłam - Chcę wiedzieć o telefonach o 2 w nocy i o tym co się stało na imprezie - odparłam

- To nie jest miejsce i czas aby o tym rozmawiać

Odwrócił się i kontynuował swoją grę.

Zbył mnie, znowu, ten palant bardzo dobrze grający w bilarda, owinął sobie mnie wokoł palca, abym błagała go o jedną głupią odpowiedz.

- Nie pogrywaj ze mną, Irwin 

Obserowałam chwilę, jak przygląda sie położeniu kul, po czym ustawia się pod właściwym kątem i udaję mu się zbić trzy z nich, za jednym zamachem.

Kiedy przychodzi czas na wysokiego blondyna z kolczykiem w wardze. Bardzo nice, uśmiechnęłam się.

- Więc dlaczego tu jesteś, Sparks?

- Chcę znać odpowiedź - przypomniałam

- Ah, a już myślałem, że za mną tęskniłaś

- Masz amnezje czy jak?

Spojrzałam na niego. Byłam bliska wybuchnięcia, choć nie wiem czego. Sytuacja była tak beznadziejna, że miałam ochotę usiąść tu pośrodku i zacząć się śmiać.

Bolała mnie już trochę głowa od dymu, który pochodził Bóg wie skąd, głośnej muzyki i ogólnego szumu. Miałam ochotę najzwyczajniej wrócić do domu, zaraz po tym jak skończę się śmiać.

Wiedziałam jednak, że jeśli teraz wyjdę nigdy nie otrzymam mojej odpowiedzi.

- Ja dziś kończę, spotykamy się tu jutro - oznajmił w końcu Ashton, a ja zobaczyłam światełko w tunelu prowadzące do mojej sprawy

Zamienili dwa krótkie słowa i Ashton skinął na mnie, abym skierowała do wyjścia.

Nareszcie.

Czy on czekał na moment, w którym będę na skraju wytrzymałości psychicznej. Spokojnie mogłabym zrobić coś nielegalnego, gdybym tylko spotkała odpowiednie osoby. Cóż jedną z nich był także Ashton...

- Gdzie idziemy? - spytałam

- Gdzieś gdzie możemy porozmawiać, Sparks

- I gdzie jest takie miejsce?

- Możliwe, że u mnie w domu - uśmiechnął się

- Zapomnij, nie pójdę tam z tobą - spojrzałam na niego jak na warata

Ashton tylko rzucił mi przelotne spojrzenie.

Wyszliśmy z klubu, było już znacznie ciemniej niż gdy do niego wchodziłam, choć miałam wrażenie, że minęło kilka minut.

Uliczne światła odbijały się na naszych twarzach, a neony klubu błyszczały w nadjeżdżających autach. Nasze miasto wygląda dobrze po zmroku. Sydney w sumie ma ten swój urok.

- Byłaś kiedyś na dachu 7- Eleven ?

- Zazwyczaj chodzę do sklepu, nie na sklep - odparłam najzwyczajniej

Nic już więcej nie powiedział tylko oboje skierowalśmy sie ulicą główną do 7 Eleven.

Czułam się dziwnie, nawet bardzo idąc zwyczajnie miastem z chłopakiem, który nekał mnie telefonami, w dodatku dziwnym zbiegiem okoloczności, gdy pojawił się w naszej szkole, nagle zaczęło się coś dziać.

Ogarnęło mnie to samo uczucie co wtedy w ogrodzie Candice. Fakty łączą się ze sobą w pełną historię.

Ale chcę ją poznać, nawet jeśli potem Ashton mnie zje. Cokolwiek. To nawet nie byłoby takie złe, bo jutro jest niedziela, a ja nie lubię niedziel, zwłaszcza tych, po których jest poniedziałek.

Znacie mój ból?

Kiedy stanęliśmy przed sklepem, Ashton pociągnał mnie na jego tyły. Zastanowiłam się, czy sprzedawcy nigdy nie zauważyli, że jakiś psychopata siada na dachu. Zwłaszcza, że teraz by on nadal czynny.

Może Irwin jest ninją? Albo kuckiem pony, na Boga, Alison ogarnij swój umysł. Myśli są moim wrogiem, oczywiście poza Irwinem.

- Nie ma mowy, ja nie wejdę znów po tej brudnej i śliskiej drabinie - syknęłam

- Spodziewałaś się windy czy ruchomych schodów? Pytam z ciekawości

- Miałam nadzieję, na latającego jednorożca - uśmiechnęłam się zjadliwie

- Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć to właź - skinął głową całkiem poważnie

Zebrałam w sobie całą moc power rengers i dotknęłam pierwszego stopnia.Fu. Ble. Jeden, dwa, trzy z przymkniętymi oczami

Kiedy stanłęam na równych nogach, najważniejsze - nie dotykając już drabinki - poczułam się jakbym wygrała życie. To uczucie podobne do tego, gdy opuszczasz szkołę na całe dwa miesiące, niesamowite.

Weszłam trochę dalej, a w tym czasie Ashton stanął koło mnie.

Byliśmy na tyle wysoko, że mogliśmy obserwować sporą częśc ulicy z góry. Ciekawe czy ludzie w sklepie, są świadomi, że ktoś nad nimi chodzi. W sumie to zabawne.

Rozejrzałam się wokół

- Kto tu wstawił kanapę ? - spojrzałam na szerokie posłanie stojące na podwyżeszniu mniej więcej pośrodku, tak że prawdopodbnie można było stamtąd dobrze obserwować.

- Nie było  z tym większego problemu - wzruszył ramionami - Ale widok jest bardzo dobry i jestem z tego dumny - powiedział pewnie

- Nie wątpie, Irwin. Więc możesz mi powiedzieć kim do cholery jestes?

Ashton się zaśmiał

- Cóż, Ashton Irwin, tak myślę, 7 lipiec, mój ulubiony kolor to

- NIE O TO MI CHODZI, głupku - westchnęłam - Dlaczego mi kazałeś przyjść na tą imprezę?

Ashton nic nie powiedział, tylko usiadł na kanapie i rozlożył się wygodnie.

- Chciałem ci dać odpowiedź. Nie tak miało wyjść.

- Jak?

Stanęłam na przeciw niego przypatrując się mu.

Jego oczy ładnie błysz.... Znaczy były okropne i złe.

- Nie jest bezpiecznie w tej części Sydney, Alison.

- Cóż, tu ogólnie nie jest za bezpiecznie - przewróciłam głową

- Nie o tym mówię, oboje dobrze wiemy kto stoi za tym zabójstwem na imprezie. - spojrzał na mnie kładąc łokcie na kolanach - I wiemy, że to nie był przypadek

-Masz na myśli tego kogoś, kto morduje w całym mieście?

- Właśnie tak, Sparks. Myśl dalej

- I to nie jest przypadek - łączyłam fakty, jednocześnie gdzieś tam wzorując to na filmach, które widziałam - Ten ktoś albo dawał znak ...

- Albo próbował zabić kogoś innego - dokończył Ashton

Co się właściwie dzieje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro