Rozdział 4: ,,Spieprzyłeś"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podążaliśmy szybko w stronę ciemnej uliczki.

- Cole, słuchaj. Chyba ktoś nas obserwuje - odezwała się Rose, mocno trzymając moją rękę.

Odwróciłem się i przyjżałem każdej jednej twarzy na ulicy. Nie zauważyłem nikogo, kto mógłby pochodzić z Ninjago, ale zaniepokoił mnie typek w czarnej chuście na twarzy i w bluzie z kapturem. Kiedy zauważył, że na niego patrzę, szybko odwrócił wzrok i poszedł w drugą stronę powolnym krokiem.

- W-widziałeś go? - spytała dziewczyna drżącym głosem.

- Tak - odparłem - Lepiej się pośpieszmy.

Pociągnąłem ją w stronę zaułka, w którym otworzył się portal. Nadal powinien tam być. Już mieliśmy wskoczyć, kiedy facet, który nas wtedy obserwował dźgnął Rosemary nożem w plecy. Zaniepokojony, szybko wrzuciłem ją do portalu i sam zająłem się tym typkiem. Wytrąciłem mu nóż z ręki i za pomocą mocy ziemi nasypałem mu piasku do oczu. Wskoczyłem do portalu, a ten się zamknął. Zobaczyłem na plaży zakrwawioną Rose, która ledwo pełzała. Rana była głęboka i skutecznie osłabiła dziewczynę. Wziąłem ją w ramiona i pobiegłem w stronę naszej bazy.

~~~

- O matko, co się stało?! - krzyknęła przerażona Nya. Szybko położyłem Rose na kanapie. Mistrzowie żywiołów patrzyli z zaciekawieniem na tę scenkę.

- Mieliśmy... emm... taki... wypadek - podrapałem się po karku - Jeden z ludzi prezydenta nas spotkał, ale udało nam się uciec.

Nya pokręciła z niedowierzaniem głową i szybko pobiegła po apteczkę. Zaczęła coś robić z jej plecami, a kiedy zauważyła, że kilkanaście par oczu wpatruje się w to, co robi, krzyknęła:

- No już, wynocha! Cole, Caroline, wy możecie zostać.

Zmieniłem pozycję na fotelu i wpatrywałem się w Rose, która w ogóle się nie odzywała. Siedziała i grzecznie czekała, aż Nya opatrzy jej ranę. Nawet nie próbowała krzyczeć czy płakać, zachowywała się nadzwyczaj spokojnie.

Po skończonej pracy, Rosemary odetchnęła z ulgą.

- Dziękuję - uśmiechnęła się słabo do czarnowłosej.

- Drobiazg - odwzajemniła gest - Caroline, chodź. Musimy coś zrobić w... ee... garażu - pociągneła zdezorientowaną brunetkę do wyjścia. Westchnąłem, wiedząc, że Nya specjalnie zostawiła nas samych.

- Przepraszam - odparłem po chwili, wpatrując się w niewzruszoną Rose.

- Za co? - zapytała, zaciskając usta w cienką linię.

- Za wszystko - przeczesałem włosy palcami - Nie powinienem zostawiać cię samej.

- Nie jestem małą dziewczynką, Cole - warknęła - Poradziłabym sobie.

- Tak, udowodniłaś to godzinę temu - zaśmiałem się, a ta natychmiast spiorunowała mnie wzrokiem - No co?

- Nie, nic - odparła sarkastycznie, odwracając wzrok - Idę porozmawiać z kimś, kto nie będzie mnie traktować jak dziecko - prychnęła, wstała i poszła na górę, w ogóle już na mnie nie patrząc.

- Spieprzyłeś - rzekła Caroline, która wyszła wraz z Nyą z ukrycia.

- Wiem - westchnąłem - Ale... co ja właściwie mam zrobić?

- To proste. Powiedzieć jej, co czujesz. Dziewczyny lubią szczerość - wytłumaczyła Nya, siadając obok mnie.

- Caroline, jak to było z tobą i Kaiem? - zapytałem, ciekaw odpowiedzi.

- Po prostu był mistrzem flirtu - wzruszyła ramionami - A ty zwykłą rozmowę potrafisz spieprzyć.

- Tak, już to mówiłaś - mruknąłem.

- Bo to prawda - uśmiechnęła się drwiąco.

- Mam dość kobiet. Ide pogadać z Shadem, może on zna się na dziewczynach - rzuciłem i wyszedłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro