Rozdział 7: Pożegnanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*perspektywa Rosemary - uuu, to chyba znaczy, że będzie się coś działo!!! /a może i nie\*


Kiedy weszłam do domu z Caroline pod ramię, ta trójka już tu siedziała. Zastanawiałam się tylko, jakim cudem. 

- Wykonaliście plan BEZE MNIE?! - zapytała ze złością Caroline.

- Kto to jest? - zapytał niebieski, wskazując na mnie. 

- To Rose. - rzekła Nya.

- ROSEMARY! - poprawiłam - Nauczcie się wreszcie!

*skok w czasie - 1 dzień później...*

Usiadłam sobie na ławce w Ninjagowym parku. Pięknie tu i czysto, a nie jak w moim wymiarze. Westchnęłam i zamknęłam oczy, słuchając śpiewu ptaków.

Nagle coś za mną zaszeleściło.

- Cole - rzuciłam wyzywającym tonem.
Szelest ustał.

- Eh... No wiesz, ja tu tylko przyszedłem... - zaczął się tłumaczyć.

- Nieważne. Usiądź.

Posłusznie usiadł obok. 

- Fajnie, że znowu wszystko jest w porządku - zaczęłam - Ty masz swoich przyjaciół, oni mają ciebie...

- Tak, ale... - próbował przerwać.

- ...Cieszę się, że byłam częścią tego świata chociaż przez chwilę. - uniosłam mały palec w górę - Miło mi było się z tobą przyjaźnić w trudnych momentach dla nas - umilkłam na chwilę - Przyjaciele na zawsze?

Cole spojrzał z wyrzutem na mój mały palec, po czym uścisnął go swoim.

- Przyjaciele... na zawsze - potwierdził.

- Jak dobrze jest mieć kogoś, kto mnie lubi... - westchnęłam, po czym wstałam. Cole również wstał. Spojrzałam jeszcze raz na jego czarne włosy w buntowniczym nieładzie, po czym po prostu się do niego przytuliłam, wciągając zapach jego perfum.

- Przepraszam, Rosemary... Przepraszam. - powiedział, szlochając w moje włosy.

- Cole...?

Coś jakby paralizator dotknęło moich pleców i nie widziałam już nic.

*kolejny skok w czasie*

Jęknęłam, czując twardą powierzchnię pod sobą. Kiedy uniosłam wzrok, uświadomiłam sobie, że leżę przed swoim domem. Zauważyłam za bramką chłopaka w kapturze, który uśmiechnął się pod nosem i odszedł. Było mi strasznie niedobrze. Czułam się, jakbym miała jakąś dziurę w pamięci. Ktoś otworzył drzwi i wyjrzała przez nie moja mama. 

- Córciu! Tak długo cię szukałam! - i przytuliła mnie do własnej piersi.

- Tak, aleee... Gdzie ja byłam? 

A potem, jedyne, co widziałam w moich snach, to tajemniczy uśmiech zakapturzonej postaci. Tylko skąd ja go znałam?

The end (już widzę te pochodnie i widły xDD)





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro