8:50 P.M

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy tylko wyszłam z budynku klubu, w którym pracuje odpaliłam szluga. Dziś udało mi się być na popołudniowej zmianie by tylko posprzątać klub. Może jest to nie przyjemna cześć mojej pracy, ale z drugiej strony można puścić własna muzykę i do tego sprzątać zupełnie samemu. Bez ludzi, którzy śmierdzą rzygami i potem.

Wyrzuciłam fajkę do śmietnika i zaczęłam szukać kluczy do domu w swojej torebce. Gdy podniosłam wzrok na drzwi swojego mieszkania podskoczyłam ze strachu.

Przed drzwiami stała moja matka. Jak zawsze wygląda jak milion dolarów. Wysokie czerwone szpilki, długa czarna sukienka oraz czerwony żakiet do tego. Na głowie ma kapelusz, a na nosie jakieś markowe okulary. Usta mocno pomalowane na czerwono. A jej blond włosy delikatnie opadają na ramiona.

- Wracasz ze swojego burdelu?- pyta ze swoim okropnym uśmieszkiem.

Poczułam jak moje ręce zaczynają drgać i robi mi się gorąco.

- To nie burdel- odpowiadam jak obity kundel.

Moja mama jest jedyną osobą, której się boje. Nie wiem czy w ogóle mogę nazywać ją swoją matką.

- Wyglądasz koszmarnie, może zaczęłabyś pracować w normalnym miejscu. Wpuścisz mnie do środka?

Tylko nie to. Mogła mnie powiadomić chociaż, że przyjedzie. Jak zawsze mój dom wygląda jakby przeszedł trzecią Wojnę Światową.

- To nie jest dobry pomysł- drapie się po karku i odwracam wzrok na swoje buty.

Mama zaczęła się śmiać.

- No tak, burdel masz pewnie też i w środku. Dziecko wyglądasz jak bezdomny. Może weź się w końcu za siebie. To, że uciekałaś z Nowego Jorku myślałam, że ci może pomoże z ogarnięciem się. A ty się tylko coraz bardziej staczasz. Jak tak dalej będzie to nigdy nie dopijesz się od dna malutka- po jej słowach czuje jakby ktoś mi mocno przyłożył w klatkę piersiową. Nie chce płakać, nie przy niej.- Na prawdę przestań się nad sobą użalać. Może pójdź w końcu na studia co?

- Nie mam pieniędzy na studia- odpowiedziałam cały czas patrząc się na swojego buta.

- A ile ci płaca w tym burdelu?- prycha.

- Mamo... Nie mów tak. To klub, nie burdel. Dostaje coś ponad pięćset dolców, zależy od ilości klientów- w końcu na nią spojrzałam. Moja mama wybucha śmiechem.

- I ty niby się za to utrzymujesz? Dajesz jeszcze dupy prawda?- nadal się śmieje.

Odwracam się i wychodzę ze swojego ogródka. Mam tego już na prawdę dość. Staram się zarobić chociaż dolca, a ona pracuje w największej sieci kosmetyków w Ameryce. Powtarzała mi, że do sukcesu trzeba dążyć samemu, dlatego nigdy nie dostałam od niej nawet centa, gdy skończyłam piętnaście lat. Do pełnoletności dała mi mieszkać w jej mieszkaniu oraz pozwalała mi jeść jej jedzenie.

Potem ładnie mówiąc kazała mi spieprzać i starać się sama. Mam dwadzieścia trzy lata i nie wiem czy kiedykolwiek będę studiować. Nie mam pieniędzy, ani doświadczenia zawodowego, żeby zarabiać więcej. Moja mama jest kurwa milionerką, a każe mi nauczyć się żyć.

Jeszcze kiedyś wydawało mi się to naprawdę dobrym pomysłem. Nie jestem przynajmniej rozpieszczona, ale odwróciło się to przeciwko mnie. Moja mama zaczęła wyżywać się i pokazywać mi, że to ona- stara matka osiągnęła więcej niż ja kiedykolwiek osiągnę.

To stało się jej chorą obsesją. Pokazywanie mi, że jest lepsza. Tak też straciła wszystkich przyjaciół oraz mojego tatę. Dlatego chciałam mieszkać jak najdalej niej. Chciałam poradzić sobie sama. A radzę sobie jak widać.

Zaczęłam biec przed siebie aż w końcu zatrzymałam się przy wejściu na plaże. Zdjęłam buty oraz podbiegłam do miejsca, które dało mi ostatnio dużo nadziei oraz Niall'a.

O Chryste, czy ja pomyślałam Niall'a?

Sama zaczęłam zastanawiać się co tak naprawdę nas teraz łączy. Nie chciałam się z nim zadawać, ponieważ wiem, że znajomości mi nie wychodzą. Chciałam poradzić sobie ze wszystkim sama, dlatego chce dojść do sukcesu sama. Żeby wyjść z tego dołka w jakim się znajduje.

Tylko do czego ja właściwie dążę?

Po tym zdaniu totalnie ogłupiłam i z wkurzenia, smutku, czegokolwiek co czułam wcześniej po prostu przestałam czuć nic.

Jednak po chwili zaczęłam czuć się znów tak samo fatalnie jak wcześniej. Znów zaczęłam czuć uderzenie słów mojej mamy na mojej skórze. Mój smutek podwoił się, bo sama nie wiedziałam co właściwie teraz robię i czy kimś w ogóle jestem.

Całe szczęście jest już dość późno, więc ludzie po prostu wracają do domu. Tu na plaży rzadko przesiadują ludzie. Zazwyczaj przyjeżdżają tu młodzi by pracować w klubach i innych takich miejscach. A jeszcze trochę zostało do wakacji, więc ludzi jest o wiele mniej.

Spojrzałam na zegarek, gdy ostatnia osoba wyszła z plaży. 23:47 P.M

Od razy wybuchłam płaczem i nawet nie wiem jak głośno płakałam. Zaczęłam rozmyślać nad tym czy kiedykolwiek będę kimś. Jak to w ogóle jest być tym człowiekiem, który odnosi sukces?

W pewnym momencie na moich ramionach poczułam kogoś dotyk i gdy tylko ta osoba usiadła naprzeciwko mnie wyleciałam w niego i mocno się wtuliłam płacząc jak bóbr.

- Woah- tylko usłyszałam jak kładłam głowę na jego torsie. - Nicole, wszystko dobrze- powiedział i zaczął gładzić moje zniszczone włosy.

Uwielbiam ludzi, którzy nie pytają od razu co się dzieje. Gdy tylko słyszę to zdanie wpadam w jeszcze większa furię.

Niall zaczął coś cicho śpiewać do mojego ucha, a ja zaczęłam delikatnie się uspokajać. Zaczęłam wsłuchiwać się w jego głos, co bardzo mnie relaksowało.

- If I could fly, I'd be coming right back home to you. I think I might give up everything, just ask me to/
Gdybym mógł latać, od razu wróciłbym do domu, do Ciebie. Myślę, że mógłbym zostawić to wszystko, tylko mnie poproś.
Pay attention, I hope that you listen cause I let my guard down. Right now I'm completely defenceless. /
Skup się, mam nadzieje że słuchasz, gdyż pozbyłem się mojej ochrony. Teraz jestem całkowicie bezbronny.

- Jezu, przepraszam- ogarnęłam się, gdy zostałam sobie sprawę z tego co właśnie wyrabiamy.

Niall wystawił ręce pokazując, że nic mu to nie przeszkadzało i żebym znów się do niego przytuliła.

Zaczęło przechodzić mi przez głowę tysiące myśli. Miałam przecież się z nim nie zadawać. Przecież to zaprzecza mojemu rozsądkowi, wszystkiemu zaprzecza.

- No chodź- poprosił i zrobił smutną minę kotka.

Przewróciłam oczami i rzuciłam się znów na jego tors.

Siedzieliśmy w totalnej ciszy. Niall gładził moje plecy cały czas coś podśpiewując. Ja przez pół godziny zastanawiałam się czy robię dobrze leżąc tak na nim. Ledwo się znamy, ledwo się lubimy, a właśnie na nim leżę i się przytulamy.

- Przepraszam, że musisz tu siedzieć- powiedziałam patrząc na swoje palce. Usłyszałam jak chłopak wzdycha i przeczy głową.

- Nie przepraszaj Nicole. Gdybym nie chciał tu siedzieć to bym do ciebie nie podszedł. Cieszę się, że mogę jakoś ci pomóc i tu z tobą siedzieć- szepnął łaskocząc moje ucho.

- To chore co robimy- podniosłam się.

- Niby czemu? Przecież nie robimy nic złego- widzę jak jego mina się zmienia.

- Po prostu oh, nie możemy się ze sobą zadawać- mówię wprost.

- Dlaczego?- Chłopak podnosi jedną brew.

- Ponieważ...

No właśnie, dlaczego? Czemu tak bardzo nie chce się z nikim zadawać. Może właśnie by dojść do sukcesu potrzebujesz wsparcia. Nigdy go nie miałam za bardzo i może dlatego jestem teraz nikim.

- Słuchaj Nicole, nie chce cię do niczego zmuszać, nie znasz mnie, możesz się mnie bać...

- Nie Niall, to nie tak- przerwałam mu.- Chodzi o to, że po prostu ja jestem inna.

- Jak to inna?- złapał moją rękę, która pod jego dotykiem zadrżała. Chłopak, gdy zobaczył moją reakcje od razu ją zabrał. Przestraszył się mnie.

- Po prostu... Ja nie jestem osobą wartościową, tylko cię zniszczę- odwróciłam swój wzrok na ziemie.

Niall przez parę sekund nic nie odpowiadał. Zaczął się namiętnie zastanawiać nad czymś.

- Jak mogłabyś mnie zniszczyć?- zapytał oraz podniósł mój podbródek bym mogła się na niego spojrzeć.

- Jesteś dobrym człowiekiem, przynajmniej tak myślę- zaśmiałam się przez łzy, które znów zaczęły napływać do moich oczu.- Problem we mnie jest taki, że ja palę, pracuje w klubie, niczego właściwie nie osiągnęłam i...

- Nicole, a możemy chociaż spróbować?- Zapytał oraz spojrzał na mnie tymi cholernie świecącymi oczami.- Pokaże ci, że wcale nie jesteś zła.

- Ale to nie o to chodzi...- chłopak przystawił mi palec do ust, żebym nic nie mogła powiedzieć.

Przyciągnął mnie znów do siebie.

- Ty jesteś kimś, a ja jestem nikim Niall- powiedziałam szeptem, a on przez chwile przestał oddychać.

Poczułam coś w stylu ulgi nie wiem. Brzmiało to okropnie, gdy to mówiłam.

- Może w końcu zapytam. Nie musisz odpowiadać. Co się stało?- odpowiedział mi w sposób jaki nie chciałam, żeby odpowiadał.

- Ja- zadrżał mi się głos. Wstałam i znów siedziałam naprzeciwko niego.

W kółko się przytulamy i w kółko się od niego odrywam. Rozdwojenie jaźni.

Dawno nikomu się nie wygadałam ze swoich problemów. Nie wiem czy w ogóle pamiętam jak się wygadać.

- Nie musisz jak...

- Od dwóch lat tu mieszkam sama- zaczęłam jednocześnie mu przerywając.- Moja mama mieszka w Nowym Jorku, a mój ojciec wyjechał za granice. Nie za bardzo wiem gdzie, ale wracając. Oh- zacięłam się.

- Spokojnie- powiedział Niall, gdy zobaczył jak drżą mi usta.

- Moja mama dziś była pod moim domem i ona... Ona prowadzi od osiemnastu lat dość znaną firmę kosmetyczną. Jest bogata- przygryzłam wargę, gdy to powiedziałam.- Ale ja nie.

Chłopak poniósł obie brwi do góry.

- Moja matka stwierdziła, że wychowa mnie inaczej i nie będzie mnie rozpieszczać. Od piętnastego roku życia nie dawała mi pieniędzy i musiałam pracować na swoje przyjemności sama. Zapewniła mi dom oraz jedzenie, ale nic więcej. Gdy skończyłam dwadzieścia jeden lat stwierdziła, że muszę sobie radzić sama i wynajęła mi mieszkanie, za które sama muszę sobie płacić i tak dalej. W Nowym Jorku oczywiście. Nie było mnie na to stać, no proszę cię- zaśmiałam się.- Od tego się właściwie zaczęło. Prosiłam ją, żeby mi pomogła, ale tłumaczyła się jednym, że muszę sobie poradzić sama. Dlatego teraz mieszkam tutaj. Wiesz możesz pomyśleć sobie różne rzeczy, ale to nie wszystko. Od zawsze wykorzystywała mnie oraz wszystkich w jej otoczeniu do szczycenia się swoim stanowiskiem. Według niej jestem na dnie i raczej z tego nie wyjdę- skończyłam swój monolog.

Powiedziałam wszystko bardzo w skrócie. Cała drżę przez emocje. Zaczęłam czuć wyrzuty sumienia, że mu powiedziałam. Zaczęłam czuć strach i wcale nie czuje się lepiej, gdy komuś to powiedziałam. Czuje się gorzej.

Niall siedział pogrążony w ciszy powiązaną z szumem fal i kilku mew. Nie wiem czy cokolwiek odpowie. Nie wiem czy stwierdzi, że jednak nie chce się ze mną znać. Właściwe wszystko mi jedno.

- Mogę pokazać ci, że jesteś wartościową osobą oraz pokazać ci, że jesteś kimś. Nie musimy być przyjaciółmi, ale daj mi spróbować- odpowiedział chyba po dziesięciu minutach, kiedy ja bawiłam się cały czas swoimi palcami.

Spojrzałam na niego zdziwiona, że cokolwiek powiedział.

- Nie wiem czy ci się uda.

- Ale ja wiem, że ty... Ty Nicole jesteś kimś.

***
Piosenka: One Direction - If I Could Fly.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro