3:33 || ziall

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłem się zlany potem, czując jak moje ciało płonie. Z zamkniętymi oczami, leżąc na plecach próbowałem uspokoić swój drżący i ciężki oddech. Przetarłem twarz dłońmi, ścierając przy tym pot, który spływał z mojego czoła. Po kilku sekundach bezczynnego leżenia otworzyłem w końcu oczy. Tak jak podejrzewałem był środek nocy. Podniosłem się na łokciach, spoglądając na zegarek, który stał na półce, która znajdowała się naprzeciwko łóżka.

Trzecia trzydzieści trzy.

Świetnie.

Usiadłem na łóżku, momentalnie tego żałując. Głowa zaczęła mnie niemiłosiernie boleć, a w uszach słyszałem szum. Syknąłem z bólu, łapiąc się palcami za skronie. Po dłuższej chwili nieprzyjemne uczucie zniknęło.

Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Wyjście spod ciepłej kołdry z rozgrzanym ciałem do pomieszczenia, w którym panował chłód nie było najmądrzejszym pomysłem. Spojrzałem w bok na miejsce, gdzie spał mój ukochany. Uśmiechnąłem się delikatnie, bardziej okrywając go kołdrą, na co wymruczał coś niezrozumiałego dla mnie.

Wstałem i powolnym krokiem udałem się w stronę balkonu, zakładając przy drzwiach kapcie w króliczki, aby nie zamarzły mi stopy od zimnej powierzchni.

Otworzyłem cicho drzwi, aby nie obudzić Zayna, który i tak zaczął powoli się przebudzać. Wszedłem na balkon, zamykając za sobą drzwi. Potarłem swoje ramiona, dziwiąc się, że w lipcu może być tak zimno.

Oparłem się łokciami o barierkę, spoglądając przy tym na śpiące miasto, które w nocy wydawało się jeszcze piękniejsze i spokojniejsze niż za dnia. Sięgnąłem po paczkę papierosów, która leżała na parapecie. Wyciągnąłem jednego i podpaliłem go, następnie mocno się nim zaciągając.

Nie paliłem często. Paliłem tylko wtedy, gdy to wszystko za bardzo mnie przerastało. Zayn, nigdy nie był zadowolony, widząc mnie w środku nocy z używką między wargami. Zayn nie lubił jak paliłem, choć sam tak robił. Powtarzał, że to w trosce o moje zdrowie, ale dlaczego martwi się o mnie, skoro sam nie potrafi rzucić tego świństwa?

Prychnąłem cicho sam do siebie, kręcąc lekko głową. Ignorowałem zimno, które napierało na moje ciało z każdej strony. Stanie w samych bokserkach o czwartej nad ranem z papierosem między palcami nie było czymś co robiłem codziennie. Zdarzało się to okazjonalne. Okazjonalnie, czyli wtedy, gdy wybudzałem się z koszmaru, który kiedyś miał miejsce.

Strzepnąłem popiół, który zleciał w dół. Rozejrzałem się ponownie po mieście. W domach światła były zgaszone, a auta nie jeździły po drogach. Każdy jeszcze spał, ja też powinienem. Chciałbym, ale nie umiem. Ludzie, którzy tego nie przeszli nie zrozumieją co czuje. Żaden psycholog czy inny psychiatra nie zrozumie mojego bólu, jeśli sam nie był w takiej sytuacji. Dla innych to drobnostka, stało się - stało, było minęło nie drążmy dalej tematu. Ale to tak nie działa.

Westchnąłem cicho, ponownie się zaciągając. Przymknąłem oczy i policzyłem do siedmiu, wypuszczając dym. Usłyszałem za sobą otwieranie drzwi, co nie zdziwiło mnie jakoś szczególnie.

- Niall, znowu to samo? - spytał, zamykając za sobą drzwi - Cholera jak tu zimno, dlaczego nie wziąłeś jakiejś bluzy? Przeziębisz się jeszcze. - dodał i wrócił do mieszkania, po chwili wracając z dwiema grubymi bluzami, które należały oczywiście do niego.

Zayn założył jedną bluzę, a drugą podał mi. Niechętnie założyłem ją, wracając wzrokiem do oglądania miasta, którego widok znalazłem praktycznie na pamięć.

- Słońce... - westchnął, zabierając mi używkę z pomiędzy palców. Zgasił ją i wyrzucił przez barierkę. - Ile razy mam jeszcze mówić, że nie wolno ci palić? - odwróciłem wzrok w jego stronę.

Wyglądał śmiesznie poważnie w ciemnej bluzie, która nie do końca zasłaniała mu jego różowe bokserki w kaczuszki. Roześmiałem się cicho, na co ten z założonymi rękoma na klatce piersiowej fuknął.

- Hej, zadałem ci śmiertelnie poważne pytanie, a ty mnie wyśmiewasz tylko dlatego, że noszę bokserki, które kupiłeś mi na urodziny - mówił poważnie, jednak niedługo później sam się roześmiał.

Po chwili między nami nastała cisza, a ja spuściłem wzrok na swoje dłonie, które aktualnie bawiły się rękawami za dużej, na mnie, bluzy Zayna.

- Znowu to samo? - spytał, przerywając ciszę, a ja pokiwałem tylko głową. - Przecież wiesz, że zawsze możemy... - przerwałem mu.

- Nie, Zayn. Nie możemy. Nie będę rozmawiał z obcymi ludźmi o mojej przeszłości. Raz już byłem i to wcale mi nie pomogło, a jedynie pogorszyło sprawę. Wiem, że chcesz dobrze, ale mi nie pomożesz, bo nawet ja sam nie umiem sobie pomóc. Przerabialiśmy to już tyl... - tym razem to on mi przerwał napierając swoimi ustami na te moje.

Mruknąłem końcówkę wyrazu w jego usta. Staliśmy bez ruchu przez kilka dobrych sekund z ustami przyciśniętymi do siebie. Ta błahostka pozwoliła mi w jednej sekundzie zebrać myśli i uspokoić się. Zayn odsunął się ode mnie z uśmiechem na twarzy.

- Chyba powinienem częściej cię tak uciszać. - roześmiał się, a ja przytaknąłem.

Malik przyciągnął mnie do siebie i zamknął w mocnym uścisku. Wiedziałem, że chce dla mnie dobrze, mimo, że nie wiedział jak mi pomóc.

- Zaraz mnie udusisz. - mruknąłem, próbując odsunąć od siebie Zayna.

- Denerwuje mnie to, że nie wiem jak ci pomóc. Nie chce, żebyś budził się nad ranem, tylko dlatego, że śni ci się przeszłość. Dodatkowo niszczysz sobie zdrowie paląc to gówno. Nie mówię już o staniu w samych bokserkach na balkonie. - westchnął - I to nie tak, że jestem zazdrosny o to czy ktoś zobaczy twoje idealne ciałko. - dodał, a ja uśmiechnąłem się.

- Kochanie... nie przejmuj się tym, aż tak. Nie chce leków, specjalistów, wystarczy mi, że mam ciebie obok. I tak jest już lepiej niż było, wiesz? - założyłem mu kosmyk włosów za ucho. - Może to już przyzwyczajenie i po prostu muszę wstawać o tej trzeciej trzydzieści trzy? Tak dużo działo się o tej godzinie... - westchnąłem.

Zayn oparł się o barierkę balkonu, patrząc na mnie.

- Faktycznie dużo. Ale większość rzeczy to te niezbyt przyjemne do wspominania.

- Poznaliśmy się o tej godzinie. Nie pamiętasz? Wracałem wtedy ze szpitala od rodziców, wpadłem na ciebie, bo gapiłeś się w telefon. Akurat, gdy spadł na ziemię ekran wyświetlił godzinę trzecią trzydzieści trzy. - powiedziałem, przypominając sobie tamto wydarzenie.

•  •  •

Szedłem tak szybko jak to możliwe, zupełnie ignorując deszcz, który z każdą sekundą padał coraz bardziej. Wyprosili mnie w nocy z sali moich rodziców, dodatkowo lekarz, powiedział, że lepiej będzie jak wrócę do domu. Nie chciałem niepotrzebnych sporów, więc posłusznie opuściłem szpital. Szkoda, że nie powiedzieli mi o tym wcześniej, bo wracanie do domu nad ranem niezbyt mi się uśmiechało.

W pewnym momencie poczułem jak zderzam się z czyimś ciałem. Osoba przede mną upuściła telefon, który trzymała w dłoni. Kucnąłem i wziąłem go do ręki, patrząc na wyświetlacz, który wskazywał trzecią trzydzieści trzy. Wyprostowałem się i oddałem własność nieznajomemu.

•  •  •

- Ale kilka dni wcześniej dokładnie o tej samej godzinie twoi rodzice zderzyli się z tirem... - przypomniał mi Zayn ściszonym głosem.

Przymknąłem oczy, opierając czoło o jego klatkę piersiową. Pamiętam to dokładnie. Zbyt dokładnie. Ta sytuacja śni mi się od kilku lat. Odkąd Zayn śpi u mojego boku sny miewam rzadziej niż na początku.

Nie śniłyby mi się, gdyby nie fakt, że widziałem to zdarzenie z okna mojego pokoju. Miałem wyrzuty sumienia, że nie pobiegłem tam szybciej, że nie zadzwoniłem szybciej po pogotowie. Wyrzuty o to, że nie pojechałem wtedy z nimi...

•  •  •

Spałem w swoim łóżku, póki nie wybudziła mnie melodia wydobywająca się z mojego telefonu. Mruknąłem niezadowolony coś pod nosem, przecierając tym oczy dłonią. Wziąłem telefon do ręki i odebrałem.

- Halo? - spytałem, sennym głosem.

- Cześć, Niall! Skarbie, wybacz, że cię obudziliśmy, ale ojciec zapomniał zabrać kluczy od bramy i nie mamy jak wjechać. Będziemy za dosłownie kilka minut. Otworzysz nam ją, proszę? - spytała ze skruchą w głosie.

- Ta, jasne. - mruknąłem, rozłączając się.

Spojrzałem na zegarek. Trzecia trzydzieści. Świetnie.

Moi rodzice byli na urodzinach u ciotki i wujka, ja nie chciałem z nimi jechać, bo wiem, jak takie imprezy w wykonaniu moich rodziców się kończą. Zostałem, więc w domu.

Z westchnięciem wstałem i udałem się na dół po kluczyk. Wróciłem na górę i usiadłem na parapecie, otwierając okno. Przecież nie będę wchodził na dwór. Patrzyłem na okolice, przecierając jeszcze oczy, które ledwo co widziały. Ziewnąłem i zacząłem się rozglądać za autem swoich rodziców. Spojrzałem na telefon, który leżał obok mnie.

Trzecia trzydzieści trzy.

Po kilku sekundach usłyszałem huk, a w oddali zobaczyłem ogień...

•  •  •

- Wiem, Zayn. Pamiętam to, przypominam to sobie co jakiś czas, choć nie chce.

Zayn westchnął, bawiąc się kosmykami moich włosów. Po chwili stwierdził, że jest mu zimno i wziął mnie na ręce w stylu panny młodej, aby po chwili wnieść mnie do mieszkania, zamykając drzwi od balkonu.

Położył mnie na łóżku, następnie samemu kładąc się obok. Przykrył nas kołdrą, a po chwili przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłem się w niego, przymykając lekko oczy.

- Nadal pamiętam, jak zostałeś u mnie na noc... A potem musieliśmy jechać do szpitala... - powiedział. Nie widziałem sensu przypominania tego wszystkiego...

Zamknąłem mocniej oczy, a wspomnienia z tej nocy znowu wróciły.

•  •  •

Spałem u Zayna na kanapie. Zayn, czyli chłopak na którego wpadłem. Od tamtego zdarzenia minęło kilka tygodni, a ja i Zayn, któregoś razu, gdy ponownie na siebie wpadliśmy wymieniliśmy się numerami telefonów. Tak jakoś wyszło, że oglądaliśmy filmy u niego w domu, a mi nie chciało się wracać do mojego własnego, więc zostałem u niego na noc. Odwiedzałem regularnie rodziców w szpitalu, ale ich stan znacznie się pogorszył, przez co lekarz nie pozwala mi wchodzić do nich na salę. Nie dają im szans na przeżycie, ale wierzę, że to tylko brednie, a ja jeszcze nie raz zobaczę uśmiechniętą twarz swojej mamy.

Obudził mnie telefon. Telefon w środku nocy. Niechętnie wziąłem komórkę do ręki i nawet nie patrząc kto dzwoni odebrałem.

- Słucham?

- Dobry wieczór. Mam przyjemność z panem Niallem Horanem? - spytał głos w słuchawce.

- Mhm, a pan to...?

- Ah, no tak. Nazywam się doktor White, byłem lekarzem pana rodziców. - byłem? Ale to znaczy, że... - Niestety panie Horan... Pana rodzice nie żyją. Akcja serca zatrzymała się dokładnie o trzeciej trzydzieści trzy. Trudno mi w to uwierzyć, bo to dość dziwne, ale odeszli w tym samym czasie...

Nie słuchałem go już dalej.

Trzecia trzydzieści trzy. Zgon. Rodzice. Śmierć.

•  •  •

- Zayn, dlaczego każesz mi sobie o tym przypominać? Mam te obrazy zbyt często przed oczami... - westchnąłem.

Malik nadal bawił się kosmykami moich włosów, czasami je lekko pociągając. Mruczałem wtedy zadowolony, bo co jak co, ale to był zdecydowanie mój słaby punkt.

Zazwyczaj, gdy śniło mi się to wszystko Zayn stał nade mną, czekał, aż wypalę i wracaliśmy do łóżka spać dalej. Znaczy Zayn spał, ja nie potrafiłem zasnąć. Myślałem, wylewając ponownie łzy.

Ludzie tego nie zrozumieją, mimo iż minęło kilka lat to nadal boli. Nadal to poczucie winy jest. Nic specjalnego, umarli to umarli. Po co drążyć temat. Inni mają gorzej, szkoda chłopaka, ale niech nie przeżywa, trzeba iść dalej - to są najczęstsze słowa, które nie pomagają, a dobijają jeszcze bardziej. Może minął nawet pięćdziesiąt lat, ale dla mnie ból będzie nadal taki sam.

Westchnąłem, a Zayn spojrzał na mnie.

- Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? - zapytał.

Który o ironio był o trzeciej trzydzieści trzy.

- Jasne, że pamiętam... Nie da się tego zapomnieć, Zayn.

•  •  •

Leżałem na kanapie Zayna i patrzyłem się tępo w sufit. Od pogrzebu moich rodziców minął tydzień. Nie siedziałem w swoim domu, nie chciałem tam przebywać. To jeszcze bardziej bolało. Wszystko przypominało mi mamę i tatę. To było straszne.

Zayn pozwolił mi u siebie pomieszkać przez jakiś czasu dopóki nie dojdę do siebie. Było to bardzo miłe z jego strony. Przez ostatni czas bardzo się zbliżyliśmy do siebie. Nie chodzi mi o miłość, fajerwerki, motylki w brzuchu, ale o poznawanie siebie nawzajem, okazywanie sobie wsparcia i przybieganie z pomocą, gdy tylko coś się stanie.

Zayn jest wspaniałą i kochaną osobą i bardzo mi w tym trudnym dla mnie okresie pomógł.

Usłyszałem kroki i już po chwili ujrzałem Zayna, który pochyla się nad kanapą i patrzy na mnie ze zdziwieniem, które pewnie spowodowane było tym, że nie śpię o tej godzinie.

- Nie śpisz?

- Śpię z otwartymi oczami, Zayn. - uśmiechnąłem się lekko do niego.

Chłopak obszedł kanapę i usiadł na jej brzegu. Podniosłem się, opierając plecami o oparcie. Spojrzałem na niego, a on położył dłoń na moim kolanie.

- Nie możesz spać przez to wszystko? - spytał z wyczuwalną troską w głosie.

Pokiwałem głową z westchnięciem, a on wyciągnął ręce w moją stronę. Po chwili siedzieliśmy przytuleni do siebie. Zayn zaczął bawić się moimi włosami, na co zacząłem mruczeć.

- Mruczysz jak jakiś kot. - roześmiał się.

- To moje drugie oblicze.

Chłopak uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy. Wykrzywiłem usta w niepewnym uśmiechu, nie wiedząc czemu tak dziwnie się na mnie patrzy.

- Jesteś bardzo silny Niall, wiem jak boli cię stara rodziców...

- Nie ma o czym mówić Zayn, nie myśl tak o tym. Jest już okej. - zapewniłem.

- Jakoś nie widzę.

Wzruszyłem tylko ramionami, odwracając wzrok w kierunku telewizora, który stał naprzeciwko kanapy. Spojrzałem na ruter, który wyłączony wskazywał godzinę trzecią trzydzieści trzy. Nadal na swojej twarzy czułem wzrok Zayna.

- Mam coś na tw... - nie dokończyłem, bo przerwały mi usta Zayna, znajdujące się na tych moich własnych.

Pisnąłem zaskoczony, a chłopak od razu się odsunął.

- J-Ja... przepraszam. Nie powinienem...

Zayn widocznie zmieszał się i od razu zwiększył odległość między nami. Uśmiechnąłem się lekko, wchodząc mu na kolana i tym razem to ja go pocałowałem. Pocałunek nie był namiętny. Był delikatny i czuły. Chyba właśnie tego potrzebowałem.

Co nie zmienia faktu, że to kolejna rzecz, która zdarzyła się o trzeciej trzydzieści trzy...

•  •  •

Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Praktycznie większość rzeczy zdarzyła się o tej godzinie. Tych złych, jak i tych dobrych.

- Nadal nie rozumiem Zayn po co każesz mi to wszystko sobie przypominać. Wspominając nasze pierwsze spotkanie, nie myślałem, że będziemy wspominać to wszystko. - mruknąłem, odsuwając się od swojego partnera, aby na niego spojrzeć. Było mi również gorąco, klejąc się do niego przez cały ten czas. Samo wspominanie tego nabawiło mnie ciarek na plecach. Oczywiście chodziło mi o wypadek, a nie o spotkanie Zayna.

- Wiesz, podobno, gdy komuś coś ciąży na sercu to jest mu później lżej, gdy się wygada. Wiem kochanie, że pani Hudson, twojej byłej psycholog nie mówiłeś tego wszystkiego co teraz mówiłeś mi. Nie ufałeś jej, okej rozumiem cię. Rzadko o tym gadamy, praktycznie wcale. Dlatego to nie powinno być dla nas tematem tabu, wiesz? Może teraz będzie ci lepiej zasnąć. Nie dusisz tego w sobie. O trzeciej trzydzieści trzy działo się wiele rzeczy, nie tylko tych złych, Ni. - powiedział, głaszcząc mnie po włosach.

Przytaknąłem mu. Miał rację. Zazwyczaj ta godzina kojarzyła mi się tylko z czymś złym. Ale tak naprawdę o tej godzinie poznałem i pierwszy raz pocałowałem Zayna Malika. Nigdy nie przywiązywałem do tego większej wagi, ale jak teraz tak o tym pomyślę...

Mój mózg najwidoczniej na moje własne życzenie programował mi takie sny. Przeżywałem śmierć rodziców, może czasem aż za bardzo. Ale co się dziwić. Kochałem ich. Byli dla mnie ważni.

Zayn też jest dla mnie ważny. Może tego było mi trzeba? Prawdziwej, szczerej rozmowy? Dusiłem to w sobie przez tyle lat... Czasem rozmawiałem o tym z Zaynem, ale nie tak jak dzisiaj. Wcześniej były to tylko odburknięcia i omijanie tematu. Nie lubiłem o tym mówić, bo się bałem... bałem się trzeciej trzydzieści trzy.

Przytuliłem się do swojego chłopaka, całując go w policzek.

- Dziękuje Zayn... Uświadomiłeś mi coś. - uśmiechnąłem się. - Jesteś najlepszym chłopakiem, jakiego miałem. Potrzebowałem takiej rozmowy... z tobą, a nie z jakąś Hudson.

Zayn roześmiał się.

- Uświadomiłem ci, że jestem najlepszym chłopakiem, jakiego miałeś? - zażartował.

Pokręciłem głową.

- To, to ja wiedziałem od dawna, skarbie.

- No ja mam nadzieję - roześmiał się, a ja usiadłem mu na biodrach, kładąc się na nim w połowie. Schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi.

Zayn zaczął głaskać mnie po plecach, bardziej nakrywając nas obu kołdrą.

- Skarbie, cieszę się, że w końcu o tym porozmawialiśmy, ale jest wpół do piątej. Ja za dosłownie godzinę muszę wstać do pracy... Może pójdziemy spać, co? - spytał, a ja pokiwałem lekko głową.

Zupełnie zapomniałem, że rano Zayn musi wstać do pracy. Przeze mnie się nie wyśpi, ech.

- Przepraszam kochanie, że zawracałem ci głowę, wtedy kiedy miałeś czas na spanie.  -  mruknąłem, chuchając mu przy tym swoim ciepłym oddechem na szyję.

- Słońce, wiesz, że dla ciebie mógłbym nie spać całą noc. Ale po prostu mówię, bo nie chce stracić pracy. Tym bardziej widzę, że ty też już odpływasz.

Zszedłem z jego bioder, kładąc się obok. Wtuliłem się w niego i cmoknąłem go w usta.

- Dobranoc, kochanie. Masz jeszcze godzinę snu.

Zayn uśmiechnął się.

- Dobranoc, kolorowych snów.

Zamknąłem oczy, po chwili usypiając.

Tym razem mój sen, faktycznie był kolorowy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro