14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NIE PODOBA SIĘ, NIE CZYTAJ

P.O.V Samanta

Pomagałam zbierać śmieci Holly. Co za dziecko.

-Co się tutaj dzieje? - do kuchni weszła matka. Wyglądała okropnie.

-To jest jej wina!- krzyknęła Holly wskazując na mnie.

-Prędzej krowa, która sra tęczą

-Dziewczynki posprzątajcie to - matka weszła na schody i zniknęła na piętrze.

-Zabiję cię kutafonie - warknełam w stronę siostry.

- w snach kucyku

-Kucyku?

-Nie, lamo - Zaśmiała się.

-Zamknąć ryje, ja tu śpię!- po schodach zeszła Tiffany.

-Puk puk!- zawołała Holly. Mam jej już dosyć.

-Nie

-Puk puk!- westchnełam głośno i spojrzałam na młodszą siostrę.

-Kto tam?- spytałam z litością w głosie.

-Kto tam?- zachichotała.

Co za down.

-Japerdole - przełknęłam i zaczęłam znowu zbierać śmieci.

-Mamo! Sam przeklina!-  krzyknęła Holly.

- I co z tego? Boże co za dziecko - skomentowała Tiffany i usiadła na krześle, patrząc jak męczę się z wyczyszczeniem dywanu.

- Odezwała się - fuknęła Hol i wyszła z kuchni.

-A kto to kurwa posprząta!?- wydarłam się na nią.

-Ty, Kopciuszku - Zaśmiała się kolejny raz i weszła na piętro. Dziecko, dziecko i jeszcze raz lamorożec.

-Pomóc ci?- zaproponowała Tif.

-Ok

~~~'Time spik (czy jakoś tak ^^)'~~~

Siedziałam w ogrodzie. Matka znowu w pracy a siostry w domu. Nuuudy.

-Hey - odwróciłam głowę i spojrzałam na krzaki za mną. W nich stał chłopak z lasu. No ten, tego z kominiarką.

-Cześć, jak tam twój kolega?- spytałam.

Chłopak podrapał się po karku.

-No u niego wszystko jest ok, a u was? - na jego twarzy kominiarka ułożyła się na kształt uśmiechu.

-Nie licząc głupoty mojej siostry, to wszystko jest ok - uśmiechnęłam się do niego.

-Jak się nazywasz? - spytał bardziej otwarcie.

-Będziesz tak stał w tych krzakach jak pal?- chłopak cicho się zaśmiał i podszedł do mnie. Był odemnie wyższy o głowę i troszeczkę. Źle to bardzo źle.

-Nie, nie będę stał - uśmiechnęłam się szerzej

- jestem Sam, a ty? - spytałam patrząc na jego twarz. Nie pasuje mi ta kominiarka za Chiny ludowe.

-Hoodie, jestem Hoodie - wyciągnął w moją stronę rękę, którą uścisnęłam. Była ona cała czarna, co on węglem się bawił?

-Nie boisz się mnie?- spytał z niedowierzaniem. Czemu mam się go bać? Wystarczy mi to, że mój ojciec trafił do więzienia za morderstwo na naszych oczach. No ale, tak bywa.

-Nie

-Myślisz, że to jest kominiarka?- wskazał na swoją twarz. Przecież dobrze widzę, że jest to materiał.
-No, tak, przecież jeżeli tak, to jak ty mówisz?- oparłam się o łańcuch huśtawki.

-Magia - uśmiechnął się - i to nie jest materiał, tylko moja twarz

Zamurowało mnie. Stałam tak i patrzyłam na niego. To jest jego twarz? Co mu się stało? Boże...

-Co ci jest?- Dotknął swoją ręką mojego ramienia. Zadziałało to na mnie jak kubeł zimnej wody.

-Jak to się tobie stało?- spytałam.

Hoodie zamyślił się i zdjął kaptur. Cała jego głowa była czarna, bez włosów bez niczego.

-Sam nie wiem - podrapał się po karku.

-oup...

-Wiem, ciężko uwierzyć ale taka prawda - uśmiechnął się

-Ok...

I co ja mam zrobić? Żal mi go.

-Nagrywacie jakiś film?- spytałam się.

-Nie a co?

-czemu jesteście w krwi? I w ogóle?

-Nie chciej wiedzieć

Jej miałam rację oni są mordercami. Kurdę co za logika, cieszę się, że znam ludzi, którzy zabijają innych ludzi.

- wiesz co?- spojrzałam na chłopaka, który zaczął pochylać się nade mną, o Boże.............

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro