22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Samanta

Siedziałam u siebie w pokoju. Za niedługo pewnie przyjdzie matka. Widziałam jak podjeżdża samochodem pod dom. Czekałam na nią w swoim pokoju. Już trochę się uspokoiłam , nie płakałam.

-Slender, masz się wraz z swoimi chłopakami trzymać z dala od moich córek! Rozumiesz? Wiem, że to przez ciebie Tiffany jest w szpitalu. Nie mam zamiaru by moje dzieci cierpiały. Masz je zostawić, masz nas zostawić. Jeżeli zobaczę, że ty albo któryś z nich, zbliżycie się do niej, nie będziecie mieli życia. Nie odpuszczę ci tym razem Slender. Nie tym razem - usłyszałam krzyk mamy. Podeszłam szybko do okna. Przy wejściu do lasu stał Hoodie i jego koledzy. Wśród nich stał wysoki mężczyzna w garniturze, do którego moją matką krzyczała. Przy niej stała Holly. Wyglądała jakby czuła się winna temu co się stało. Na sobie miała bluzę od krwi. Zabiła kogoś? Oby nie.
Po chwili, jak się domyślam, Slender zniknął a chłopaki zaczęli iść w stronę lasu. Toby patrzył smutno na Holly.

Patrząc tak na nich po chwyciłam wzrok Hoodiego. Też był smutny. To jest nie fair. Ja chce być przy nim, ale od teraz nie mogę. Nie chcę by matka coś im zrobiła. Czemu wszystko się pieprzy?

-Wracamy - powiedziała mama do Holly, która miała spuszczony wzrok. Żal mi jej. Jak były blisko domu, zobaczyłam, że matka patrzy na mnie z surowością w oczach. Posmutniałam.

Kobiety weszły do domu.

-Sam! Zejdź do nas- szybko zeszłam na parter. W kuchni siedziała Matka a przy niej Holly. Siostra dalej była smutna. Wyglądała, jakby myślała.

-Macie nigdy z nimi nie rozmawiać - powiedziała mama.

-Ale czemu?!- krzyknęła Holly wstając energicznie od stołu.

-Bo tak mówię! - starsza kobieta też wstała, przy czym walnęła pięścią w stół.

-Nie zatrzymasz mnie, mam cię dość, nie będziesz mi mówić, z kim i jak mam się spotykać. Nie zrezygnuje z nich. A jeżeli ci się to nie podoba to odchodzę!- w oczach mamy widziałam ból jaki zadała jej siostra.

-Proszę bardzo, wynoś się! Nie chcę ciebie widzieć na oczy! Nie nazywaj się moją córką - powiedziała z zaciśniętymi zębami.

Po policzkach Holly spłynęły łzy, ale dalej była niewzruszona w minie. Zmierzyła ją i mnie wzrokiem po czym wyszła z domu trzaskając za sobą drzwiami.

Starsza kobieta usiadła bezsilnie na krześle, chowając twarz w dłoniach. Chciałam ją jakoś pocieszyć.
Lekko dotknęłam jej ramienia.

-Zostaw mnie, idź do swojego pokoju. Daj mi spokój - powiedziała ostro i wyszła z domu. Po czym słyszałam jak odjeżdża samochodem spod domu. Jej słowa zabolały mnie. W moich oczach pojawiły się łzy. Wróciłam do swojego pokoju i zaczęłam płakać w poduszkę....

~~
Przepraszam ;( podoba się ta książka jeszcze?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro