25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Miłość nie wybiera osoby, to osoba wybiera miłość"- R.A

P.o.v. Toby

Nie wierzę. Zabijcie mnie. Dlaczego?

-Toby, nie dołuj mnie bardziej niż jestem - powiedział Hoodie siedząc na kanapie i pijąc puszkę piwa.

-A ty nie pij

-Sory, ale muszę - chłopak zmiażdżył puszkę i rzucił ją w stronę kuchni - widziałeś gdzieś Maskiego?

-Nie zbyt. Nawet z nami nie wrócił - patrzyłem w okno. Padał deszcz. Zbliżał się wieczór. Eh.. miłość, uczucia są trujące. Nikt mi nie powie, że tak nie jest.

Mam ochotę zabić jej matkę, za to co mi i jej zrobiła. Potwór.

-Toby! Przynieś mi jeszcze jedną puszkę -Bełkotał mój przyjaciel.

-Nie

-Eh, sam to zrobię - powiedział i chwiejnym krokiem wyszedł z pokoju.

Po chwili usłyszałem huk. Pobiegłem do kuchni, w której na podłodze plackiem leżał Hoodie.

-Nic mi nie jest!- krzyknął niezrozumiale i próbował wstać, przy czym jeszcze bardziej się obijał. 

Żal mi go. Też straciłem osobę ważną, ale ja nie piję! To jest złe. 

- Pomóc?- spytałem się. Chłopak tylko spojrzał na mnie i usiadł po turecku na ziemi. Dziecko.

- Podaj mi alkohol - wybełkotał

- spierdalaj - wyszedłem z kuchni i z domu. Jak ja nienawidzę pijanych ludzi.

Zimny wiatr wiał prze las. Szkoda że pada. Po chwili byłem już cały mokry. I dobrze, chociaż się nie gotuję ze złości. 

Dziewczyny są dziwne, raz same się pakują w moje ramiona a potem uciekają przy czym mnie się dostaje. Jeszcze trochę a Slenderman mnie wywali z pracy. Tylko tego by mi brakowało. 

Chodziłem po lesie myśląc tak o swoim życiu aż doszłem do końca lasu. Naprzeciwko mnie stał dom Holly. Wszystko co przez ten czas sobie wytłumaczyłem zniknęło, straciło wartość. Wspomnienia o niej powróciły. Jej uśmiech, płacz, strach. 

- Holly?! - na schodach stała Samanta. Miała mokre włosy od deszczu. Krzyczała imię swojej siostry. Może coś się stało?

- Sam? Wszystko ok?- podeszłem do niej, a jej oczy powiększyły się.

- Toby? to ty? - podbiegła do mnie i przytuliła mnie. 

e.... nie skomentuje.

- Taaa... To ja - odeszła odemnie.

- Pomóż mi szukać Holly - jej głos łamał się - uciekła, nie wiem gdzie jest. Już prawie dwie godziny jej nie ma! - krzyczała i łkała, tyle że deszcz maskował jej łzy.

- Czemu uciekła? 

- Pokłóciła się z matką i z tego wszystkiego wyszło, że ucieka do was i wszystko się zepsuło. Matka zła jeszcze powiedziała, że Holly może sobie odejść i po prostu... - dziewczyna nie opanowała łez i zaczęła płakać. Żal mnie się jej zrobiło. Przytuliłem ją. Ona odepchnęła mnie od siebie.

- Znajdziesz ją? - w jej głosie była nutka nadziei.

- Postaram się, tylko powiedz mi gdzie ona lubi przebywać

- Ona kocha cały las, ale jeżeli się nie mylę najbardziej lubi martwą część lasu 

- Tam z jeziorem?

- Tak

Uśmiechnęłem się przelotnie, dobrze, że wiem gdzie to jest. 

Przez dłuższy czas biegłem po lesie. Deszcz lał litrami z czarnego nieba. Noc, księżyc zza chmurami. Co jakiś czas słyszałem skrzeczenie ptaków. Dobiegłem do wypalonego lasu. Wyglądał jak  horroru.

- Co ty tutaj robisz!?- za mną usłyszałem zachrypnięty głos dziewczyny. Była to Holly. Na jej widok uśmiechnęłem się. Chyba się nie cieszyła z naszego spotkania.

- szukam ciebie - powiedziałem patrząc na jej mokre włosy i ubranie. 

-Mam dla ciebie radę, spieprzaj stąd...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro