29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

P.O.V Toby.

*Wcześniej*

- Co ty tutaj robisz!?- za mną usłyszałem zachrypnięty głos dziewczyny. Była to Holly. Na jej widok uśmiechnęłem się. Chyba się nie cieszyła z naszego spotkania.

- szukam ciebie - powiedziałem patrząc na jej mokre włosy i ubranie. 

-Mam dla ciebie radę, spieprzaj stąd...

Za dziewczyną stał wysoki blondyn z błękitnymi oczami. Powiem tak, jakbym był gejem to bym na niego poleciał.

-Nie będziesz mi rozkazywał - powiedziałem spokojnie. Widziałem, że w nim aż się gotowało.

-A co jeżeli będę?- byłem w każdej chwili gotowy do ataku.

-Ogarnij się Max - wysyczała przez zęby Holly.

-Teraz się nie odzywaj - deszcz przestał padać. Nareszcie.

- Będę - dziewczyna chwyciła go za ramię na co on szybko ją strącił i popchał Holly w bok. Nie dam mu by tak ją traktował.

-no proszę choć - uśmiechnęłem się.

Chłopak zrobił kilka kroków w przód.

-Przestań, Max! - Holly stała pomiędzy nim a mną.

-Zejdź mi kurwa z drogi. Ten dupek pożałuje, że wogóle się urodził - chłopak z całej siły odepchnął drobną dziewczynę na bok. Holly upadła na ziemię. Słyszałem jej cichy płacz. Teraz we mnie się gotowało.

-Teraz ci się dostanie - powiedziałem i uderzyłem chłopaka w brzuch. Max zawył z bólu. Zgiął się w pół, a ja z całej siły kopnęłem go w szczękę z kolana. Blondyn upadł na ziemię trzymając się nosa, który był w krwi. Podchodziłem do niego powoli po czym kopnęłem go w brzuch. Blondyn uśmiechnął się i wypluł krew z buzi.

-Toby przestań!Zostaw go!- krzyczała dziewczyna. Nie słuchałem, byłem w amoku.

-Jakieś ostatnie słowo?- już miałem zmiażdżyć głowę gdy przede mną pojawiła się Holly. Przytulała nieprzytomnego chłopaka. Słyszałem jak płakała.

-Zostaw nas, prawie go zabiłeś!- wstała i zaczęła krzyczeć w moją stronę. - Widzisz!? Zostaw mnie! To wszystko wasza wina. Moja siostra w szpitalu, rodzina rozpadła się. Nie wiem jak mogłam myśleć, że jesteś inny, że nie jesteś pieprzonym mordercą!

-Zamknij się!- ryknąłem. Patrzyłem z nienawiścią w oczy Holly. -Zrobiłem to co uważałem za słuszne - powiedziałem spokojniej.

-Czy dla ciebie zabicie drugiej osoby to decyzja słuszna!? Jesteś chory! Nie wiem jak mogłam pomyśleć, że będę coś więcej do ciebie czuć!- ona czuła do mnie coś więcej? Spieprzyłem sprawę.

Dziewczyna znowu usiadła przy zalanym krwią blondynie. Znowu się we mnie gotowało. Jestem zazdrosny?

-Idź sobie, nienawidzę cię! Przez ciebie straciłam wszystko. Wszystko!- spojrzała na mnie smutnymi oczami. Serce mnie się łamało. Co ja zrobiłem.  Chociaż to jej wina. To ona uciekła do mamy. To ona tutaj przyszła. To ona go broniła. To ona powiedziała mi, że mnie nienawidzi. Jeżeli to prawda, to mogę wszystko zrobić. Co chcę, każe słowo mogę powiedzieć.

-Ja ciebie bardziej nienawidzę, i wiesz co? Jestem głupi, że zakochałem się w takiej idiotce i debilce jak ty. Jesteś dziewczynką, nie kobietą. I wiedz, że życzę ci wszystkiego co najgorsze! Jesteś nic nie wartym śmieciem! - wrzeszczałem, a oczy Brunetki zaczynały się jeszcze mocniej szklić.

Przytuliła Maxa. Znowu poczułem ukucie w sercu.

-Ja jego kocham, nie ciebie. - wysyczała, wycierając krew z jego ust. Miałem dość. Zmierzyłem ją wzrokiem i podeszłem do domu. Byłem wściekły. Serce bolało mnie i to mocno. Ona jego kocha, nie mnie. Jego...

Szłem przez las, próbując się uspokoić. Siekierkami rąbałem pnie drzew na obrzeżach lasu. Nie wierzę, ale mam ochotę płakać. Jestem załamany. Usiadłem na kolejnym wyciętym drzewie. Schowałem głowę w ręce.

-Toby nie płacz- mówiłem do siebie.

Nie poddam się. Nie mogę.

Wstałem chwytając toporki i udałem się teraz naprawdę do domu. Oddychałem głęboko, trzymając w sobie cały ból i wściekłość, którą sobie zaaplikowałem. Weszłem do domu o zobaczyłem Hoodiego w ciele lalki....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro