3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


   NIE PODOBA SIĘ, NIE CZYTAJ.

Pov Masky.

Przez już kilka godzin jest niezręczna cisza.  Nienawidzę takich ciszy. Muszę go jakoś uspokoić. Nie mam zamiaru umrzeć z jego ręki.

Jesteśmy kilka metrów od siebie, a widzę, że rwie go, by zrobić komuś krzywdę. Czasem zaczynam się go bać. Ale na serio, myśleliście kiedyś jak to jest mieć w domu wściekłego mordercę?

-Toby...- muszę to jakoś załagodzić.

-nie odzywaj się do mnie, ty gofrozmarnojadzie - przecież te gofry tylko wylały się na nasze głowy, nic więcej. Więc w czym on widzi problem?

Muszę jakoś go udobruchać.

-Upiekę ci talerz gofrów - zaproponowałem.

-Trzy talerze gofrów razem z sosem, bitą śmietaną i posypką

Ale wymagania. Boże, co on sobie myśli, wróżka ja czy co? Czy on widzi bym miał skrzydełka i różdżkę?

-nooooo dobra, ale nie zrobisz nam krzywdy

-ok

No, to Toby będzie mieć spalone gofry. Bo nie umiem ich robić. Super. Biedak, nie domyśla się nawet w co się wpakował. Zatrucie żołądkowe będzie miał na 100%.

-za ile koniec ?- spytał smętnie, chyba jest zmęczony.

-nie wiem, wtedy kiedy Slendi powie

Chłopak westchnął i szedł dalej.

Nuuuuuuudy. Po co my chodzimy po lesie, jeżeli nikogo w nim nie ma o tej porze? Kto normalny chodziłby po lesie w nocy?

-Holly! Zaczekaj!- a jednak ktoś jest.

Uśmiechnęliśmy się i zaczęliśmy szukać osoby, która wydawała z siebie dźwięki i kroki.
Czemu ten las musi być taki duży? Wszędzie tylko drzewa, drzewa i jeszcze raz drzewa. Wszystkie podobne do innych.

-Sam!- kolejna osoba krzyknęła. Czyli dwa głosy to trzy osoby. Wiem, wiem, wyższa matematyka xD




-Masky... Tam. Na polanie - Z Toby'm cicho zakradliśmy się jak najbliżej krawędzi lasu. Schowaliśmy się w krzakach.

Jakieś dwie postacie ganiały się na niej i śmiały się. Z głosu wynika, że to dziewczyny. Czyli mama ich nie nauczyła, że wieczorami w lesie chodzą pedofile, takie jak Off. 

-zabijamy?- spytałem pełen nadziei. Chłopak tylko bacznie obserwował postacie, do których dołączyła jeszcze jedna. Skąd one się mnożą? Może to kosmitki z innej planety i chcą podbić świat?

-Czekaj, tam w lesie ktoś jeszcze stoi - racja, na granicy lasu stała jeszcze jedna osoba, która po chwili weszła do lasu.

-Ja ją zabiję, ty zajmij się dziewczynami - wstałem i jak prawdziwy Superman przebiegłem i skradałem się do tajemniczej postaci. Nie mam ochoty jej zabijać nożem... Może tak najpierw ogłuszę ją kamieniem, potem powalę ją na ziemię i dopiero na koniec zacznę ją oskórowywać? Dobry pomysł, a jaki kreatywny. Aż sam siebie pochwalę.

+Brawo Masky+
+Dziękuję Masky+

[(+) bohater sam do siebie w myślach mówi]

Tyle, że nigdzie nie ma kamieni, dobra, samo powalenie też wystarczy.

Podszedłem do tej osoby w bluzie. O, patelnia. Ludzie już nawet to wyrzucają. Wziąłem ją i zacząłem dalej się za nią skradać. Już zaraz, zaraz. Zamachnąłem się i walnąłem z całej siły osobę przede mną. Chyba ją to bolało.

-Kurwa! Co jest do cholery!- ojej, to jest Hoodie.  Fuck.

-Sorry, braciszku.....- mejdej, mejdej, mamy problem.

Jego kominiarka zmarszczyła się. Uwaga, uwaga lot "mam wpierdziel" odlatuje za 3...2...1...

Zacząłem biec przed siebie.  Za mną słyszałem kroki. Boże, czemu tu jest tak ciemno? I po co ktoś tyle drzew tu zasadził!

-Masky! Bekniesz za to!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro