31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

P.O.V. Holly

Czerwone włosy, długie do połowy pleców. Zielone, piękne oczy. Pełne, malinowe usta wyginające się w kształt uśmiechu. Różana cera. Pod oczami lekki makijaż. Ubrany specyficznie. Jak twórca lalek. Nie wiem jak to opisać. Miał jakby czerwoną bluzkę z czarnymi guzikami. Przy szyi białe falbany. Wokół nich białe połacie materiału przypominającego pióra, puch. Na sobie miał czarną marynarkę - Tak, to mój ojciec. Matka odeszła od niego jak miałam 5 lat. Nie wiem czemu. Ciężko mi o tym mówić, każda z nas ma innego ojca. Można powiedzieć, że mamy aż 3 ojców. Mam mało z nim wspólnego, ale pamiętam szczęśliwe chwile 5 latki bawiącej się z ojcem. Te chwile mnie ranią. Zostałam sama z siostrą i matką. Jedyne co mnie zastanawia, to dlaczego od niego odeszłyśmy. 

- Holiday, witaj - Zaśmiał się. Tak samo kiedyś robił. Wtedy gdy pokazywał mnie jak się szyje, robi na drutach, rzeźbi.  

- Nie wiem kim jesteś, ale daj mi dokończyć to co zacząłem - syknął w jego stronę Max, dalej trzymając mój nadgarstek. 

- nie wiesz do kogo mówisz racja? - Spytał się go czerwonowłosy. Jego oczy aż świeciły na zielono. 

- To ty nie wiesz z kim gadasz staruszku - westchnął zielono oki. 

- hahaha - śmiał się psychicznie mój ojciec. Co się dzieje? 

 Blondyn puścił moją dłoń i stanął twarzą w twarz z moim "wybawcą". Oboje śmieli się do siebie. Wyglądali jak jakieś psychole. No jeden z nich nim jest. 

- Trzymaj - Ojciec wyjął zza siebie małą szmacianą lalkę. Miała ona piękne brązowe włosy z włóczki. Oczy zastępowała jej para niebieskich guzików. Laleczka była ubrana w białą sukienkę, która była przyszyta do niej czerwoną nitką. Wyciągnął ją w stronę Maxa.

- lalka? Naprawdę? - Blondyn zaśmiał się. 

- Nie pamiętasz już jej? Przywitaj się z Carolain. Pamiętasz?- Czerwonowłosy zaśmiał się, a blondyn opadł na ziemię zanosząc się płaczem. Patrzyłam na to wszystko jakby przez mgłę. 

- To ty... - Szeptał chłopak, który momentalnie się zmienił, z tyrana w słabą osobę pełną bólu i cierpienia. 

- Nie martw się, dołączysz do niej. Będziecie pięknie wyglądać - Uśmiech nie schodził ojcu z twarzy. Kucnął obok płaczącego chłopaka. Z kieszeni marynarki wyjął coś co świeciło się błyskiem metalowym.    

- Co ty chcesz zrobić? - odezwałam się spokojnie. Za spokojnie.

Czerwonowłosy spojrzał na mnie. Jego oczy już nie były zielone. Miały poświatę koloru pomarańczowego. Uśmiechnął się pokazując zęby. Wyglądały one jak u psa. Długie, białe i na pewno ostre.

- Spokojnie Holiday, to tylko zabawa - zaśmiał się i przejechał ostrzem chłopakowi po szyi. Krew blondyna zaczęła tryskać na mężczyznę, brudząc jego ubranie. 

Po policzkach płynęły mi łzy. Po co ja chodziłam w życiu po lesie? Gdybym nie poznała trójki tych debili nie spotkałabym mojego ojca. 

- płaczesz? Przecież lubiłaś się ze mną bawić - na jego twarzy zawitał smutek. Oczy już były miodowe. 

- Lubiłam, ale nie tak. Nawet nie wiem jak się nazywasz. Chociaż pamiętam ciebie i zabawy w ogrodzie, tylko ze mną się bawiłeś. Samanty nigdy nie chciałeś wpuścić pomiędzy nas - Wysyczałam, czując wściekłość. Nie strach czy ból.

- Jestem Jason. Resztę sama się domyśl. Może zniknęłem z twojego życia przez twoją matkę, ale nigdy nie pozwolę być zapomniany przez ciebie, nigdy rozumiesz?! - podszedł do mnie  i przyłożył nóż, którym zabił Maxa mi do gardła.Chwilę tak stał, po czym odszedł kilka kroków w tył. Dając mi miejsce do oddychania...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro