35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

P.O.V. Slenderman.

Z Tiffany nie było dobrze, ale też nie najgorzej. Minęło już kilka godzin. Na nasze szczęście dziewczynka obudziła się, czyli Masky nie będzie wkurzony. Dziewczyna od godziny siedziała na krześle i myślała.

-Muszę znaleść Maskiego - nadal nie wierzyła w to co jej mówiłem. Mianowicie jak się tu znalazła.

~dziecko, jesteś jeszcze zbyt słaba~

Upomniałem ją.

-ja już nawet biegać mogę!

Tak, wiem i nawet masz siłę pyskować. Dzieci.

~uspokój się~

Nie mam już do niej siły.
Dziewczyna cały czas patrzyła na drzwi. Zastanawiam się, czy nie chce uciec.

~zaraz przyjdę ~

Wyszedłem z pokoju do kuchni.  Może coś zrobię Tif na obiad. Jest ona taka podobna do matki. Drobna, uparta, piękna. Kolejny raz się przyłapuję o myśleniu o Effie. Brakuje mi jej i smutno mi, że mnie nienawidzi. Przez naszą nieudaną znajomość jaj dzieci jak i moje cierpią.

Po chwili poczułem chłodne powietrze jak i usłyszałem trzask drzwi. Szybko weszłem do pokoju gdzie siedziała dziewczyna. Jej dotychczasowe miejsce było puste. Nie powiem zdenerwowałem się . W szybkim tempie wybiegłem za dziewczyną. Nie widziałem jej. Zgaduje, że będzie szukać Maskiego.

~Tiffany wracaj~ powiedziałem surowo. Zero odpowiedzi.

Muszę pomyśleć, gdzie bym był gdybym był Maskym. Nie wiem.

~Tiffany!~

Usłyszałem cichy szept. Szybko się tam przeteleportowałem. Dziewczyna biegła w stronę spalonego lasu. 

-Ty go broniłaś!- usłyszeliśmy krzyk dochodzący z tamtąd. Razem z Tiffany znaleźliśmy się w samym środku kłótni. Holly, Toby, Masky i Samanta darli się na siebie, a Hoodie i Jason patrzyli na to. Czerwonowłosy był brudny od krwi. Przy jego nodze leżało ciało chłopaka.

-I co z tego?!- po policzkach brunetki leciały łzy (dop.a. Holly)

~Spokój, co się tutaj dzieje?~

Spytałem się ich.

-Też chciałabym wiedzieć - Tiffany oparła się o drzewo.

-Oh, Holiday brakuje tutaj tylko twej matki, nieprawdaż? - zadrwił sobie Jason.

- Nic już nie rozumiem! - Sam krzyknęła, teraz i ona płakała.

-Co się tutaj dzieje!?- zaa krzaków wyszła ona...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro