5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NIE PODOBA SIĘ, NIE CZYTAJ




Pov Holly

Biegałam po lesie, goniły mnie siostry-Sam i Tiffany.

Co z tego, że jest ciemno. Bez nocy nie byłoby zabawy.

Wybiegłam z lasu, wtedy złapała mnie Sam. Blondynka śmiała się cały czas. Jej turkusowe oczy patrzyły na mnie z uśmiechem na ryju. Na jej policzkach pojawiły się dołeczki, co śmiesznie wyglądało z jej piegami.

Zaczęłyśmy się gonić. Śmiałyśmy się z nie wiadomo czego. Wszystko nas śmieszyło. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że brałyśmy coś.

-Ja chcę jednorożca!!- krzyknęła Samanta odgarniając swoją blond burzę włosów za głowę.

Wybuchłam jeszcze większym śmiechem.

-Ja wolę ... Mieć cień!- dziewczyna popchnęła mnie, przez co upadłam na ziemię. Cały czas się śmiałyśmy. 

Po chwili dołączyła do nas Tiffani.
Była jakaś ... Przestraszona? Ona się boi ciemności! Albo ... Boi się dobrej zabawy!

-boisz się ciemności!- zaczęłam drzeć się na całe gardło, pewnie ktoś w mieście to słyszał.

- nie prawda... Tylko ktoś jest w lesie...- powiedziała cicho.

- Tif ma schizy!!!- śmiała się z niej Sam. Czarnowłosa udawała przez chwilę obrarzoną.

Uspokiłam się i rozejrzałam po granicy łąki. W jednym z krzaków widziałam blask. Tylko czego? Raz na jakiś czas ktoś albo coś się tam ruszyło. Może jednak Tiffany ma rację? Niech okaże się, że nie.

-Dziewczyny...- ktoś stał w krzakach, na które patrzyłam. Przecież tylko mrugnęłam. Nie mam dzisiaj szczęścia.

Była to wysoka  osoba, która na  oczach chyba miała okulary, bo raz na jakiś czas błysneło. Osoba trzymała coś w ręce, co też czasem błysło. Stała na granicy lasu i patrzyła na mnie.

-Dziewczyny...- powiedziałam głośniej. One dalej nie zwracały na mnie uwagi. Idealne siostry.

Osoba wyszła z krzaków. Ona wie że wiem, że ona tam jest. Boże... A mogłam iść do wesołego miasteczka. Chociaż bym się z kimś umówiła.

-Dziewczyny!- Sam i Tiffany spojrzały na mnie, po czym też zauważyły osobę skradającą się w naszą stronę. Wszystkie nas zamurowało.

+W imię ojca, i syna, i ducha świętego przepraszam, mamo, że mówiłam ci , że mam piątki. Przykro mi, ale to były jedynki.+

Wykonałam szybką modlitwę.

-chodźmy stąd ...- powiedziała Tiffany. Jej złote oczy były pełne strachu.

Sam aż wbiegła do lasu, a za nią Tif. Ale one są głupie! Zostawiły mnie tu samą!

Zaczęłam się wycofywać. Osoba przede mną jakby nigdy nic szła w moim kierunku.

Ratunku. Stałam w miejscu i nie umiałam się ruszyć. Pięknie. Osoba była coraz bliżej mnie. Był to chłopak. Dziękuję ci dobry księżycu!

W ręku trzymał siekierę. Dobra, mam przerąbane.

Na twarzy miał gogle i maskę.

Czemu on musi być w dżemie truskawkowym?

-Mama cię nie nauczyła, by nocą nie chodzić po lesie?- powiedział. Przy czym machał tą chorą siekierką mi przed nosem!

-Mama nauczyła mnie by nie rozmawiać z nieznajomymi - uśmiechnęłam się sama do siebie. Chłopak chyba prychnął.

-Radzę ci uciekać - szepnął na tyle głośno, bym mogła go usłyszeć.

-Ja radzę tobie mnie zostawić, bo zacznę krzyczeć, że pedofil mnie zaczepia

-Pedofil?

-Nie, wiesz, robotnik Yellowstreet

Prychnął. Nie mogę się bać. Nie wolno mi dać się pokonać temu debilowi. No bo kto normalny chodzi po lesie z siekierą i wysmarowany jest dżemem truskawkowym?!

-po co ci dżem?- spytałam.

-Co?

-Dżem

-To nie jest dżem - zaśmiał się.

-No dobra... Ketchup

Zaczął się śmiać. Czemu?

-Z czego się ryjesz?

Chłopak przestał.

-Uciekaj, taka rada

Zaczął iść w drugą stronę. Co to było? Pff. Zrozum chłopaków. No trudno, nie to nie. Głupiemu trzeba odpuścić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro