10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis

- Czas na twoją kroplówkę! - wita mnie śpiewnym głosem Liam, gdy rano następnego dnia otwiera drzwi do mojego pokoju i staje w nich z dobrze mi już znanym workiem w ręce.

Kiwam głową. Już dostałem powiadomienie z aplikacji, którą polecił mi Harry, więc zdążyłem odejść od biurka i położyć się na łóżku, gdzie obok znajduje się stojak gotowy na przybycie pielęgniarza.

Obserwuję Liama. Mężczyzna wiesza woreczek na haczyku, unosi przewód kroplówki i odwraca się do mnie. Jego wzrok wędruje ku portretowi Harry'ego, który narysowałem wczoraj w siłowni i powiesiłem obok rysunku płuc, jakie Loczek przypiął kiedyś nad moim biurkiem. Kąciki ust Liama unoszą się, gdy podziwia tą małą wystawę.

- Takiego cię lubię - mówi, patrząc mi w oczy.

- Jakiego? - pytam, odciągając koszulkę tuż przy szyi.

Liam podpina gumowy przewód do portu na mojej piersi.

- Pełnego nadziei.

Myślę o Harrym, a mój wzrok pada na wiszące na stojaku lekarstwo w medycznym woreczku. Wyciągam rękę i delikatnie go dotykam, ważę w dłoni. Ta kuracja została opracowana tak niedawno, że jeszcze nie wiadomo, na ile okaże się skuteczna, ale według badań laboratoryjnych i wstępnych testów na ludziach, procent powinien być bardziej niż zadowalający. Pierwszy raz w życiu pozwalam sobie na taką myśl, a to może okazać się niebezpieczne. Albo nawet głupie, sam nie wiem. Wzbudzanie niepotrzebnej nadziei w sprawach związanych ze szpitalami nie wydaje mi się dobrym pomysłem, tak czy siak.

- A jeśli jednak nie pomoże?

Patrzę na torbę z lekarstwem. Krople płynu miarowo spływają do mojego organizmu, kap, kap, kap. Nie czuję żadnej zmiany. W każdym razie jeszcze nic nie zauważyłem.

Zerkam na Liama. Oboje przez chwilę milczymy.

- A co, jeśli pomoże? - odpowiada pytaniem na pytanie, uśmiechając się lekko i pocierając moje ramię.

Obserwuję go, dopóki drzwi się za nim nie zamykają.

A co, jeśli pomoże?

Po kroplówce ostrożnie wkładam niebieskie rękawiczki, żeby broń Boże nie zostawić moich bakterii na czymkolwiek, czego Loczek mógłby dotknąć. Przed wyjściem jeszcze raz zerkam na portret narysowany na siłowni, który jest całkowicie dla mnie, oceniając go krytycznym okiem, a potem porównuję go z tym, który trzymam w ręce.

To portret bardziej w komiksowym stylu, ale nie trudno się domyślić, kogo przedstawia. W odróżnieniu od kalki chłopaka z siłowni, na tym rysunku Harry nosi biały, lekarski fartuch, a swoje duże, komiksowe dłonie opiera na biodrach. Zdaję sobie sprawę, że czegoś mi tutaj brakuje.

Aha!

Biorę czerwoną pomarańczową i żółtą kredkę i dorysowuję ogień wydobywający się z ust. Tak, teraz wygląda bardziej realistycznie. Śmiejąc się pod nosem otwieram kopertę, jaką zwędziłem z dyżurki, gdy Liam nie patrzył i wsuwam do niej rysunek dla Harry'ego. Na wierzchu piszę "Uwaga, włożyłem w zawartość całe serce i duszę, bądź wyrozumiały! LT" swoim koślawym pismem.

Idę korytarzem pod drzwi pokoju Loczka. Wyobrażam sobie, jak otwiera kopertę, oczekując czegoś niezwykłego i głębokiego (co wisi na mojej ścianie, ale nie jestem gotowy mu tego pokazać, ani tym bardziej oddać), a dostaje jedynie to, co udało mi się narysować w nocy. Rozglądam się na boki, po czym szybko wsuwam kopertę pod drzwi i nasłuchuję, z uchem przyciśniętym do ich powierzchni.

Słyszę jego delikatne i ciche kroki oraz odgłos, jaki wydaje guma, gdy Harry musi zakładać rękawiczki. W końcu trzask kości, kiedy schyla się po kopertę, szelest rozdzieranego papieru i w końcu... Śmiech. Szczery, dobroduszny śmiech.

Zwycięstwo!

Wracam korytarzem do siebie, podgwizdując radośnie pod nosem, a potem siadam na łóżku i sięgam po telefon, z którego dobiega dźwięk przychodzącego połączenia na FaceTime. To Harry, dokładnie tak, jak się spodziewałem.

Odbieram, a na wyświetlaczu natychmiast pojawia się jego rozpromieniona twarz w otoczce puszystych loczków. Kąciki jego wąskich, malinowych ust są uniesione w górę.

- Mały lekarz-diabełek, Lou? Naprawdę?

- Hej, masz szczęście, że nie pozwoliłeś mi narysować aktu, Curly!

Harry znowu się śmieje. Patrzy na rysunek, a po chwili znowu na mnie.

- Dlaczego lubisz rysować karykatury?

- Mają w sobie coś z buntu, wiesz? Na pierwszy rzut oka mogą wydawać się lekkie i zabawne, ale zawsze niosą ze sobą jakiś przekaz - mogę opowiadać o tym cały dzień. Gdybym miał nazwać swoją pasję, byłoby to właśnie to. Podnoszę z szafki album z najlepszymi rysunkami satyrycznymi XX wieku według New York Timesa - Mogą dotyczyć polityki, religii, społeczeństwa. Moim zdaniem porządny żart rysunkowy potrafi przekazać czasami więcej niż słowa. Może zmienić sposób myślenia.

Harry patrzy na mnie zaintrygowany i nic nie mówi. Wzruszam ramionami obawiając się, że wyszedłem przed nim na jakiegoś nerda.

- Zresztą, co ja tam wiem. Jestem tylko rysownikiem-amatorem - kartkuję album i unoszę go do kamery, pokazując mu ulubione obrazki - To dopiero jest sztuka! - czekając na jego reakcję dostrzegam piękną grafikę, jaka znajduje się za nim - Hej, co tam jest za tobą, Harreh? Czy to zdrowe płuca? Są genialne! Ty je narysowałeś?

Harry przez chwilę milczy.

- Nie, moja starsza siostra. Gemma.

- Ale talent! Mógłbyś pokazać albo podesłać mi jakieś inne jej prace?

Nagle zachodzi w nim zmiana. Robi dziwną minę, a jego głos staje się lodowaty.

- Słuchaj, Louis. Nie jesteśmy przyjaciółmi. Nie jesteśmy nawet parą znajomych. Nie będę dzielił się z tobą prywatnym życiem. Łączy nas tylko terapia, jasne?

Harry kończy połączenie i na ekranie zostaje tylko moja zbaraniała twarz. Do diabła, co to było?! Rozzłoszczony zeskakuję z łóżka i otwieram drzwi na korytarz. Jak burza ruszam w kierunku pokoju Loczka, gotów wygarnąć mu, co o tym wszystkim myślę. Może mnie pocałować w...

- Tommo, cześć! - zaskakuje mnie głos zza pleców.

Odwracam się i widzę Zayna oraz Gigi idących w moją stronę. Przed godziną dostałem wiadomość od Zayna, ale kompletnie wypadło mi z głowy, że chce mnie później odwiedzić, jak zresztą w każdy piątek. Zayn dźwiga pokaźną torbę z zakazanym w szpitalu śmieciowym jedzeniem (mix moich ulubionych zestawów z McDonald's, KFC, Burger Kinga i knajpki z kebabem znajdującej się ulicę dalej od jego mieszkania). Trudno jest się oprzeć pokusie.

Zamieram w bezruchu, patrząc to na drzwi Harry'ego, to na moich gości. I nagle coś do mnie dociera.

Widziałem już rodziców Loczka, bo co kilka dni na zmianę go odwiedzają. Widziałem jego przyjaciół, którzy wpadli pierwszego dnia pobytu. Ale Gemma? On nawet nie mówi o Gemmie.

Gdzie jest Gemma?

Zbliżam się do Zayna i Gigi, przejmuję od mulata torbę i ruchem głowy zapraszam ich do pokoju.

- Wchodźcie, wchodźcie!

Rzucam jedzeniem w kąt, a moi przyjaciele obserwują ten proces z rozszeronymi ze zdziwienia ustami. No tak, zwykle rzucam się na jedzenie, a nie nim, ale teraz ważniejsze jest uruchomienie odpowiedniej stronki na laptopie.

- Miło, że doceniasz gest, Tommo - wzdycha Zayn, podnosząc torbę z podłogi, by przełożyć ją na biurko.

- Pamiętasz, jak pisałem Ci, że poznałem tu chłopaka, nie Zee? - pytam, zerkając jednak na ich oboje. Nieco się rumienię widząc, jak Gigi uśmiecha się do mnie znacząco, a w jej oczach rośnie ekscytacja. Zayn jest na bieżąco w temacie Harry'ego, ale z Gigi jeszcze o nim nie rozmawiałem. Przede wszystkim dlatego, że jest dziewczyną i spodziewałem się po niej takiej właśnie przesadnej reakcji - Gi, nie ten rodzaj chłopaka, kobieto! Okej, może trochę tak, ale z grubsza nie ma szans, żeby tak było. Mniejsza!

Przewijam kilka filmików ze strony startowej na YouTubie Harry'ego, zatrzymując się na wideo sprzed roku. "Polipektomia Party w/Harry Styles!". Klikam w film i od razu wciskam pauzę. Odwracam się, chcąc nakreśli przyjaciołom sytuację.

- On też ma mukowiscydozę i coś w rodzaju zaburzenia impulsywno-kompulsywnego. Namówił mnie, żebym poddał się wszystkim zaplanowanym zabiegom, lekarstwom i tak dalej.

W oczach Gigi wydać ulgę, a Zayn zdaje się promienieć.

- Znowu się leczysz, Lou? - wypala Gigi - To świetnie!

Macham ręką przerywając te zachwyty, ale jestem trochę zaskoczony, że wywołały aż taką reakcję. Gigi co prawda przez jakiś czas truła mi głowę o moje lekarstwa, ale kiedy poprosiłem, by dała temu spokój, przestała robić z tego wielkiej afery, a zajęła się wspieraniem mnie w moich decyzjach, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało. Do tej pory sądziłem, że myślimy podobnie, a tu proszę. Nawet Zayn wygląda, jakby kamień spadł mu z serca. Marszczę brwi. Nie chcę dawać im aż takiej nadziei, bo jeśli...

- No tak, nieważne. Teraz się skupcie, proszę. On ma siostrę, Gemmę.

Wciskam play, aby mogli obejrzeć filmik.

Harry siedzi z Gemmą w szpitalnej salce zabiegowej. W kamerze widać, jak doktor Cowell przykłada stetoskop do jego piersi i osłuchuje jego płuca. Loczkowi nerwowo drżą nogi, a dokor Cowell co chwila zerka to na niego, to wprost w obiektyw.

- No dobrze, doktorze, a więc czeka mnie...?

- Polipektomia, Harry - podpowiada doktor Cowell - Usuwanie polipów z nosa. Na pewno chcesz, aby to się nagrało...?

Harry uśmiecha się do obiektywu.

- Tak - mówi pewnie, chociaż nadal lekko drży. Po chwili dodaje konspiracyjnym tonem - Próbuję namówić doktora Cowella, aby przy okazji poprawił mój kształt nosa, ale nie chce się zgodzić.

Gemma mocno go przytula.

- Nikt nie musi w tobie nic poprawiać, bo już jestem idealny, Hazz - cmoka go w czubek nosa, zanim również zwraca się do kamery - Harry się denerwuje. Ale nie musi, bo cały czas będę obok. Co więcej, zaśpiewam mu nawet do snu! Jak zwykle, zresztą! - zaczyna nucić, łagodnie i czule - Just stop your crying it's a sign of the times...

- Przestań! - Harry zasłania ręką usta siostry - Zapeszysz, Gems!

Pauzuję wideo i odwracam się do przyjaciół.

Wyglądają na zagubionych. Widać, że nie do końca rozumieją to, co ja dopiero co sobie uświadomiłem. Patrzą na siebie z uniesionymi brwiami, aż w końcu Gigi spogląda na mnie z szerokim uśmiechem i pochyla się, żeby zerknąć na moją listę ostatnio obejrzanych filmików.

- Obejrzałeś je wszystkie, Tommo?

Postanawiam zignorować blondynkę.

- Jakieś pięć minut temu, kiedy poprosiłem go o więcej prac jego siostry, kompletnie mu odbiło. Ten film pochodzi sprzed ponad roku - dodaję w charakterze wyjaśnienia.

- Okej, ale co z tego? - marszczy brwi Zayn.

- Gemmy nie ma na żadnych z późniejszych nagrań.

Zayn i Gigi kiwają głowami. Gigi wyciąga telefon i w skupieniu stuka wypielęgnowanymi paznokciami po ekranie.

- Znalazłam konto Gemmy Styles na Instagramie. Ma tutaj zdjęcia głównie swoich rysunków i brata - zerka na mnie - Ale masz rację, nie dodała nic nowego od ponad roku.

Spoglądam to na nią, to na Zayna.

- Myślę, że Gemmie się coś stało.

Następnego dnia po południu mój telefon rozdzwania się hałaśliwie, przypominając o treningu przez wgraną przez Harry'ego aplikacje. Nie widziałem się z Loczkiem, od kiedy domyśliłem się, że coś stało się Gemmie i dziwnie denerwuję się na myśl, że za chwilę się zobaczymy. Nawet dalszą część odwiedzin Zayna i Gigi, ani przyniesione przez nich tłuste jedzenie nie sprawiło mi żadnej przyjemności, chociaż rozmawialiśmy przez kilka godzin o wszystkim i o niczym przy burgerach i frytkach oraz odcinkach American Horror Story.

AHS to taka nasza tradycja. Zawsze staramy się razem obejrzeć każdy następny odcinek serialu, nawet jeśli jesteśmy w innych miastach i muszę się z nimi połączyć przez Skype. Sami możemy oglądać powtórki, ale żadne nie ruszy do przodu z serialem, jeśli reszta nie zrobi tego w tym samym momencie.

Biorę głęboki oddech i ruszam na siłownię. Popycham drzwi i mijam bieżnię, orbitreki oraz rowerki treningowe. Zaglądam do sali od jogi, jego ulubionej. Harry siedzi na zielonej macie i medytuje z zamkniętymi oczami i skrzyżowanymi nogami.

Wolno otwieram drzwi szerzej, a potem podchodzę tak cicho, jak to możliwe, do niebiekskiej maty rozłożonej naprzeciw niego. Oddalonej o trzy kroki. Siadam i przez chwilę wpatruję się w jego spokojną twarz. Loczek wygląda na absolutnie odprężonego. Kilka sekund później otwiera jednak oczy, widzi mnie i cały się spina.

- Gemma nie żyje, prawda? - walę prosto z mostu.

Harry milczy, tępo we mnie wpatrzony.

- Masz delikatność młota pneumatycznego - mówi w końcu.

- A kto ma czas na cackanie się, Harreh? Nam na pewno nie...

- Przestań! - ucisza mnie stanowczo - Przestań mi wciąż przypominać, że umieram! Ja to wiem, Louis! Wiem, że umrę prędzej niż później!

- Harreh...

Z poważną miną chłopak potrząsa głową.

- Ale ja nie mogę, Lou. Nie teraz. Muszę żyć jak najdłużej.

Czuję się skołowany.

- Chyba cię nie rozumiem.

- Umieram odkąd pamiętam. Każde moje urodziny były obchodzone, jakby były tymi ostatnimi - zawiesza głowę, a jego cudowne, szmaragdowe oczy błyszczą od łez. Wzdycha głęboko, jakby nosił na barkach ciężar całego świata - Ale to Gemma od nas odeszła. To miałem być ja, Lou. Wszyscy byli przygotowani na moją śmierć, ale... Jeśli teraz umrę, rodzice tego nie przeżyją.

Czuję się, jakbym wyrżnął w mur cegieł. Jak bardzo się myliłem!

- Cały czas sądziłem, że boisz się śmierci, ale to nie o to chodzi - obserwuję jego twarz i łagodnie staram się mówić dalej - Dręczy cię poczucie winy, że przeżyłeś siostrę. Co za pochrzaniona...

- Życie to jedyny wybór jaki mi pozostał, Louis - wchodzi mi w słowo.

Wstaje i patrzy na mnie z góry. Ja także wstaję, nie spuszczając z niego wzroku. Chciałbym podejść, zniwelować tę pustą przestrzeń między nami. Chciałbym nim potrząsnąć, żeby przejrzał na oczy. Ale przede wszystkim chciałbym go przytulić i objąć, i pozwolić, by wypłakał się w moich ramionach.

- Obudź się, kochanie. To nie jest życie. To zaledwie e g z y s t o w a n i e.

Harry zasłania twarz maseczką, odwraca się i wychodzi.

- Harreh! Zaczekaj! Zatrzymaj się! - biegnę kilka kroków za nim. Żałuję, że nie mogę po prostu wyciągnąć ręki i go złapać, wszystko wyjaśnić - Nie odchodź, proszę! Przecież mieliśmy medytować, pamiętasz? Już się zamykam, przysięgam!

Drzwi zamykają się za nim z hukiem.

Spieprzyłem. Koncertowo.

Odwracam głowę i stoję tak wpatrzony w matę, na której jeszcze przed chwilą siedział Loczek. Gapie się na puste miejsce i w tej chwili dociera do mnie, że tobie dokładnie to, czego zawsze unikałem - powtarzałem sobie, że nigdy do tego nie dopuszczę.

Pragnę czegoś, czego nigdy nie będę mógł mieć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro