Day #7 - a death of someone close

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ship; Cene Prevc x Anze Lanisek


-Widzieliście gdzieś Cene? - spytał Anze zaraz po wejściu do pokoju, który był okupowany przez większość słoweńskiej kadry.Jak zwykle nie było Petera i Domena, którzy gdzieś się wymknęli oraz właśnie drugiego z rodzeństwa. Timi jedynie pokręcił przecząco głową.
- Cene dostał telefon i chyba udał się na klatkę schodową. - odpowiedział siedzący nieopodal Jernej, który oderwał się od telefonu. Lanisek spojrzał na niego z wdzięcznością i szybko udał się w kierunku klatki. Coś chyba musiało się stać,że do tej pory brunet nie wrócił do grupy i siedział gdzieś samotnie. Słoweńcowi serce zabiło mocniej. A co jeśli mu się coś stało? Lanisek, przestań o tym myśleć. Cene miał to do siebie,że nie był zbytnio towarzyski. Lubił samotne wypady na miasto lub zamiast iść na imprezę razem z innymi skoczkami to zostawał w pokoju i czytał książki. Nie było to żadnym odstępstwem od normy. Za to Anze był jego kompletnym przeciwieństwem: lubił poszaleć, popalić trawki czy innego zielska oraz pójść w przysłowiową długą. Jak to się stało, że obaj znaleźli siebie i tworzyli udany związek już od kilku tygodni? Sam nie znał na to odpowiedzi.Tak rozmyślając przeskakiwał co drugi stopień,przeszukując hotel, by w końcu znaleźć upragnioną czarną czuprynę.
Starszy z nich stanął w bezpiecznej odległości od skulonego Prevca, który zdawał się nie dostrzegać jego obecności,kuląc się w sobie. Lanisek przygryzł wargę, patrząc z niepokojem na swojego chłopaka. Po chwili ciszy podszedł do niego,przyklękając.
- Cene? - szepnął, całując go w skroń.Chłopak wyraźnie się trząsł. Coś musiało się stać. Przysiadł obok niego i objął ramieniem. - Co się stało? Czy...- tu Cene spojrzał na niego i to go zmroziło. Twarz chłopaka była cała opuchnięta, a z oczu lały się łzy. Ciemne oczy przepełnione były niewyobrażalnym smutkiem i bólem. Anze kciukiem starł słony płyn z policzka, przytulając go do siebie.
- Babcia. Dzwoniła moja mama i powiedziała, że babcia zmarła dzisiaj nad ranem. -wyszlochał Prevc, wtulając się w swojego ukochanego. Ta wiadomość całkowicie go zniszczyła. Był z babcią bardzo związany i nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek miałaby odejść. A stało się to teraz, gdy jego forma odbiegała od normy. Ponownie zalał się łzami, teraz już się nie kontrolując. Ból i żal ogarnął jego ciało i umysł sprawiając, że nie mógł nic zrobić poza płaczem i przeżywaniem straty najbliższej osoby. Anze podtrzymywał chłopaka, gładząc go po włosach, pozwalając się mu wypłakać.Było mu go żal. Cholernie żal.
- Ciii, skarbie. Jestem pewien,że twoja babcia by nie chciała, byś płakał. Pewnie teraz jest gdzieś w niebie i na ciebie spogląda i kibicuje. - starał się go pocieszyć Lanisek, lecz chyba bez skutku, bo Cene trząsł się coraz bardziej.
- Obiecała mi, że nigdzie nie odejdzie, że mnie nie zostawi. - te słowa niemal złamały mu serce. Cene skurczył się w sobie, chcąc chyba całkowicie zniknąć z tej planety.
- Oh Cenuś...- westchnął Anze, przytulając go do siebie mocniej i całując w czubek głowy. Chyba żadne słowa nie mogły ukoić bólu młodego Prevca. Musiał to przetrawić i przeżyć. A on będzie przy nim. Na każdym kroku. - Nie jesteś sam. Masz mnie. Płacz, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej.- wyszeptał, kołysząc się delikatnie.
Jedynie czas mógł uleczyć rany oraz głęboki smutek i rozpacz, w której znalazł się Cene.
A on go nie zostawi.
Nigdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro