Rozdział 1 Jak wygląda typowa Rosjanka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



24 listopada 2XXX

Lot z Moskwy do kraju kwitnącej wiśni wcale nie był tak piękny jak się spodziewała, bo jak zwykle napotkała wiele nieprzyjemnych historii jak ta, która kazała jej czekać na spóźniony samolot przy przesiadce i tym sposobem uciekł jej kolejny. Właśnie wysiadała z samolotu zaciskając swoją klatkę z kotem, a w drugiej dzierżąc swoją oczojebną walizkę rozglądając po lotnisku. Miał tutaj ktoś na nią czekać, jednak nie dowiedziała się o kim mowa, więc westchnęła niepocieszona mając nadzieję iż ta osoba ma chociaż tabliczkę z jej imieniem. Nadzieja zawsze umiera ostatnia, prawda? Wreszcie dochodząc do wyjścia zobaczyła swoje imię na jakiejś różowej plakietce i miała ochotę rzucić się z najbliższego mostu. Popatrzyła na właściciela i miała ochotę jęknąć na całe lotnisko widząc te platynowe włosy — Victor Nikiforov ekstra... Od samego wejścia problemy.

— Witaj.. — Łyżwiarz uśmiechnął się szeroko widząc jak w jego stronę ruszyła brunetka obserwując niepewnie. Zawsze był przygotowany na krzyki fanek, a tutaj taka niespodzianka. Sam zgłosił się o odebranie kobiety z lotniska słysząc, że tą młodą dziennikarką jest Rosjanka.

— Witam — Zmusiła się do lekkiego uśmiechu czując jak łagodna aura Victora bije ją po twarzy i pewnie, gdyby mogła teraz zawróciła by się w drugą stronę wbiegając do jakiegokolwiek samolotu. Nawet jakby zapierdalał do trzeciego świata.

Nim się obejrzała została jej odebrana walizka by za chwilę siedzieć w taksówce wieziona już do celu ich podróży. Do jej jedynej szansy by się wybić w tym dzikim autorskim światku. Przełknęła nerwowo ślinę zaciskając na dłoniach dalej pudło ze swoim zwierzęciem, które było już odrobinę niespokojne zbyt długim siedzeniem w ciasnym pudle i zaczynało odrobinę zawodzić kręcąc się po więzieniu.

— Już niedługo cię wypuszczę Pierożku. Nie zawodz.

— Pierożek? — Drgnęła zapominając całkowicie o towarzystwie znanego łyżwiarza i odwróciła w jego stronę głowę. Nikiforov obserwował ją z zainteresowanym wyrazem twarzy by zaraz popatrzeć na plastikowe pudełko w którym siedziała ta niepokorna bestia. Długo tak na nią patrzył? Zarumieniła się lekko patrząc w drugą stronę.

— T... tak to mój kot.. — Gówno, a nie z niej dziennikarka. JAK SIĘ KURWA MOŻNA JĄKAĆ?! JAK ONA CHCE PROWADZIĆ WYWIAD Z TYM BLONDWŁOSYM NASTOLATKIEM JAK NIE POTRAFI ROZMAWIAĆ Z PIERDOLONYM VICTOREM?! Zresztą ciekawe przez kogo pierdolonym... Stop o czym ty myślisz Roxanne?!

— Och... UROCZE! — Złapał się za zarumienione policzki powodując, że swoją ekstazą sprowadził młodą dziennikarkę prawie na szybę samochodu. — mogę go zobaczyć?!

Dobry Boże... z kim ja jadę? Po paru kwadransach, które trwały prawie jak wieczność samochód zatrzymał się przed wielkim budynkiem i Lavrova z małą pomocą łyżwiarza wyszła ze sprzętu trzymając cały czas w dłoniach klatkę z kotem. Dlaczego ona tak się ekscytuje?

— Wreszcie kretynie... gdzie żeś był!? — Szybko odwrócili głowy widząc zmierzającego w ich stronę blondyna, którego mina mogłaby robić postrach w ciemnych uliczkach Rosji. Nie musiała być dziennikarką by poznać osobistość idącą w te stronę. Właściwie to dla niej musiała tłuc się tyloma samolotami i znosić towarzystwo zwariowanego łyżwiarza w samochodzie. — OBIECAŁEŚ POJEDZIĆ ZE MNĄ NA LODZIE!

— Wybacz Yurio całkiem o tym zapomniałem — Zaśmiał się uroczo drapiąc przy okazji po głowie. Gdzie ona kurwa jest...? Nagle spojrzenie Plisetsky'ego zatrzymało się na dziewczynie, która miała ochotę cofnąć się do odjeżdżającej taksówki. Był wkurwiony widziała to już z dala, a ona może się bronić tylko szarpiącym w pudle pierożkiem. Co gorsza.. Kot był przerażony jak ona, więc milczał patrząc na dzika stojącego przed nimi — ale patrz kogo przywiozłem! To ta młoda Rosjanka, która ma napisać twoją biografię! Roxanne Lavrova.

Zadrżała widząc podejrzane spojrzenie chłopaka za to Victor wyglądał jakby się wcale nie przejął tą chęcią mordu, która właśnie zawładnęła tym dzikim miejscem. Yurio Plisetsky był młodym obiecującym łyżwiarzem, który już w wieku piętnastu lat wygrał zawody Grand Prix. Wielu ludzi mówiło o nim Rosyjski Punk — w sumie teraz już wie dlaczego. Nie był dość wysoki, ale chłopak dopiero rośnie, więc pewnie jeszcze się wybije na szczyty tak jak jego kariera. W porównaniu do kobiety miał takie czyste kolory jakie prześladowały ją od dziecka — blond włosy i niebieskie oczy chuj, że przyglądając mu się bliżej wpadają w zieleń. DALEJ MA JEBANY TEN NIEBIESKIE OCZY!

— Rosjanka...? — Twarz niższego nastolatka, nagle się zmieniła w bardziej zainteresowaną i stanął bardzo blisko Roxanne, że pewnie jakby był wyższy mogliby się stykać nosami. Jej marzenie legło w gruzach.. Czekaj... nie możesz tak o nim myśleć, bo wezmą cię za pedofila. Blondyn zmrużył oczy patrząc nieprzerywanie na Lavrove, którą powoli bolało to przeszywające spojrzenie i miała ochotę zamrugać — farbowałaś się czy jak?

— A no właśnie też miałem o to zapytać.

— CO?! — Odskoczyła kawałek dalej trzymając kocie pudło i biedny pierożek musiał doznać wstrząsu mózgu. Przeprosi go później i przyniesie mu wielką siatę jego ulubionego dania, bo jeśli tego nie zrobi na pewno jej twarz jutro będzie wyglądać jak po spotkaniu ze wściekłą kosiarką. — to mój naturalny kolor włosów ignorancie!

— Zabawne, zawsze myślałem, że będzie wyglądała jak typowa Rosjanka — Zaraz.. czy on właśnie ją obraził uważając, że nie jest czystej krwi Rosjanką? CO ZA SKURWIEL KRYJE SIĘ W TYM ŁYŻWIARSKIM DUPKU?! DO TEGO GADA O NIEJ W TRZECIEJ OSOBIE JAKBY JEJ TUTAJ NIE BYŁO! — Victor idziemy na lód. Dość się na ciebie naczekałem.

— Ale.. — Jak tylko brunetce przeszedł pierwszy szok została zgromiona spojrzeniem niższego z nich i bez słowa podszedł szarpiąc wyższego łyżwiarza za dłoń.

— Lepiej się rozpakuj, bo nie mam ochoty spędzać z tobą więcej czasu niż parę minut.. — Zostawił ją na środku podwórza ciągnąc już za sobą Nikiforova, który chyba machał do niej jakby chciał powiedzieć do zobaczenia później. Patrząc na aurę wściekłości jaką buzował nastolatek nie była już tego taka pewna.

Jak tylko zniknęli jej z pola widzenia wypuściła zrezygnowana powietrze opadając na kolana czując jak dalej jej drżą. Ten młody łyżwiarz jest przerażający nawet jak dla niej. Może powinna uciec dopóki ma jeszcze szansę? Popatrzyła smętnie do tyłu na ulicę rozważając czy nie zadzwonić po najbliższą taksówkę — pierdolić te szansę! Jej zdrowie psychiczne jak i fizyczne jest ważniejsze! Gdy wyciągała już komórkę chcąc znaleźć numer do żółtego wybawienia usłyszała jak rozchylając się drzwi przy wejściu i spojrzała w tamtą stronę dalej dzierżąc w dłoni telefon.

— Przepraszam wszystko w porządku? — Tak jak dwóch wcześniejszych łyżwiarzy od razu też poznała tego podchodzącego do niej. Yuri Katsuki ta fajtłapa, która nagle odżyła po treningach z Nikiforovem. Słysząc jakie psy na nim wieszają było jej go nawet żal.

— Rosjanie cię nienawidzą.. — Nim ugryzła się w język wyszło to parę uroczych słów z jej ust i twarz chłopaka zrobiła się blada. Zamiast powiedzieć, że nic jej nie jest jeszcze narobiła mu przykrości. Jednak jest zjebana... Podniosła się szybko próbując otrzepać kolana kładąc klatkę na ziemi nie mogąc patrzeć na czarnowłosego, któremu chyba zaraz przeszedł pierwszy szok.

— Ty musisz być... Roxanne Lavrova, prawda?

— Dokładnie to ja. Wiesz może jaki jest tu numer na taksówkę? — Brew chłopaka uniosła się do góry słysząc jak głos kobiety odrobinę drży — może uda mi się wykupić bilet w powrotną stronę.

— Pewnie poznałaś już Yurachka... — Uniosła wzrok na Katsukiego, który podrapał się jak wcześniej jego mentor zakłopotanie po głowie uśmiechając lekko — nie przejmuj się. On.. ma specyficzny charakter..

— Myślał, że jestem farbowana..

— A nie jesteś? Rosjanki przeciętnie są blondwłose.

— KURWAAAAAAAAAAAA!

***

Brunetka wypuściła swojego kota z więzienia i usiadła na łóżko obserwując pokój w którym aktualnie miała zamieszkać. Nie był może tak wielki jak w jej mieszkaniu, ale zawsze lepszy niż myślała mogła dostać. Z tego co słyszała od siostry Yuri'ego jej blondwłosy problem wcześniej mieszkał w składziku. Dobrze tak kutafonowi. Opadła na miękkie poduszki obserwując sufit by zaraz na jej klatce piersiowej ułożył się pierożek mrucząc zadowolony. Ten kocur dalej cholera jasna nie zdaje sobie sprawy, że już nie jest kociakiem i jak tak dalej pójdzie zginie zgnieciona jego ciężarem. Westchnęła wyciągając dłoń i drapiąc go za uchem.

— Niedługo odgrzeje ci troszkę pierogów mały.. — Swoją drogą zapomniała zapytać, gdzie jest tutaj kuchnia. Tamten łyżwiarz tak samo szybko się zmył jak inni, więc została jej nadzieja spotkać kogoś na korytarzu. Znając jej szczęście to prędzej znajdzie potwora z pod łóżka niż jakąś żywą osobę. Jest niczym chujowa Mary Sue wśród opowieści o idealnej piękności. Kimkolwiek jest autor piszący jej historię życia powinien chyba się nad swoim własnym zastanowić czy nie potrzebna mu wizyta u psychiatry.

Dotknęła swoich ciemnych pukli włosów mrucząc z zawodem. Myślała, że jak zostanie dziennikarką wszyscy przestaną jej wytykać ich kolor. W końcu ile dziennikarek odchodzi już od swojego naturalnego koloru? Przecież to nie ona wybrała sobie kolor — zwłaszcza, że oboje jej rodziców było typowymi blondynami. Była tak samo dzikim przypadkiem jak bruneci rodzący blondynów. DLACZEGO DNA POSTANOWIŁA SOBIE AKURAT Z NIEJ ZROBIĆ JAJCA?! Usłyszała syk z ust jej kota jak nagle uchyliły się drzwi od pokoju. Prawie wrzasnęła przyciskając do siebie wściekłego pierożka, który po prostu z powodu nacisku zamachnął się łapką przywalając jej prosto w twarz rozcinając ją zostawiając trzy piękne długie szramy.

— Pierożku.. dlaczego.. — Zjechała po łóżku trzymając się za podrapaną twarz czując jak zbiera jej się na łzy po tak chujowym dniu by zaraz rzucił się na nią wielki przerośnięty pudel chcąc zalizać chyba na śmierć. Siłowała się z tyranem jak usłyszała głos z wejścia.

— Niedługo będzie kolacja. Niech Pani zejdzie za jakieś parę minut.

Kolacja? No tak całkiem zapomniała o innej sferze czasowej. Jak udało jej się zepchnąć z siebie tyrana, który tym razem zainteresował się wielkim kociskiem poderwała się szybko z miejsca próbując pozbyć srebrno brązowych kłaków obu zwierzaków i podbiegła do lustra przyglądając się swojej poharatanej buzi. JAK ONA MA ZEJŚC Z TAKĄ GĘBĄ NA DÓŁ?!

Złapała za swoją walizkę przerzucając ją w poszukiwaniu apteczki i otworzyła ją z nadzieją znalezienia chociaż plasterka. Prawie się popłakała widząc tylko mały biedny gazik pałętający się pomiędzy tysiącami tabletek i wód. Musi zrobić sobie zapasy to pewne. Nie mając już żadnego wyboru wyjrzała na korytarz by ruszyć prędko w stronę jak słyszała głosy miejsca, gdzie wszyscy jedzą. Jak tylko tam zajrzała zobaczyła siedzącą całą trójkę łyżwiarzy jeszcze z paroma osobami i wreszcie wzrok Victora zatrzymał się na niej, a kobieta drgnęła.

— Roxanne przysiądź się do nas! — Mężczyzna machał do niej jak małe zadowolone dziecko ignorując dwójkę osób siedzącą obok niego. Była niemal pewna, że blondyn miał ochotę uderzyć się w czoło przez głupotę Nikiforova za to Katsuki uśmiechał się zrezygnowany w ich stronę. Czując kuszący zapach jedzenia ruszyła w ich stronę rozglądając się po salonie. Powinna niedługo zanieść także jedzenie pierożkowi. Pewnie kociak jest głodny zwłaszcza po spotkaniu zmutowanego pudla. — co z twoim ubraniem?

— Miałam bliskie spotkanie ze zmutowanym pudlem... — Yuri zaśmiał się nerwowo o ile to miało tak brzmieć słysząc jej szczęśliwy ton — chciał chyba także przywitać się z pierożkiem, jednak on nie był zbyt chętny do zaciśnięcia więzów.

— Jak mówiłem o farbowanych włosach nie spodziewałem się, że także przechodzisz operację plastyczne stara babo — Yurio pokazał w jej stronę na zadrapanie po kocie przez co Lavrova skrzywiła się czując jak szczypie ją twarz po dalej świeżych ranach jej ukochanego kociaka. Ten gnojek zaczyna sobie za bardzo pozwalać. ONA STARĄ BABĄ!?

— Spójrz na siebie smarkaczu..

~~*~~

24 listopada 2XXX

„ Moja wizyta w Japonii rozpoczęła się morderczą podróżą z Victorem Nikiforovem i jego wiecznie radosnym uśmiechem. Jakby tego było mało, pierwsze spotkanie z Plisetskym skończyło się chęcią powrotu do domu. Natychmiastową. Gnojek zarzucił mi farbowanie włosów i nazwał "Starą Babą". Może wygląda na uroczego, ale wcale taki nie jest. Nie wiem co za psychotropy będę musiała brać, żeby z nim wytrzymać. Najwyżej Pierożek odstąpi mi trochę swojej kocimiętki, bo na trzeźwo tego gburowatego gnojka nie zniosę. Całą sytuację uratował Katsuki, przekonując mnie do zostania, a to dopiero pierwszy dzień. Boże zabij mnie"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro