Rozdział 23 - Dziki seks

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez trzy dni niewiele się nie zmieniło. Rain była osłabiona, a on dbał o nią jak umiał. Rzadko wstawała z łóżka. Jedynie do toalety. Posiłki Paul przynosił jej do łóżka, chociaż niewiele jadła. Całe życie był sam i nie zawsze jadał w restauracji, więc sam gotował sobie dość często. I wychodziło mu to nawet nieźle. Teraz przydała mu się ta umiejętność. Kuchnia zaopatrzona była we wszystko. Zapasów było tak dużo, że można by tu siedzieć przez miesiąc, a nawet dłużej. Po ostatnich emocjach, taki spokój działał na niego jak najlepsze lekarstwo.

Początkowe obawy, że będzie się tu czuł źle, wiedząc, że jest to właściwie ucieczka, rozwiały się. Bał się, że nie będzie mu dobrze z myślą, iż w pewnym sensie chowa się przed Lisą, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest niebezpieczna i najprawdopodobniej chora psychicznie. Nikt normalny z takim uporem nie dąży do tak absurdalnych celów. Wmawiała mu coś, w co sama prawdopodobnie wierzyła. Podejrzewał, że spowodowane było to wyrzutami sumienia, które chciała zagłuszyć, obarczając winą za śmierć siostry kogoś, kto również ją skrzywdził. Poczuła się bezkarna, gdy zorientowała się, że Rain nie dostarczyła policji wystarczających informacji, które pomogłyby w jej ujęciu i postanowiła dokończyć to, co zaczęła.

Prawda była taka, że gdyby tylko zechciał jej się pozbyć, zniknęłaby bez śladu w ciągu kilku godzin. Wystarczyłoby kilka telefonów do odpowiednich osób. Jednak miał trochę czasu na przemyślenia. I dotarło do niego, że wcale nie chce jej śmierci, nie chciał jej nawet karać. Z niezrozumiałego dla siebie powodu pragnął wyciszyć sprawę i być może nawet w przyszłości jakoś jej pomóc, jeżeli będzie to oczywiście możliwe. Być może tak naprawdę chodziło o Julię? Nadal dopadały go wyrzuty sumienia, choć nie chciał w ten sposób o tym myśleć, bo nie ponosił bezpośrednio winy za jej śmierć. A może był to jakiś sprawdzian? Chciał się przecież zmienić. Nie mógł więc zaczynać od zbrodni. A był świadomy tego, że gdyby był w pełni sprawny podczas, gdy Lisa pojawiła się w szpitalu, zabiłby ją już w chwili, kiedy wycelowała w Rain.

Jednak w tym momencie i w tym miejscu wszystko wydawało się takie spokojne. Samotne i bezsenne noce w hotelowym pokoju, były jego koszmarem, od którego nie potrafił wtedy uciec. Pomimo że w sumie niewiele się zmieniło, było jakoś inaczej. Jego myśli biegły w inną stronę. Nie błądziły już w ciemnościach, a on nie czuł się zagubiony.

Opieka nad dziewczyną wpływała na niego pozytywnie. Dobrze czuł się z myślą, że jest komuś potrzebny. Rain z każdym dniem stawała się coraz silniejsza. Wszystko goiło się szybciej, niż myślał. Po siniakach i zadrapaniach na twarzy, nie było już prawie śladu. Również rana na ramieniu wyglądała dużo lepiej. Jedynie bok i noga nie były jeszcze w najlepszym stanie. Dużo spała i nie sprawiała żadnych problemów. Jedynie zmiana opatrunku była wciąż krępująca. Na początku Paul obawiał się, że ponownie każe sobie obiecywać jakieś głupoty, ale od tamtego wieczora nic już nie powiedziała na ten temat. Właściwie zawsze, gdy ją opatrywał, była prawie nieprzytomna. Nie wiedział, dlaczego wtedy tak się ożywiła. Być może za sprawą leków albo gorączki. Teraz taka sytuacja już się nie powtórzyła i cholernie go to cieszyło.

Z zamyślenia wyrwał go hałas dochodzący z pokoju Rain. Musiał podać jej lekarstwo i zmienić opatrunek, jednak gdy wszedł do pokoju ujrzał, że patrzy na niego zupełnie przytomnie. Może nawet aż za bardzo.

— Zaczyna się — mruknął pod nosem.

— Muszę się przebrać i umyć — wyszeptała. — Długo spałam?

— Jakiś tydzień — oznajmił z poważną miną.

— Co? — Poderwała się gwałtownie i jęknęła z bólu.

— Ostrożnie. Tylko żartowałem — powiedział i patrząc na jej pytającą minę, miał ochotę dodać, że spała cały miesiąc.

Zaprowadził ją do łazienki, a sam poszedł do kuchni i zrobił kawę.

— Muszę zmienić opatrunek — stwierdził, gdy już wyszła, a ona popatrzyła na niego tak, że zrobiło mu się nagle gorąco. Co takiego ona ma w tych cholernych oczach — pomyślał, wzdychając.

— Siadaj, uwiniemy się z tym szybko, a później napijesz się czegoś ciepłego i weźmiesz lekarstwa — powiedział.

Gdy zmieniał jej opatrunek, Rain milczała, co jeszcze bardziej go drażniło. Wolał już jak gadała do niego bez ładu i składu w innym języku. W sumie było to nawet zabawne. Teraz spoglądała na niego w milczeniu. Miała na sobie jedynie koszulę. Znów będę ją musiał rozebrać — pomyślał — dlaczego ona się tak gapi? Stwierdził, że nigdy dotąd nie miał tak wielkich oporów przed rozbieraniem kobiety.

— Zaczyna się jak w filmie porno — zażartował.

— Pomogę ci — powiedziała, a on odetchnął z ulgą.

— Doskonale. Wolałbym jednak, żebyś była starą i brzydką babą. To jeszcze bardziej uprościłoby sprawę — stwierdził.

— Dlaczego?

Dlatego, że mam ochotę cię przelecieć — pomyślał zirytowany, ale nic się nie odezwał. Przecież nie mógł jej powiedzieć, że w tym momencie jedyne, czego chciał, to kochać się z nią. Dotykał jej niemal nagiego ciała, musząc ograniczyć się do prostych czynności, co chętnie zamieniłby na ostry seks z nią. O tym raczej nie chciał jej informować. Na szczęście nie pamiętała ich pocałunku w szpitalu. Wtedy wszystko jeszcze bardziej by się skomplikowało.

— Zrobiłabym to sama, ale raczej nie dam rady. W sumie nie wiem nawet jak to się robi. Nie przyglądałam się zbyt uważnie, gdy cię opatrywali — oświadczyła, a on westchnął zniecierpliwiony.

— Nie miałem pojęcia, że w ogóle mi się przypatrywałaś podczas zmiany opatrunku — stwierdził z głupim uśmiechem i zerkając na nią, ujrzał, jak się czerwieni. Czasami była taka dziecinna i prostolinijna.

— Źle mnie zrozumiałeś — wydukała.

— Myślę, że całkiem dobrze. I nie przejmuj się, znam sposób abyś mi się odwdzięczyła za me dobre serce i stracony czas — stwierdził wymownie.

— Nie mam zamiaru się z tobą... — zaczęła gwałtownie, ale w porę urwała. Parsknął śmiechem. — Tak właściwie to co miałeś na myśli? — dodała głupio, a on jedynie pokręcił głową. Miał ochotę podroczyć się z nią, ale nie chciał jej dłużej zawstydzać.

— Początkowo myślałem o dzikim seksie — zrobił wymowną pauzę — ale później uznałem, że wolę, abyś codziennie przynosiła mi śniadanie do łóżka. Myślę, że to uczciwa transakcja. Do tej pory to ja ci je przynosiłem, pora się odwdzięczyć — powiedział i zaśmiał się. Przez chwilę nad czymś myślał. — Wiesz, Rain, nigdy jeszcze nie przyniosłem śniadania do łóżka żadnej kobiecie.

— Nawet swojej żonie? — zapytała zdziwiona.

— Byłej żonie — podkreślił. — Zrobiłem to tylko dla ciebie. Jednakże teraz będziesz musiała mi to jakoś zrekompensować.

— Ale koniecznie muszą to być kulinarne klimaty? No bo wiesz, ja nie za bardzo się w nich odnajduję. — Rain wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczyma.

— Wolisz dziki seks?

— Nie!

— Grzeczna dziewczynka — wymruczał z zadowoleniem. W takim razie zostaniemy przy kuchni. Chyba potrafisz gotować, co? — zapytał, a ona zrobiła głupią minę.

— Powiedzmy, że nie mam wprawy — odparła dyplomatycznie.

— Chryste, skąd ty się urwałaś dziewczyno? Okej. Później nad tym pomyślmy, a teraz siedź w miejscu i się nie wierć — poirytował się. Gdy tylko zdjęła koszulę wszystko znowu się skomplikowało. — Wystarczyło tylko ją podwinąć — mruknął, próbując nie patrzeć na jej piersi, a było na czym zawiesić oko.

— Mogłeś powiedzieć — wydusiła. Sama poczuła się nieswojo. Zrobiła to odruchowo, a teraz dosłownie siedziała sztywna i modliła się w duchu, aby jak najszybciej skończył.

Jej reakcja trochę uspokoiła Paula. Debbie była jednym wielkim plastikowym dziwadłem, a teraz miał do czynienia z młodziutką dziewczyną, której ciała nigdy nie oglądał chirurg plastyczny. Zawsze zadawał sobie pytanie jak to się stało, że poślubił kobietę, która nawet mu się nie podobała. Może dlatego, że był wtedy tak zalany, że nawet dobrze tego ślubu nie pamiętał? Później nie chciał wypaść na desperata, dlatego nie nalegał na rozwód. Nie umiał jednak patrzeć na nią nie czując niesmaku. Rain w przeciwieństwie do Debbie była cudownie naturalna. Jej piersi nie wypychały stanika, nie były nawet zbyt duże, po prostu takie w sam raz. Jęknął i starał się przywołać efekt zabiegu chirurga plastycznego majstrującego przy cyckach Debb, ale jak na złość za cholerę mu się to nie udawał.

— Przepraszam cię za ten cały kłopot, Paul. Czuję się trochę niezręcznie. Musisz mi pomagać i w ogóle...

— Niczego nie muszę — przerwał jej.

— Wiem, że to nie jest przyjemny widok, ale...

— Wolę jak milczysz — ponownie nie dał jej dokończyć. Nie miała pojęcia jak przyjemny był to dla niego widok i jak bardzo musiał powstrzymywać się aby nie dotykać jej w inny sposób.

— Jesteś taki dobry — palnęła nieoczekiwanie, a on roześmiał się.

— Dobry? Uwierz mi dziewczyno, dobro nie jest moją mocną stroną. 

— Ale przecież mi pomagasz — stwierdziła, jakby to o wszystkim przesądzało.

— Uratowałaś mi życie, Rain — powiedział stanowczo. — Czuję się w obowiązku udzielić ci pomocy, to wszystko.

— Nikt nie każe ci tego robić.

— Uznajmy, że trafiłaś na dobry moment, więc nie dopatruj się w tym niczego innego, mała — stwierdził rzeczowo.

— Czy to znaczy, że kiedy indziej nie pomógłbyś mi? — zapytała zdziwiona.

— W najlepszym przypadku, zostawiłbym cię w jakimś publicznym miejscu, gdzie ktoś mógłby cię znaleźć i udzielić pomocy — odpowiedział poważnie, zastanawiając się czy byłoby tak naprawdę, czy sam siebie oszukiwał.

— Myślę, że nie jesteś taki — powątpiewała, ale Paul chciał jak najszybciej skończyć temat.

— Skąd znasz włoski? — zapytał nieoczekiwanie.

— Słucham? — Pytanie zaskoczyło ją.

— Gdy pierwszego wieczoru zmieniałem ci opatrunek, mówiłaś po włosku. I to całkiem dobrze. — Uśmiechnął się do niej. — Gotowe, możesz się teraz ubrać. Usiądź przy kominku, a ja zaraz zrobię ci coś do jedzenia. W przeciwieństwie do ciebie potrafię gotować.

— Nie jestem głodna — odpowiedziała pospiesznie.

— Jasne — mruknął i wyszedł do kuchni.

Rain usiadła przy kominku. Było jej ciepło i przyjemnie. Czuła się tu bezpiecznie. Ostatnie dni pamiętała jak przez mgłę. Lisa, strach, ból i krew. Pełno krwi. A później Paul. Nie zostawił jej, chociaż na niego nawrzeszczała, nie przebierała wtedy w słowach. Na wspomnienie Lisy, przeszedł ją dreszcz. Gdy wsiadła do samochodu, pomimo okropnego bólu, chciała jak najszybciej odjechać. Byle dalej od tej wariatki.

Zdawała sobie sprawę z tego, że postępuje nieroztropnie, że powinna wrócić do szpitala i pozwolić udzielić sobie pomocy, ale czuła strach i nie myślała logicznie, z jakiegoś głupiego powodu chciała być po prostu jak najdalej od tej szalonej dziewczyny. Wiedziała też, że Paul nie był w stanie jej powstrzymać. Chciała uciec i podjęła najgorszą z decyzji. Teraz miała tego pełną świadomość, jednak w tamtej chwili wszystko pchało ją jak najdalej od Lisy. Wciąż spoglądała w lusterko wsteczne z obawą, że zobaczy tam czerwonego pickupa. Gdzieś w głębi duszy czuła, że podejmując decyzję, aby pozostawić Lisę na wolności, zrobiła to z innej przyczyny i teraz nie miała pojęcia o co jej chodziło. Wiedziała tylko, że było to złe i za wszelką cenę odganiała te myśli. W tamtej chwili, gdy była słaba i ledwie przytomna, miała wrażenie, jakby ktoś przejmował nad nią kontrolę. Na szczęście wszystko wróciło do normy.

Odjeżdżając spod szpitala, nie była pewna czy da radę dojechać na miejsce. Z każdą chwilą coraz bardziej słabła. Prosiła Paula żeby do niej mówił, ale po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że jej rana jest poważniejsza niż początkowo założyła. Gdy dojechała do samochodu, odetchnęła z ulgą. Bała się. Nie wiedziała, co zrobić, gdy już Paul odjedzie. Nie chciała dzwonić do braci, żeby się nie martwili. Pomyślała, że zadzwoni po prostu na pogotowie. Później robiła się coraz bardziej senna i nawet nie zorientowała się w którym momencie straciła przytomność.

Ocknęła się już tu, na miejscu. W pewnym sensie czuła się winna w stosunku do Paula, ponieważ postawiła go w bardzo niezręcznej sytuacji. Chociaż niezręcznej, to chyba złe określenie. Byli przecież na pustkowiu, a on jakoś znalazł dla niej ratunek i uratował jej życie. W sumie nie wiedziała nawet, w jaki sposób. Wrócił po mnie — pomyślała i głupio się uśmiechnęła.

Paul przyrządził jajecznicę i kilka tostów. Gdy wracał z kuchni był zadowolony, że Rain nic nie pamięta z tamtego wieczora. Zdziwiła się nawet, gdy dowiedziała się, że mówiła w innym języku. 

— Więc jak, powiesz mi wreszcie skąd znasz włoski? — zapytał, stawiając przed nią talerz.

— Moja mama pochodziła z Włoch — odpowiedziała i zabrała się za jedzenie.

— Jesteś Włoszką? — Trochę zdziwiła go ta informacja.

— Nie do końca. Moja mama wychowywała się we Włoszech, ale była amerykanką. Ojciec był Włochem — oświadczyła.

— Smakuje ci? — zapytał, widząc jak z apetytem pochłania podany przez niego posiłek.

— W życiu nie jadłam takiej dobrej jajecznicy. — Uśmiechnęła się błogo.

— Nie przesadzaj. Po prostu byłaś bardzo głodna — powiedział skromnie, ale jego mina mówiła „patrz i podziwiaj".

Przyglądał się jej i pomyślał, że gdyby ktoś jeszcze miesiąc temu powiedział mu, że taka sytuacja będzie miała miejsce, to nie uwierzyłby. Teraz jednak siedział naprzeciwko Rain i sprawiała mu przyjemność sama myśl, że jej pomaga. Pomyślał, że może to fakt, że uratowała mu życie ma na to taki wpływ. Nie potrafił tego inaczej wytłumaczyć.

Dziewczyna siedziała blisko kominka. W blasku ognia, jej włosy wydawały się żyć własnym życiem. Tańczące płomienie rzucały na nie swój blask wydobywając z nich plejadę niesamowitych kolorów.

— Co mówiłam? — zapytała nagle, a ujrzawszy pytający wzrok Paula, dodała: — Powiedziałeś, że coś mówiłam po włosku.

— Też mnie to ciekawiło, ale akurat włoskiego nie znam.

— Nie? Przecież mnie zrozumiałeś. — Patrzyła na niego zdezorientowana.

— Nie zrozumiałem ani słowa.

— Ale przecież mi obiecałeś — oznajmiła, a on dosłownie zamarł.

— Cholera — Zaklął pod nosem. Jakim cudem ona to pamięta? — Miałaś gorączkę i wygadywałaś głupoty, musiałaś sobie coś ubzdurać. Ja nigdy niczego nikomu nie obiecuję.

— Obiecałeś. Pamiętam to bardzo dobrze, nie pamiętam, co jeszcze mówiłam, dlatego zapytałam, ale akurat to pamiętam dokładnie. Obiecałeś mi, że... — W jej głosie wyczuł nutkę pretensji, co wkurzyło go jeszcze bardziej.

— Najwyraźniej masz luki w pamięci. A teraz jest już późno i powinnaś się położyć. Lekarz kazał ci dużo odpoczywać — przerwał jej, chcąc jak najszybciej zakończyć temat.

— Chcę abyś mi wszystko opowiedział — zażądała, a on westchnął rozdrażniony.

— Nie ma nic do opowiadania. — Zdenerwowała go. Jeszcze tego brakowało, żeby teraz dopytywała o tamten wieczór.

— Jak to nic do opowiadania, chcę wiedzieć wszystko, o tym lekarzu i jak tu dojechałeś. Chciałabym wiedzieć, co się działo i co...

— Teraz jestem zmęczony twoim uciążliwym towarzystwem i byłbym wdzięczny gdybyś przestała mi zawracać dupę jakimiś głupotami.

— Rozumiem, że jesteś zmęczony, jednak nalegam abyś...

— Nie przeginaj, Rain — ostrzegł.

— Ale...

— Porozmawiamy jutro. 

— Dobrze, ale pod warunkiem, że zaniesiesz mnie do łóżka — stwierdziła po chwili, a on sapnął ze złości, choć w gruncie rzeczy poczuł ulgę, gdy odpuściła.

— Nie — odpowiedział, jednakże zdawał sobie sprawę z tego, że jest jeszcze bardzo słaba i zrobiłby to nawet gdyby nie poprosiła.

Wziął ją na ręce bez słowa i ruszył w stronę jej pokoju.

— Może chcesz spać ze mną? — wyszeptała, sprawiając, że jego mięśnie gwałtownie się napięły. Czy ona musiała wszystko komplikować? Przecież i tak nie było dobrze.

— Ustaliliśmy, że dzikiego seksu nie będzie — oznajmił ironicznie.

— Oczywiście, że nie będzie, ale mógłbyś mi przy okazji wszystko opowiedzieć i...

— Dobranoc, Rain — powiedział stanowczym głosem i wyszedł ignorując jej prośby.

— Obiecałeś mi, Paul! — Usłyszał, gdy był już na górze i westchnął. — Pamiętam to bardzo dobrze.

— Radziłbym raczej pamiętać, że rano robisz śniadanie, królewno — odkrzyknął i roześmiał się słysząc mamrotanie pod nosem.

— Nie! — odkrzyknęła z pretensją.

— Również życzę ci kolorowych snów — oznajmił głośno, czego już nie skomentowała.

Gdy po jakimś czasie wszedł do jej pokoju, ujrzał ją śpiącą. Wyczerpany organizm sprawił, że zasnęła niemal natychmiast.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro