Rozdział 31 - Frajer

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy weszli do baru zastali tam małe zamieszanie. Okazało się, że za kilka dni, jest słynna potańcówka o której mu opowiadała. Małomiasteczkowy klimat był teraz niemal namacalny. Dla tych ludzi takie tańce były znaczącą imprezą. Wszystkie zebrane w barze kobiety pytająco spojrzały na Paula, gdy Mauren zapytała go czy przyjdzie.

— Nie opuściłbym takiej okazji. — Uśmiechnął się czarująco. — Mam nadzieję, że każda z was zarezerwuje mi po jednym tańcu.

— A ty przyjdziesz, Rain? — Dylan spojrzał pytająco na dziewczynę

— Oboje przyjdziemy. — Paul objął ją ramieniem i uśmiechnął się łobuzersko. — Masz jakąś szałową sukienkę? — zwrócił się do Rain.

— Po co mi szałowa sukienka? — zapytała autentycznie zdziwiona. No tak — pomyślał. Raz - ta dziewczyna nie dbała o to. Dwa - nie musiała, aby przyćmić każdą inną kobietę.

— Musisz porządnie wyglądać, jeżeli mam cię zabrać ze sobą — powiedział spoglądając na nią zadziornie i zaśmiał się, widząc, jak na jej twarzy pojawia się złość.

— Nie zamierzam...

— Ochłoń, kocie — przerwał jej, a widząc jak w jej oczach pojawia się jeszcze więcej złości, schylił się i wyszeptał jej do ucha: — Rozejm?

— Rozejm — wydusiła ugodowo. Czuł, że przyszło jej to z trudem.

Reszta dnia minęła spokojnie i bez większych poruszeń. Gdy zaczynało się już ściemniać, Paul jak co dzień usiadł na tarasie, oczekując przybycia Pedra. Naszykował whisky i szklanki. Słyszał jak Rain przestawia coś w kuchni. Co chwila mamrotała pod nosem jakieś przekleństwa. Pokręcił głową ze zniecierpliwieniem. Co znów wykombinowała? — pomyślał. Już miał wejść i sprawdzić, co robi, ale usłyszał kroki. Odwrócił się, lecz zamiast Pedra ujrzał Dylana. Uśmiech błyskawicznie zniknął z jego twarzy.

— Witaj, Paul.

— Witaj, Dylan — odparł chłodno, obserwując przybyłego.

— Przyszedłem do Rain.

— A już się bałem, że do mnie — wymamrotał złośliwie.

— Jest w domu? — zapytał.

— Zapowiedziałeś swoją wizytę?

— A musiałem?

— Raczej powinieneś — burknął. — Mogłeś nam w czymś przeszkodzić — dodał po chwili.

— Mógłbyś ją zawołać? — Dylan odpowiedział pytaniem.

— Mógłbym — powiedział Paul, ale nie ruszył się z miejsca.

Mierzyli się wzrokiem. Wtedy niespodziewanie pojawiła się Rain. W białej koszulce i dżinsach wyglądała uroczo.

— Dylan? Co ty tu robisz? — zapytała zaskoczona.

— Cześć, Rain — przywitał się. — Przyniosłem ci coś.

Patrzyła na niego wyraźnie zmieszana. Dylan wyciągnął coś małego i futrzanego spod bluzy. Teraz obaj, razem z Paulem, obserwowali jak zmienia się mina dziewczyny.

— Kociak?! Jaki śliczny. Jest dla mnie? — Rain dobiegła do Dylana i wzięła zwierzaka na ręce. Od razu zaczęła go głaskać i przytulać. Kotek, wyraźnie zadowolony z pieszczot, mruczał i łasił się do niej.

— Jest twój — powiedział uszczęśliwiony chłopak. — Gdy tylko go zobaczyłem pomyślałem o tobie.

— Faktycznie podobny do niej. Na pierwszy rzut oka widać uderzające podobieństwo — powiedział ponuro Paul, ale Dylan nie zwracał na niego uwagi, był zadowolony z reakcji dziewczyny.

— Paul, zobacz jaki śliczny. — Do jego uszu dotarł rozanielony głos dziewczyny.

— Co tam macie? — usłyszeli.

— Pedro, zobacz co mi przyniósł Dylan. — Rain wybiegła na ścieżkę, na której pojawił się starzec, z kociakiem w ręku.

Zachwycała się zwierzakiem cały wieczór. Nalała mu mleka i ciągle powtarzała, jaki jest cudowny. Paulowi nie wypadało wygonić gościa, który tak uszczęśliwił jego współlokatorkę, choć w gruncie rzeczy miał raczej ochotę skręcić mu kark, albo najzwyczajniej skopać tyłek. Niechętnie zaprosił go na szklaneczkę whisky. Usiedli wszyscy na tarasie. Mężczyźni rozmawiali, a Rain trzymała kociaka na kolanach, uśmiechając się od ucha do ucha. Paul stwierdził, że Dylan jest całkiem sympatycznym chłopakiem. Jednak jego ciągłe zainteresowanie dziewczyną i próby jej zaczepienia działały na niego, jak płachta na byka.

— Rain, znów masz na sobie moją koszulkę. — Nie mógł się powstrzymać. — Dlaczego wciąż zakładasz moje rzeczy? Chcesz mi coś powiedzieć?

— Daję ci do zrozumienia, że ty możesz zakładać moje — odparła, a w jego oczach pojawił się diabelski błysk. Cholera, musiał przyznać, że kręciła go jak żadna inna kobieta dotychczas.

— A co dałoby ci do zrozumienia, gdybym ją z ciebie zdejmował? — zapytał i uśmiechnął się pod nosem na widok jej zaskoczonej miny.

— Przekonaj się — wyszeptała zadziornie, sprawiając, że pożałował tej małej prowokacji.

— Rain, może masz ochotę się przejść? — zapytał Dylan, przerywając kłopotliwa ciszę.

— Trochę za późno na spacer — mruknął Paul, nie spuszczając z dziewczyny wzroku.

— Jest jeszcze widno — usłyszał chłopaka i przeniósł swe spojrzenie na niego.

— Ale za moment się ściemni – powiedział chłodno.

— Ale jeszcze się nie ściemniło. — Nie dawał za wygraną Dylan.

— To kwestia czasu.

— Więc nie powinniśmy go marnować.

— Ona nigdzie z tobą nie pójdzie — uciął krótko Paul.

Rain patrzyła zdziwiona na jednego i drugiego niczego nie rozumiejąc. Pedro zaśmiał się pod nosem na widok tego starcia. W końcu zlitował się nad Paulem.

— Dylan, pora na nas — powiedział i wstał.

— Już idziesz? — zapytała Rain, przyzwyczajona do długich wizyt Pedra.

— Trochę boli mnie dziś w krzyżu — skłamał. — Położę się wcześniej. — Uśmiechnął się do Rain. — Dylan odprowadzisz mnie?

Chłopak był zawiedziony. Miał ochotę jeszcze zostać, ale w tej sytuacji nie miał wyjścia. Pożegnali się i poszli. Paul stał na ganku patrząc jak odchodzą.

— Po co ci ten kot? — zapytał po chwili.

— On jest taki śliczny, Paul. — Uśmiechnęła się promiennie. — Jak go nazwiemy?

— Frajer — powiedział i popatrzył z niechęcią na kota. — I wcale nie jest śliczny. Wręcz przeciwnie.

— Frajer? Dlaczego tak brzydko? — skrzywiła się Rain.

— Domyśl się, dzieciaku.

— Nie rozumiem.

— Na szczęście — stwierdził cicho, a głośniej dodał: — Frajer, albo będzie spał na dworze — zagroził. — Wybieraj.

— Dobrze, w takim razie będzie to najwspanialszy Frajer na świecie — oświadczyła i pocałowała kociaka, a on parsknął śmiechem. — Dam mu jeszcze mleka — dodała i weszła do domu.

Paul usiadł na krześle i spojrzał na kota. Był cały rudy z białą końcówką na ogonie.

— Gdyby nie dostała cię od od tego idioty, nie nazywałbyś się Frajer — powiedział, a kociak wskoczył mu na kolana, miaucząc. — Gdybym to ja jej cię dał, miałbyś o wiele ładniejsze imię. Twój pech, stary. — Kociak łasił się do niego, a on pogłaskał go i lekko się uśmiechnął, tak zastała ich Rain.

— Jest słodki, prawda? — zapytała, a on sapnął ze złością.

— Zabieraj tego pchlarza ode mnie — powiedział i położył kociaka na jej kolanach.

— Lubisz go — stwierdziła i uśmiechnęła się zadowolona.

— Jak jasna cholera, tak go lubię — wymruczał.

Siedzieli tak jeszcze przez jakiś czas. Było cicho i przyjemnie, słychać było tylko cykady i mruczenie kociaka, którego dźwięk idealnie wpasował się w panującą atmosferę. Paul, jak każdego wieczora, czuł ten niesamowity spokój. Jakby znalazł się w innym świecie. W świecie, w którym po raz pierwszy w życiu miał wrażenie, jakby po długiej wędrówce trafił na swoje miejsce.

Gdy już położyli się spać, Rain wzięła kotka ze sobą do łóżka, ale po kilku minutach Paul poczuł na twarzy miękkie futerko i usłyszał ciche mruczenie. Uśmiechnął się.

— Cześć, Frajer — powiedział cicho.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro