Rozdział 35 - Jego dłonie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cały czas obserwował Rain i widział, że coraz częściej rozmawia z Dylanem. Śmieją się. Nie mógł na to patrzeć w spokoju i co chwila opróżniał kolejną szklankę. Czuł się jakby był w potrzasku. Miał chęć iść do niej i zabrać ją ze sobą, choćby siłą. Ale niby dlaczego miał to zrobić? Czyż nie było tak, że ledwie udawało mu się znieść jej obecność i jedne, o czym marzył, to żeby sobie wreszcie pojechała? Pomyślał, że właśnie to powinien teraz zrobić. Zabrać ją od Dylana i dopilnować żeby wróciła do braci i do swojego życia. Iść z nią do domu, spakować, a rano wsadzić do auta i kazać odjechać. Westchnął, czując, że nadmiar mydła wypala mu gałki oczne. Ale co miał zrobić? Czuł się jak desperat. I kto tu chwyta się brzytwy? — pomyślał i jęknął w duchu.

— Co to za dziewczyna? — usłyszał i spojrzał w bok. Zobaczył chłopaka, który swym wejściem wzbudził takie poruszenie wśród płci przeciwnej. Taksował teraz spojrzeniem Rain, a Paul nie miał wątpliwości, że zainteresował się nią bardziej niż powinien. Czy to go zaskoczyło? Absolutnie nie.

— To Rain. Niezła laska. Podoba ci się? — pośpieszył z wyjaśnieniami jego towarzysz.

— Ujdzie — rzucił obojętnym tonem, lecz w jego spojrzeniu było widać, że wpadła mu w oko i z pewnością nie omieszka zarzucić na nią sieci.

— Nic z tego stary. Ona już kogoś ma — powiedział ten drugi.

— Dylana? — zaśmiał się tamten z pogardą.

— Nie, to ten facet po twojej prawej — oświadczył, a Paul pośpiesznie odwrócił głowę w drugą stronę, aby nie zorientowali się, że ich podsłuchuje.

— Ten, co świruje z dziwką Bauer? — powiedział kpiąco chłopak, a Paul westchnął rozdrażniony. Skąd temu idiocie przyszło do głowy, że świruje z Mauren?

— Tak — padła krótka odpowiedź.

— Przecież podrywa Mauren — usłyszał i miał ochotę odwrócić się i sprowadzić tych gówniarzy na ziemię. Jakim cholernym cudem ktoś mógł choćby pomyśleć, że podrywa Mauren?

— W sumie to on podrywa każdą.

Paul przymknął oczy i zaczął odliczać do dziesięciu. Nie chciał nikogo skrzywdzić, ale było blisko.

— Rain się na niego napaliła, on wyrywa wszystkie tylko nie ją. Jest albo ślepy albo nienormalny. Chociaż mieszkają razem, więc może tylko ją posuwa — pospieszył z wyjaśnieniami kolejny. Paul zacisnął zęby ledwie powstrzymując się przed tym żeby nie przetłumaczyć im ręcznie, że ani Rain się na niego nie napaliła, ani tym bardziej on jej nie posuwa.

— Stary, dziś mam już ustawioną pannę, ale następnym razem, ta cała Rain będzie moja — powiedział pewien swego. — I uwierz mi, po nocy ze mną, nawet na tego faceta nie spojrzy.

Ta wypowiedz pewnego siebie głupka tak rozśmieszyła Paula, że w jednym momencie przeszła mu cała złość. To przecież tylko trzech gnojków, którzy nie zdawali sobie sprawy z kim mają do czynienia. Nie był już teraz nawet zły na tych kretynów. A pewność z jaką ten idiota stwierdzał, że uda mu się rozkochać w sobie Rain, była tak porażającą głupotą, że wręcz miał ochotę postawić mu drinka i życzyć powodzenia. Znał Rain na tyle dobrze, że wiedział, że chłopak zrobiłby z siebie pośmiewisko.

Po chwili Joe puścił muzykę i wszyscy ruszyli na parkiet. Paul ucieszył się. Miał nadzieję, że Rain zostanie sama i wreszcie będzie mógł do niej podejść albo to ona podejdzie do baru. Ale niestety, Rain została, ale nie sama. Ten cholerny Dylan — pomyślał. Mauren coś do niego bez przerwy mówiła, a jego to okropnie drażniło. W pewnej chwili podeszła do nich żona Teda. Paul pochwycił ją za rękę i wyciągnął na parkiet. Zaczął tańczyć. Chciał oderwać myśli od Rain. Jednak co chwila zerkał na nią. Widział, że i ona patrzy na niego. W pewnym momencie zobaczył, że jej nie ma.

— Ciao, bella — usłyszał donośny głos Joe'go, i zerknął w stronę kontuaru barowego.

Dlaczego przyszła dopiero teraz? Znowu gadała z nim po włosku? Co mówiła? Miał ochotę zostawić wszystko i iść do nich, miał przecież doskonałą wymówkę. Chciał się napić. Tak! Właśnie sobie uświadomił, że wręcz usycha z pragnienia. Trzeba było coś z tym zrobić. W tej samej chwili zobaczył jak odchodzi z colą i przeklął pod nosem swą opieszałość. Był już wyczerpany tańcami, które go rozpraszały. Tym bardziej, że starał się przy każdej możliwej okazji zerkać na Rain, ale robić to tak, żeby nikt tego nie zobaczył. Schodził już z parkietu, gdy podeszła do niego Mauren, a jego dosłownie trafił szlag na jej widok.

— Teraz moja kolej na taniec — szepnęła słodko.

— Mauren, chętnie z tobą zatańczę, ale może trochę później — powiedział, siląc się na uprzejmy ton głosu, chociaż miał ochotę wrzasnąć do niej żeby spierdalała i dała mu wreszcie święty spokój.

— Nie ma mowy. Jesteś mi potrzebny teraz — powiedziała znacząco i wyciągnęła go na środek zanim zdążył zareagować.

Wtedy zobaczył jak Rain i Dylan wychodzą z baru, a to sprawiło, że wszystko się w nim zagotowało i ostatkiem sił powstrzymał się, aby nie ryknąć z wściekłości. Był zły, na siebie, że tak na to zareagował. Że tak się tym przejął. Bo przecież nie mógł, nie zależało mu na tej gówniarze. Zupełnie — pomyślał i poczuł bezsilność. Pomyślał, że chyba musi się z nią jednak przespać, żeby to wszystko z niego zeszło. To napięcie, które pojawiało się zawsze, gdy ona była obok. Jeden numerek i po sprawie.

Skończyli tańczyć, a on od razu poszedł do baru zostawiając Mauren bez słowa. Joe i reszta nadal rozmawiali. Paul stał jak ten idiota, zerkając co chwila w stronę drzwi, wmawiając sobie, że tak nie jest i że po prostu najzwyczajniej w świecie się rozgląda jak każdy inny gość. W zasadzie było już późno, powinien dawno zaprowadzić ją do domu. Ewidentnie byli tu za długo. Mógł przecież zaprowadzić ją i wrócić. Nie powinna przebywać tu do tej godziny. Ile miała lat ta gówniara? Tylko, kurwa, dwadzieścia trzy — pomyślał ze złością i jęknął w duchu.

Wydawało mu się, że minęły godziny. Był tak nabuzowany, że miał już ochotę wyjść i poszukać ich. Ale co niby miał powiedzieć? I ta pieprznięta Mauren, która wciąż coś mu proponowała, a on nawet nie słuchał o czym mówiła. Jedynie, czego pragnął, to żeby się wreszcie zamknęła. Kilka osób już wyszło, a on niecierpliwił się coraz bardziej. Gdzie oni do diabła byli i co robili? Po co w ogóle wyszli?

W pewnym momencie zobaczył jak Rain wchodzi do baru z Dylanem i poczuł ulgę. Była roześmiana, co sprawiło, że niemal błyskawicznie ogarnęła go wściekłość. Spojrzała na niego, a on odwrócił ze złością głowę w drugą stronę. Rozdrażniło go, gdy ujrzał jak Dylan ciągnie ją na parkiet. Stali razem, gadali razem, wyszli razem, a teraz ten pojeb nakłania, tak sobie to tłumaczył, ją jeszcze do tańca.

W pewnym momencie coś dostrzegł. Rain była zestresowana, nie chciała tańczyć. Widział, że wyszła niechętnie, właściwie Dylan wyciągnął ją na siłę. Usłyszał muzykę i patrzył na Rain. Dylan przytulił ją, ale dziewczyna wyglądała jakby znalazła się w pułapce. Była taka niespokojna oraz nieporadna. Obserwował jak się męczy. Był wściekły, że ten głupek nie widzi jak bardzo jest przerażona, a taniec jest dla niej stresujący. W pewnym momencie popatrzyła w jego stronę i ujrzał na jej twarzy smutek.

— Jest totalnie sztywna — usłyszał stojącego obok niego Tylera. — Ale po nocy ze mną będzie fruwała — zaśmiał się.

Paul miał ochotę podejść i walnąć go w mordę. Ledwie się powstrzymał. Głupek denerwował go już za bardzo, a jak mawiają, co za dużo to niezdrowo. Wtedy zobaczył minę Mauren, która niczym lisica wpatrywała się w udręczoną Rain.

— Ta dziewczyna jest beznadziejna, ale w sumie nie jestem zaskoczona — powiedziała w pewnej chwili do Paula i głośno się roześmiała.

Rain musiała to usłyszeć, bo jeszcze bardziej skuliła się w sobie. W tym momencie zadecydował się to zakończyć. Nikt nie ma prawa jej dręczyć. Oprócz mnie — dodał w myślach.

— Zatańczymy? — uśmiechnął się do Mauren jednym z tych uśmiechów, które nigdy go nie zawodziły i sprawiały, że zawsze dostawał to czego chciał.

— Jak najbardziej, skarbie. 

Gdy wychodzili na parkiet widział reakcję Rain. Wyglądała jakby chciała uciec. Zaczął tańczyć, a ona zerkała na niego. Jedyne, czego teraz pragnął, to aby się uspokoiła. Żeby oni wszyscy przestali ją dręczyć. Nie mógł do tego dopuścić, nie chciał do tego dopuścić. Przyglądał się dziewczynie za każdym razem, gdy tylko była blisko niego. W pewnym momencie puścił Mauren, która prawie się przewróciła nie mogąc złapać równowagi, ale szczerze mówiąc miał to w dupie. Objął Rain w pasie i uniósł do góry, a później postawił przed sobą niczym porcelanową laleczkę.

— Odbijany — powiedział, wpatrując się w jej zielone, zaskoczone spojrzenie. Zupełnie ignorując Mauren i Dylana, których pozostawił samych na parkiecie. Usłyszał głośny, szczery śmiech Joe'go. Rain zadrżała, a cholerna piosenka się właśnie skończyła. Zaklął pod nosem, tego nie przewidział.

— Teraz coś specjalnie dla Rain — usłyszeli jak Joe krzyknął zza baru. Paul wciąż nie spuszczał z niej wzroku. Wreszcie, po tylu godzinach udręki, miał ją tylko dla siebie. I nie miał zamiaru dzielić się nią już z nikim. Wszystko w nim aż pulsowało.

— Ja chyba słabo tańczę — wyszeptała, a on parsknął śmiechem.

— Jeśli nazywasz to tańcem, to może powinnaś jeszcze to przemyśleć. — Przez chwilę ujrzał jakieś nikłe złośliwe ogniki w jej oczach i zastanawiał się czy za moment nie wybuchnie złością. Sam już teraz nie wiedział czy tego chce, czy nie. Najważniejsze było to, że już jest obok, musiał przecież jej pilnować, to nie było nic innego. Po prostu zwykła chęć zapewnienia jej bezpieczeństwa. Po chwili rozległy się rytmy jakiejś ballady, a Rain wtuliła się w niego tak, jakby chciała się schronić, a to sprawiło, że poczuł się bardzo ważny. Dla niej.

— Shhh — nachylił się i wyszeptał: — Przecież obiecałem ci taniec, rudzielcu.

Gdy ją objął poczuła się tak, jakby otuliła się ciepłym, miękkim kocem. Zrobił to tak niespodziewanie, że w pierwszym momencie nie wiedziała, co się dzieje. Westchnęła szczęśliwa i poczuła jak przytula ją jeszcze mocniej. Czy to była prawda? Czy śniła?

Gdy zaczęli tańczyć zachowywała się zupełnie inaczej. Ta nieporadność gdzieś zniknęła, a ona dostosowała się do jego kroków. Wcale nie tańczyła tak źle. Teraz nie myślała o niczym, ani o nikim. Przytulił jej głowę do swego policzka i wdychał zapach jej włosów. Pachniały jeziorem. Pomyślał, że jutro znów pójdą popływać, a to sprowadziło na jego twarz uśmiech. Codzienność z nią, to było to, czego teraz potrzebował. Nigdy nie dopuści do takiej sytuacji, jaka miała przed chwilą miejsce. Nie pozwoli, aby ktokolwiek doprowadzał ją do takiego stanu. Nikt, oprócz mnie — podsumował w myślach.

— Moja mała Rain — powiedział cicho. — Dlaczego wszystko musi być takie pogmatwane. — Wtulił głowę w jej włosy, a ona ponownie westchnęła.

— Możemy nie przestawać tańczyć? — wyszeptała, a on zaśmiał się cicho.

— Joe pewnie będzie kiedyś chciał zamknąć bar, kopciuszku. — To było dziwne, ale gdy znalazła się w jego objęciach, poczuł jakby była idealnie wymierzona. Tak jakby była jego częścią, która właśnie wróciła na swoje miejsce. — Jesteś taka malutka — szepnął.

— To źle? — wydusiła, a on ponownie się roześmiał. Teraz była taka inna.

— Głuptas z ciebie — powiedział, zastanawiając się gdzie jest ta złośnica, która posyłała mu mordercze spojrzenia i doprowadzała do wrzenia swymi odzywkami.

— Ja chcę jeszcze tańczyć. I jeszcze i jeszcze i...

— Rain, czy ty piłaś coś oprócz coli? — zapytał podejrzliwie.

— Teoretycznie tylko colę — powiedziała, marszcząc czoło, tak, jakby się nad czymś zastanawiała.

— Teoretycznie? — zapytał, przyglądając się jej uważniej.

— Bez obaw. Spluwa została w szpitalu, a z patelni ty robisz lepszy użytek — uśmiechnęła się, zadzierając wysoko głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

— Zapytam wprost i oczekuję odpowiedzi. Piłaś alkohol?

— Fajna jest ta piosenka. Nie wiesz przypadkiem kto to śpiewa? — palnęła, a on westchnął.

— Zaraz ty zaśpiewasz — mruknął. — Wiesz przecież, że nie powinnaś pić, dzieciaku. Źle to na ciebie wpływa.

— Wolę tańczyć — szepnęła, a on odgarnął z jej policzka włosy, powolnym ruchem przesuwając swą dłoń po jej gładkiej skórze. Zobaczył jak mruży oczy i ponownie zapragnął ją pocałować.

— Nie wiem czy lanie bardziej należy się tobie, czy powinien oberwać Joe — westchnął.

Skończyła się piosenka, a on niechętnie wypuścił ją z ramion. Teraz dopiero zobaczyli, że są sami na parkiecie, a wiele oczu zwróconych jest w ich stronę. Mauren była zła, ale próbowała tego nie okazywać. Joe i Pedro spoglądali na nich z uśmiechem i coś do siebie mówili. Jak przekupki na rynku — pomyślał Paul.

— To tylko kwestia czasu — stwierdził starzec, a Joe przytaknął, wpatrując się w idącą do nich parę.

Gdy tylko Rain z Paulem doszli do baru od razu pojawiła się przy nich Mauren, co nie było zaskoczeniem dla nikogo.

— Idziesz gdzieś? — powiedziała zdziwiona do Paula.

— Tak, wracamy już do domu — uśmiechnął się czarująco, zupełnie już teraz nie czując chęci mordu, jaką jeszcze niedawno do niej pałał.

— Ale przecież obiecałeś, że będziesz dziś nocował u mnie — wypaliła, a wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni. Najbardziej chyba Paul.

— Co ci obiecałem?! — zapytał z niedowierzaniem.

— Że będziesz spał u mnie — odparła, budząc powszechną konsternację.

— Mauren — powiedział poważnym tonem Paul, przytrzymując ją za ramiona. — Właśnie uświadomiłaś mi, jak dużo dziś wypiłem — oświadczył, a wszyscy roześmieli się.

— Ale...

— Nie bierz tego do siebie, ale nie pamiętam nic z naszej rozmowy — wyznał rozbrajająco.

— To znaczy, że...

— To znaczy, że Rain jest zmęczona i musimy już wracać — powiedział, puszczając do niej oczko.

— Ale ty nie wydajesz się być pijany. — Nie poddawała się.

— Mauren, nie zdajesz sobie sprawy z tego, co mówisz. Tańczyłem z tą pokraką — skinął głową na Rain. — Z pewnością jestem pijany. Nawet bardzo — ciągnął, wpatrując się w zielone oczy dziewczyny.

— Jest kompletnie pijany — zapewniła Rain. — Musiałam go cały czas podtrzymywać, inaczej padłby na podłogę. 

— Faktycznie, powinieneś ją odprowadzić, bo wygaduje głupoty. Wygląda na to, że to raczej twoja współlokatorka — rzuciła pogardliwe spojrzenie Rain — zbyt dużo wypiła — oznajmiła złośliwie.

— Po dotarciu na miejsce przykładnie ukarzę moją współlokatorkę — stwierdził wymownie Paul, puszczając do Rain oczko.

— Tylko nie myśl sobie, że już z tobą nie skończyłam — powiedziała zalotnie Mauren i wyszła, nie czekając na odpowiedź.

— Czy do tej baby cokolwiek dociera? — wydusił Paul i ujrzał, jak wiele osób zaprzecza ruchem głowy, co sprawiło, że jedynie ciężko westchnął.

Pożegnali się i wyszli. Rain było tak zimno, że cała się trzęsła.

— Mówiłem, że zmarzniesz — zaśmiał się i zdjął koszulę narzucając jej na ramiona.

— Mówiłeś — bąknęła, szczekając zębami. — Ty na ogół dużo gadasz. Teoretycznie nigdy nie przestajesz gadać. Jak masz obok siebie jakiegokolwiek słuchacza, to zawsze gad...

— Rain.

— Co?

— Zamknij się wreszcie.

— Okej.

Do domu doszli dość szybko. Po wykładzie o gadaniu zupełnie zamilkli i drogę przebyli bez słowa. Przed drzwiami czekał na nich Frajer. Zwinięty w kłębek leżał na fotelu. Gdy ich zobaczył zeskoczył i podbiegł do nich miaucząc.

— Pewnie zmarzł — zatroskała się Rain.

— Jasne — odpowiedział ze śmiechem Paul.

— Przecież zostawiłam otwarte okno. Mógł wejść do domu.

— Jutro z nim o tym porozmawiasz i wytłumaczysz, dziś sobie odpuść — stwierdził i usłyszał jej wściekłe sapnięcie.

Nalała kotu mleka i poszła do łazienki. Było jej niedobrze. I strasznie chciało jej się spać. Gdy wyszła, Paul był jeszcze na dole.

— Możesz się położyć ze mną? — zapytała cicho. — Nie chcę być dziś sama — próbowała jeszcze coś powiedzieć, ale on położył jej palec na ustach.

— Shhh — szepnął i pociągnął ją za sobą do pokoju, a następnie pchnął na łóżko. — Jeżeli obiecasz, że nie będziesz gadała, to za pięć minut wrócę.

— Milczę jak grób — oświadczyła.

Gdy wrócił był przekonany, że już śpi i przez moment nie wyprowadzała go z błędu.

— Dlaczego wcześniej nie chciałeś się ze mną położyć? Bałeś się? — zapytała, a on jęknął.

— Chyba teraz się boję — powiedział, bardziej sam do siebie.

— Mnie?

Paul leżał na wznak z ręką pod głową i wpatrywał się w sufit. Było ciemno, a ona ledwie dostrzegała zarys jego ciała. Lubiła takie momenty, gdy był poważny. Zdarzało się to bardzo rzadko, prawie nigdy. Zazwyczaj stroił sobie z niej żarty.

— Boję się siebie... i nie pytaj dlaczego.

Leżeli tak naprzeciwko siebie. W pokoju było duszno i cicho. Rain chciało się spać, ale starała się z całej siły walczyć ze snem, żeby jak najdłużej nie usnąć.

— Pamiętasz jak spaliśmy razem w szpitalu?

— Więc to nie jest nasz pierwszy raz? — zażartował.

— I nie ostatni, prawda?

— Śpijmy już. — Frajer wskoczył na łóżko i po chwili słyszeli już jego głośne mruczenie.

Paul chciał jak najszybciej usnąć. Zdawał sobie sprawę z tego, że za dużo wypił i zupełnie się nie kontroluje. Jego myśli były teraz chaotyczne. Prawdopodobnie gdyby poprosiła go w tym momencie o cokolwiek, to zrobiłby wszystko. Dał jej wszystko. Jaką moc miała ta dziewczyna, że nie umiał się przy niej kontrolować?

— Co ona ze mną robi? — wyszeptał i poczuł, że powinien jednak iść do swojego łóżka, ale w tym samym momencie głośno westchnęła, a on poczuł się bezradny. Była taka niewinna. 

Obawiał się, że od nadmiaru alkoholu może nie powstrzymać się i zrobi coś głupiego. Ale nic takiego się nie stało. Gdy leżeli obok siebie, poczuł w pewnym momencie, że jego żądza zniknęła. Nagle zdał sobie sprawę, że gdy tylko się położył obok Rain, poczuł, jakby był we właściwym miejscu i o właściwym czasie. Tak jakby tu pasował. Zamyślił się. Rain próbowała coś jeszcze mówić. W półśnie plątał jej się język. Za dużo wypiła. Widać było, że usilnie stara się nie zasnąć, ale po jakimś czasie usłyszał jej miarowy oddech.

Przysunął się do niej bliżej. Wpatrywał się w jej twarz. Ale w ciemnościach nic nie widział. Wtedy zamknął oczy i ją zobaczył. Poczuł zapach jej włosów. Musiała je niechcący zmoczyć, bo końcówki były wilgotne. Nagle zapragnął ich dotknąć. Delikatnie pogładził ją po głowie. Nie poruszyła się. Wtedy zagłębił rękę w jej długich i gęstych włosach. Nie mógł się powstrzymać. W pewnym momencie Rain jęknęła cichutko i wygięła się delikatnie.

— Paul — szepnęła ledwie dosłyszalnie.

Wyglądała tak jakby walczyła. Chciała coś zrobić, ale sen nieubłaganie zabierał ją już ze sobą. Było jej tak cudownie. I to niesamowite wrażenie, gdy czuła jak przeczesuje jej włosy dłonią. Pomyślała, że to najwspanialsze doznanie, jakiego doświadczyła w całym swoim życiu. Jego dłonie w jej włosach były najcudowniejszą pieszczotą jakiej zaznała. Nie chciała zasypiać, ale Morfeusz bezdusznie zabrał ją do siebie.

— Jesteś taka delikatna — wyszeptał, gdy upewnił się, że usnęła i przytulił ją, nie przestając bawić się jej włosami. — Będę cię bronił przed całym światem. A najbardziej przed sobą samym — zakończył gorzko i zanurzył twarz w jej włosach. — Rain, moja mała Rain.

Po chwili zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro