Rozdział 38 - Nauka latania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wchodząc do baru, Paul próbował opanować złość. Na szczęście oprócz Pedra i Lucy nie było już teraz nikogo.

— Rain nie przyszła z tobą? — zapytała zmartwiona Lucy.

— Nie — powiedział, starając się ukryć w głosie irytację.

Miał ochotę zrobić coś gwałtownego. Wyładować na czymś swój gniew. Już tak dawno nie czuł takiej wściekłości. Zachował się jak idiota, robił głupstwa. Bawił się w uprzejmości. A ta mała urządziła mu w zamian takie przedstawienie. Jeszcze ktoś sobie coś pomyśli.

— Może masz ochotę napić się czegoś mocniejszego? — usłyszał Pedra.

— Aż tak po mnie widać? — zapytał, trochę już spokojniejszy.

— A czy to ważne — odparł starzec, wzruszając ramionami. — Chodźmy do Joe'go.

— Nie martwisz się o Rain? — Paula dziwiło postępowanie Pedra.

— A czy powinienem? — odpowiedział dyplomatycznie.

— Nie wiem — powiedział gniewnie na wspomnienie rozmowy z dziewczyną.

— Lucy, idziemy z Paulem do Joe'go. Może miałabyś ochotę przejść się do Rain, żeby nie siedziała sama?

— Chętnie — ucieszyła się. — Mam jej coś powiedzieć?

— Niekoniecznie. — Uśmiechnął się do dziewczyny. — Tylko nie rozrabiajcie.

Idąc do Joe'go obaj milczeli. Paul nie był już taki zły. Zdziwiła go postawa Pedra. Był pewien, że zacznie wypytywać, czemu wybiegła z baru i dlaczego z nim nie wróciła. Ale starzec o nic nie zapytał. Zaczęło to dręczyć Paula. Dlaczego tak się zachowywał? Było to dziwne. Gdy doszli na miejsce w barze nikogo jeszcze nie było. Joe ucieszył się na ich widok.

— A gdzie nasza Rain? — zapytał, na co Paul zagryzł ze złości wargę. Dlaczego wszyscy na mój widok, pytają o tę gówniarę? — pomyślał, starając się powstrzymać cisnące mu się na usta przekleństwa.

— Jest z Lucy — poinformował Pedro. — A my przyszliśmy do ciebie na małe, męskie spotkanie. Co ty na to?

— Doskonale! — Joe rozpogodził się. — Już dawno powinniśmy sobie urządzić taki mały rekonesans. Ostatnio Paul poskarżył się, że ma słabą głowę. Zatem musimy mu pozwolić poćwiczyć.

Po chwili rozmawiali już w najlepsze, a Paul był na tyle rozluźniony, że przestał myśleć o Rain. W towarzystwie Joe'go nie można było się nudzić. Zawsze wesoły Włoch, opowiadał teraz o pobycie w swoich rodzinnych stronach i o nieustających zabawach do białego rana.

— Miałem zamiar zostać tam jeszcze trochę — powiedział Joe. — Niedługo zacznie się winobranie. A wtedy zabawa przybiera na sile – zaśmiał się tubalnie, robiąc znaczącą minę, a Paul z Pedrem spojrzeli na siebie i roześmieli się.

— Rain jedzie teraz do Włoch — powiedział obojętnym tonem Pedro.

Paul przez ten czas nie myślał o dziewczynie. Teraz przypomniał sobie wcześniejsze zajście i uśmiechnął się do siebie pod nosem. Złość już mu przeszła. Rozmowa z przyjaciółmi i alkohol, pomogły mu zapomnieć o niedawnym incydencie. Miała prawo nie chcieć wrócić do baru. Faktycznie może trochę przesadził. Dodatkowo jeszcze rozdrażniła ją ta krowa Mauren. Pewnie chciała trochę się uspokoić. Żałował, że tak gwałtownie zareagował. W sumie był wdzięczny, że Pedro zabrał go tu zanim zrobił coś jeszcze głupszego. W gniewie stawał się nieobliczalny.

— Rain wyjeżdża? — usłyszał Joe'go. — Paul, ale ty chyba zostaniesz?

— Jasne, że zostaję. Chyba nie sądziłeś, że pojadę gdziekolwiek z tą gówniarą. — odparł stanowczo. Mimo wszystko nie mógł wypaść z roli. Nie chciał, żeby cokolwiek sobie pomyśleli, a i tak wybiegł dziś za nią z baru jak idiota.

— Świetnie. W takim razie będziesz miał okazję wzmocnić swoją głowę. — To mówiąc roześmiał się gromko. — Jak długo jej nie będzie?

— Pewnie kilka tygodni. — Paul wzruszył obojętnie ramionami.

— Tygodni? O, to dość długo — zdziwił się Joe.

— Pewnie zostanie na winobraniu, sam wiesz, że dopiero wtedy rozkręca się tam zabawa — powiedział obojętnie Pedro, doskonale zdając sobie sprawę, jakie wrażenie zrobi to na Paulu.

— Na winobraniu? — zapytał Joe, zerkając na Pedra z kpiącą miną. — Rain i winobranie? Nie sądzę, ona nie nadaje się na takie imprezy — zachichotał.

— A dlaczego miałaby się nie nadawać? To młoda, atrakcyjna dziewczyna, powinna się bawić — powiedział Pedro.

— Jakbyś nie znał Rain. Odkąd była dzieciakiem nic się nie zmieniła i mówię ci, że nie nadaje się na takie imprezy. Gdy dwa lata temu byłem u swojej rodziny, to widziałem się z jej bratem. Wyleciał wcześniej do Stanów żeby coś załatwić i miał wrócić za kilka dni z powrotem. Ale Rain do niego wciąż wydzwaniała, musiał po nią specjalnie przyjechać wcześniej i zabrać ze sobą — zaśmiał się. — Mówię wam, gdybyście widzieli minę Ethana padlibyście ze śmiechu. Co za człowiek. Miał ważną sprawę w kraju, ale musiał wszystko zostawić, bo nie chciał jej pozwolić lecieć samej. Właśnie, aż dziw bierze, że ją tu samą puścili.

— Nie jest przecież sama i jakby nie było, to już od dawna jest dorosła. To jej sprawa gdzie i z kim przebywa. Jej bracia nie powinni decydować za nią — powiedział Paul, a Pedro uśmiechnął się pod nosem.

— Przed chwilą nazwałeś ją gówniarą — oznajmił przekornie barman, na co Paul rzucił mu mordercze spojrzenie. — Masz rację — dodał pojednawczo. — Ale chyba jeszcze tu wróci, co? — zapytał.

— Oczywiście. A dlaczego miałaby nie wrócić, ja jej przecież tego nie zabronię. Jestem jedynie jej gościem i gdyby nie ten fakt, to sprawa wyglądałaby inaczej. Wtedy by nie wróciła, niestety teraz wróci — wymruczał, wpatrując się w kufel piwa, który trzymał w dłoni.

— Myślę, że gdybyś ją poprosił, aby nie wracała, to...

— Nie mam zamiaru o nic gówniarę prosić. — Nie pozwolił, aby Pedro wypowiedział się do końca. Zdał sobie jednak sprawę z tego, że zabrzmiało to niegrzecznie. — Powiem wam szczerze, że nie do końca jest mi znany wizerunek Rain jaki przedstawiacie. Czasem mam wrażenie, że chodzi o dwie różne osoby. Nieśmiała, stroniąca od ludzi dziewczyna, to nie jest Rain, którą znam — Popatrzył na nich z politowaniem.

— Mnie też dziwi to jak się ostatnio zachowuje, jednak doskonale pamiętam ją kiedyś. Kilka lat temu widziałem ją u jej dziadka. Snuła się posępna po kątach. Chciałem do niej podejść, ale Ryan zlitował się nad nią i wyszli gdzieś razem. Diego się o nią zawsze bardzo martwi. Szczerze mówiąc, tę letnią imprezę zawsze organizuje tylko po to, żeby ją zobaczyć — powiedział, a następnie zwrócił się do Pedra. — Nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego Martha przywoziła tu tylko Rain? Mi to nigdy nie dawało spokoju — stwierdził, na co Pedro obojętnie wzruszył ramionami.

— A czy to ważne? — zapytał. — Martha bardzo kochała Rain. Pewnie chciała pobyć z małą jakiś czas sama. To wszystko.

— Może masz rację. Ech, ta Rain — zaśmiał się. — Zawsze jak tu przyjeżdżały to coś się musiało stać. Ten dzieciak był taki cichy i nieśmiały, ale zawsze jak coś się wydarzyło, to od początku było wiadome, że macza w tym palce Rain.

— Nie wierzę żeby aż tak się tu wam dała w kość — powiedział Paul, a Joe i Pedro spojrzeli na siebie i wybuchli śmiechem.

— Uwierz mi, wszystko co tu słyszałeś, to święta prawda — stwierdził Joe. — Dziwię się, że ona w ogóle chce jechać — dodał, ni z tego ni z owego.

— Dlaczego? — zapytał Paul.

— Ty pytasz dlaczego? — Joe zaśmiał się i poklepał go po ramieniu. — Przecież ona jest zapatrzona w ciebie jak w obrazek.

— Przesadzasz — powiedział Pedro, a Joe spojrzał na niego z politowaniem, następnie zwrócił się do Paula.

— Ja zawsze mówię co myślę, nie miej mi tego za złe Paul. I swoje wiem. No przecież widzę jak ona się przy tobie zachowuje — dodał z szerokim uśmiechem.

— Nawet jeżeli by tak było, a nie jest, to nie byłoby to dla niej dobre — powiedział zamyślony. — Nie jestem facetem, który uszczęśliwia kobiety. Zresztą... kiedy wreszcie zrozumiecie, że po prostu razem mieszkamy i absolutnie nic nas nie łączy.

— Nie jesteś facetem który uszczęśliwia kobiety? Jasne! Powiedz to wdowie Bauer — zaśmiał się Joe, a Paul przewrócił oczyma.

— Mauren to nie Rain. Momentami nie wiem o co tej dziewczynie chodzi, ale na pewno nie o jakiekolwiek zażyłości. Nawet dobrze jej nie znam. Natomiast Mauren to typ kobiety, którego staram się unikać, momentami przypomina mi moją byłą żonę.

— Byłeś żonaty? — Zdziwił się Włoch.

— Każdemu zdarza się popełnić jakąś głupotę — mruknął pod nosem.

— Głupotę, mówisz? — Zaśmiał się ponownie Joe i spojrzał porozumiewawczo na Pedra. — To wypijmy może za tę głupotę, której nie zamierasz popełnić.

— Tu się ukrywacie — usłyszeli za sobą głos Teda i zobaczyli jak wchodzi do baru razem z Dylanem. — Widzę, że nie próżnujecie.

— Wzmacniamy głowę Paula — powiedział Joe z uśmiechem.

— Uważaj Paul, gdy Rain wyjedzie, to mogą cię za bardzo wziąć w obroty — powiedział cicho Pedro, na co Paul poczuł nagłą potrzebę kopnięcia go w tyłek. Dlaczego on ciągle o tym mówi? Czy każdego ma zamiar poinformować o wyjeździe Rain? O co mu właściwie chodzi? Może powinien sprawić sobie transparent z tą informacją.

— Rain wyjeżdża? — usłyszał Teda i Dylana jednocześnie.

— Tak — powiedział ponuro.

— To będziemy mieli więcej czasu na lokalne rozrywki — zaśmiał się Ted, a Paul nagle zrozumiał jak musiała się czuć Rain gdy każdego informował, że nie są parą. Oczywiście to inna sprawa i miał rację, ale jednak takie uporczywe powtarzanie może zirytować.

— Lokalne rozrywki? — zapytał, raczej z grzeczności. Szczerze mówiąc w tym momencie miał już dość rozmowy z nimi.

— No wiesz, bar — odpowiedział Ted.

— I bar — dodał Joe.

— I jeszcze bar — zakończył Pedro, Paul popatrzył na niego, a ten tylko wzruszył ramionami.

— Gdzie jest Rain? — usłyszał Dylana i aż go ścisnęło. Czemu ten chłopak zawsze o nią pyta? Co mu do tego gdzie ona jest?

— Jest w domu z Lucy — odpowiedział Pedro, a Paul miał ochotę zrzucić go ze stołka. Brakowało jeszcze tego, żeby zaproponował mu żeby do nich poszedł.

— Lucy szła przed chwilą z Peggy i Stacy — powiedział zdziwiony Ted.

— Rain z nimi nie było? — zapytał Joe.

— Nie.

— Pewnie jest w domu — powiedział Pedro, a jego obojętny głos zaczął działać już na nerwy Paulowi.

W tym momencie weszła do lokalu Mauren. Nie spodziewała się go tu zastać. Już przy wejściu zaczęła próbować tych swoich sztuczek. Joe popatrzył na Paula i zaśmiał się.

— Racja, nie jesteś "tym gościem". — Mrugnął do niego.

— Pedro, chyba już pójdę do domu — powiedział niespodziewanie Paul. Nie mógł przestać myśleć o Rain.

— Dlaczego? Zostań jeszcze — odpowiedział Pedro, a Paul w tym momencie pomyślał, że starzec specjalnie stara mu się utrudnić wyjście. O co mu chodziło?

— Trochę się martwię o Rain — powiedział do niego cicho.

— Dlaczego? — Pedro ewidentnie robił to celowo. Innego wyjścia nie było. Każdego informował o tym, że Rain wyjeżdża. Mówił gdzie jest i na dodatek utrudniał mu powrót do niej.

— Na przykład dlatego, że miała zamiar sobie sama coś ugotować — powiedział konspiracyjnie.

— Ale przecież... — zaczął starzec, ale gdy zobaczył wkurwioną minę Paula dodał: — Gotować? To faktycznie chyba powinieneś już iść do domu. Panowie, na nas już czas — oznajmił zebranym.

— Paul, już wychodzisz? — zapytała zawiedziona Mauren. — Jeszcze pomyślę, że mnie unikasz? — dodała kokieteryjnie.

— To mogłoby mnie zabić — powiedział, łapiąc się za serce, co rozśmieszyło Joe'go.

— Więc zostań. Inaczej będę musiała sobie znaleźć kogoś innego — spojrzała zalotnie, a Paul pomyślał, że nie pasuje do niej ta poza nieśmiałej łani. Wyglądała wręcz karykaturalnie.

— Twe słowa zraniły mnie tak dotkliwie, że nie będę mógł spać nocą.

— Więc zostaniesz?

— Dobranoc, Mauren — powiedział, wychodząc. Gdy był już na dworze usłyszał gromki śmiech.

— Co za głupia baba — stwierdził i usłyszał jak Pedro zachichotał.

Przy barze Betty spotkali Lucy z koleżankami.

— Nie ma z tobą Rain? — zapytał Paul.

— Nie. Byłam u niej, ale nikogo nie zastałam. Czekałam jakiś czas, ale nie wróciła, więc przyszłam — powiedziała.

— Trzeba było wejść do środka. Może położyła się spać — stwierdził Paul.

— Drzwi były otwarte, więc weszła. Nie było jej w środku. — Popatrzyła na Paula z niepokojem.

— Może poszła nad jezioro — powiedział, starając się zachować spokój, ale zaczął się o nią martwić.

Zostawili dziewczyny i ruszyli w stronę domu. Pedro szedł powoli. Spokojny i opanowany. Paul teraz już nie na żarty martwił się o Rain. Przecież minęło tak dużo czasu. Kilka godzin. Mogło coś jej się stać. A jeżeli poszła nad jezioro? Przecież nie pływała zbyt dobrze.

— Pójdę szybciej. Ty dojdziesz sobie powoli — powiedział i ruszył, nie czekając na odpowiedź starca, który teraz uśmiechał się pod nosem, kręcąc z politowaniem głową.

Droga zajęła mu wyjątkowo krótko, dosłownie kilka minut. Praktycznie przebiegł cały dystans. Po wejściu do środka zorientował się, że nikogo nie ma w domu. Nikogo oprócz Frajera. Na piętrze zobaczył wyciągniętą torbę i powrzucane do niej niedbale ubrania. Oczywiście również po całym pokoju porozrzucane były jej ciuchy. Zbytnio nie dbała o porządek, co zdążył już zauważyć. — Cała Rain. — Uśmiechnął się, ale nadal był zaniepokojony jej nieobecnością.

Wyszedł na taras. Obok fotela leżał szkicownik. Podniósł zgniecioną kartkę i wyprostował. Zobaczył piękne promienne słońce i nadciągające w jego stronę czarne, burzowe chmury. Zaklął i wyszedł przed dom.

Było już szaro i chłodno. Ruszył w stronę jeziora, przekonany, że poszła się wykąpać. Ale gdy był już na miejscu nie zastał tam Rain. Przez chwilę pomyślał, że coś jej się stało. Że kąpała się i że... cholera, nie potrafił nawet myśleć o tym, co mogło się stać. Była przecież zdenerwowana.

— Gdzie ta idiotka jest? Rain! — krzyknął, ale odpowiedziała mu cisza.

Na brzegu nie było jej ubrań, a to trochę go uspokoiło. Pomyślał, że może już wróciła, ale gdy doszedł do domu, zastał tam tylko Pedra. Kretyn siedział sobie wygodnie w fotelu jakby nigdy nic i popijał spokojnie whisky.

— Jest tu Rain? — zapytał Paul.

— Nie ma — odpowiedział Pedro. — Napijesz się?

— Jak możesz być taki spokojny? — Zdenerwował się. — Ta gówniara gdzieś sobie poszła. Jest już późno, a jej mogło się coś stać. Musimy coś zrobić. Szukać jej.

— Wcale nie jestem spokojny — stwierdził, a Paul przyglądał mu się ze zdziwieniem.

— Gdy dziś wróciłem do baru bez Rain, to nawet o nią nie spytałeś — powiedział z wyrzutem. — A gdybym ją skrzywdził? Taki z ciebie przyjaciel? — dodał podniesionym głosem.

— Rain ci ufa. Więc i ja ci zaufałem — powiedział Pedro. — I jak widzę dobrze zrobiłem.

— Zapamiętaj sobie. Mi nie można ufać. Jestem złym czło...

— Mam swoje lata, ale nie narzekam na pamięć, a ty mówiłeś mi już to wiele razy.

Paul patrzył na niego ze złością. Miał ochotę usiąść i się napić, ale myśl, że jej jeszcze nie ma, dosłownie doprowadzała go do szaleństwa. Na dworze było już ciemno.

— Gdzie ona może być? — powiedział sam do siebie.

— Wróci. — Spokój Pedra drażnił go.

— Pójdę jeszcze jej poszukać. Ty tu zostań — oświadczył, po czym odszedł.

Pedro siedział na tarasie i patrzył jak znika w ciemności. Pokręcił głową z uśmiechem.

— Jak dzieci — powiedział sam do siebie. Po kilku minutach zobaczył nadchodzącą Rain i zaśmiał się cicho. 

* * *

Gdy wracała, było już ciemno. Cały dzień pełen emocji, sprawił, że była ogromnie zmęczona. Gdy dochodziła już do domu widziała światło na tarasie. Jej myśli kłębiły się chaotycznie. Chciała zobaczyć Paula, a jednocześnie bała się jego reakcji. Jednak gdy weszła na ganek zastała jedynie Pedra. Poczuła niepokój. Czyżby odjechał?

— Jesteś sam? — zapytała niepewnie.

— Tak — odpowiedział krótko starzec.

Rain stała w miejscu i nic nie mówiła. Nie chciała zadać pytania, na które obawiała się poznać odpowiedź. Była w impasie. Pedro podniósł się z krzesła, podszedł do niej i ucałował w czoło.

— Dobrze, że już wróciłaś, Paul się o ciebie martwił i poszedł cię szukać — powiedział. — Idź się połóż. Pewnie zaraz przyjdzie.

— Szuka mnie? — wydusiła zdezorientowana.

— Tak. Ale teraz idź się połóż, widzę, że jesteś zmęczona.

Rain nie miała siły się z nim spierać. Cały dzień prawie nic nie jadła, a teraz ledwie utrzymywała się na nogach. Pożegnała się z Pedrem i poszła na górę. Gdy tylko znalazła się w łóżku prawie natychmiast pojawił się Frajer, a po chwili rozległo się kojące mruczenie.

— Jest na górze — usłyszał Paul, gdy tylko doszedł do domu. — Ja już pójdę. Ty też powinieneś się położyć.

— Odprowadzę cię — powiedział pośpiesznie do Pedra.

— Nie trzeba. Przejdę się — odpowiedział.

— Ale...

— Masz na nią dobry wpływ, przyjacielu. Na początku nie sądziłem, że aż tak wielki, ale to dobrze dla niej — powiedział, a Paul spoglądał jak starzec odchodzi zamyślony.

— Co za dziwak — wyszeptał sam do siebie.

Czasami wydawało mu się, że Pedro wie, co stanie się z moment. Tak, jakby to on pisał scenariusz, według którego oni odgrywali swe role. Zawsze spokojny i na pozór obojętny. Nigdy do tej pory nie spotkał takiego człowieka. Pedro był opanowany, jakby nic nie było w stanie wytrącić go z równowagi. Jednak na widok Rain jego twarz łagodniała. A w jego oczach pojawiała się nieznana czułość. Pojawiało się tam coś jeszcze, coś, czego nie mógł nigdy sprecyzować. Tak jakby staruszek starał się czegoś w dziewczynie doszukać.

Paul wszedł na górę i popatrzył na śpiącą Rain. Ona jednak nie spała. Po chwili poczuła jak Paul kładzie się obok niej i obejmuje ją.

— Nigdy więcej mi tego nie rób — usłyszała, a odwróciwszy się do niego, przytuliła go mocno.

— Przepraszam — wyszeptała.

— Głuptasie, to ja powinienem cię przeprosić — powiedział i pocałował ją w czoło.

W momencie, gdy tylko pojawił się Paul i przytulił ją, poczuła, że wszystko wróciło na swoje miejsce, że teraz już wszystko będzie dobrze. Poczuła się znów bezpiecznie.

— Poszedłem nad jezioro, ale cię nie znalazłem. Chodziłem we wszystkie możliwe miejsca. Gdzie byłaś? — zapytał.

— Nad urwiskiem — powiedziała cicho.

— Mogłaś zostawić wiadomość. Wystarczyło napisać na kartce gdzie jesteś i nikt by się o ciebie nie martwił, wariatko. Pedro odchodził od zmysłów.

— Dziwne. Gdy wróciłam relaksował się przy drinku i wyglądał na całkiem spokojnego.

— Ludzie różnie reagują na stres — wymamrotał niezadowolony.

— Ale...

— Dlaczego poszłaś nad urwisko? To niebezpieczne. — Za wszelką cenę musiał zmienić temat.

— Pomyślałam, że zamiast gotowania, nauczę się latać — odparła ze złością, a on sapnął z irytacją.

— Masz nie po kolei w głowie, wiesz?

— To od przebywania w twoim towarzystwie.

— Zazwyczaj doceniam twoje poczucie humoru, ale dziś nie mam siły na naukę latania ani żadne inne twoje dziwactwa — szepnął, wkładając dłonie w jej włosy.

Westchnęła, czując jego ręce. Uwielbiała to. Słyszała jego oddech. Czuła jego ciepło. Bezpieczeństwo. Wszystko nabierało sensu, gdy był z nią.

— Przepraszam, że dziś nie wróciłam z tobą do baru — powiedziała pojednawczo.

— Nie masz za co przepraszać, Rain. I nie musimy o tym mówić. Nie chciałaś, nie wróciłaś. Ja zareagowałem zbyt gwałtownie. Ty również odeszłaś w gniewie. Wszystko potoczyło się nie tak jak powinno, ale już jest dobrze.

— Ja po prostu chciałam spędzić jak najwięcej czasu tylko z tobą. Niedługo wyjeżdżam. Nie chciałam tracić czasu na głupie zagrywki Mauren i rozmowy o niczym z innymi ludźmi. Dla ciebie może to coś znaczy, ale dla mnie to strata czasu.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — Paul żałował straconego dnia i swego zachowania. Miała rację. Wiedział, że wkrótce wyjeżdża i nie zobaczą się przez kilka tygodni. Ale chyba nie dopuszczał tego do siebie. Może dlatego, że dowiedział się dopiero dziś? Mogła przecież powiedzieć mu wcześniej. Sama wiedziała już od dawna. Co ona sobie myślała?

— Sama nie wiem. Zdenerwowała mnie Mauren. Dałam się jej sprowokować i zachowałam się okropnie, zezłościło mnie to. Ty również mnie prowokowałeś. Dlatego wyszłam. Gdy do mnie przyszedłeś myślałam, że wrócimy do domu i porozmawiamy po drodze, ale tak się nie stało.

— Obiecuję ci, że spędzimy resztę czasu tylko we dwoje. A jeżeli będziesz grzeczna, to może nawet spróbujemy coś ugotować — zaśmiał się.

— Naprawdę? — zapytała, a on zaśmiał się.

— Oczywiście, że nie. — Przytulił ją, zadowolony, że jest cała. Na myśl o urwisku przeszły go ciarki. — Moja ty mała dziewczynko. Śpij już.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro