Rozdział 13 - (Nie)żona

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia po wyjeździe Rain, Paul próbował się czegoś dowiedzieć od lekarza. Ale gdy go o nią zapytał lekarz odpowiedział mu tylko, że wyjechała do Nowego Jorku i nic poza tym nie wie. Paul chciał się dowiedzieć, kiedy wróci i czy wróci, ale lekarz nic nie mówił. Z jednej strony ucieszył się, że wyjechała, bo przecież i tak chciał żeby odeszła. Jednak było mu smutno, że stało się to w taki sposób. Ta dziewczyna nie zasłużyła sobie na to. Zaopiekowała się nim i była dla niego taka dobra, udzielała mu pomocy we wszystkim. Właściwie gdyby nie ona, to byłby już martwy.

Chciał żeby wróciła, chociaż jeszcze na jeden dzień, wtedy miałby okazję jej podziękować. Czas dłużył się niemiłosiernie bez tej małej. Zaśmiał się na wspomnienie jej głupich min. Lekarz pozwolił mu się już ubrać. Dostał dres oraz kilka koszulek. Podobno to Rain je dla niego przyniosła. Znowu ta dziewczyna. Myślała chyba o wszystkim. Paul poprosił żeby wstawiono mu do pokoju fotel. Nie mógł usnąć, a gdy już zasnął miał niespokojne sny. Zbudził się późną nocą. Usiadł w fotelu i zasnął w nim. Rano obudził się cały obolały. 

Gdy lekarz go zbadał, skierował go na dodatkowe badania. Wkurzony bezczynnością, miał ochotę posłać tych wszystkich ludzi do diabła i wyjść ze szpitala. Jedyne, o czym teraz marzył, to opróżnić jakaś butelkę w pierwszym lepszym barze. Albo spacer brzegiem morza. Chciał po prostu wyjść. Był wściekły i tylko myśl, że dziewczyna może wrócić, trzymała go w miejscu. Wciąż zastanawiał się, dlaczego mu tak zależy na tym, żeby ją przeprosić, bo przecież to nie miało sensu. Wieczorem usłyszał na korytarzu damski głos. Niestety osoba, do której należał, nie była tą, której oczekiwał. Jednakże była to osoba, której zupełnie się nie spodziewał.

— Debb, co ty tu robisz? — W drzwiach stała jego była żona.

— Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś? — powiedziała z wyrzutem. — Od adwokata dowiedziałam się, że miałeś wypadek.

— W takich sprawach dzwoni się zazwyczaj do rodziny albo przyjaciół, Debb. — Paul nie chciał z nią rozmawiać, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że pozbycie się jej, nie będzie wcale takie łatwe.

— Byłam twoją żoną, Paul — powiedziała.

— Naprawdę? — zakpił. — Chyba to przeoczyłem. Ale wiesz, w sumie masz rację. Byłam, to idealnie określenie i tego powinnaś się trzymać.

— Przecież jesteśmy przyjaciółmi.

— Ja nie mam przyjaciół. I, nie przedłużając, jestem ci niesamowicie wdzięczny za wizytę, bez której, jak sądzę, nie potrafiłbym się obejść, ale teraz już sobie idź.

— Ale... — zaczęła.

— Oboje dobrze wiemy, że nigdy się nie przyjaźniliśmy, Debb. A małżeństwem byliśmy tylko na papierze — powiedział już na poważnie, chcąc pozbyć się jej jak najszybciej.

— Ja tego tak nie widzę. Byłam z tobą szczęśliwa.

— Ale ja nie. Nawet nie wiem czy cię kiedykolwiek lubiłem. Zadręczałaś mnie. Drażniło mnie w tobie dosłownie wszystko. Twój głos, śmiech, wygląd. Puste rozmowy, które do niczego nie prowadziły. Wieczna gadanina o niczym — wymieniał. — Twoje zachowanie doprowadzało mnie do szaleństwa. Byłem szczęśliwy, kiedy się wreszcie ciebie pozbyłem. Takie są fakty, Debbie. A teraz nie chcę cię więcej krzywdzić. Doceń to — wyrecytował bez owijania w bawełnę.

— Ale...

— Nie mogłem znieść przebywania z tobą Debb, każda kobieta, z którą cię zdradzałem, była lepsza od ciebie. 

— Zdradzałeś mnie?

— Oczywiście — zaręczył. — I nie udawaj idiotki. Nigdy tego nie ukrywałem.

— Wybaczyłam ci.

— Nie potrzebowałem twojego wybaczenia, ponieważ nie widziałem w tym niczego złego. Nigdy nic dla mnie nie znaczyłaś i doskonale o tym wiedziałaś.

— Mogę to zmienić — powiedziała zduszonym głosem, a on się roześmiał.

— Debb, zrozum wreszcie, że w tym momencie nie chcę sprawiać ci więcej bólu i powinnaś to docenić. Jednak to się może zmienić, więc radzę ci, odejdź jak najszybciej i daj mi spokój. Tak będzie lepiej dla ciebie — zniecierpliwił się. Przez chwilę milczała. Myślał, że go posłucha, jednak się pomylił.

— Co ci się stało? — Zmieniła temat, na co pokręcił z niesmakiem głową. Nienawidził tego w kobietach. 

— Potrącił mnie samochód, ale podejrzewam, że już to wiesz — powiedział zniecierpliwiony, a w myślach dodał: i spojrzałem w najpiękniejsze oczy na świecie.

Uśmiechnął się na wspomnienie tego dnia, gdy zobaczył Rain po raz pierwszy. Debb źle zrozumiała jego uśmiech i przytuliła się do niego, co sprawiło, że poczuł jeszcze większą irytację.

— Tak za tobą tęskniłam, kochanie.

— Ja o tobie nawet nie pomyślałem, Debb. Powinnaś już iść.

— Masz rację, muszę iść do kilku sklepów, ale jutro wrócę — zaręczyła. — I proszę cię, przemyśl jeszcze to, co mówiłam. Ja wiem, że teraz mogłoby się nam udać — dodała. Chciała go pocałować na pożegnanie, ale odsunął się.

— Idź już — oznajmił ostro. — I nie wracaj, ani dziś, ani jutro, ani nigdy więcej. Nie zmienię zdania, Debb.

Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, westchnął ciężko i potarł dłońmi skronie. Jej wizyta wyprowadziła go równowagi. Nie było chyba bardziej irytującej baby od jego byłej żony. Pusta, głupia kretynka, dla której zakupy są zawsze na pierwszym miejscu.

Jakieś trzy lata temu poznał ją w Vegas, w jakimś kasynie. Przy ruletce, uwieszoną na ramieniu jakiegoś nadzianego gościa. Trzymała w ręku fikuśnego drinka i znudzonym wzrokiem rozglądała się wokoło. Gdy jej spojrzenie zatrzymało się na nim, w jej oczach pojawiło się zaciekawienie. Coś mu się w niej wtedy spodobało, chociaż odbiegała od kobiet, z jakimi się spotykał. Miała ładną twarz, może trochę zbyt wyzywającą. Duże piersi prawie wyskakiwały ze skrawka materiału, który miała na sobie. Długie blond włosy upięte miała w wymyślną fryzurę, a na twarzy widniał dość ostry makijaż. Uśmiechnął się do niej i podszedł do stolika. Cały czas go obserwowała. Wystarczyło kilka minut i kilka spojrzeń, żeby po chwili wychodzili razem do hotelowego pokoju. Przez dwa dni z niego nie wychodzili, a trzeciego byli już małżeństwem.

Do dziś nie mógł się nadziwić jak tego dokonała. Ale popełniła błąd. Oczywiste było dla niego, że wybrała go, bo widziała, że ma pieniądze. Jego wygląd i sposób bycia również miał na to znaczny wpływ. Lecz pomyliła się, postawiła na złego konia. Owszem, miała wszystko to, czego chciała, ale nie dostała nigdy tego, czego zapragnęła najbardziej. Miłości. Choćby odrobiny jakiegoś cieplejszego uczucia. 

Paul nie był kimś, z kim można normalnie żyć i wkrótce to zrozumiała. Przez te dwa lata, przekonywała się o tym każdego dnia. Poniżał ją i kpił z niej przy każdej nadarzającej się okazji. Czasami było mu jej nawet żal, ale nie mógł się powstrzymać. Nie kochał jej, nawet jej nie lubił. W końcu po dwóch latach złożyła pozew o rozwód. Nie trwało to długo. Zapewnił jej byt, mogła nadal żyć w luksusie. Dla niego liczyło się jedynie to, że była już jego ex i nikim więcej. Właściwie to nigdy nie była dla niego kimś więcej, tylko kobietą, która zaspakajała jego potrzeby. W dniu, w którym nie wytrzymała i powiedziała mu, że chce rozwodu, on tylko się roześmiał.

— Nareszcie — powiedział do niej z ulgą.

W ostatnim czasie próbowała się z nim kontaktować, ale on za każdym razem dawał jej do zrozumienia, że nic już między nimi nie będzie. I nie był przy tym zbyt delikatny. Bywało, że zastanawiał się dlaczego ta kobieta chciała z nim być, chociaż on wciąż ją tak poniżał. Zawsze go to dziwiło.

Brakowało mu czasami kogoś, z kim umiałby współegzystować, kto by go zrozumiał. Kobiety, którą mógłby nazwać partnerką. Lecz z biegiem czasu coraz wyraźniej docierało do niego, że jest to niemożliwe. Nigdy nie było takiej kobiety. Miał już trzydzieści dwa lata, a do tej pory nie spotkał żadnej, którą chciałby choćby spróbować pokochać. Czasem wydawało mu się, że nienawidzi kobiet. Były takie interesowne. A te, które były normalne, wydawały mu się niewarte uwagi. Może to z nim było coś nie tak?

Tej nocy również nie mógł spać. Wciąż dręczyły go paskudne myśli. Co teraz? Gdy już wyjdzie ze szpitala, to co właściwie będzie robił? Powrót do pustego apartamentu hotelowego zniechęcił go. Samotność zaczęła mu doskwierać jeszcze bardziej, teraz, gdy po tych kilku dniach z Rain, ponownie został sam. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji byłby chyba wyjazd. Tym bardziej, że jak mówiła kobieta z baru, Lisa będzie próbowała zemścić się na nim, a teraz wiedział już, że z nią nie ma żartów. Za jakiś czas jej przejdzie, może nawet wtedy spróbuje jej jakoś pomóc. Była niebezpieczna i stanowiła problem. Nie tylko dla niego. Teraz jednak nie chciał się w to zagłębiać. Rozpraszało go coś innego. A właściwie ktoś.

Paul próbował nie myśleć o Rain. Zasnął bardzo późno, wciąż próbując.


Następnego dnia po południu wróciła Debb. A on, z jakiegoś niezrozumiałego powodu, był wściekły na Rain i szczerze mówiąc nie potrafił nawet powiedzieć dlaczego. Wyjechała tak bez słowa, nie miał teraz możliwości, aby się na niej wyżyć. Nie mógł nakrzyczeć na nią, że tak bez słowa wyjechała. Przecież nie mogła tak bez uzgodnienia z nim po prostu sobie wyjść. Nie chciał jej tu, nie chciał jej przy sobie. Ale to nie ona powinna decydować kiedy ma zniknąć z jego życia. I jeszcze ta nieoczekiwana wizyta Debbie. Tego było za wiele. Ta tępa baba ciągle wracała do tematu, którego on usilnie unikał. Był już na tyle wyprowadzony z równowagi, że miał ochotę złapać ją za włosy i wywlec za drzwi. Z opresji wyratował go lekarz, który przyszedł po niego, aby zabrać go na kolejne badania. Paul dosłownie ucieszył się na jego widok. Niestety po kilkunastu minutach cały jego entuzjazm uciekł, gdy tylko usłyszał głos Debb w pokoju. Ponad godzinę męczył się na jakiś cholernych badaniach, mając obok swoją byłą żonę i marząc o skręceniu jej karku. Gdyby tu była Rain — pomyślał i zezłościł się jeszcze bardziej.

— Głupia dziewczyna — mruknął pod nosem.

— Czy coś pan mówił? — usłyszał lekarza i zaklął w myślach.

— Paul, wszystko w porządku? — Głos Debb działał na niego, jak czerwona płachta na byka. Obawiał się, że jeżeli potrwa to dłużej i nie zostawi go w spokoju, to zrobi jej krzywdę.

— Długo to jeszcze potrwa? — zapytał zniecierpliwiony.

— Już koniec. Może pan wracać.

Wchodząc do pokoju był niesamowicie zły. Debbie niestety szła za nim i wciąż coś mówiła, a on marzył tylko o tym, by wreszcie zostać sam. Nie zamierzał dłużej bawić się z nią w ceregiele. Jego cierpliwość właśnie się wyczerpała. Był rozjuszony do tego stopnia, że jeżeli ta baba nie wyjdzie sama, to wyrzuci ją przez okno.

— To koniec — powiedział podniesionym tonem. — Wyjdź stąd natychmiast.

I wtedy spojrzał w stronę okna. Zza oparcia fotela coś wyglądało. Rain. To była Rain. I nagle cała złość gdzieś uleciała. Uśmiechnął się i podszedł do fotela. Była zaspana. Obudził ją. Spała otulona jego bluzą. Patrzyła teraz na niego, zadzierając wysoko głowę, taka potargana, taka słodka. Włosy sterczały jej na wszystkie strony, wyglądała uroczo. Gdy zapytała czy śni, rozbawiła go. W chwili, w której ją zobaczył, ogarnął go spokój. Przytulił ją spontanicznie, a ona gdzieś tam zniknęła w jego ramionach. Poczuł się jakby właśnie tego potrzebował. Jakby na to właśnie czekał. Nie potrafił tego wytłumaczyć. W tamtej chwili nawet nie chciał niczego tłumaczyć. Była taka inna. Taka ożywcza. Niczym łyk świeżego powietrza w zatęchłej dziurze. to wszystko go męczyło, a gdy ona znalazła się przy nim, to tak jakby ktoś włączył reset. Jakby wymienił baterię na nową

I wtedy zadzwonił telefon. Jakiś mężczyzna. Michael. W trakcie rozmowy zorientował się, że facet najzwyczajniej w świecie próbuje się umówić z Rain, wynajdując jakieś nieistotne powody. Znał takie podchody. Sam niejednokrotnie tak postępował. Był ciekawy jak to wszystko się potoczy. I Debbie. Te jej głupie gierki. Gdy zobaczył minę Rain, w momencie, gdy Debb oznajmiła, że jest jego żoną, poczuł się nieswojo. Na buzi dziewczyny widać było zdziwienie, jak u małego dziecka. Nie było tam szaleństwa, zazdrości ani złości. Po prostu zdziwienie. Jezu, ta dziewczyna była taka prosta, tak nieskomplikowana i czysta. Nie wiedział, jak ma zareagować. To go zadziwiało, ale również niepokoiło

— W takim razie jesteśmy umówieni — usłyszał i uśmiechnął się pod nosem. Mała złośnica.

Wiedział, że zrobiła to z żalu, ale nic się nie odezwał. Na samym końcu triumfująca Debb i szybki koniec jej triumfu, gdy Rain wyszeptała cichutko „i wszystkim". A później to "nie tęsknił". Musiał przyznać, że istotnie nie myliła się i faktycznie spędził z nią miłe chwile, a za Debb nigdy przecież nie tęsknił. Zawsze była dla niego jedynie pasożytem, którego ciągle próbował się pozbyć. Te słowa były tylko dla Debb, ale Paul też je usłyszał. Uśmiechał się jak głupi do sera, starając się tego nie pokazać. Gdy Rain wyszła w pierwszym momencie chciał za nią wybiec. Pomyślał, że znowu gdzieś zniknie i że tym razem nie wróci. Ale zrezygnował, gdy tylko zerknął na stolik, na którym leżała jej torebka. Wróci — pomyślał z ulgą.

— Kto to jest? — Debb była zła. Co również go bawiło. 

— To jest Rain — roześmiał się. — O ile się zorientowałem, przedstawiła ci się. Nie wiem jak mogłaś to przeoczyć. Chociaż biorąc pod uwagę to, że ciągle umykały ci moje prośby, abyś dała mi spokój, to może powinnaś pomyśleć o aparacie słuchowym

— Co to za dziewczyna? Jakaś pielęgniarka? — Na te słowa westchnął zniecierpliwiony. Czy ta baba nigdy nie zrozumie? — pomyślał.

— Nie Debb, to nie jest pielęgniarka. I nie powinno cię interesować, kim ona jest, ponieważ to twoja sprawa. Proponuję, żebyś już sobie poszła, twój widok działa mi na nerwy, a doskonale wiesz, że nigdy nie grzeszyłem cierpliwością.

— Czy to twoja kochanka? — Debbie była rozdrażniona. 

— Nie zamierzam odpowiadać na żadne twoje pytania.

— Nie chcę tu widzieć nigdy więcej tej dziwki — wycedziła histerycznie, a jego dosłownie w jednej chwili trafił szlag.

— Nigdy tak o niej nie mów! — Podszedł do niej i z gniewem złapał ją za ramię, a następnie mocno szarpnął, z całej siły starając się nie zareagować gwałtowniej. — Rain uratowała mi życie i choćby z samego tego powodu nie waż się więcej jej tak nazywać. Musisz wiedzieć, że w tym momencie stąpasz po bardzo cienkim lodzie — zaręczył.

— To niesprawiedliwe i nie zamierzam...

— Z jakiegoś powodu, może z sentymentu, albo samego faktu, że byłaś moją żoną, nie chcę cię krzywdzić. I mówiąc krzywdzić, mam na myśli drastyczne kroki. A wiesz na co mnie stać. Widziałaś niejedno. Więc teraz, dla swojego bezpieczeństwa wyjdź stąd i zadbaj o to, aby nigdy więcej nie doprowadzić mnie do takiego stanu w jakim jestem teraz — oświadczył chłodno. Debbie cofnęła się o krok i spoglądając na niego ze łzami w oczach głośno przełknęła ślinę.

— Ale ona jest dużo młodsza od ciebie. Ile ma właściwie lat? — wydusiła zrezygnowanym tonem, czym nieświadomie wkurzyła go jeszcze bardziej, ponieważ poniekąd było to również jego rozterką i często zastanawiał się czy dziewczyna jest pełnoletnia. Taka pełna wigoru wydawała się być jeszcze dzieciakiem, jednak zamyślona i poważna sprawiała wrażenie dojrzałej kobiety.

— Zapytam ją gdy wróci. Jestem pewny, że długo nie będę musiał czekać. A ty wynoś się stąd i nigdy nie wracaj — oznajmił bezdusznie.

— Powiedź mi tylko dlaczego, Paul? Dlaczego ona? — wydusiła łamiącym się głosem.

— Nie widać tego na pierwszy rzut oka? Jest młodsza i ładniejsza od ciebie — zakpił, a po chwili dodał już z poważną miną. — Rain jest mądra i dobra. Lubię z nią rozmawiać. Odprężam się przy niej. Chcę żeby przy mnie była, ponieważ jest wszystkim tym, czego teraz potrzebuję. Każdego dnia i każdej nocy... — mówił, zaskakując samego siebie. — A poza tym seks z nią jest niesamowity. Nigdy w życiu żadna kobieta nie dała mi tak wiele przyjemności. Gdy się z nią kocham, czuję się tak, jakbym zdobył najwyższy szczyt. Nigdy nie byłaś nawet jej namiastką — zakończył efektywnie, chcąc jak najdotkliwiej zranić kobietę, której chciał się pozbyć na dobre.

— Nienawidzę cię! — wykrzyknęła.

— Mam nadzieję, że to będzie długoterminowe uczucie — westchnął z nadzieją. 

Debbie wybiegła, zostawiając go samego, analizującego swą wypowiedź, która pojawiła się niewiadome skąd, zostawiając po sobie niekoniecznie dobre myśli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro