Rozdział 17 - Mała ździra

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Paula ogarnęło przerażenie. Nie bał się o siebie. W tym momencie myślał tylko o jednym. Za kilka minut będzie tu Rain. W ręku Lisy zobaczył pistolet. Nie miał szans. Gorączkowo myślał, co zrobić, aby uchronić Rain przez Lisą. Nagle dziewczyna podeszła do niego i niespodziewanie z całej siły uderzyła go kolbą w głowę. Upadł na podłogę twarzą w dół. Próbował się podnieść, ale ból głowy paraliżował go przy najmniejszym ruchu.

— Cieszysz się, że wróciłam, skarbie? — zapytała drwiąco.

— Idź do diabła — wydusił.

— Miałam nadzieję, że ten kociak będzie tu z tobą — wycedziła.

— Zawiedziona? — odburknął.

— Niezbyt — powiedziała chłodno. — Poczekam.

Paul był zły. Udało mu się usiąść, ale ból nadal go paraliżował. Czuł się bezradny, a to było coś, czego nienawidził z całego serca. Niemożność kontrolowania sytuacji.

— Jeżeli coś jej zrobisz, zabiję cię — powiedział z gniewem. — Możesz być tego pewna.

— Myślę, że będziesz miał z tym mały problem — zadrwiła. — Więc zostań tam gdzie jesteś. Poczekamy na...

— Całe życie mam problemy i jakoś sobie z nimi do tej pory radziłem. Jeżeli zrobisz tej dziewczynie choćby najmniejsza krzywdę, to zginiesz. — Chciała coś powiedzieć, ale nie dopuścił jej do słowa. — Jak widzisz, moja sytuacja wygląda beznadziejnie, ale uwierz mi, że nie jest to pierwszy raz i zaręczam ci, że nie ostatni. — Ta pewność siebie rozdrażniła ją. Zrobiła krok w stronę Paula, chcąc zadać kolejny cios, lecz w tym momencie otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Rain.

Wracając do szpitala, Rain przyspieszyła. Czuła się dziwnie i chciała być już na miejscu. Gdy weszła do pokoju zobaczyła w nim Lisę. Stała naprzeciwko Paula z wycelowanym w niego pistoletem. Siedział na podłodze opierając się o łóżko, a z jego skroni sączyła się krew. Rain nie zwracając uwagi na nic, podbiegła do Paula i padła przy nim na kolana.

— Co ci zrobiła? — wyszeptała przerażona.

— Muszę przyznać, że jesteś jeszcze głupsza niż myślałam — powiedziała Lisa, lekko zdziwiona. — Mogłaś uciec, gdy stałaś za moimi plecami albo uderzyć mnie z zaskoczenia. Miałaś przewagę i wiele możliwości, a zachowałaś się jak ostatnia kretynka.

— A dlaczego miałabym cię uderzyć? — zapytała naiwnie Rain i spojrzała na nią z pretensją. Lisa wpatrywała się w nią z niedowierzaniem.

— Żeby się przede mną obronić? — zakpiła.

— Nie wyglądasz jak ktoś, kogo miałabym się bać.

— Teraz to dopiero mnie rozbawiłaś. Szkoda, że muszę cię zabić.

— Chcesz mnie zabić? Coś ci zrobiłam? — wydukała Rain, robiąc zdezorientowaną minę.

— Wyobraź sobie, że chcę zabić was oboje.

— Nie bawi mnie to, ale jeżeli ciebie tak, to będziesz musiała zostać przy wyobrażeniach, ponieważ nic innego się nie stanie — powiedziała stanowczo Rain, ignorując niebezpieczeństwo. Siedziała zwrócona do niej tyłem, wciąż starała się powstrzymać krwotok, co niezbyt jej wychodziło. Na krótką chwilę odwróciła się w stronę Lisy. — Nie zabijesz nas — poinformowała rzeczowo.

— Słucham? — wysyczała dziewczyna z niedowierzaniem.

— Głucha jesteś? Mam powtórzyć? — Każde słowo Rain doprowadzało napastniczkę do furii. Jeszcze bardziej rozwścieczała ją lekceważąca poza dziewczyny, która zachowywała się jakby sytuacja jej nawet nie zaniepokoiła.

— Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji.

— W sytuacji, do jakiej doprowadziłaś, nie ma żadnej powagi.

— Oboje dziś zginiecie.

— Już powiedziałam. Nie. A jeżeli masz jakieś problemy ze słuchem, to idź do laryngologa. Jesteś w szpitalu, więc wystarczy zejść do dyżurki. Korytarzem w prawo na schody, zejdź dwa piętra i zobaczysz tam drzwi z napisem „Lekarz dyżurny". Ze wzrokiem chyba nie masz problemów?

Paul był zamroczony, jak przez mgłę widział Rain, która próbowała zetrzeć krew z jego twarzy. Słuchał tego, co mówi do Lisy i miał ochotę zdzielić ją w głowę. Swoim gadaniem tylko rozdrażniała dziewczynę, a i tak sytuacja była beznadziejna. Pomogła mu się podnieść, po czym oboje usiedli na łóżku, przy czym on miał wrażenie, że w każdej chwili może stracić przytomność. Lisa przyglądając się im ze złością.

— W tej chwili jedynie wy macie problem — wysyczała jadowicie.

— To się nazywa demencja starcza — rzuciła lakonicznie Rain, a widząc konsternację na twarzy Lisy, dodała: — Prowadzi do Alzheimera, a jak wiesz następuje wtedy problem z logicznym rozumowaniem oraz pamięcią. Jeżeli już w tym momencie nie potrafisz zrozumieć, że gówno nam zrobisz, to powinnaś się przebadać, być może to pierwsze symptomy tego schorzenia, a...

— Co ty do jasnej cholery wyrabiasz? — przerwał jej gwałtownie Paul, zdając sobie sprawę z tego, że swoimi wywodami być może pogarsza sytuację, ponieważ dziewczyna była coraz bardziej rozjuszona, a on niestety był bezsilny. — O czym ty gadasz?

— Miałam wrażenie, że ty nie masz problemu z rozumowaniem, ale widzę, że...

— Przymknij się do jasnej cholery, idiotko — warknął i usłyszał głośny śmiech Lisy.

— Kłopoty w raju? — zadrwiła.

Rain spojrzała na nią z wyrzutem. W gruncie rzeczy była śmiertelnie wystraszona. Nie wiedziała jak daleko posunie się Lisa, a jej groźby, że ich zabije, tak naprawdę przerażały ją. Sytuacja wydawała się być bez wyjścia. Nie miała pojęcia, dlaczego tak drażni się z dziewczyną, ale nie potrafiła siedzieć cicho. Popatrzyła bezradnie na Paula. Siedział obok niej, a na jego twarzy było coraz więcej krwi. Na lewym policzku miał sporą ranę, która teraz też zaczynała krwawić. Wiedziała, że trzeba jak najszybciej powstrzymać krwawienie i opatrzyć ranę. Po chwili stwierdziła, że Paul spogląda na nią ze złością.

— Mogłaś uciec — powiedział z pretensją, gdy zobaczył, że na niego patrzy. — Kretynka. Sam nie wiem, która z was jest gorsza — Rain posmutniała, a on pomyślał, że nie powinien jej dodatkowo straszyć. — Nie martw się, jakoś sobie poradzimy — dodał. Chcąc pogłaskać ją po głowie podniósł rękę, lecz od razu wykrzywił się z bólu. Nie jest dobrze — pomyślał.

— Nie byłabym tego taka pewna, Paul — powiedziała z zawiścią brunetka. — Myślę, że nie powinieneś składać obietnic bez pokrycia.

— Czego chcesz? — zapytał w pewnym momencie. — Powiedź tylko, jaka jest cena. Zapłacę każdą.

— Cóż, muszę przyznać, że tego się po tobie nie spodziewałam, Paul.

— Nie masz pojęcia, czego można się po mnie spodziewać. A teraz skończmy dyskusję, powiedź czego chcesz, dam ci to. — W głosie Paula była niesłychana stanowczość, która zdziwiła Lisę.

— W zamian za co? Boisz się o swoje ży...

— Puść dziewczynę — zażądał bezpardonowo, wchodząc jej w słowo.

— Martwisz się o tę...

— ILE!! — przerwał jej podniesionym głosem i złapawszy Rain za rękę spróbował odciągnąć za siebie, lecz dziewczyna wyrywała się, co jeszcze bardziej go wkurzało.

Nie wiedział jak długo będzie w stanie zachować trzeźwość umysłu, czuł mdłości i zawroty głowy. Zdawał sobie sprawę, że w każdej chwili może stracić przytomność, a wtedy Rain zdana byłaby na łaskę Lisy. Głupia dziewczyna ewidentnie nie miała pojęcia w jakim znaleźli się niebezpieczeństwie i rozdrażniała niepotrzebnie Lisę. Miał nie raz do czynienia z podobnymi sytuacjami i wiedział, co robić. Niepokoiło go jedynie to, że być może jego stan zdrowia nie pozwoli mu odpowiednio działać.

— Jakie to wzruszające — zarechotała Lisa, a Rain pomyślała, że nie może już dłużej zwlekać, widziała, że Paul był coraz słabszy.

— Muszę go opatrzyć — powiedziała zdecydowanie do Lisy.

— To byłoby czyste marnotrawstwo. Zaraz i tak zginie — usłyszała. — Ty również.

Rain była zdenerwowana, lecz pomimo to wstała z łóżka i nie zważając na protest Paula, podeszła powoli do Lisy.

— Chcę go opatrzyć — powiedziała opanowanym głosem.

— Odpuść go sobie, mała, a być może pozwolę ci żyć — odparła dziewczyna, uważnie przyglądając się Rain.

— Jesteś zbyt przewidywalna — powiedziała i zobaczyła grymas złości na twarzy Lisy. — Jeżeli zabiłabyś jego, nie miałabyś skrupułów, aby zostawić przy życiu mnie. Jednak sęk w tym, że nie zabijesz nikogo, chyba, że przyłożysz sobie pistolet do skroni i pociągniesz za spust. Nie krępuj się — zakończyła cyniczne.

— Tym ślinotokiem podbijasz swoje ego, czy może próbujesz zamaskować strach? — Lisa zaśmiała się. — Ale masz rację i tak bym cię zabiła — mówiła wpatrując się w Rain, ale ta nic się nie odezwała. — Jesteś głupią idiotką. Ryzykujesz życie dla tego mordercy — powiedziała z nienawiścią.

— Paul nie jest mordercą — zaprzeczyła Rain.

— Następna zakochana w nim idiotka — zadrwiła brunetka.

— Myślisz, że jestem w nim zakochana? W takim razie jednak masz problem nie tylko z logiką, lecz i ze wzrokiem. Ale spokojnie, okulistę też tu znajdziesz, a oddział psychiatryczny jest w drugim skrzydle. To niedaleko — oświadczyła zdecydowanie. — A czy jestem idiotką? Myślę, że nie powinnaś dopuścić do sytuacji, w której musiałabyś się o tym przekonać.

— Jak można pokochać takiego bydlaka? — krzyknęła Lisa, w jej głosie pełno było nienawiści.

— Nie wiem, nie jesteśmy na tym etapie i raczej nie będziemy, on mnie nawet nie lubi. Jeżeli chodzi o mnie, to prawdę mówiąc nawet go dobrze nie znam. Jak zapewne pamiętasz, nie poznaliśmy się w okolicznościach romantycznych — wyznała rozbrajająco Rain, a Paul ledwie się powstrzymał żeby się nie roześmiać. Ta dziewczyna miała coś w sobie.

— Nie zamydlisz mi oczu. Julia też straciła dla niego głowę. — Lisa spojrzała w stronę Paula pogardliwie, była coraz bardziej wytrącona z równowagi. — I co ją spotkało? Porzucił ją, a ona zabiła się przez takiego bydlaka — To mówiąc zrobiła krok w stronę Paula, ale Rain zastąpiła jej drogę.

— Czarne BMW. Trójka pasażerów. Zginęli wszyscy. Również twoja siostra — powiedziała chłodnym, opanowanym głosem, który zarówno Lisę jak i Paula wprawił w zdumienie. — Radzę ci teraz grzecznie abyś odeszła.

— O niczym nie masz pojęcia, nawet jeżeli wydaje ci się inaczej — krzyknęła wściekle Lisa.

— O śmierci Lisy wiem więcej niż ci się wydaje.

— To on ją zabił, a teraz sam zginie!

— On nie jest winny śmierci twojej siostry. — Rain spojrzała wprost na nią i przez chwilę mierzyły się wzrokiem. — Jeżeli już ktoś zawinił, to ty, ponieważ ty prowadziłaś samochód i ty byłaś sprawcą wypadku w którym zginęła Julia — oświadczyła chłodno Rain, a na twarzy Lisy pojawił się grymas nienawiści. — Ty ją zabiłaś.

— Zamknij się! — krzyknęła brunetka i z całej siły uderzyła Rain w twarz.

Dziewczyna poczuła ból, ale jednocześnie ogarnął ją jeszcze większy gniew. Spojrzała na Lisę, po czym zamachnęła się i uderzyła ją z całej siły. Lisa patrzyła na nią z niedowierzaniem. Cios był silny, z kącika jej ust sączyła się krew, a na jej twarzy pojawiało się coraz więcej złości. Nie takiego zachowania spodziewała się po Rain. Prawdę mówiąc liczyła na jakieś błagania oraz płaczliwe prośby. Zawiodła się.

— Ty mała ździro! — krzyknęła i z całej siły uderzyła ją kolbą pistoletu. Rain próbowała uchylić się przed ciosem, ale niezupełnie jej się to udało. Uderzenie było na tyle mocne, że upadła na podłogę. Wprost pod nogi Paula. Siedziała przy łóżku, ciężko oddychając. Ból był silny. Czuła straszną złość, ale wiedziała, że powinna teraz być ostrożna, ponieważ Lisa była rozwścieczona. Może to są moje odpowiedzi — pomyślała. Poczuła na ramieniu rękę Paula.

— Właśnie o to mi chodziło — powiedziała cicho do mężczyzny, który nic nie rozumiał. — Musiałam się tu znaleźć. Po prostu mi zaufaj, a wszystko będzie dobrze — szepnęła tajemniczo.

Paul chciał zaprotestować, ale Rain nie miała już czasu na wyjaśnienia. Spojrzała na Lisę, która śmiała się z nich. Czuła się bezkarna. To był tylko jeden moment. Rain zrobiła jeden gwałtowny ruch. Błyskawicznie sięgnęła pod łóżko, a w następnej chwili stała przed Lisą z pistoletem w dłoni. Dziewczyna zamarła i z niedowierzaniem wpatrywała się w nią.

— Co jest do cholery? — Uśmiech zniknął z jej twarzy.

— Odejdź — powiedziała krótko, lecz stanowczo Rain.

— Jak to zrobiłaś? — Lisa była kompletnie zaskoczona przebiegiem zdarzeń. — Skąd...

— To nieważne. Wypieprzaj stąd — warknęła Rain.

— Myślisz, że tak po prostu wyjdę? — Lisa przyglądała się jej z niedowierzaniem. — Możesz tu sobie stać i wymachiwać tym pistoletem. Taki dzieciak jak ty nawet nie umie go obsłużyć. Lepiej to odłóż, bo zrobisz sobie krzywdę — zaśmiała się, ale spoważniała na odgłos odbezpieczanej broni.

— Nie byłabym tego taka pewna. — Od Rain aż biło zdecydowanie, a w jej głosie nie było słychać jakiegokolwiek wahania.

— On dziś zginie — powiedziała twardo Lisa.

— Mylisz się. — Rain była spokojna oraz pewna siebie. Przynajmniej na taką chciała wyglądać. W środku szalał w niej strach i przerażenie.

— Nie powstrzymasz mnie. — Lisa była coraz bardziej zdesperowana.

— Przemyśl to — powiedziała spokojnie Rain. — To prosta filozofia, nie zastrzelisz go, ponieważ ja stoję ci na drodze.

— Więc zastrzelę najpierw ciebie — mruknęła ze złością.

— To chyba oczywiste, że ja również strzelę, a on będzie żył. Zabijesz mnie, ale sama również zginiesz. Jeden twój drobny ruch, a ja nacisnę na spust automatycznie. Prościej nie można już tego wytłumaczyć, liczę na to, że tym razem dotrze to do ciebie wyraźnie.

— Nie wierzę — usłyszała chłodny głos brunetki.

— Liso, Paul dziś będzie żył. Nawet, gdy pociągniesz za spust, nie zabijesz go. A to przecież o niego ci chodzi. Prawda?

Lisa patrzyła na nią z nienawiścią. W jej wzroku było wiele jadu oraz okrucieństwa. Rain była przerażona, jednakże nie pokazywała tego. Wiedziała, że najmniejsza oznaka słabości zmniejszyłaby ich szanse. Dziewczyna wpatrywała się w nią świdrującym wzrokiem, tak, jakby chciała dostać się do jej głowy i poznać myśli. W tym momencie wiedziała już, że nie ma przed sobą zastraszonej dziewczyny, ale przeciwnika godnego siebie.

— Powiedz mi tylko jedno. Dlaczego ryzykujesz dla niego życie? — zapytała.

— Zamknij drzwi wychodząc — powiedziała Rain, chcąc jak najszybciej zakończyć ten incydent.

— Teraz ty jesteś moim numerem jeden — wysyczała dziewczyna. — Jeszcze się spotkamy, obiecuję ci to — powiedziała, po czym prawie niedostrzegalnie zniknęła za drzwiami.

Rain stała zwrócona w stronę wejścia, nadal celując z broni. Teraz, gdy już nie było Lisy, cały strach, jaki w niej był, wybuch ze zdwojoną siłą. Zaczęła cichutko łkać. Paul czuł w całym ciele potworny ból. Każdy najmniejszy ruch sprawiał mu ogromne cierpienie, jednak podniósł się i podszedł do Rain.

— Kretynka — powiedział cicho i przytulił ją. — Dlaczego po prostu nie uciekłaś?

— A ty byś uciekł? — zapytała cicho i zadrżała, a z jej oczu popłynęły łzy.

— Shhh — Paul przyjrzał jej się uważniej. — Krwawisz.

— Zdetronizowałam cię — powiedziała z uśmiechem, a on spojrzał na nią zdezorientowany. — Już nie jesteś numerem jeden — zakończyła puszczając mu oczko.

— To istotnie powód do radości, proponuję zrobić adekwatny wpis w pamiętniku, mała ździro — stwierdził z ironią, zastanawiając się, co się z tą dziewczyną stało. 

— Ale ja nie mam pamiętnika — powiedziała zdziwiona, a dopiero po chwili dotarło do niej, że żartował. — Zastanawiam się czy ta mała zdzira to obelga czy komplement — wymamrotała pod nosem.

— Cytat, skarbie — oznajmił przekornie.

Podeszła do szafki, na której leżał telefon i zadzwoniła po ochronę. Gdy tylko pojawił się ochroniarz zaatakowała go.

— Czy zdajesz sobie sprawę, co się tu przed chwilą wydarzyło?! — wrzasnęła, a mężczyzna widząc ich rannych, przełknął ślinę.

— Ale ja nie wiem...

— Jak ci zaraz kurw... — powiedziała, w porę powstrzymując się przez mocniejszym wyrażeniem swych emocji. — Czemu tak stoisz bezmyślnie? Wytłumacz mi, co robiłeś, gdy ta wariatka chciała nas zabić? Gdzie wtedy byłeś?! — krzyczała.

— Nikt nie wchodził na górę.

— Pewnie sami to sobie zrobiliśmy, baranie — powiedziała i zadzwoniła do doktora.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro