Rozdział 3 - Biała karta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

USA, New Jersey

Było już późne popołudnie, gdy weszła do domu. Od razu pobiegła na górę i zrzuciła brudne ubranie, a później weszła pod prysznic. Chłodna woda przyniosła ulgę jej zmęczonemu ciału. Kilkugodzinne grzebanie przy silniku starego volvo Ruby wyczerpało ją. Planowała jeszcze sprawdzić cylindry w swoim motorze, ale była już na to zbyt zmęczona. Wielokrotnie proponowała Ruby, aby ta kupiła nowe auto, ale bezowocnie. Kobieta była tak przyzwyczajona do tego grata, że za każdym razem ucinała rozmowę jakimś żartem. Oczywiście, gdy silnik nie odpalał, czarna robota spadała na nią. Jednak nie mogła zaprzeczać temu, że tak naprawdę lubiła grzebać pod maską auta. Aczkolwiek prawdziwą jej pasją były motory, a gdy kupiła Ducati SR, mogłaby wręcz nie wychodzić z garażu. Nie było to może typowe zajęcie dla młodej dziewczyny, ale przecież ona nie była zwyczajną dziewczyną.

Riley była najemnikiem Wtajemniczonych. Jednym z najlepszych. Miała zaledwie dziewiętnaście lat, jednak swymi umiejętnościami przewyższała wielu doświadczonych wyjadaczy, którzy parali się tą profesją już od wielu lat. Była bardzo ładną dziewczyną o niskiej i drobnej posturze, długie blond włosy nosiła przeważnie związane w kitkę. Spojrzenie ogromnych oczu o intensywnie brązowej barwie sprawiało, że wydawała się być nieśmiałą, naiwną nastolatką. Nadawało jej to wręcz dziecinny wygląd tak, że bez problemu mogła udawać nawet piętnastolatkę. Było to jednak tylko złudzenie. Dziewczyna została wyszkolona do tego, aby walczyć i zabijać z zimną krwią, w zależności od otrzymanego zlecenia. Radziła sobie z tym bardzo dobrze. Jej nastawienie do tych akcji było zadowalające zarówno ze strony fizycznej, jak i psychicznej.

Tak naprawdę nie była złą osobą, miała całkiem spokojny charakter i budziła sympatię. Po prostu co jakiś czas dostawała białą kopertę, w której było zadanie do wykonania. Przeważnie chodziło jakieś manipulacje, podszywanie się pod kogoś, udawanie i kłamanie dla osiągnięcia celu. Nie zawsze można było się kogoś tak zwyczajnie pozbyć. Jednak, gdy istniała taka możliwość, to bez trudu szła tą prostszą drogą, nie marnując czasu na odstawianie teatru. Znała tylko takie życie. Nawet nie miała pojęcia, jak i kiedy się to zaczęło. W wieku siedemnastu lat została ranna podczas jakiejś akcji, a gdy się ocknęła, niczego nie pamiętała. Od tamtego momentu jedyne informacje o sobie, jakie posiadała, były informacjami pozyskanymi od Wtajemniczonych. Zdawała sobie sprawę z tego, że na pewno nie mówią jej całej prawdy, to było oczywiste.

Często, w samotne noce, pełne rozważań i wątpliwości, rozmyślała o tym, jaka tak naprawdę jest jej historia. Czy faktycznie Franco zaopiekował się nią, gdy uciekła z sierocińca w wieku trzynastu lat? Wyszkolił i wtajemniczył, uczynił najemnikiem? Czy może gdzieś tam żyła jej rodzina? Być może miała kochających rodziców oraz rodzeństwo, które nadal o niej pamiętało i tęskniło za nią. Może jej nawet szukali. Takie myśli sprawiały, że ogarniała ją przedziwna tęsknota. Franco powiedział jej, że rodzice umarli, ale nigdy nie chciał powiedzieć, jak się nazywali i skąd pochodzili. Tak jakby nie chciał, żeby dowiedziała się czegokolwiek o sobie. To zawsze ją nurtowało. Coś w głębi niej buntowało się z dnia na dzień, powodując, że pojawiało się coraz większe poczucie niesprawiedliwości. Coraz mocniejsza chęć poznania prawdy o sobie i swoim pochodzeniu przeszłości.

Na co dzień mieszkała w Stanach. W New Jersey, w Newark. Dzieliła mieszkanie z Ruby, kobietą, która udawała jej matkę i również była najemnikiem Wtajemniczonych. Początkowo Riley chodziła do szkoły i żyła życiem zwykłej nastolatki, aby stwarzać pozory normalności. Jednak w wieku osiemnastu lat coraz częściej dostawała zlecenia, a ponieważ towarzyszyły temu liczne wyjazdy, kontynuowanie nauki nie miało już sensu. Zresztą nie było to dla niej ważne i lekcje traktowała jak jeden ze swych obowiązków, na równi ze zleceniami, które otrzymywała. Rankiem szła na zajęcia, później wracała do domu, a gdy czekała tam na nią koperta, jechała na podany adres, aby spotkać się z kimś, kto był niewygodny dla Wtajemniczonych.

Ze wszystkim radziła sobie bardzo dobrze. Nigdy nie zadawała zbędnych pytań, a działając intuicyjnie, zawsze osiągała cel. Jednak niewiedza w pewnym momencie zaczęła doskwierać jej coraz mocniej. Doszło do tego, że kilka miesięcy temu postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej o swym pochodzeniu oraz rodzinie. Była zacięta w tym, co robiła. Nie miała przyjaciół i oprócz Ruby nie była z nikim związana emocjonalnie. To nie dawało zbyt wielkich możliwości, aby rozpocząć poszukiwania. A zdawała sobie sprawę, że przecież od czegoś musi zacząć. Zlecenia wykonywała, dostając konkrety w białej kopercie. Tym razem informacje musiała zdobyć sama, a to było dla niej nowością. Oprócz tego towarzyszyło temu duże ryzyko. Wtajemniczeni powiedzieli jej tylko tyle, ile chcieli i z jakichś powodów zależało im, aby nie poznała całej prawdy. Gdyby dowiedzieli się, że postanowiła poszukać na własną rękę informacji o sobie, wtedy nie byliby zadowoleni. Jej wiedza na temat Wtajemniczonych była całkiem spora, jednak zdawała sobie sprawę, że jest to tylko wierzchołek góry lodowej. Opiekował się nią Franco, który był synem Diego, jednego z członków Rady. Kim byli pozostali członkowie? Co tak naprawdę działo się na tych spotkaniach? Tego nie wiedziała. Zdawała sobie jednak sprawę, że mieli oni swoich ludzi na całej kuli ziemskiej, a ich możliwości były ogromne. Ona sama była jedynie małym trybikiem w całej tej machinie. Wiedziała jedno, przeciwstawienie się im było niebezpieczne. Była świadoma tego, że gdyby odkryli jej niesubordynację, to jakiś inny najemnik dostałby w białej kopercie namiary na nią.

Szukała nieporadnie, w obawie, że ktoś się czegoś domyśli. Z drugiej strony najzwyczajniej w świecie nie wiedziała jak to robić i od czego zacząć. Po jakimś czasie postanowiła więcej słuchać, rozmawiać tak, aby cokolwiek sprowokować. Ruby nie miała o niczym pojęcia, a Franco nigdy nie zaczynał tego tematu. Z natury raczej małomówny i oschły. Nigdy nie rozwinęła się między nimi jakaś cieplejsza rozmowa. Był człowiekiem konkretnym i trzeźwo stąpającym po ziemi. Również ją tak wyszkolił, prosto, bezproblemowo, jasno oraz wyraźnie. Minimum emocji i maksimum skupienia. To wyostrzyło jej zmysły, pozwoliło podejmować rozsądne decyzje oraz sprawiło, że stała się w tak młodym wieku bardzo dobrym najemnikiem. Cennym dla nich.

Gdy Riley zamieszkała z Ruby, doszedł jeszcze czynnik emocjonalny, bardziej ludzki, co sprawiło, że stała się jeszcze lepsza. Miała doskonały instynkt, potrafiła zachować zimną krew w każdej sytuacji, a emocje, które przyswoiła w minimalnej ilości, sprawiły, że stała się dziewczyną sympatyczną, konkretną i rzeczową. Przy czym jej delikatna uroda oraz pozorna kruchość stanowiły druzgocący czynnik. Była zawsze niezawodna. Jednak wszystkie te zalety nie pomagały w sprawie, na której zależało jej osobiście. W pragnieniu poznania prawdy o swej przeszłości. Dowiedzeniu się, czy jest gdzieś ktoś, komu na niej zależy. Ktoś, na kim zależałoby jej.

Z czasem stawała się odważniejsza. Bo przecież nie miała nic do stracenia. Każde zlecenie narażało jej życie, ale czy miała dla kogo żyć? Tego właśnie próbowała się dowiedzieć. W rozmowach z Franco była coraz bardziej zdecydowana i często padało pytanie, którego nie chciał usłyszeć. Nie był z tego zadowolony, ale ona była stanowcza. Do pewnego momentu. Do chwili, gdy pojawił się w jej życiu ktoś, kto sprawił, że poznanie przeszłości przestało być już takie ważne. Ktoś, kto spowodował, że na pierwszym planie stanęła przyszłość.

Któregoś lata pojechała do Europy. Do Włoch. Miała tam spotkać się z Franco. Dostała dość dziwne zlecenie. Miała pozbyć się pewnego chłopaka. Było to o tyle niecodzienne, że nie musiała go zabijać, lecz sprawić, aby się w niej zakochał i wyjechał z nią do Stanów. Nie miała pojęcia, o co w tym chodziło, ale przecież nie stanowiło to dla niej problemu. Była dziewczyną, która miała duże powodzenie. Po przyjeździe dostała kopertę z danymi chłopaka. Wieczorem pojechała do Salerno i poszła do baru, w którym bywał co noc. Bez problemu go rozpoznała. Był przystojny i całkiem sympatyczny. Trochę może zarozumiały i z pewnością świadomy swych zalet. Kręcące się wokół niego dziewczyny wkrótce zorientowały się, że nie mają przy niej szans, gdyż wyraźnie dała odczuć, że jest nim zainteresowana. Po jakimś czasie zauważyła, że wszystkie gdzieś nagle zniknęły. Było jej to na rękę. Jednak do czasu.

W chwili, gdy zorientowała się, dlaczego odpuściły, zamarła. Do baru wszedł chłopak, który sprawił, że w jednej chwili cały jej świat zawirował, a ona dosłownie zwariowała na jego punkcie. To było jak grom z jasnego nieba, coś nowego dla niej. Nieznajomy podszedł do nich, a ona nie mogła oderwać od niego oczu. Niesamowicie przystojny Włoch, który uśmiechał się najpiękniejszym uśmiechem, jaki do tej pory widziała. Czarne, przydługie kosmyki włosów wiły się wokół jego szyi, a intensywnie błękitne oczy wpatrywały się w nią z zainteresowaniem. I wtedy wszystko potoczyło się szybko. Facet, który był jej zleceniem, przedstawił ją jako swoją dziewczynę, co sprawiło, że chłopak spojrzał już na nią inaczej, bez tego błysku w oku. A ona nie mogła przecież niczemu zaprzeczyć.

Już na drugi dzień okazało się, że to wszystko jest ze sobą powiązanie. Chłopak, który wzbudził w niej takie emocje, miał na imię Luca i był jego przyjacielem. Był również synem Franco, co kompletnie ją zaskoczyło. Nigdy nie bywała we Włoszech. Nie miała nawet pojęcia, że Franco ma dzieci. Teraz okazało się, że chciał pozbyć się chłopaka, ponieważ uznał tę znajomość za problematyczną, ponoć miał zły wpływ na jego syna. Nie mógł go zabić, ponieważ Luca mógłby się czegoś domyśleć. Dlatego postanowił, że Riley rozkocha go w sobie i sprawi, że wyjedzie z nią do Stanów. Na ciąg dalszy prawdopodobnie napisany był już scenariusz. Luca nie miał o niczym pojęcia. Nie wiedział, kim tak naprawdę jest jego ojciec ani dziadek. Nie zdawał sobie nawet sprawy o istnieniu Wtajemniczonych.

Ta sytuacja ją dobiła. Pragnęła za wszelką cenę zawrzeć znajomość z Luca, a musiała uwieść jego przyjaciela i wyjechać z nim na inny kontynent. W jej głowie wszystko szalało. Pojawiły się emocje, o których istnieniu nie miała do tej pory pojęcia. Kolejną przeszkodą był fakt, że Luca był synem Franco. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma szans na tę znajomość. Franco nie dopuściłby do tego, żeby jego nieświadomy niczego syn związał się z najemnikiem. Rozpaczała, płakała po raz pierwszy w swym życiu. Z bólem serca wróciła do Stanów z zakochanym w niej chłopakiem, z którym musiała później zamieszkać. Męczyła się przez pół roku, grając zakochaną dziewczynę, podczas gdy jej serce pękało z bólu. Po sześciu miesiącach kontakt z Luca zupełnie się urwał, dzięki czemu Franco zdecydował, że mogą bezpiecznie pozbyć się chłopaka. Zrobiła to z wielką przyjemnością.

Od tamtego spotkania minął prawie rok. Widziała Luca tylko raz. Zaledwie przez pięć minut. Jednak od tamtego momentu nie mogła o nim zapomnieć. Żyła od zlecenia do zlecenia. A jedyną jej rozrywką i przyjemnością był garaż oraz motor, który zastępował jej w jakiś sposób przyjaciela. Gdy siadała na nim i odpalała silnik, czuła się tak, jakby zaczerpnęła głęboko oddechu. Jadąc ulicami, odprężała się. Lubiła szybkość, lubiła to uczucie podniecenia, gdy prędkość narastała, a niebezpieczeństwo stawało się coraz większe. Kochała to, bo jedynie wtedy nie myślała o Luca.

Nie miała pojęcia, co robić i jak żyć, ponieważ wszystko stało się nagle bezsensowne i nieważne. Zrezygnowała z poznania przeszłości, skupiła się na powierzanych zadaniach. Nie wiadomo jak długo by z tym żyła. Jednak w pewnym momencie Franco, który nie miał pojęcia o uczuciu Riley do jego syna, zdecydował, że powinna przenieść się na jakiś czas do Europy. Chciał mieć ją pod ręką. Miał problemy z jakimś Wtajemniczonym, który zbuntował się i stanowił dla nich zagrożenie. Postanowił, że wraz z nim zajmie się sprawą Gorana. Niewiele o nim słyszała, ale to nie było istotne. Nie przejmowała się nigdy kto i dlaczego. Dostawała zlecenie i wypełniała je, nie znała innego życia. Teraz jednak pojawiły się emocje. A ona miała znaleźć się wreszcie przy chłopaku, w którym się zakochała.


Gdy wyszła spod prysznica, ubrała się szybko i związała niedbale wilgotne włosy. Wyciągnęła z szafy torbę podróżną i zaczęła wrzucać do niej przypadkowe rzeczy. Nawet gdy jechała gdzieś na dłużej, nie brała ze sobą dużego bagażu. Wystarczyła karta kredytowa z nieograniczonym limitem. Bycie najemnikiem sprawiało, że o żadne finanse nigdy nie musiała się martwić.

Lot do Włoch miała za trzy godziny. Już następnego dnia miała być na miejscu. Podekscytowana, cieszyła się, że znowu go zobaczy. Trochę obawiała się konfrontacji, ponieważ znał ją jako kogoś innego, jednak nie miała nawet pewności czy ją zapamiętał. Jeżeli tak, to będzie musiała skłamać, co przecież było jej chlebem powszednim. Nie była z tego powodu szczęśliwa, jednak nie miała zamiaru dopuścić do tego, by poznał prawdę. Bo przecież nie mogła tak po prostu przyznać się, że zabiła jego przyjaciela. Improwizacja — była w tym dobra. Plus doskonały instynkt i umiejętność wyczuwania czyichś emocji. Na tym zamierzała bazować.

Kiedy miała już wychodzić, zadzwonił telefon. Odbierając, nawet nie podejrzewała, kim będzie jej rozmówca.

— Witaj Riley. Jestem Diego di Gennaro — usłyszała i zamarła.

— Co się stało? — zapytała zdezorientowana. Nigdy wcześniej żaden z tak wysoko postawionych Wtajemniczonych nie kontaktował się z nią osobiście.

— Mam dla ciebie specjalne zadanie — powiedział, a ona zmarszczyła czoło.

— Dostanę dane tak jak zawsze? — zapytała.

— Tym razem to coś innego — usłyszała i coś jej się nie spodobało w tonie jego głosu.

— O co chodzi?

— Sprawa dotyczy mojej wnuczki — powiedział, a ona zaczęła szukać w pamięci.

Słyszała coś o tej dziewczynie. Sprawa od zawsze była dziwna. Na jakąkolwiek wzmiankę jej imienia każdy reagował tak, jakby chciał uciec od tego tematu. Dziewczyna nie była ani Wtajemniczoną, ani najemnikiem. I tak jak Luca, nie była nawet świadoma tego, kim jest jej dziadek. Riley wiedziała o niej jedynie tyle, że mieszka w Stanach.

— Mam ją zabić? — zapytała i usłyszała, jak mężczyzna roześmiał się.

— Oczywiście, że nie — oświadczył. — Od tej chwili jedyną sprawą, którą będziesz się zajmowała, jest moja wnuczka. W zależności od tego, co będzie się działo, ty będziesz odpowiedzialna za...

— Ale co mam z nią zrobić? — zdenerwowała się, zdając sobie sprawę z tego, że jej wyjazd do Włoch jest już nieaktualny. Miała ochotę krzyczeć, przeklinać, powiedzieć mu, żeby pocałował się w dupę, polecieć do Włoch i wyznać wszystko Luca.

— Jeśli zajdzie taka potrzeba będziesz się nią opiekowała.

— Jest chora? Jak mam się nią opiekować? Ja nie opiekuję się ludźmi, ja ich zabijam — wypaliła gwałtownie, ledwie wstrzymując się od krzyku. — Nie rozumiem...

— Więc przestań mi wreszcie przerywać — zażądał, a ona zagryzła wargę. Rozmawiała z członkiem Rady, kimś, o kim do tej pory jedynie słyszała.

— Proszę kontynuować — powiedziała chłodno, przyjmując swoją naturalną postawę.

— Będę cię na bieżąco informował. Jeżeli w życiu mojej wnuczki zacznie coś się dziać, będziesz musiała interweniować, dlatego pozostaniesz w Stanach — powiedział, a ona przymknęła oczy. Potwierdziły się jej najgorsze obawy.

— Co dokładnie będę musiała zrobić? — zapytała głosem kompletnie pozbawionym emocji.

— Pojawić się w jej życiu i zająć się nią — usłyszała i pomyślała, że w tym momencie miałaby ochotę skręcić kark tej dziewczynie.

— W jaki sposób mam się nią zająć?

— Na pewno nie zabijając — oznajmił, a ona odniosła wrażenie, że była w tym ironia.

— Grozi jej jakieś niebezpieczeństwo? — zapytała lekko zdezorientowana.

— Jesteś najemnikiem, powinnaś wykonywać rozkazy, a nie dyskutować ze zleceniodawcą — stwierdził, lecz nie wyczuła w jego głosie groźby.

— Jestem jedynie najemnikiem, aby wykonywać polecenia, muszę znać szczegóły, a to czasem wymaga dyskusji ze zleceniodawcą — odparła chłodno. — "Zająć się nią" mogę zinterpretować w sposób, do jakiego mnie przygotowywano. Chętnie zabiję pańską wnuczkę, jeżeli nie wytłumaczy mi pan dokładniej, w jaki sposób mam się nią zająć — dodała.

— Masz rację — przyznał, odczekawszy chwilę.

— Zatem zadam jeszcze raz pytanie. Czy pana wnuczce grozi niebezpieczeństwo?

— Nie mogę mieć pewności, lecz jest to całkiem prawdopodobne — stwierdził.

— W takim razie proszę podać mi dane zagrożenia, wyeliminuję je, zanim cokolwiek się stanie — zaproponowała.

— Być może nie będzie takiej konieczności — oznajmił. — Po prostu przez jakiś czas będziesz musiała się trzymać blisko niej.

— To wszystko? — zapytała, chcąc jak najszybciej rozłączyć się i wyżyć na czymkolwiek, albo po prostu wsiąść w samolot i polecieć do Włoch. Bo niby, czemu miałaby tego nie zrobić?

— Jest też sprawa Gorana — kontynuował. — Franco ma z nim pewne trudności. Na pewno orientujesz się w sytuacji.

— Tak.

— Będzie to jedyna sprawa, jaka ciebie w tej chwili dotyczy, oprócz opieki nad moją wnuczką — oznajmił, a ona zamrugała powiekami.

Goran, Franco, Włochy... Luca.

— Kiedy? — zapytała.

— Musisz czekać na wiadomość od Franco. Gdy cię powiadomi, spotkasz się z nim, a on da ci dalsze instrukcje — powiedział, a ona pomyślała, że znowu nadszedł czas oczekiwania i nie miała nawet pojęcia, jak długo to tym razem potrwa.

— Zrozumiałam — potwierdziła.

— Nie będziesz miała z Rain żadnych problemów. To bardzo spokojna dziewczyna. Całe dnie spędza w domu. Nigdzie nie wyjeżdża ani nawet nie wychodzi. Gdyby zaistniała taka konieczność to zawrzesz z nią znajomość, będziesz kręciła się gdzieś obok.

— Mam się z nią zaprzyjaźnić? — zapytała chłodnym, bezbarwnym głosem.

— To nie musi być na poważnie. Miałaś już podobne zlecenia, wiesz, na czym to polega. Ona musi mieć ochronę, o której nie będzie wiedziała. Ale prawdopodobnie nie będzie takiej konieczności. Na razie musisz trzymać się z daleka od niej. Wszystko będzie kontrolował Franco. Gdy do ciebie zadzwoni, sprawa będzie dotyczyła Gorana albo Rain. Zrobisz, co powie. Teraz polecisz do Nowego Yorku i będziesz czekała na wiadomość od Franco.

— Rozumiem. Czekam na telefon Franco — oświadczyła, a Diego uśmiechnął się pod nosem.

Była doskonałym najemnikiem. Takim, który nie interesuje się, po co i dlaczego, a jedyne pytania, jakie zadaje, dotyczą sedna sprawy oraz jej szczegółów. Minimalnie oraz konkretnie.

— Moja wnuczka jest bardzo wrażliwą dziewczyną, zamkniętą w sobie. Myślę, że to nie potrwa długo — usłyszała i westchnęła.

— Czy to wszystko? — Miała ochotę już skończyć tę rozmowę. Nie chciała dłużej słuchać jego opowieści o Rain.

— Właściwie jest jeszcze coś. Moja wnuczka za dwa miesiące przyleci do mnie do Włoch. Jeżeli do tego czasu nic się nie wyjaśni, ty również musisz tu być — powiedział, zanim się rozłączył.

— Będę na pewno — szepnęła.

W tamtej chwili jedyne, czego pragnęła, to zabić tę dziewczynę. Gdy wszystko zaczęło przybierać dobry obrót i mogła wreszcie pojechać do Włoch, aby być bliżej chłopaka, w którym się zakochała, nagle pojawia się jakaś Rain. Riley była rozgoryczona. Nie mogła dać po sobie poznać, jak bardzo jest wściekła podczas rozmowy z Diego. I chociaż w tym momencie było jej wszystko jedno i nie wahałaby się nawet sprzeciwić im, aby tylko dostać się do chłopaka, to przecież Luca był w jakimś stopniu jednym z nich. Nie miał pojęcia o tym, kim tak naprawdę jest jego dziadek i ojciec, ale byli rodziną, nie mogła ryzykować aż tak bardzo. W końcu chodziło o chłopaka. Również cała ta cholerna Rain była jego kuzynką. W tym wypadku musiała zrobić to, co jej kazali. Przecież tak naprawdę była najemnikiem, całe jej życie, to oczekiwanie na kolejne zlecenia. Teraz też musiała czekać. W tym momencie jednak miała cel i powód, żeby to robić.

Wybiegła z domu i jak burza wpadła do garażu. Wkrótce było słychać uruchamiany silnik, a po chwili wyjeżdżała już na drogę. Musiała na czymś rozładować emocje. Zagłuszyć w sobie ten zawód i żal. A wszystko przez dziewczynę, którą będzie musiała pilnować. Dziewczynę, której życie będzie teraz chroniła. Wszystkiemu była winna Rain.


USA, Chicago

Siedziała na schodach jakiejś starej, obdrapanej kamienicy. Nocne, chłodne powietrze oraz wiatr sprawiły, iż pomyślała, że nie bez powodu Chicago nazywają wietrznym miastem. I choć lubiła różne skrajności pogodowe, to w tym momencie była na tyle zagubiona, że stanowiło to ostatnią rzecz, którą zawracałaby sobie głowę. Ulicą przejechał policyjny radiowóz, a ona była coraz bardziej zdezorientowana. W jej głowie aż huczało od wielu pytań, których nawet nie potrafiłaby zadać. Wiedziała wszystko, a jednocześnie nie wiedziała niczego. Znów powiał wiatr, strącając ze stojącego obok kosza pokrywę, która poturlała się chodnikiem, robiąc przy tym okropny hałas. Po drugiej stronie zobaczyła idącą prostytutkę, ubraną w wyzywającą, lateksową mini i stanik. Częściowo rozmazany, wulgarny makijaż sprawiał, że wyglądała groteskowo i odpychająco.

— Na co patrzysz szmato?! — wrzasnęła kobieta, gdy zorientowała się, że jej się przygląda. — Poobijać ci tę śliczną buźkę?

Dziewczyna przestraszyła się i odwróciła twarz w drugą stronę. Usłyszała głośny, nieprzyjemny śmiech dziwki. Wpatrywała się w szare schody, na których siedziała, nie chcąc już na nią spoglądać. Podniosła wzrok dopiero wtedy, gdy dźwięk obcasów zniknął gdzieś w oddali.

W tamtej chwili powinna poczuć ulgę, jednak jedyne, co czuła, to jeszcze większy chaos. Prawda była taka, że nie miała pojęcia, co ją tu przywiodło i dlaczego tu jest. Nawet dobrze nie pamiętała, jak z Nowego Jorku dotarła do Chicago oraz dlaczego przyszła akurat w to miejsce. W głowie miała kompletny zamęt, który nie pozwalał jej się skupić i zebrać myśli w jedną logiczną całość. Pytania, wątpliwości, rozdrażnienie oraz jakiś dziwny do opisania niepokój. Coraz gwałtowniejszy. Kumulowały się z każdą chwilą. A gdzieś tam jakieś niejasne przeczucie. Przeświadczenie, że za moment stanie się coś bardzo ważnego. Coś, co całkowicie odmieni jej dotychczasowe życie. Powiał silny wiatr, unosząc do góry stare gazety, które fruwając w powietrzu, tańczyły jakiś chaotyczny taniec. Dziewczyna otuliła się cieplej bluzą, aczkolwiek niewiele to pomogło, ponieważ nadal było jej zimno.

Gdy tak siedziała, zasłuchana w odgłosy nocy, usłyszała gdzieś obok gwałtowny pisk opon... i już wiedziała, była pewna, że to jest właśnie to, co przywiodło ją tu tej nocy. Powoli obracała głowę w stronę nadjeżdżającego z zawrotną szybkością auta, które w pewnym momencie uderzyło w coś z całej siły. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro