(03.02.2017)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czasy - jakie są, każdy widzi. 

Życie - bieganina, tabun spraw.

Czas dla siebie - prawie nieuchwytny. Dlatego należałoby go docenić. 

x

Dwaj zawodnicy Nekomy siedzieli razem, okablowani współdzielonymi słuchawkami, przy muzyce, którą zaserwowała im komórka jednego z nich, podłączona do sieci radiowej. 

Lev wykazywał jeszcze jakąś wolę walki, ażeby przezwyciężyć potreningową apatię, siedział prosto; Yaku wspierał się już swobodnie o bok wyższego chłopaka, rozluźniony jak człowiek, który zrobił na ten moment wszystko, co w jego mocy, zaś teraz domaga się jakiegoś gratisu od życia. 

Powinni już pójść do domu. Dopiero co jednak ulokowali się w jednym z ustronnych zakątków parczku, który obaj przecinali w drodze do domu. A ostatnio zabrakło im przebywania tylko we dwoje. Choćby krótko, kwadrans czy mniej. 

Nawet przy najbardziej dennej muzyce, na jaką, zdaniem Morisuke, udało im się trafić;  wpierw planował zmienić akompaniament. Stwierdził, że to w zasadzie nie tak ważne, skoro Haiba wydaje się zadowolony, a głównym mianownikiem spotkania jest żaden inny czynnik jak przebywanie ze sobą. Zrezygnował. 

Atmosfera prezentowała się miła tak czy inaczej.

- Słuchaj. Mogę być z tobą szczery? - zapytał Lev, wpatrujący się z uwagą przed siebie.

- Ta... - mruknął Yaku sennie. Po czym uniósł nieco głowę, by zminimalizować ryzyko, iż zaśnie, kiedy środkowy będzie mówił. 

- Przypuszczam, że możesz mieć trochę... specyficzny gust - zaczął Haiba, z wybitną oraz pochwały godną ostrożnością. Jego rozmówca bynajmniej nie miał zamiaru tego docenić, marszcząc surowo brwi. - Ale ten kawałek jest taki beznadziejny... 

- Jak to jest, że nawet kiedy masz rację, to i tak jesteś irytujący i nie potrafię się z tobą zgodzić? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro