(05.01.2017)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kenma, zdawało się, już ogłuchł. Miało to swoje dobre strony, obok złych oczywiście, skoro przynajmniej znieczulił się na obecność Bokuto i Kuroo przy tym samym stoliku. Bez wątpliwości głośną obecność. 

Keiji sprawiał równie udatnie pozory, ale - otóż to - tylko pozory. Jakby to nie przedstawiało się w sprawie Kozume, na niego hałas z pewnością wywierał zły wpływ. Pod maską znużenia czaiło się głębokie zirytowanie obecną sytuacją; najgłośniejszy duet świata przekrzykiwał się nawzajem, jedna strona drugiej udowadniała swoje racje i Akaashiemu poszczęściło się tylko o tyle, że nie wiedział, o co właściwie w zamieszaniu owym chodzi.

Te dane, przeznaczone dla zwykłych śmiertelników, musiałyby zlansowować mu mózg. 

Siedział dotąd, dłonią podpierając podbródek. W końcu zastał się jednak trochę w jednej pozycji i ośmielił drgnąć, a to zwróciło na niego uwagę Koutarou. 

- Keiji! Keiji! Ty się ze mną zgadzasz, prawda? - Popielatowłosy poderwał się z krzesła, przewracając je, czym też zupełnie się nie przejął. - Bo ten tu mnie obraża. Zrób coś, kochaaanie. 

Akaashi niespiesznie podniósł wzrok znad blatu stołu, przekrzywiając lekko głowę. 

- Mam go zabić? - spytał spokojnie. 

Zapanowała chwila słodkiego milczenia. 

Króciutka. 

- KEIJI! - zaświergotał Bokuto. Natężeniem decybeli zdołał ogłuszyć nawet Tetsurou. -  Moje kochanie, gotowe mnie bronić! 

Mógłby rozwodzić się jeszcze długo. Na szczęście pochłonęła go bardziej myśl o wyściskaniu młodszego bruneta, a koncept zaraz wcielił w życie, wyrzucając całą swoją osobę do przodu. W takim co najmniej pośpiechu, jakby Akaashi zwiewał, gdzie pieprz rośnie. 

A  wszak drugoroczny siedział na swoim miejscu. 

Również po kilku sekundach, gdy krzesło poleciało do tyłu, z nim i przyklejonym do niego Koutarou. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro