(14.01.2017)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Akaashi wyszedł na korytarz w nietypowym akompaniamencie. Szelest papieru. Dźwięk, jaki wydawała gwałtownie zmięta kartkówka. Szczególnie gwałtownie.

Bokuto zwyczajowo czekał na członka swej drużyny pod klasą i z tego tytułu stał się świadkiem zajścia. Jako taki, pozbawiony słówka wyjaśnienia ze strony sprawcy, mógł interpretować akcję na niezliczone sposoby. 

Grobowy wyraz twarzy Keijiego - posępność bardziej nasilona niż zwykle, ma się rozumieć - kazała mu przypuszczać, że może... czyżby... ale czy aby na pewno... młodszemu chłopakowi nie poszczęściło się z ostatnią kartkówką...? 

Opcja nie niemożliwa i znaki na niebie i ziemi to zdawały się wskazywać, jednakowoż kontrował to respekt trzecioklasisty dla intelektu Akaashiego. 

Nie, nie może być. 

Musiał wiedzieć. Dlatego też delikatnie ujął dłoń bruneta w swe dwie, rozprostował jego palce, wyzwolił z nich nieszczęsny zwitek. Rozprostował wówczas, odczytał. Dwa razy, by następnie rzucić znad owej powierzchni pytające spojrzenie. 

Akaashi tym razem zagryzł zęby. Bo co miał wyjaśniać? Iż myślał o swoim kapitanie tak intensywnie, by stracić kontakt z rzeczywistością i w momencie składania podpisu na pracy zastąpić jego imieniem swoje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro