(17.01.2017) [erotyk]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mówią, że wszystko ma swoje dobre strony.

Mówią, że wszystko może mieć dobre strony. 

Kto wie, kto wie... 

Niektóre sytuacje na pewno je mają. Nie zawsze wyraźne, ale jakieś.

Awaria takiej, na przykład, kuchenki. Żadną miarą nie mogła Bokuto cieszyć. Hipotetycznie lepszy taki spraw obrót, niż gdyby zawiodło chociażby ogrzewanie, właśnie teraz, kiedy zima za oknem. Jednak jak gorzej, tak mogłoby wypaść też lepiej - gdyby tak nic się nie zepsuło.

Ujemne temperatury wydawałyby się mniej trwożące, jeżeli widziałby przed sobą perspektywę ciepłego obiadu. Tymczasem w domu nic takiego nie czekało; jedyne gorące obiekty w obrębie mieszkania to kaloryfer i Keiji.

Przy czym nieszczęsny brunet wydawał się chory od nadmiaru zupek błyskawicznych. Sam Koutarou nie potrafił więcej myśleć o takim typie posiłku bez mdłości. Dlatego też wybierał talerz kanapek i modlił się, żeby wreszcie przyjechał pracownik, który naprawiłby objęty gwarancją sprzęt.

- W tym tygodniu, psia kość, miał być w tym tygodniu. I co? Piątek mamy - utyskiwał popielatowłosy, zaraz po wejściu do mieszkania. 

Ściągnął z siebie kurtkę, a dopiero wówczas, nader niechętnie, zsuwał rękawiczki ze zmarzniętych dłoni; przysiągłby, że jego palce znajdowały się w poważnym zagrożeniu. Dziw, że jeszcze ich nie odmroził, nawet w rękawiczkach.

W takich momentach uświadamiał sobie, że Akaashi przejawiał niezwykłą cierpliwość, a on sam głupotę. Żałował nieco, iż zaproponował porzucenie stabilnego sytuowania, jakie im obojgu zapewniało Tokio, na rzecz przeprowadzki w inne strony i szukania jakiejś wyimaginowanej okazji. Przez lata chciał żyć w ten sposób, a teraz obracało się to przeciwko niemu. Do tego notorycznie coś się psuło, a budżet lawirował na krawędzi.

- Znowu narzekasz? - wytknął Keiji, wychodząc ku stojącemu w małym, ciemnym korytarzyku partnerowi. Za uśmiech, który młodszy mężczyzna mu oferował, Bokuto pozwoliłby się ze sobą droczyć bodaj na wszelkie sposoby. - Zrobię ci herbatę, hm? 

Kiedy dodatkowo Akaashi ujmował jego zziębnięte dłonie w swoje, nieco cieplejsze, przynosiło to popielatowłosemu fizyczną i psychiczną ulgę. Choć brakło słońca, znajdywał inne źródła optymizmu. 

Po chwili brunet delikatnie wysupłał palce z jego chwytu, by natomiast przejść do kuchni i w elektrycznym czajniku zagrzać wodę na herbatę. 

- Keiji? - mruknął Bokuto przymilnie, postępując w ślad za czarnowłosym. Oparł się o ladę kuchenną tuż przy nim. 

Jako że rozdzielanie saszetek herbaty do kubków nie przedstawiało szczególnych trudności, Akaashi przeniósł spojrzenie na partnera. Mimowolnie uśmiechnął się przy tym; delikatnie, prawie jakby chciał powstrzymać ten grymas czy zachować go w subtelnej, dyskretniej formie.

- Słucham? - zagaił. - Chcesz czegoś? 

- Och, to zawsze. - Koutarou przesunął się i pochylił się w stronę bruneta, nie czując się jeszcze jak w domu, dopóki nie musnął ustami jego ust. - Keiji, wyjdźmy gdzieś razem. 

- Jest zimno. - Zamknięty między ladą a osobą byłego asa, Keiji oparł głowę o ramię tego ostatniego. Westchnął cicho, lecz z wyraźnym zadowoleniem z obecnej chwili. 

- Posiedzimy w jakiejś restauracji. Zjemy razem obiad - kontynuował niestrudzony Bokuto, z nutką jakiegoś dawno nieobecnego podniecenia; fakt faktem, że dawno nie wyrwali się na trochę, gdziekolwiek, byle we dwoje. 

- To kuszące - przyznał Akaashi z wahaniem. 

- Wiem. - Palce Koutarou zanurzyły się pieszczotliwie w kirowych kosmykach. - Dlatego po prostu daj się skusić. Proszę, Keiji. Chcę cię gdzieś zabrać.

Woda zawrzała, zaraz więc czarnowłosy zajął się rozlewaniem jej do kubków. Milczał jeszcze, aczkolwiek już wiedział, że przystanie na propozycję. 

Prędzej lub później. 

- Wiesz co? - zaczął. Jak na komendę, Bokuto, pełen nadziei różnego sortu, utkwił pilne spojrzenie w jego ustach. A te długą chwilę poniechały dalszych uwag.

- Tak? - zachęcił więc popielatowłosy. 

- Czasem szczerze obawiam się, że jak za często będziemy wychodzić, to drzwi wejściowe tego nie wytrzymają.

- Ech. -  Wyższy mężczyzna zwiesił głowę. - Myślałem, że teraz powiesz coś, co roztopi moje serce. 

Akaaashi wzruszył ramionami, wskazując jeno skinieniem głowy na kubek herbaty. 

x

Skóra Koutarou niosła ze sobą jeszcze przeraźliwe zimno - minęło wszak ledwie parę minut, odkąd znaleźli się z powrotem we własnych progach. 

Opierając się plecami o pierś partnera, mając jego dłonie na brzuchu, Keiji czuł owe zimno wyraźnie, prawie dotkliwie; a przecież moment przedstawiał się dla niego rozkosznie i nie zrezygnowałby zeń za nic. 

Ujął materiał własnej koszulki, ażeby pociągnąć ją do góry, zsunąć przez głowę. Upuścić, kiedy zatracił się do imentu w ustach swojego ukochanego. 

Potem ogrzewały go muśnięcia ust na szyi, obnażonym obojczyku, chłodziły owe nader znajome palce. Prowokowały - razem wzięte ciepło, zimno i bliskość. Oraz skóra, obnażana skóra. 

Z namaszczeniem odpinał guziki koszuli, która usuwała się stopniowo z piersi Bokuto. Rozkoszował się widokiem, zanim miała przyjść pora na wszystkie inne impulsy. Powoli dopilnował, ażeby ubranie wreszcie i ześlizgnęło się z ramion popielatowłosego, przesunął dłońmi po jego nagich barkach. 

Wypuścił z ust zadowolone westchnienie, przywitał nim każdy kolejny szlak, który dłonie Koutarou wytyczały na jego ciele, klucząc niżej, niżej, niżej. Rozkoszował się - tak tym, co przynosił dotyk partnera, jak tym, że sam mógł smakować w roznamiętnionych pocałunkach tej skóry, która powoli przestawała być chłodna.  

Ciała, które ubóstwiał. 

Osoby, którą kochał. Tu, teraz, w tym życiu, po wszystkich złych i dobrych decyzjach, które wspólnie podjęli. Bez baczenia na coraz obszerniejszy czas, który mijał bez zainteresowania z ich strony. Póki co, tego zimowego wieczora istnieli tylko dla siebie. Powoli, cierpliwie, świeży w miłości, zakochani. 

Nie gonił ich czas. Bokuto przeznaczyłby wieki i na te pierwsze czułości, na oddech Keijiego łaskoczący jego pierś, jeszcze nim rozebrali się zupełnie i nim plecy bruneta zapadły się w pościeli. 

Związały ich ze sobą splecione palce - i spojrzenie prosto w oczy, i kolejne złączenie warg, na dłużej jeszcze, z większym jeszcze zaangażowaniem, z pieszczotą języka. I jednakie pragnienie, wyrażane całym sobą, odwzajemniane całym sobą.

Podporządkowali się chwili pasji.

Opierając się komfortowo o poduszkę, Akaashi przyciągnął i zamknął Koutarou w ramionach, oparł pięty o jego plecy, zanurzył palce w popielatych kosmykach.

Zmysły wniknęły w przejmującą bliskość. Ogrzewali się, potrzebowali. Wymieniali ożywione oddechy. Dopełniali mocną więź duchową w zetknięciu cielesnym.

- I co? Teraz stopiłem twoje serce? - Czułe słowa młodszego chłopaka składały się na balsam dla uszu Bokuto.

- Mmh - mruknął Koutarou, zniżając głowę, aż wsparł się czołem o ramię bruneta. - To za tę kuchenkę? Czy za obiad?

- Może po prostu dlatego, że cię kocham?

- Może. Mam czasem takie podejrzenia.

x

Prawda. Akaashi wydawał mu się szczęśliwy. Na co dzień, bez powodu, na przekór temu i tamtemu. Więc to chyba musiała być miłość? 

 A/N

Obiecałam, że spróbuję czegoś... czegoś. No, oto jest. 

Wiłam się nad tym, męczyłam prawie dwa dni. Jestem zbyt wyprana z uczuć na pisanie w tym guście. I trochę pomysł kuleje, to inna sprawa. 

Wiecie co? Tkwię w konflikcie wewnętrznym. Z jednej strony, może przydałoby się ogarnąć pisanie scen erotycznych. (I to może czegoś nie tak przesadnie filozoficznego.) Wszechstronność to moja obsesja. Z drugiej strony, nie czuję tego chyba i nie wiem, czy warto się zmuszać. 

Z tych lepszych rzeczy... widzicie to? Wreszcie napisałam coś trochę dłuższego. Choć następnym razem trzeba to będzie lepiej zrobić, tak. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro