(22.01.2017)
Nie mógł się zdecydować. Od dawna się zastanawiał - i nie wiedział.
Bokuto-san, wieczny status quo.
Ach, powinien chyba zrezygnować z przyrostka "san".
Czy raczej po prostu "Koutarou, wieczny status quo", bowiem kapitan nalegał, żeby Akaashi pozwolił sobie przejść na jeszcze bardziej poufalą stopę. A to był nieco trudne.
Właściwie wszystko było nieco trudne.
Cóż, oczywiście tylko dla jednej strony; Bokuto zdawał się być w siódmym niebie, wraz z każdym krokiem uczyniomym w relacji z kruczowłosym drugoklasistą.
- Keiji, wyciągniesz mi telefon z tylnej kieszeni? - pytał niekiedy, najswobodniej w świecie, gdy akurat coś poprawiał i sam nie mógł wydostać urządzenia.
Akaashi nie mógł się zdecydować, czy jego aspirujący chłopak był tak niewinny i nieświadomy, czy wprost przeciwnie.
Tak czy siak w jego oczach wypadało to niestosownie i odczuwał niezaprzeczalne strapienie, gdy jego dłoń prawie znajdowała się - bądź co bądź - na pośladkach starszego młodzieńca.
Z drugiej strony to nie tak, że nie chciał robić z Koutarou różnych niestosownych rzeczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro