I wczoraj, i przedwczoraj, i... (03.12.2016)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oikawa, leżąc bezwładnie na łóżku, wpatrywał się w lekko pożółkły sufit. 

Powinien być na treningu, lecz ten został odwołany, dlatego teraz chłopak nie miał co robić. 

Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że cały swój czas poświęcał treningom, i teraz, kiedy tych zabrakło, nie miał co robić.

Gdy już był o krok od śmierci ze znudzenia, rozdzwoniła się jego komórka – nader niefortunnie dla dzwoniącego w osobie Iwaizumiego.

- Iwa-chan, nudzę się – poskarżył się Tooru, zanim jego rozmówca miał choćby czas oznajmić, z jaką sprawą dzwonił.

W zapadłym po tych słowach milczeniu czuć było wyraźnie zirytowanie jednej ze stron.

- Pomyliłem numery - mruknął Iwa-chan, na co Tooru zareagował głośnym mlaśnięciem.

- To było niemiłe Iwa-chan! - oburzył się Tooru, przewracając się na brzuch.

- Niemiłe były twoje narodziny - prychnął atakujący.

- Jak dla kogo – podsumował Oikawa. – Więc powiesz mi coś miłego, Iwa-chan?

- Miłego? Tobie?

- Miłego. Mnie. Pamiętasz jeszcze, jakie to uczucie, kiedy twoja wypowiedź nikogo nie obraża?

 - A pamiętasz, jakie to uczucie, kiedy twój głos nikogo nie wkurza? - zapytał Iwa, chcą zmienić temat. - Kocham ten moment kiedy nie słyszę twojego głosu.

Tooru zamrugał kilka razy szybko. 

Z jakiegoś powodu go to zabolało. Mimo że był przyzwyczajony do takich odzywek. Zagryzł dolną wargę i uspokoił oddech.

- Nie zmieniaj tematu, Iwa-chan! - zaświegotał, mając nadzieję, że jego głos nie zadrżał.   

- Ja w ogóle nie mam z tobą o czym rozmawiać - odparł brunet, srogi jako zawsze. 

- Poprzekomarzaj się ze mną - mruknął słodko rozgrywający, usilnie kierując myśli na wszystko, co nie było rozpamiętywaniem owych nieszczęsnych słów, które wybrzmiały przez paroma sekundami.

- Nie ma mowy.

- Właśnie to robisz. I rozmawiasz ze mną, chociaż nie masz o czym.

- Mam się rozłączyć? Zaraz to zrobię. 

 - Nie zrobisz tego - powiedział pewny siebie Tooru, po czym usłyszał dźwięk zakończonego połączenia.

Rzucił telefon na stolik obok, a sam schował twarz w poduszkę. Wszystko poszło nie tak.

Najpierw Iwa-chan wbił mu nóż w serce, a później przekręcił o trzysta sześćdziesiąt stopni, jakby chciał się upewnić, że dobił go całkowicie.

Jednakże Tooru i jego wola walki była o wiele ponad to, więc chłopak wstał z łóżka, zgarnął telefon i portfel, po czym pobiegł do domu przyjaciela. 

Bez wahania wszedł do odpowiedniego pokoju.

- Czemu jesteś dla mnie taki nie miły? - zaczął narzekać. - Ja chcę być dla ciebie miły, a ty to chyba chcesz mnie zabić!  

- Złego diabli nie biorą - odparował Hajime, nawet bez większego zaskoczenia przyjmując to wtargnięcie; nie, żeby to było pierwsze.

Nie podejrzewał też, jakoby ostatnie. Nie był tak naiwny. 

Zerkając znad trzymanego na kolanach laptopa, okiem stratega oszacował lokalizację Oikawy, potencjalnie przydatnych, ciężkich obiektów, a także - na wszelki wypadek - drzwi oraz okien.

- To musisz być nieśmiertelny, co? - fuknął brązowowłosy. 

- Jeśli kiedyś zginę, to mam nadzieję, że na ciebie nie trafię - mruknął Iwa, odstawiając laptoa na biurko.

Chciał się pouczyć, ale wiedział, że obecność Tooru wcale mu w tym nie pomoże. 

Były dwa wyjścia: albo z nim chwilę porozmawia i szatyn da mu spokój, albo wywali go na zbity pysk. 

Druga opcja była o wiele lepsza, ale coś we wzroku Oikawy mu na to nie pozwalało.

- Coś ci się stało? - zapytał, niby od niechcenia, ale wolał się upewnić, że nic nie jest kapitanowi.

- Ty mi się stałeś - burknął Tooru i założył ręce na piersi. - Chce usłyszeć od ciebie coś miłego.  

Hajime, z cokolwiek nieszczęsną miną, podrapał się po zwieszonej ze zmęczeniem głowie. 

- Jakby to było takie łatwe... - westchnął. 

- Jeżeli mnie kochasz, to... - Oikawa był najzupełniej gotów udzielić swojemu gospodarzowi przesyconego emocjami kazania. 

Iwaizumi nie docenił, najzwyczajniej w świecie przerywając:

- Stop - zarzucił, unosząc dłoń, zanurzoną dotąd we własnej ciemniej czuprynie, do góry w geście rozkazu. - A do tego, że cię kocham, kiedy niby doszliśmy?

- Jak doskonale wiesz - Tooru pozwolił sobie na uśmiech satysfakcji; racja była bez dwóch zdań po jego stronie - wczoraj, przedwczoraj, jeszcze dzień przedtem i... myślę, że w zasadzie zakochałeś się we mnie od pierwszego wejrzenia. 

 - Tu chyba masz rację - odparł Iwa-chan, oblewając się rumieńcami.  

A/N

Pisane z Deevay, moją cudną żonką, która występuje w kursywie. Całusy, kochanie! 

Bez Ciebie zabrałabym się za to dopiero za godzinę, jak nie później. Ratujesz moją pseudo-sumienność. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro