Miłość rośnie wokół nas w spokojny, jasny dzień (11.12.2016)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tooru ledwie zdążył zamknąć drzwi, już ktoś zaczął w nie nawalać. I to pięścią niechybnie.

Gdyby nie wiedział, jaki temperament ma jego współlokator, mógłby pomyśleć, że to włamanie. 

Iwaizumi wyglądał na zdenerwowanego. W takiej uroczej, bo mniej agresywnej, bardziej zatroskanej wersji.

- Co się stało, Iwa-chan? - zapytał brązowowłosy, obserwując ze spokojem człowieka uprawnionego, jak jego towarzysz kręci się po domu; a było co, ba, Hajime w ruchu przebierał się z ubrań wyjściowych w domowe odpowiedniki.

- Czego nie odbierasz telefonu, gnoju? - fuknął drugi mężczyzna w odpowiedzi.

Tooru potarł w zamyśleniu podbródek.

No tak, przydałoby się wiedzieć, co właściwie zrobił z telefonem - gdzie, kto, co, jak i kiedy. Bo urządzenie przepadło jak kamfora.

xxx

- Lodówka - rzucił Iwaizumi, przekręcając głowę, by słyszeć lepiej.

W jednej dłoni trzymał swój telefon, palcami drugiej złapał Oikawę za materiał koszulki i pociągnął bliżej.

- Mówię ci, że słyszę go w lodówce - kontynuował. - Posłuchaj.

- Niemożliwe - odpowiedział Tooru, otwierając rzeczony drzwi od rzeczonego sprzętu.

I znalazł telefon, zimny już od nazbyt długiego leżenia w nietypowym schowku.  

Czarnowłosy stał w ciszy, próbując poczuć litość nad głupotą, nie tylko ochotę, by walnąć głową o ścianę. 

Potem - na szczęście czy nie - coś innego pochłonęło jego uwagę; poświęcił chwilę na rozejrzenie się po najdalszych zakamarkach otwartej na oścież lodówki. 

- Właściwie... - zaczął z wolna; zwolnione tempo było bodaj jedynym oprócz jego surowego tonu, obowiązkowo już obecnego, co mogło podnieść współczynnik grozy w wypowiedzi. I to do nazbyt wysokiego poziomu. - ...dlaczego nie zjadłeś czekoladek, które kupiłem ci na walentynki? 

- Oj, Iwa-chan. Chyba się o to nie obrazisz.

- Nie jestem obrażony - odwarknął brunet wściekle. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro