Nasze ścieżki, nasze rozdroża (04.12.2016)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na Oikawę zawsze można było liczyć. 

Głównie na to, że się spóźni, ale, no, w innych sprawach nawet też. 

A że się spóźni to tak na sto procent.

Iwaizumi, przerobiwszy czekanie na szatyna setki razy, wyciągnął koniec końców rozsądne wnioski.

Że nie powinien się zadawać z Oikawą, to po pierwsze.

Że, niestety, już bez tego durnia nie umiałby żyć. Że ma w takim razie coś nierówno pod sufitem.

Że trzeba ze sobą zabierać książkę i czekać na mężczyznę swojego psiego żywota. 

Że naprawdę powinien się leczyć i załatwić Tooru konsultacje, przy tej okazji. Choć to nie pomoże. Jeżeli coś, gdzieś, kiedyś ich rozłączy, to tylko śmierć. Przyznawał to nawet Hajime. 

xxx

Oikawa siedział na ławce już szmat czasu, jakby w pokucie za wszystkie godziny, kiedy spóźnił się na spotkanie z Hajime. 

Kara tym cięższa, że chwytały przymrozki, dłonie mu skostniały i nos zrobił się czerwony. 

Tooru jednak z uporem pochylał się nad książką, łudząc się, że zdoła na niej w końcu skupić uwagę. 

Starał się, a mimo to przez ostatnie godziny, które na tym spędził, oczy ciągle przebiegały znaną ścieżkę przed nim. 

Przeszedł ją tyle razy ramię w ramię ze swym przyjacielem, Iwą. 

Później ze swym partnerem, Iwaizumim. 

A teraz przechodził ją sam, kiedy tylko miał na to czas, by usiąść i poczekać. 

Czekanie to było tym cięższe, że na świecie nie było już nikogo, kto by tu po niego przyszedł. 

Już nie umówi się z Iwą na dziewiątą. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro