Soczyste jabłka (01.11.2016)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Przy Oikawie, Tobio nie do końca był sobą.

Przy Kageyamie, Tooru był sobą i dwustu procentami manipulatora.

Dlatego Tobio przeklinał w ogóle, przeklinał siebie, zwłaszcza stojącego u boku tego krętacza, lżył i Oikawę.

Ale równocześnie robił z siebie idiotę nad balią z pływającymi w niej owocami, bowiem Tooru właśnie tego sobie zażyczył.

Wyprostował się i w najpierwszym odruchu, zanim nawet odjął od ust wyłowione jabłko, sięgnął, ażeby rozwiązać jakoś problem wilgotnej grzywki, która przykleiła mu się do czoła. 

Summa summarum, jego dłoń utknęła na wysokości na dłuższą chwilę, usztywniona w przegubie przez imadło palców szatyna, który tymczasem przysunął się i skubnął zębami owoc.

Czarnowłosy zapomniał o wodzie rozproszonej na swojej skórze. Nie zdziwiłby się zresztą, gdyby w przeciągu kilku ostatnich sekund wyparowała.

Przeklinał dni, w szczególności duszne. A dzisiejszy takim raptem mu się zdał. 

Lżył i Oikawę, od którego dzieliło go zaledwie trochę miąższu. 


A/N

No i początek. Od miniaturki, bo i coś jeszcze innego mi teraz chodzi po głowie i chciałam choćby subtelnie odnieść się do Halloween. Jak już sobie istnieje, to niech mi będzie inspiracją, nawet jeśli małą. 

Będę musiała co dzień zorientować się, jaka jest data. Kłopotliwe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro