Udawajmy (15.12.2016)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Naprawdę chciał to do tego zakutego łba wbić.

Nie błagał - bo nie, kropka - ale zaklinał, groził, rozkazywał, zakazywał: Shittykawa, nie ruszaj niczego beze mnie. 

Jak to bywa, gdy się przybywa na nowe mieszkanie, przywiezione precjoza wymagały rozpakowania. Poprzedzonego, obowiązkowo, odpowiednimi negocjacjami, albowiem każdy z nowych lokatorów, tak Oikawa, jak Iwaizumi, miał inne wyobrażenie odnośnie ułożenia najróżniejszych drobiazgów i drobiażdżków. 

Hajime bał się zostawić partnera w domu, słusznie zresztą, jak się okazało zaraz po wejściu; ale co zrobić? Nie dostał dnia wolnego, to nie dostał. 

Durny Oikawa. Ale widziały gały, co brały? Ano, widziały... 

Gdy wrócił do domu po kilku dobrych godzinach... ot, kości zostały rzucone; wszystko leżało w ładzie najwyższym, nie da się zaprzeczyć, ale nie tam, gdzie Iwa-chan odruchowo byłby sięgnął. A z tym było mu niewygodnie i przez chwilę nawet poczuł się, jakoby nie był u siebie. 

Paskudne wrażenie. 

Niezbyt zadowalające, to na pewno. Drażniące, to chyba też. 

Że też wszystko musi być po myśli Crappykawy. Że to już nie można mieć niczego po swojemu. Niczego, tam do czorta, jednej rzeczy chociażby. 

Zerknął do salonu, by zobaczyć, jak tam się aranżacja prezentuje, i odkrył pierwszą ozdobę dworu, w osobie Tooru, drzemiącą z głową na ławie, tuż obok kubka z kawą. Ręka zwieszona ze blatu jeszcze, ledwo-ledwo, utrzymywała ścierkę do ścierania kurzu.

Iwa-chan westchnął głęboko. 

- Wiem, że zrobiłeś to mnie na złość - mruknął do siebie; choć nie miał kto mu zaoponować, konfrontował się z coraz mniejszym przekonaniem co do słuszności własnego zarzutu. - Ale udawajmy, że po prostu chciałeś mi zaoszczędzić wysiłku. Dobra? Dobra. 

Przesunął dłonią przez kasztanowe kosmyki. 

- Dzięki, Shittykawa. 

Zmęczony szatyn ocknął się dopiero później.

- Mówiłeś coś, Iwa-chan? - spytał sennie.

- Nie, skądże. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro