W imię miłości (11.11.2016)
Oikawa zatrzymał się w drzwiach szkolnej sali gimnastycznej, na której tyle onegdaj ćwiczył i niemało przeżył, by ogarnąć całą rozpiętość boiska wzrokiem. Odetchnął głęboko; choć sala została dopiero co wywietrzona i w niepamięć odszedł potliwy zaduch, przysiągłby, że czuł delikatną woń spalonej gumy ze zniszczonych podeszew.
Może mu się zdawało i to tylko ta specyficzna atmosfera miejsca, gdzie wszystko się zaczęło.
- Tobio? - rzucił zachęcająco.
Brunet, początkowo niechętny odwiedzeniu Kitagawy, ożywił się na widok boiska, szczególnie zaś porzuconej na nim piłki. Nim jednak dostał okrągły obiekt w swe ręce, ten znalazł się w dłoniach starszego absolwenta.
- Jesteś pewien, że możesz się tu bawić? Wyglądasz za staro na ucznia - upomniał szatyn. Nie zważając na własne słowa, odwrócił się na pięcie i odmaszerował na odpowiednie miejsce, by przygotować się do serwu.
Odruchowo gotów był wziąć krótki rozbieg i wyskoczyć, jednak ból w kolanie, niewspieranym stabilizatorem, szybko dał mu się we znaki, ostatecznie więc stał w miejscu.
- Uda się. W imię naszej miłości, Tobio - zadeklarował, uśmiechając się zalotnie. Potem podrzucił piłkę.
xxx
Odkąd opuścili szkołę, Tooru wyglądał na przybitego i milczał.
- Twoja miłość nie działa - wytknął wreszcie, nim znowu zacisnął usta i popadł w depresję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro