Pogrzeb

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wściekła Hag wróciła późnym popołudniem. Nie chciała jednak zdradzić o co chodziło, więc Patrycja stwierdziła, że powodem była praca i nie wnikała więcej.

— Jak było na przesłuchaniu? — zapytała siedząc przy późnym obiedzie i grzebiąc widelcem w lazani zrobionej przez Pat, najwyraźniej nie mając ochoty na jedzenie.

— Chyba dobrze, aczkolwiek nie tego się spodziewałam. — Zabrała pusty talerz po zupie sprzed Mikiego i zaniosła do zlewu.

Zaskoczony mężczyzna spojrzał na żonę.

— Nie rozpieszczaj go bo pomyśli, że tak ma być — fuknęła Hag, odkładając widelec. — Rąk mu nie urwało.

— Usiądź z nami Pat — Miki odezwał się łagodnym, ciepłym basem, który kobiecie kojarzył się z  gęstym miodem o bursztynowej barwie. — Rozmawialiśmy z Hag i postanowiliśmy, że stypę zrobimy tutaj. To zresztą oczywiste. Proponujemy żebyście z nami zamieszkały. Dom jest duży,  a całe drugie piętro wolne odkąd Cleo wyjechała na studia.

Patrycja wygładzała obrus, czując się niezręcznie i zbierając myśli.

— Jeśli chodzi o pogrzeb, to załatwiałaś coś? — zapytała rzeczowo Hag.

Patrycja potrząsnęła głową,  wpatrując się w dłonie.  Zupełnie nie wiedziała jak się do tego zabrać i wmawiała sobie, że to przez szok.

— Prośbę o urlop musisz zgłosić do pracy, bo potrzebujesz wolnego na przygotowania do pogrzebu — Ciągnęła po chwili Hag.

Patrycja poczuła się jak niedorozwinięte dziecko, któremu wszystko trzeba tłumaczyć i robić za nie. Najpierw Damien myśli o wszystkim za nią, a teraz Hag.

— Damien już to zgłosił — powiedziała cicho czując się fatalnie, jakby nic nie potrafiła zrobić sama i wszyscy przejęli nad nią kontrolę, nawet w sprawie mieszkania. — Mówił też, że pomoże mi znaleźć mieszkanie.

Hag oparła się i krzesło.

— A co ten pomornik taki pomocny — zapytała, podejrzliwie przypatrując się Patrycji. — Czego on od ciebie chce?

— Jest po prostu miły — odpowiedziała i spojrzała na Mikiego, który napchał usta lazanią, koncentrując się tylko na jedzeniu. Czując na sobie wzrok Pat powoli, zasłaniając usta dłonią powiedział:

— Fszecież famieszkacie tu, więc po sobie szegoś szukać — przełknął i popił piwem.

Hag potrząsnęła głową i wróciła do tematu pogrzebu.

— Zadzwoniłam już do rodzeństwa i twojej teściowej. Nie wiem kto jeszcze będzie z ich strony. — Zamyśliła się na chwilę. — Jak tylko załatwię pogrzeb wyślę do nich maila z informacją.

— Załatwię to — powiedziała Pat.

— Biedaczko, zostaw to mnie. — Machnęła ręką lekceważąco. Patrycja zawsze podejrzewała, że zaraz po rządzeniu w firmie, robienie imprez  było drugą ulubioną rzeczą Hag. — Jeszcze jedno. Nie spotykaj się z tym Damianem, jeśli jakiś dziwny...śliskiego taki.

— Przecież go nawet nie znasz — prychnęła Pat, zabierając talerz.

— Widziałam go i nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Poza tym twój mąż jeszcze nie ostygł, a ty z jakimś mężczyzną paradujesz. Ja wiem, że nie miałaś z Pete lekko ale odpuść, przynajmniej jakiś czas bo to kiepsko świadczy o tobie.

— Hag, daj spokój — Wtrącił się Miki— Przed kim ma udawać zrozpaczoną? Przed dalekimi znajomymi, niewidzianą rodziną? Przecież wszyscy wiedzą jaki był Pet.

— Ja to wszystko rozumiem, ale poco ma być na językach...

— I tak będzie, więc jakie to ma znaczenie.

— Nie wiele mnie łączy z Damienem — przerwała chłodno narastającą kłótnie, Patrycja. —  Przed pożarem nawet z nim nie rozmawiałam. Spotkałam go...

Hag złożyła usta w ciup, patrząc na kuzynkę uważnie, a Pat poczuła, że za dużo powiedziała.

— Wracałaś z nim w środku nocy, niewiadomo skąd — zauważyła.

— I myślisz,  że na randkę ubrałabym stare łachy Pete? — Podniosła się zdenerwowana ledwo panując nad emocjami.

Po głosie rozpoznała, że Hag właśnie tak myśli.

— Oczywiście, że nie.

— Oczywiście będziemy milczeć na ten temat. W końcu jesteś rodziną — Wtrącił Mike.

— Przepraszam...ale oczym będziecie milczeć?  — zdenerwowała się jeszcze bardziej.

— No nie każdy wytrzymałby z takim człowiekiem — ciągnął mężczyzna uważnie przyglądając się Patricji. — Więc to była tylko kwestia czasu.

— Kurwa, Mike! Przecież nie podpaliłam swojego domu! Mogłam zwyczajnie odejść!

— Ależ oczywiście, Pat — powiedziała że współczuciem Hag. — Nie uważamy żebyś była w stanie to zrobić. Nie masz co się denerwować i płakać. Chodzi tylko o to, żebyś była ostrożna bo z boku to zupełnie inaczej wygląda.

Patrycja wybiegając z kuchni słyszała jeszcze jak Mike ruga Hag. Szybko przeskakiwała po drewnianych schodach, by zamknąć się w małym pokoju.

Dzień pogrzebu był zimny i mglisty. Nisko zwiększające się ciemne chmury, zwiastowały rychły deszcz w Kątach.

Patrycji ubranej w czarną sukienkę, grube pończochy i sweter było zimno. Marzła zaciskając zęby aby nie szczękały jak kastaniety.
Wychodząc z Domu Ostatniego Spotkania, założyła ciemne okulary aby nikt nie widział suchych oczu. Nie uroniła ani jednej łzy i nie była smutna ani przygnębiona. Jedyne co odczuwała to ulgę.

Amelia trzymała ją za rękę idąc obok, a Patrycja przyglądała się jadącej przed nimi trumnie.

Przy drodze stał Damien. Jego wysokiej barczystej sylwetki nie dało się przeoczyć. Obok niego, Dyrektor stał  nieruchomo, wodząc bursztynowymi oczami po przechodzącym tłumie. Krążyły pogłoski, że dyrektor potrafił zmieniać wygląd ale Patrycja jakoś nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Prędzej by uwierzyła, że gość był nieśmiertelny.
Obaj mężczyźni skinęli jej głową.

Kiedy wreszcie zatrzymano się w miejscu pochówku, mogła przyjrzeć się podążającemu za nimi tłumowi znajomych i rodziny Pete. Były obie siostry, niemal słaniając się z rozpaczy co było wyjątkowo zabawne, bo od ślubu nie utrzymywali z nimi kontaktu, po kłótni o majątek. Pat z rozrzewnieniem stwierdziła, że mąż był wtedy zupełnie innym człowiekiem.

Znajomi z pracy stali w osobnej grupce, rodzina w osobnej. Damien był z boku, a gdzieś w tłumie mignęła jej twarz Kunibaj Kut.

Hag wraz ze swoim mężem, stała tuż obok i widać było, że jest przygnębiona. Matka Patrycji stała obok Hag, a teściowa tuż przy trumnie zwisała na ramieniu o dwadzieścia lat młodszego męża, zanosząc się płaczem i niemal zagłuszając pastora.
Patrycja miała wrażenie, że najchętniej rzuciłaby się na trumnę rozdzierającego własne szaty. Pochwyciła nienawistne spojrzenie bratowej, kiedy przeniosła na nią wzrok. Ta z kolei odwróciła głowę, żeby powiedzieć coś do młodszej siostry.
W chwilę później obie zerkały na nią z pogardą i nienawiścią. Patrycja mocniej ścisnęła dłoń córki,  starając się dodać otuchy ośmioletniej dziewczynce, stojącej spokojnie.

Najgorsze były chyba kondolencje. Czarny tłum podpłynął do niej, starając się pocieszyć ją, poklepać po ramieniu dodając otuchy. Pat miała dość tej szopki, chciało jej się wymiotować na myśl o tych wszystkich fałszywych wyrazach współczucia. Pragnęła aby to wszystko wreszcie się skończyło. Niestety czekała ją dalsza część koszmaru. Stypa. Tu z kolei szalała Hag, upojona spotkaniem. Zachwycona sobą i imprezą,  którą zorganizowała. Patrycja wiedziała, że kobieta jest szczęśliwa.

Świerza wdówka z trudem uwolniła się od teściowej narzekającej że zapewne z powodu nieudolności Patrycji jako żony i matki, jej syn zaczął pić.  Z jej ust wypełzło mnóstwo przykrych słów, kąsających niczym jadowite żmije.

Pat czmychnęła do kuchni, wycierając ukradkiem łzy,  które wzbierały w oczach. Teoretycznie powinna się do tego przyzwyczaić ale w praktyce to wcale nie było proste. Złe słowa bolały zawsze.

W drzwiach zderzyła się z Damienem, który automatycznie ją złapał chroniąc przed upadkiem.

— Nie wiedziałam, że będziesz — powiedziała ukradkiem ocierając oczy.

— Wprosiłem się. — Cofnął się w głąb kuchni, przyglądając jak kobieta rozmasowuje ramię, które brało udział w zderzeniu. Zapewne będzie na nim spory siniak. — Tak sobie pomyślałem, że będziesz potrzebowała wsparcia.

— Nie będę — warknęła, sama nie wiedząc co bardziej ją zirytowało czy to, że tak bezczelnie się wprosił, czy to, że chce jej pomóc. Nie potrzebowała tego, zawsze radziła sobie sama i chciała żeby tak zostało. Chciała być sama. Irytował ją pogrzeb, cała ta otoczka w około niego, przypominająca bardziej ślub. Jeszcze tylko tańców brakowało.

Damien uśmiechał się,  a ona miała ochotę strzelić w ten bliznowaty pysk. Zacisnęła pięści, a on nagle spoważniał.

— Możesz to zrobić, jeśli ci ulży — powiedział jakby czytał w jej myślach.

Przez moment nie rozumiała, a potem poczuła jak opuszcza ją złość.

— Dzięki.

— Niema sprawy. — Wziął piwo ze stolika, oparł się o zlew krzyżując nogi i uważnie przyglądając puszystej postaci.

— Skąd masz piwo? — zaatakowała ostro, a złość powróciław sekundzie.

— Z lodówki.

Patrycja wyrwała mu je z ręki i wylała do umywalki.

— Oszalałeś? — warknęła wściekła, zaciskając pięść i gniotąc puszkę. —  Przecież wiem, że jesteś motorem. Chcesz kogoś rozjechać?

— Po jednym piwie?

— Tak.

— Bez alkoholowym?

Patrycja spojrzała na puszkę,  gdzie faktycznie wielkimi literami widniało: "Wolne od procentów".
Zaczerwieniła się że wstydu.

— Nie zauważyłam — bąknęła cofając się pod ścianę i zagryzając lekko wargę.

Wydawała się całkowicie bezbronna i krucha. Zupełnie taka jak, wtedy gdy się pierwszy raz spotkali.

— Ładnie wyglądasz — spróbował rozładować napięcie ale jedynie z takim skutkiem, że Pat spojrzała na niego podejrzliwie i ruszyła w kierunku drzwi.
Nie miał zamiaru pozwolić jej czmychnęła. Nie teraz, kiedy doszedł do wniosku, że może jej na nim zależeć. To bardzo wiele zmieniało.

—  To Kunibaj Kut — odezwał się krótko.

— Słucham?

Powoli odwróciła się od drzwi cicho je zamykając.

— Kunibaj Kut jest tym chłopakiem. Wiem, że się znacie i spotkaliście.

— To niemożliwe.

— Jest młody, buzują w nim hormony i miał motyw. — Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji kiedy to mówił.

— Znaczy... lubię go ale to nic nie znaczy — szepnęła.

Damien miał wrażenie, że wcale ho nie słucha. Westchnął ledwo słyszalnie. Miał zamiar doprowadzić tę rozmowę do końca i przekonać ją do tego aby przyjęła pomóc.

— Wiem też o skarbie — powiedział, widząc jak kobieta blednie i sztywnieje. — Nie obawiaj się. Nie powiem nikomu ale jeśli tak ufasz młodemu i chcesz żeby ci pomógł go odnaleźć, to musisz zdawać sobie sprawę, że jako nieletni pomornik i bez licencji sam nie może nigdzie się wybrać. Musi mieć pozwolenie od wychowawcy i opiekuna na czas wyprawy.

Pat przełknęła głośno ślinę.  O tym nie pomyślała.

— Co teraz? — Zadała na głos pytanie, które ją nurtowało.

— Poproszę Urlicha o pozwolenie i postaram się o opiekę. Przy okazji będę miał chłopaka na oku. — Zbliżył się chłonąc jej zapach.

— A w zamian chcesz połowę skarbu? — prychnęła zirytowana, kiedy odgarnął niesforny kosmyk włosów z jej twarzy zakładając za ucho.

Jeśli zajdzie taka potrzeba to sama pojedzie na poszukiwanie skarbu. Podniosła wyzywająco głowę otwierając usta. W tym momencie otworzyły się drzwi i stanęła w nich młodsza siostra Pete.  Spojrzała na parę stojąca zbyt blisko siebie i z obrzydzeniem powiedziała:

— Mogłam się spodziewać, że znajdę cię obmacujacą się z jakimś... mężczyzną — strzyknęła jadem, a w jej oczach widać było obrzydzeniem gdy spojrzała na pomornika.

— Nie obmacuje się...poprostu... Ustalam plan jak pozbawić cię reszty majątku — odparła złośliwie Pat. Miała dość dzisiejszego dnia i wszystkich rewelacji z nim związanych.

—  Twoja bezczelność jest niewiarygodna. Ty żałosna dziwko, zdradzająca męża.  Myślisz, że o niczym nie wiem? Jak biedak dzwonił do mamy i żalił się.

Pat otworzyła szerzej usta mając zamiar odpyskować ale Damien zrobił krok zasłaniając ją swoją sylwetką.

— Radziłbym pani, ubolewać nad stratą brata, a nie szukać dziury w tyłku. — Sposób w jaki to powiedział  sprawił, że Patrycji krew zastygła w żyłach. 

— Ty...Ty...żałosny — prychnęła kobieta z pogardą, a Patrycji przez myśl przemknęło, że bratowej brakuje instynktu samozachowawczego. Gdyby do Pat powiedział ktokolwiek takim tonem, zmykałaby w podskokach. Tymczasem jednak wpatrywała się w jego szerokie plecy.

— Niech pani nie szuka wymyślnych obelg, bo zapewniam,że wszystkie słyszałem.  A teraz... — wykonał dyskretny ruch dłonią. — Nalegam aby pani wróciła do pokoju, zanim stracę cierpliwość.

Siostra Pete odwróciła się na piecie i wyszła mrucząc niezadowolona.

— Jak się czujesz? — zapytał zwracając się do niej.

— No to było... dziwne. Nikt jeszcze nie stanął w mojej obronie — uśmiechnęła się leciutko.

— To chyba najwyższy czas to zmienić. — Uniósł jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. — Pójdę,  zanim narobię ci więcej problemów.

Ani słowem nie skomentował tego, że Patrycja wyrwała rękę z uścisku i wytarła o obranie.

Wymknął się przez okno. W samą porę bo do kuchni weszła Hag.

— Co tu tak stoisz? — Patrycja wzruszyła ramionami. — Goście czekają — dodała, wyciągając z lodówki sałatkę i nucąc coś pod nosem.

Kiedy wszyscy pojechali, Pat mogła w końcu odetchnąć od pogardliwych spojrzeń teściowej i jej córek.  Rzuciła się na łóżko z głową pełną myśli o Damienie i Kunibaj Kut. Snuła nierealne marzenia o majątku jaki ją czeka, kiedy ofnajdzie legendarny skarb.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro