998 żurawi do szczęścia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zostało mi dziewięćset dziewięćdziesiąt osiem żurawi do szczęścia.

Z tego powodu zamierzam się zatracać w goryczy, dopóki mogę. W pewnym sensie widzę w tym chodzący paradoks, bo przez całe życie zarzucano mi cynizm, przegnicie, do tego stopnia, że zdążyłam całkowicie przywyknąć do myśli, że moja dusza jest zardzewiałą stroną w wielkim dzienniku Boga, w którego istnienie nie wierzę. Przestałam chcieć być szczęśliwa.

A przecież szczęście to spektrum.

Mnąc różowy papier, uświadomiłam sobie, że jednym, czego pragnę, jest bycie poza nim.

Podobno to kwestia wiary, siły woli, ale co jeżeli to właśnie wierność własnym ideałom sprawiła, że jestem w tym punkcie życia, w którym jestem? Mam wrażenie, że w momencie, w którym przestałam darzyć się sympatią, zaczęłam odczuwać do siebie spaczoną wersję szacunku, a nigdy wcześniej nie potrafiłam o niego zawalczyć. Jednak rozważając to wszystko, nie potrafię otaczać rzeczywistości czymkolwiek innym, niż grubą włóczką obrzydzenia. Niespodziewanie utknęłam w kokonie faktów, które odpychałam od siebie zbyt długo, by móc przyjąć, tym bardziej, by pozwolić im tak po prostu przejść swobodnie obok. Zalewa mnie fala świadomości, tak jak pot zalewa twoje plecy, kiedy budzisz się z koszmaru.

Z tego koszmaru się nie obudzisz i nawet już nad tym nie płaczesz. Przyzwyczaiłeś się.

Lubię myśleć o źle tego świata. Oczywiście, jest mi przykro. Cierpię. Ale cierpię w sposób, który inni nazwaliby altruistycznym, a to dodaje mi siły, by każdego dnia zmuszać się do nadwyrężania własnych granic. Powoli zaczynam wątpić, bym jakiekolwiek miała. Pędzę pod górkę jak pchana tajemniczą energią kolejka, a wszystko we mnie jęczy, płacze i zdycha ze zmęczenia. Oczywiście z logicznego punktu widzenia możemy to w dużej mierze wyjaśnić. Moglibyśmy nawet mniej więcej to obliczyć z jakiś specjalistycznych wzorów, ale lepiej tego nie róbmy. Życie, choć jeszcze niedawno zdawało się gorzkie niby cytryna, teraz nie ma smaku bardziej niż kiedykolwiek. Zostawmy sobie przynajmniej tę ociupinę wynikającej z tajemnicy pikanterii.

Cały dzień myślałam o żurawiach. O tym, jak siedzą na chmurkach niby małe amorki. O tym, jak zamiast bocianów z idiotycznych bajek przynoszą matkom dzieci, a wraz z nimi rozpady rodzin, problemy finansowe i alkoholizm. Żurawie składane z wydruków CV, których nie było gdzie zanieść, bo znaczysz zbyt mało, by ktokolwiek chciałby cię zatrudnić. Żurawie, które topią się w rzekach codziennych smutków, a nie brodzą, jak chyba powinny, bo gdzieś pogubiły typowe tyczkowate nogi. Żurawie z twojej książki o origami, którą dostałeś, bo darczyńca nie znał cię na tyle, by wybrać coś, co byłoby w jakiś osobisty sposób z tobą połączone, a musiał dać ci jakiś podarek "bo tak wypadało", więc wybrał w miarę uniwersalne, japońskie składanie papieru.

Myślałam o żurawiach nawet wtedy, kiedy mijałam dumę gdańszczan, średniowieczną bramę, którą również nazywa się "Żurawiem". W pewnym sensie ona też była bramą do szczęścia dla narodu. Ale jakie ma to znaczenia, skoro ten Żuraw jest jeden, a nas w Polsce jakieś trzydzieści osiem milionów i każdy potrzebuje tysiąca żurawi do szczęścia?

Dla naszych żurawi wycina się lasy. Przez żurawie domy tracą inne gatunki. Istoty żywe będą umierać przez naszą spaczoną, nieznaną dla przyrody selekcję, którą w podręcznikach nazwanoby doborem naturalnym i opatrzono nazwiskiem Karola Darwina, choć która w tym wypadku z naturą niewiele ma wspólnego, więcej z ludzką zachcianką, wymysłem.

Z każdą sekundą, upadając na dno spektrum, czuję, że nie chcę wracać na oddalającą się górę, bo góra jest dla bezmyślnych, a dno dla nieszczęśliwych i choćbyś, nie wiem jak bardzo, chciał wyrwać się z tego schematu, to nie możesz. Nie w tym świecie.

Pożera mnie prawda.

Nie umiem składać żurawi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro