25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"And just your mind your manners when you go.
And when you go, don’t return to me my love. "

Pospiesznie starałam resztę łez z policzków, podciągając nosem, rozumiejąc, że płacz nie miał najmniejszego sensu, a nawet rozmowa z człowiekiem, którego uważałam za miłość swojego życia.

Stałam tak przed nim, ze załamanym sercem, rozdartą duszą i docierało do mnie powoli jak niewiele dla niego znaczyłam.

Moje wszystko wyceniło moją wartość na mniej niż zero.

Cisza nastała między nami tuż po tym jak wyrwałam się z uścisku jego dłoni i oddaliłam się w drugi kąt gabinetu.

Nic się tutaj nie zmieniło, ciemne biurko stało na swoim miejscu, a z niego zdawało się kpić ze mnie zdjęcie naszej dwójki, udawadniające jak szczęśliwi ze sobą potrafiliśmy być.

Przełknęłam cicho ślinę i spojrzałam na Mateusza, który nadal udawał, że nie ma pojęcia o czym mówiłam.

— Dwa tygodnie przed wypadkiem byłam tutaj. Twoja urocza sekretarka mnie nie wypuściła, Tomek jest świadkiem, rozmawiałam z nim — zaczęłam, unosząc hardo brodę do góry, nie chcąc pokazać jak bardzo mnie to boli. — Ale nie to jest istotne. Faktem jest, że wtedy zniknęłam nie dlatego, że chciałam, a z powodu porwania. Jakiś mężczyzna wsiadł mi do samochodu i groził bronią. I to też nie jest ważne — podsumowałam, dostrzegając jak z każdym kolejnym moim słowem brunet rozszerza mocniej oczy.

— Co? — wydukał nieskładnie, podchodząc do mnie.

Podniosłam rękę, nakazując mu tym samym pozostanie w stosownej odległości ode mnie.

— Porwali mnie, licząc że zapłacisz za mnie okup. Łudzili się, zupełnie tak jak ja, że kochasz mnie na tyle mocno, że zapłacisz — zaśmiałam się gorzko, czując jak łzy na nowo wypływają z moich oczu, szczypiąc je przy okazji.

Ciemnowłosy pokręcił z niedowierzaniem głową i rozchylił usta, zamierzając coś powiedzieć.

— Domyśl się jak bardzo bolała informacja, że jednak tego nie zrobiłeś, że próbowali mnie zabić, bo tobie było żal kilkunastu tysięcy! Pieprzonych kilkunastu tysięcy, które potrafisz zarobić w ciągu pieprzonego miesiąca! — Wyrzuciłam z siebie, zupełnie nie panując ani nad tonem, ani nad niczym innym.

Płakałam, a mimo to ulga nie nadchodziła.

— O czym ty u diabła mówisz?! — spytał, podchodząc do mnie.

Złapał dłońmi moje ramiona i pochylił twarz do mojej tak, że poczułam jego oddech na ustach.

Oczy mu pociemniały, a zęby zaciskał tak mocno, że aż drżała mu szczęka.

— Wypadek, w którym straciłam pamięć nie był wypadkiem. Chcieli mnie zabić by dać ci nauczkę, by udowodnić, że nie kłamali — wymamrotałam cicho, tracąc resztki sił. — To nie był wypadek.

Chwilę wcześniej byłam gotowa wrzeszczeć, bić i awanturować się, ale teraz nic już nie miało sensu, ani celu. Faktem było, że Mateusz nie zapłacił. I chociaż bolało jak diabli musiałam z tym żyć.

— Asia — wypowiedział spokojnie moje imię, ciągnąc mnie w stronę okna pod którym stała kanapa. — Oddychaj.

Posadził mnie na meblu niemalże siłą, a ja potrząsnęłam z rezygnacją głową, poddając się.

Byłam słaba. Byłam przegrana. Nasze małżeństwo było pomyłką.

— Nie jestem ideałem, nigdy nie twierdziłem, że jestem, ale nigdy, przenigdy nie dostałem żadnego żądania okupu, przysięgam! — Zapewnił, wpatrując się wprost w moje oczy, chcąc bym mu uwierzyła.

Ale nie potrafiłam.

— Dzwonili do ciebie, wysyłali listy, pomimo tego, że byli przestępcami, wierzę im. Uwierzyłam w to, że mnie wypuszczą, gdy zapłacisz, wierzyłam w to — oznajmiłam cicho, łamiącym się głosem, wierzchem dłoni ścierając ślady łez z policzków.

Trzęsłam się, ale nie był to efekt zimna, a po prostu przerażenia.

— Musisz mi uwierzyć, że nic takiego nie doszło do mnie. Nie dostałem nic, Asia, oddałbym cały majątek, życie, a nawet duszę diabłu dla twojego bezpieczeństwa — zapewnił żarliwie, próbując mnie przekonać.

I kolejne kilkanaście minut spędziliśmy na wyrzucaniu sobie nawzajem tych prawd i racji.
Ja nie wierzyłam jemu, a on tłumaczył, że nie miał o niczym bladego pojęcia.

(...)

— To koniec. To definitywnie koniec, ponieważ nie mam ci już nic do powiedzenia, Mateusz — wstałam z miejsca, ocierając twarz dłońmi i potrząsnęłam głową, czując jak bardzo to boli.

Wiedziałam, że to była dobra i słuszna decyzja, że nasze małżeństwo od kilku miesięcy nie wychodziło, nie sprawdzało się, a mimo to ból wcale nie był lżejszy. Właściwie odejście od niego diabelsko mocno wywiercało bolesną dziurę nie tylko w moim sercu, ale i duszy.

— Co mam zrobić byś mi uwierzyła? Co mam powiedzieć? — Spytał, obserwując mnie intensywnie.

Oczy mu się szkliły jakby sam miał ochotę płakać, a i cała jego postawa sugerowała, że i on się poddał, stracił resztki nadziei.

Nie krzyczeliśmy, nie awanturowaliśmy się. Rozmawialiśmy spokojnie, zupełnie tak jakbyśmy dyskutowali o pogodzie, a nie końcu małżeństwa, które trwało zaledwie kilka lat.

— Nic, ponieważ nic nie sprawi, że zapomnę o tym, co się wydarzyło — odpowiedziałam szczerze, wiedząc, że taka była prawda.

Każda godzina, każdy z dni, w które byłam przetrzymywana były gorsze jak tortury, ponieważ nie katowali mojego ciała, a sam umysł.

Świadomość bycia nie kochaną raniła bardziej jak jakikolwiek nóż.

— Nie dostałem ani jednego listu czy telefonu, słowo! — Krzyknął, orientując się, że planuję wyjść i już nigdy nie wracać.

— Mateusz, to twoje biuro, twoja poczta, twoje życie, chcesz mi powiedzieć, że nie kontrolujesz...— przerwałam, biorąc głęboki wdech, czując że powietrze ucieka z moich płuc, próbując pozbawić mnie tchu.

Dotarło do mnie. Prawda uderzyła mnie między oczy, powodując tym samym, że zaniemówiłam z wrażenia.

Mateusz miał sekretarkę, która sprawdzała pocztę, odbierała telefony, kontrolowała jego grafik.

Rozszerzyłam oczy, wpatrując się z przerażeniem w męża, który również zrozumiał.

I nim się chociaż zdołałam ruszyć, wypadł z pomieszczenia, wrzeszcząc w niebogłosy.

Otrząsnęłam się, ignorując myśli o tym jak bardzo musiała mnie ta kobieta nienawidzić i opuściłam gabinet, by móc zauważyć, że to Tomek trzyma Elwirę, która próbowała mu się wyrwać.

Mateusz krzyczał. Ciągle, głośno, grożąc jej, życząc śmierci i informując, że tego nie odpuści.

Konstancja natomiast z szerokim uśmiechem, opierając się o biurko, trzymała słuchawkę telefonu przy uchu i czekała na połączenie.

Ja stałam w progu i obserwowałam ich wszystkich, nie rozumiejąc, w którym momencie do tego doszło?

Mateusz nie ratował mnie, oczywiście, ponieważ nie miał bladego pojęcia, że potrzebuję pomocy.

Łzy strumieniem płynęły po moich policzkach, cała się trzęsłam i niewiele z tego rozumiałam, chociaż wszystko było jasne.

Po chwili, albo dłuższej chwili tuż obok mnie pojawiła się moja siostra, obejmując mnie mocno.

— Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Wszystko się ułoży, a ty jesteś już bezpieczna — zapewniła kojącym tonem, gładząc dłonią tył mojej głowy, chcąc mnie uspokoić.

Schowałam twarz na jej ramieniu i pozwoliłam sobie na spazmatyczny płacz. Nie potrafiłam się uspokoić, dlatego też blondynka wciągnęła mnie do gabinetu, sądzając na kanapie, na której jeszcze moment wcześniej siedziałam z mężem.

— Skąd wiedziałaś? — Zapytałam, orientując się, że przecież nie powiedziałam o porwaniu ani słowa komuś innemu jak sam brunet.

Zmarszczyłam brwi, unosząc je. Cała ta sytuacja zdawała się być jedną wielką pomyłką i komedią, nawet jeśli mnie przerażała.

— Ta idiotka mówi za dużo. Kazałam Tomkowi jej pilnować i...— przerwała, spoglądając na mnie przepraszająco, ze skruszonym wyrazem twarzy. — Podsłuchiwałam was.

— Co?! — Wybauszyłam oczy, prostując się gwałtownie.

— Przepraszam, ale... W sumie, bo... Nie do końca wszystko słyszałam, ale... Dotarło do mnie, że Mateusz nie kłamał, że nie wiedział — wyjaśniła, wzruszając lekko ramionami. — I dotarło do mnie, że był ktoś inny, że ktoś inny ma wgląd w jego połączenia, maile, listy.

— I dodałaś dwa do dwóch — zauważyłam cicho, domyślając się, że Konstancja wcześniej wpadła na to niż ja.

I zapewne wynikało to z braku tak gwałtownych emocji i całej masy żalu, który włączył mi się względem Mateusza.

— Tak. I zaczęłam wypytywać tę flądrę. I się przyznała. I, gdy miałam już wam przerwać, Mateusz wybiegł i... Sama wiesz —  Dodała, uśmiechając się nieznacznie.

— Ona ukryła żądania okupu — powiedziałam cicho. — Nie oznacza to, że zorganizowała całą akcję.

I chociaż chciałam wierzyć w jej winę byłam przekonana, że nie mogła być, aż tak przebiegła i wyrafinowana. Miałam pewność, że wykorzystała okazję, do tego była zdolna. Dlatego też, moje serce na nowo zaczęło walić w mojej klatce piersiowej, a dłonie zaczęły mi się pocić.

Wcale nie byłam bezpieczna.

I nim zdołałam powiedzieć to na głos, usłyszałam szmer dochodzący z holu, więc zerwałam się z miejsca i zauważyłam jak funkcjonariusze policji wkraczają na piętro.

To był dopiero sam początek całego apogeum wydarzeń.
Wysłuchali wściekłego Mateusza, ale też Elwiry, więc w efekcie końcowym nie tylko ona została zatrzymana.

Zamrugałam z zaskoczeniem powiekami, słysząc od jednego z policjantów słowa:
— Proszę się nie ruszać, pani również pójdzie z nami.

Konstancja zaczęła krzyczeć, chcąc mnie obronić, a nawet zasłonić własnym ciałem.

Mateusz również zaczął tłumaczyć, że nie mają prawa, że to ja jestem pokrzywdzona i tym podobne.

A ja, nie chcąc by oni mieli kłopoty, pokręciłam głową.

— W porządku, chętnie wszystko im wyjaśnię. Najwyższa pora powiedzieć wszystko komuś, kto może nam pomóc — oznajmiłam, rzucając pełne wdzięczności spojrzenie siostrze.

Nawet teraz próbowała mnie ratować, dzięki czemu zrozumiałam, że nie mogłam być na nią wściekła. Gorzej z brunetem, który nawalał. Nie raz i nie dwa, a wielokrotnie.

I w całej tej sytuacji to właśnie Tomek zdawał się nie do końca cokolwiek rozumieć. Patrzył tylko jak wychodzę z biura w towarzystwie dwóch policjantów i Elwiry. Oraz Mateusza i Konstancji, którzy postanowili również jechać na komendę.


🗯️ Dzień dobry, aż mi trochę żal tego Mateusza, tak bardzo od Was obserwał w komentarzach. Co myślicie? Co dalej? Pozdrawiam, całuję 😘.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro