A.A.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzę na wykładzie na Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Siedzę już od godziny,i nic nie napisałem, kartka jest pusta, tak jak perspektywy mojego kolegi z ławki Waldemara. Miało być fajnie, miło. Zawsze tak ma być, ale realia życia skutecznie to uniemożliwiają. Zamiast na coś miłego, poszedłem na coś tak nudnego, jak opisywanie krok po kroku poidełek dla kurczaków. Wszyscy notują, ale wiem że nie mają zapału, wszystko odbywa się jakby w "slow motion", zwolnionym tempie. Slajdy przelatują jak przez kisiel, profesor Waśkowski rysuje jakieś wykresy. Matematyczne. A przecież to SGGW… Co się stało? Ludzie na audytorium wyglądają jak znudzeni kibice na trybunach stadionu wyjątkowo nudnego meczu, na którym nie ma nawet kiboli, taki jest mało istotny dla wandali…

Wtem Waśkowski mówi, że zrobi nam ćwiczenia. Z poidełek dla kurczaków? Że mamy taki zbudować, czy pić jak kurczaki? Nie dosłyszałem jego odpowiedzi, wciąż miałem wodę w uszach po prysznicu. Trudno. Sięgnąłem po długopis. Był za cienki. Spojrzałem. Patyczek od szaszłyka. Patrzę po studentach dookoła mnie. Wszyscy mają długie wykałaczki i skrzętnie notują. Jakim cudem? Znów wbijam wzrok w tablicę, już jest pusta. Cholera! Teraz są na niej pytania. O poidełka dla kurczaków! Głowa jest tak samo pusta jak tablica. Ale muszę choć udawać że piszę. Koniec wykładu, oddajemy kartki. Wszyscy zawalili, oprócz mnie. Zdałem na ocenę bardzo dobrą. Miałem pustą kartkę, podrapaną wykałaczką. 

Obudziłem się. W trumnie. Na skarpie metr wyżej stał pastor i wraz z moją rodziną modlił się za mój spokój duszy. Umarłem? To czemu czuję zimno, wiatr, deszcz padający mi na twarz? Grabarze nie czekali na koniec modlitwy, wielkimi łopatami, które były kawałkami biszkoptów nadzianymi na wykałaczki zaczęli szuflować czarną ziemię prosto na mnie. Krzyczałem, ale nikt nie słyszał, w tle leciało "Despacito". Zostałem zakopany żywcem i umarłem.

Co się działo później? Pies jeden wie. I to dosłownie, bo obudziłem się jako własny czworonóg, przykuty łańcuchem do budy. Spojrzałem na suchą karmę w misce. Zaszczekałem radośnie.

Uwielbiam wołowinę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro